Closer dreams 1.doc

(35 KB) Pobierz
Była godzina dwudziesta

Była godzina dwudziesta. Młoda dziewczyna ubrana w ciemną kurtkę pospiesznie zmierzała w stronę przystanku autobusowego. Pierwszy raz miała sama pojechać do nowego domu położonego na skraju lasu, 20 km od miasta. Była trochę podenerwowana. Pokłóciła się ze swoją przyjaciółką. W ostatniej chwili wsiadła do autobusu. Nie zwracała uwagi na ludzi , których mijała. Usiadła na ostatnim wolnym miejscu, koło jakiegoś pochmurnego chłopaka. Nałożyła na uczy słuchawki i odpłynęła w świat muzyki. Miała dosyć Alex , jej głupich uwag i tej okropnej marcowej pogody. Chciała tylko jak najprędzej znaleźć się w swoim nowym pokoju, rzucić na łóżko i spać . Najlepiej do lata!
      Droga była dość długa. Większość osób wysiadła na następnych przystankach. Zostało około 5 pasażerów. Autobus zwolnił. Hattie, bo takie było imię dziewczyny, wstała i powędrowała do drzwi. Chłopak, koło którego siedziała, tez się podniósł.
Wyszedł szybko, jakby nie umiał złapać tchu. Schodząc za nim po stopniach, dziewczyna zauważyła, iż nieznajomy zmierza trasą, która prowadziła do lasu, gdzie znajdował się jej dom. Szła 10 m za nim, cicho. Nie odwrócił się ani razu. Była tego pewna.  Nie widział jej. Zastanawiała się , czemu idzie w tę stronę. Oprócz jej domu był tam tylko las. Za lasem, co prawda znajdowało się miasteczko, ale to dobre 4 godziny marszu. Nawet jeśli tam zmierzał, to mógł pojechać autobusem , bo tam był następny przystanek. To było dziwne. Skręciła w furtkę swojego podwórza. Chłopak poszedł dalej w ciemny las ...
- Hattie! Juz się zaczęłam martwic! miałaś być o 20.30 a jest juz 20.50!
- Przepraszam mamo, ale autobus jechał strasznie wolno. - odpowiedziała spokojnie na pytanie matki.
- No dobrze kochanie, ale żeby mi to było ostatni raz. Tak ciemno, a Ty tym autobusem jeździsz - mruczała cos jeszcze pod nosem, idąc do kuchni.
Hattie powędrowała wolno do swojego pokoju. "Nareszcie w domu" pomyślała i zabrala sie za "Zmierzch" Stephanie Meyer. Książkę, która juz  dawno zamierzała przeczytać. Lubiła opowieści o wampirach i wilkołakach. Wywoływały w niej dreszcz emocji i nutkę tajemnicy. Niesamowicie się cieszyła, ze jest piątek i może czytać do pozna. Skończyła o 2 w nocy. Wyszła na balkon i spojrzała z lekiem na las, tak podobnym do tego, opisywanego przez autorkę. "Gdyby takie rzeczy działy się na prawdę." - zadumała się. Podniosła wzrok na gwiazdy. Tu, daleko od miasta, lśniły mocniej i okazalej. Zrobiło się zimno. Wracając do pokoju, usłyszała skowyt wilka. Wyczula w nim smutek i jakby żałobę. Położyła się do łóżka, a zza okna nie dochodził juz żaden dźwięk.

Hattie obudziła się z jasnym poczuciem, ze musi się wybrać na spacer do lasu. Swój sen tłumaczyła nadmiarem wrażeń po przeczytaniu książki. Chodziarz nie wiedziała co oznaczały zielono-bursztynowe oczy które patrzyły na nią z taka uwaga i zainteresowaniem.  Ich spojrzenie magnetyzowało. Nie potrafiła stwierdzić tez do kogo należą. Intrygowało ja to cały poranek.
- Idę na spacer - krzyknęła otwierając frontowe drzwi.
- Dobrze, tylko wróć na obiad. Mama ci nie wybaczy jeśli nie spróbujesz jej lassagne. - ojciec wypowiedział ostatnie zdanie cicho jakby za rogiem miała się na niego czaić żona z wałkiem w ręce. - Nie zostawiaj mnie z tym samego!- Hattie chodź kochała swoją matkę musiała pogodzić się z faktem, ze kompletnie nie znała się na gotowaniu. Wszystkie jej spotkania z książką kucharska kończyły się zazwyczaj przypalonymi garnkami, zakalcami, a raz nawet wymiana piekarnika. Trudno wiec się dziwić tacie, iż nie nie chce zostać z tym sam na sam
- Tak tato, rozumiem. Będę. Tylko pilnuj kuchni. Jak cos się zacznie palić...
- Dobrze. Mam gaśnicę - pościł córce oko, a ona parsknęła śmiechem i wyszła z domu na szare podwórze. Gdzieniegdzie przebijały sie pierwsze promienie wiosennego słońca.  Poczuła sie szczęśliwa.  Juz jeden promyk wystarczył aby wyrwać ja z przemyśleń. Podążała droga, pokryta z obu stron omszałymi drzewami i wysoka trawa. Przeszła juz chyba spory kawał, a od wyjścia upłynęło pól godziny kiedy jej oczom ukazał sie niewielki dom o beżowych ścianach i porządnym brązowym dachu.  Zdziwiona przystanęła. Nie sądziła, ze w środku lasu można natrafić na całkiem normalny dom z kwiatkami w oknach! Krotka chwile w oknie ujrzała młoda kobietę. Trochę speszona bezceremonialnym gapieniem sie w czyjeś okno, poszła dalej. Po pięciu minutach znowu dostrzegła cos ciekawego. Zza gęstych zarosili błyszczała tafla wody. "jezioro?" Hattie była zdziwiona.  Postanowiła sie dostać na leśną polankę gdzie znajdował sie zbiornik. Gdyby nie jej bystry wzrok na pewno by nie zauwazyla kryjacego sie za cierniami róż jeziorka.  Dziewczyna błądziła pomiędzy chaszczami dłużej niż podejrzewała. Obdrapana, ale zadowolona stanęła nad brzegiem. Napawała sie widokiem. Przez ciemna trawę otaczającą zbiornik przebijały sie przebiśniegi i krokusy. W tafli wody odbijały sie wiecznie zielone iglaki. Nagle na drugim brzegu cos błysnęło. Dziewczyna spojrzała w tamta stronę i przez ułamek sekundy ujrzała mieniącą sie istotę. "Jak diament, jak..." Nie pozwoliła aby takie przypuszczenia ja ogarnęły. To zbyt głupie. Stworzenie skryło sie, zdecydowanie zbyt szybko na jakiekolwiek zwierze w cieniu drzewa. Utkwiwszy spojrzenie w miejscu w którym powinien stać obiekt jej zainteresowania ruszyła w jego stronę...

Dziewczyna powoli zbliżała się do drzewa w którym domniemane niezwykłe stworzenie stało bez ruchu. Podeszła dostatecznie blisko aby stwierdzić co to było. Czarna kurtka, białe buty z pumy. Kilka metrów od niej stał całkiem normalny chłopak! Jak sparaliżowany wlepiał w nią oczy.
- Eee... Cześć. Widziałam cię z drugiego brzegu, ale myślałam, że to jakieś zwierzę. - Hattie chciała wypaść w miarę swobodnie i miło. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że sypnęła gafę. Chłopak nie odpowiedział. "Naprawdę jestem taka przerażająca?" pomyślała przelotnie.
- Ty jesteś nie mówiący? Czy jak? - zapytała niepewnie. Milczenie jej nie pomagało w nawiązaniu znajomości. Już zastanawiała się nad odwrotem kiedy się odezwał.
- Nie. Mówię. Cześć. - wykrzesał te słowa dość swobodnie jak na człowieka w lekkim szoku pourazowym. - Tak, rzeczywiście łatwo mnie pomylić ze zwierzęciem. Ta postura i tak dalej - ciągnął ironicznie z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Nie miałam nic złego na myśli. Tylko... schowałeś się tak szybko. Nawet teraz nie łatwo określić jak wyglądasz. Wydawało mi się... A właściwie nieważne. - dziewczyna skarciła się e duchu za to, że pozwoliła sobie na tak niedorzeczne przypuszczenia. "Musisz się nauczyć wreszcie odróżniać fikcję od rzeczywistości. Życie to nie książka." Spojrzał na nią dziwnie. Nie potrafiła rozszyfrować jego nastawienia. Irytacja czy zainteresowanie? Pogarda czy akceptacja? Stał głęboko w cieniu.

- Zdziwiło mnie trochę, że się tu dostałaś.

- Tak. Nie było łatwo. Po pierwsze trudno dojrzeć to miejsce, a po drugie: róże. Ciężko się przez nie przebić. - Z niejakim rozbawieniem spojrzała na swoje zadrapane ręce.
- Róże? - wyglądał na zdziwionego - O, tak. Masz rację. Strasznie kują. - dokończył pospiesznie. Żeby nie czuć na sobie pytającego wzroku dziewczyny wyszedł z cienia i zrobił kilka kroków w stronę tafli jeziora. Dopiero na słońcu Hattie zobaczyła jaki jest przystojny. Co prawda się nie świecił jak jej się wcześniej wydawało. Chłopak miał ciemne włosy, przeciętną niezbyt bladą karnację. Był dobrze zbudowany jak na przypuszczalny wiek. Spojrzał nieśmiało w jej stronę jakby się spodziewał nagany. Ta twarz coś jej przypomniała.
- Hej, czy to czasem nie ty siedziałeś wczoraj obok mnie w autobusie? - tego dnia nie zwracała uwagi na otaczających ją ludzi. Wtedy przepełniała ją wściekłość. Jak mogłam nie zauważyć, że jest taki przystojny?
- To możliwe. Zrobił krok w jej stronę. Hattie spojrzała na jego twarz i omal nie upadła. Te oczy prześladowały ją od rana! Te piękne zielono-bursztynowe oczy!

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin