347 WYST�PIENIE PANI HELENY MODRZEJEWSKIEJ NA SCENIE ANGIELSKIEJ W SAN FRANCISCO. CAL. DNIA 20 SIERPNIA 1877 R. KORESPONDENCJA LITWOSA Olbrzymie afisze teatralne porozlepiane na rogach ulic w San Francisco dnia 20 sierpnia donios�y wszem wobec i ka�demu z osobna, �e �celebrated Polish artist, Mrs. Helena Modjewska� ma si� ukaza� na scenie California Theatre w roli Adrianny Lecouvreur. Tego� samego dnia, wezwany poprzednio listem Horaina, przyby�em z las�w Maripozy. By�a godzina sz�sta po po�udniu. Uda�em si� natychmiast do mieszkania artystki, aby osobi�cie dowiedzie� si�, jakim sposobem cud ten przyszed� do skutku. Odpowiedziano mi, �e ju� jest w teatrze. Poszed�em do teatru � i nie mog�em si� dosta� do wn�trza, wi�c stan��em przed afiszem i... nie chcia�em w�asnym oczom wierzy�. Wiedzia�em uprzednio, �e nasza artystka studiowa�a naprawd� j�zyk angielski dopiero od o�miu miesi�cy. Ot� przez o�m miesi�cy wyuczy� si� najtrudniejszego j�zyka na �wiecie, wyuczy� si� nie tylko potocznej mowy, ale scenicznej wymowy... na to istotnie potrzeba by�o cudu lub cudotw�rczego geniuszu. Bawi�c tu od lat blisko dw�ch i przestaj�c przewa�nie z Amerykanami nauczy�em si� ich rozumie�, ale nie zawsze mog� dokaza�, aby oni mnie rozumieli. Znam rodak�w naszych, ludzi wykszta�conych, kt�rzy mieszkaj� tu od lat trzydziestu, a kt�rych angielszczyzna rozdziera jednak siedmioma mieczami ameryka�skie uszy. Na koniec, czytaj�c gazety sto razy zauwa�y�em, jak cz�sto krytycy zarzucaj� aktorom, urodzonym Amerykanom, z�e wymawianie. Nie dziwcie si� wi�c, �em w�tpi� i �e nie mie�ci�o mi si� w g�owie, jak mo�na by�o po o�miu miesi�cach zwalczy� te niezwalczone prawie dla cudzoziemc�w trudno�ci i wyst�powa� publicznie. A jednak afisz m�wi� wyra�nie swymi trzy�okciowymi literami: �celebrated Polish artist, Mrs. Helena Modjewska, etc.� Sta�em wi�c i duma�em, a dumania moje coraz silniej, coraz wyra�niej i coraz bole�niej przybiera�y kszta�t Mickiewiczowskich pyta�: �Co to b�dzie? Co to b�dzie?� Co si� tam musi dzia� z artystk�? my�la�em. Jak�� trwog� musi bi� jej serce. Gdzie jej pewno�� siebie? gdzie owo prze�wiadczenie, �e wszystkie oczy b�d� p�aka�, gdy ona im ka�e, usta �mia� si�, gdy ona zechce... �e gdy wyjdzie na scen�, zahuczy burza oklask�w, nawo�ywa�, okrzyk�w, zachwyce� i uniesienia? Na pobliskiej Kerney street zegar wydzwoni� kwadrans na �sm�. Ju� tylko trzy kwadranse. Mroczy�o si�. Ko�o teatru ruch si� zwi�ksza�. Przysz�y mi na my�l warszawskie noce teatralne... ale ach! to nie Warszawa i nie warszawska publika. Tu serca obce, dusze obce. Ci dzielni w �yciu praktycznym Jankesi s� po trochu barbarzy�cami w sztuce. To jakby dawny, twardy populus romanus, m�dry i pot�ny, ale gotowy depta� po korynckich pos�gach. ...Wiedzia�em, �e nie oszcz�dz� ani artystki, ani kobiety. �ciemni�o si� zupe�nie. Miasto zab�ys�o tysi�cami lamp. �ciska�o mi si� serce, gdym my�la�, �e za chwil� mia�y si� zwa�y� losy tej Polki i tej artystki. Czym by�a w Warszawie? Ona stworzy�a repertuar wszystkim, ona nauczy�a ludzi kocha� sztuk�; ona co wieczora pe�nymi r�kami rozrzuca�a z�ote ziarna wznios�ych my�li, szlachetnych uczu�, kt�re wsi�ka�y w dusze ludzkie; za ni� wreszcie zawita� do naszej krainy Szekspir, Szyller, Hugo, ca�e nie�miertelne szeregi, a teraz... Je�eli si� zl�knie i nie zdo�a przem�wi� s�owa? je�eli zapomni roli? je�li si� omyli? wszak�e ma gra� w obcym j�zyku? je�li zmuszona b�dzie prze�y� w�asn� wielko��, w�asn� s�aw� i w�asne wielkie wspomnienia? Coraz wi�ksze t�umy zbiera�y si� przed teatrem. W�r�d obcych ludzi dostrzeg�em i swojskie twarze, Pozna�czyka Krzy�anowskiego, Piotrowskiego, Galicjanina in�yniera Bielawskiego, doktora Pawlickiego, Horaina i wielu innych. Trudno uwierzy�, jak� wag� przywi�zywali wszyscy do tego wyst�pienia. Nie by�a tu ju� sprawa pojedynczej artystki, by�a to sprawa og�lna, kwestia kl�ski lub zwyci�stwa. Kto zna lud ameryka�ski, ten zrozumie, �e tak by�o; kr�tko m�wi�c, chodzi�o tu o chwa�� now� lub pe�n� wstydu przegran�. Dlatego te� w mroku nocy i przy �wietle gazu wydawali mi si� wszyscy dziwnie powa�ni. I im te� same my�li przychodzi�y do g�owy. �ciskali w milczeniu moj� r�k�. W miar� nadchodz�cej godziny coraz wi�ksze ogarnia�o nas wzruszenie. Pocz��em wypytywa� o szczeg�y, kt�re poprzedzi�y wyst�pienie. By�o wiele wskaz�wek z�owr�bnych. Nie spodziewano si�, aby teatr by� nape�niony. Ludzie tu niech�tni. Chodz� do teatru � chyba �e przyje�d�a gwiazda z ustalon� reputacj�. Znakomito�ci europejskie nic tu nie znacz�. Powagi europejskie nie s� tu powagami. Dla Amerykan�w istniej� Stany Zjednoczone, a dopiero poza Stanami kraje, okolice cywilizacyjne, uczeni i arty�ci, comme de raison mniejszej wagi. Na wschodzie Europa wi�cej znaczy. Najmniej w San Francisco. Ristori musia�a tu p�aci� gazety, Wieniawskiego krytykowano, bo nie chcia� p�aci�. Wiele tu za to zale�y na tym, aby uprzednio robi� jak najwi�cej ha�asu, og�asza�, humbug�w. Nasza artystka nie robi�a tego wszystkiego. Zauwa�ono, �e za ma�o by�o anons�w, za ma�o pisano i m�wiono. Niekt�re gazety znane s� z tego, �e bior� pieni�dze; nasza artystka nie wyda�a na krytyk�w ani centa. Jest tu zwyczaj, �e artysta, kt�ry ma wyst�pi�, wystawia poprzednio w sklepach swoje fotografie, nasza artystka kaza�a zrobi� dwadzie�cia, gdy potrzeba by�a dwustu. A przy tym jeszcze co: publika tutejsza nie zna si� tyle, ile ka�da europejska, na sztuce; �e za� boi si� by� pos�dzon� o nieznajomo��, wi�c jest niezmiernie trudna; krytycy znaj� si� wprawdzie, ale szukaj� tylko sposobno�ci, aby popisa� si� ci�tym pi�rem... Powiadam, jak by�o, bez najmniejszej przesady; a by�o tak, �e boja�� walczy�a w umys�ach naszych z wiar� w geniusz artystki i nadziej�. Uderzy�a godzina �sma, weszli�my do teatru. Nie by� pe�ny. Zas�ona podnios�a si� wreszcie; przeszed� szybko akt pierwszy, w kt�rym Adrianna nie ukazuje si� na scenie, i rozpocz�� si� drugi. Godzina stanowcza wybi�a. Z g��bi kulis ukaza�a si� nasza artystka. Oklaski, jakimi przywitali j� rodacy, brzmia�y d�ugo i rozg�o�nie, ale Amerykanie zachowali si� oboj�tnie, wi�c oklaski przebrzmia�y i zrobi�a si� cisza. S�ysza�em bicie serca siedz�cych obok mnie rodak�w artystki. Z zeszytem roli Roxany w r�ku, powa�na, mo�e wzruszona, ale spokojna, zbli�y�a si� na prz�d sceny. �wiat�a kinkiet�w rzuca�y na ni� blaski. Idealna posta�: rysy tak czyste, jakby wysz�a spod d�uta Fidiasza, szlachetno�� rozlana w ca�ej postawie i �w niewypowiedziany czar niewie�ci, znany wam dobrze, wra�enie uczyni�y niezmierne na nieprzywyk�ej do takich postaci publice. Cisza sta�a si� tak g��boka, �e nie przerywa� jej najmniejszy szmer. Na koniec pos�g przem�wi�. Wy znacie czary tego g�osu g��bokiego, serdecznego, w kt�rym drgaj� �zy i srebro... wy znacie jego s�odycz i jego pot�g�, ale na scenie ameryka�skiej, jakkolwiek nawiedzaj� j� najpierwsi arty�ci, by�o to zjawisko nowe, nieoczekiwane i niezwyk�e; tote� w miar� jak artystka m�wi�a, g�owy pochyla�y si� naprz�d, jakby w mimowolnym ho�dzie, twarze traci�y codzienny sw�j businessowy ostry wyraz, a zimna ciekawo�� zmienia�a si� w pe�ne sympatycznego uczucia zaj�cie. Zauwa�yli ju� niejednokrotnie krytycy, i warszawscy, i obcy, �e jedn� z wybitniejszych pot�g naszej wielkiej artystki jest niewypowiedziany urok niewie�ci. Po prostu jest to tak sympatyczna posta�, tak chwytaj�ca za serce, tak na wskro� kobieca i idealna, �e kto j� raz widzia�, ten przyzna, i� podobnej nie spotka� nigdy na scenie. Publika patrzy na ka�d� inn� artystk� jako na artystk�. Ocenia jej gr�; zachwyca si� lub nie, jak wypada, i dosy� na tym. Osobisto�� nie odgrywa tu �adnej roli. Z pani� Modrzejewsk� dzieje si� przeciwnie. Chwyta ona widza za serce czym? kobieco�ci�, jakim� rzewnym urokiem. Nawi�zuje si� jaka� niewidzialna nitka sympatyczna mi�dzy publik� a osobisto�ci� artystki. Widzowie po prostu kochaj� j� jakby siostr� w�asn�, jakby w�asne dziecko. Jej powodzenie staje si� osobist� spraw� ka�dego. Tak by�o w Warszawie, tak by�o wsz�dzie, i ten czar niepoj�ty nie zawi�d� i tu. Spojrza�e� po twarzach i wsz�dzie widzia�e� przychylno��: czar dzia�a�. Pocz�to patrzy� na ni� jak na s�odk� istot�, kt�rej nikt nie zrobi�by krzywdy, jakby nie zrobi� go��biowi. S�ysza�em naoko�o s�owa: �Very nice! very nice!... O! by God! How sweet� (Jak s�odka). Tymczasem akcja o�ywi�a si� na scenie. Niezr�wnanej kobiecie przysz�a z ca�� pot�g� w pomoc niezr�wnana artystka. Gdy nadesz�a kolej na bajk� La Fontaine�a, publiczno�� zatrzyma�a oddech w piersiach. Jakie� niewypowiedziane przeczucie kaza�o oczekiwa� wszystkim czego� niezwyk�ego. G�os artystki rozleg� si� jakby zaziemska muzyka po wszystkich zak�tkach teatru. W oczach rodak�w zab�ys�y �zy... O! ju� by�o zwyci�stwo wielkie, w rocznikach polskiej sztuki nies�ychane. Gdy sko�czy�a, cisza trwa�a jeszcze przez chwil�, jakby publiczno�� nie zdo�a�a si� ockn�� od razu z upojenia. Potem... trudno opisa�, co si� sta�o. Burza prawdziwa oklask�w, okrzyk�w, nawo�ywa�. Zimna z natury publiczno�� unios�a si� do tego stopnia, i� potem dziennikarze m�wili mi, �e jak Ameryka Ameryk�, nie pami�tano takiego entuzjazmu. Nieszcz�liwy Maurycy Saski pi�� razy zaczyna� sw�j frazes i pi�� razy nie m�g� go sko�czy�. Aktorowie sami byli zdziwieni. Tu publiczno�� zwykle nie oklaskuje nikogo. Artystka sama nie spodziewa�a si� niczego podobnego. Po sko�czonym akcie wysz�a rozrzewniona i upojona. Teatr wy�, rycza�, klaska�, tupa�. M�czy�ni odbierali swoim ladies bukiety i ciskali je na scen�; starzy rodacy nasi p�akali jak ma�e dzieci; s�owem, oczywisto�� przesz�a wszelkie nadzieje i wszelkie oczekiwania. Nadesz�y nast�pne akty. Ale by� to ju� tylko szereg nies�ychanych tryumf�w. Jak �yj�, nie widzia�em artystki naszej tak ...
ABDITA