Jordan Penny - Małżeństwo nie wchodzi w grę.pdf

(1268 KB) Pobierz
Microsoft Word - PENNY JORDAN.doc
PENNY JORDAN
Ma ł ł ż żeństwo nie
wchodzi w gr ę ę
PROLOG
W trakcie każdego wesela odbywającego się w Wielkiej
Brytani przychodzi taka chwila, w której panna młoda rzuca w
tłum gości swój strojny ślubny bukiet. Ta spośród
niezamężnych przedstawicielek płci pięknej, która zdoła go
pochwycić, ma ponoć — zgodnie z tradycyjną wróżbą — jako
pierwsza wyjść za mąż.
Wesele Sally i Chrisa odbywało się w niewielkim, ale
sympatycznym hotelu, w którym goście — a także państwo
młodzi — mogli nie tylko biesiadować i tańczyć w prze
stronnej sali restauracyjnej na parterze, ale również
wypoczywać w przytulnych pokojach na piętrze.
— Wiesz co, kochanie, lepiej zejdźmy już na dół, bo goście
zaczną snuć domysły, dlaczego nas tak długo me ma i co też
na osobności robimy — oświadczył z figlarnym uśmiechem
swojej świeżo zaślubionej małżonce Chris, po dłuższej chwili
spędzonej z nią sam na sam w hotelowym pokoju.
— Ech, tak mi tu z tobą dobrze, mój mężu! — westchnęła
Sally.
— Mnie też dobrze z tobą, kochanie, ale goście...
— Ciii. Wiesz co, Chńs? Dzisiaj jest najszczęśliwszy dzień w
moim życiu!
— I w moim, kochanie — stwierdził z powagą młody
małżonek, całując swoją połowicę w rękę.
— No, ale goście... - roześmiała się Sally, nie kończąc zdania.
- Właśnie. Powinnaś się im jeszcze raz pokazać w welonie i
białej sukni, no i cisnąć w nich swoim ślubnym bukietem.
Niech się dziewczyny biją o twoją wiązankę, niech sobie
wróżą, która pierwsza wyjdzie za mąż!
- Racja, kochanie! Sama jestem ciekawa, która teraz pójdzie w
moje ślady.
— No, więc chodźmy
— Idziemy!
Sally przejrzała się w dużym lustrze i trochę poprawiła na
sobie efektowną ślubną suknię z białego atłasu, długą do ziemi
i z trenem. Chris z atencją podał małżonce ramię. Raz jeszcze
spojrzeli, sobie w oczy i obdarowali nawzajem gorącym
pocałunkiem, po czym opuścili swoje przytulne ustronie.
Korytarzem pierwszego piętra doszli do szczytu schodów, by
zaprezentować się z góry zgromadzonym w sali recepcyjnej
gościom. Przyjęci burzliwymi oklaskami i gromkimi
wiwatami, zaczęli schodzić na dół.
Na którymś z kolei stopniu panna młoda, przyzwyczajona, na
co dzień do dżinsów i spódnic mini, stąpnęła jakoś
niezręcznie, zaplątała się pechowo w swój tren, straciła
równowagę, pociągnęła za sobą pana młodego i... Koniec
końców, po kilku ostatnich stopniach — na szczęście
wyłożonych miękkim i grubym dywanem — zsunęli się w
pozycji siedzącej, niczym po dziecięcej zjeżdżalni!
Zjazd nie był długi ani bolesny, ale wśród gości wywołał
spore poruszenie. Ktoś rzucił się w stronę Sally, żeby pomóc
jej wstać, ktoś w stronę Chrisa.
Tak się złożyło, że bukiet upuszczony przez wystraszoną
pannę młodą „i pokonujący samodzielnie drogę z góry na dół,
uchwyciły równocześnie aż trzy pary filigranowych damskich
rączek.
Mimowolnymi zdobywczyniami wróżebnej wiązanki okazały
się, ku własnemu ogromnemu zdziwieniu, trzy niezamężne
kobiety: Poppy — młodziutka kuzyneczka Chrisa, Star —
najbliższa przyjaciółka Sally oraz Claire — druga żona jej
nieżyjącego już ojca.
— Wielkie nieba, trzy śluby — wykrzyknęła Sally, gdy już
stanęła na nogach i zorientowała się, co zaszło. — Ale
wróżba! Aż trzy śluby nam się szykują w niedługim czasie.
Poppy! Star! Claire!
Wszystkie trzy panie energicznie zaprotestowały.
— Nie!
—Nie!
—Nie!
— Przecież ja ciebie chciałam złapać, a nie twój bukiet —
wyjaśniła Poppy.
— Rzuciłam się na oślep, żeby wam pomoc na tych schodach
— odezwała się tonem perswazji Star.
— To czysty przypadek, że te kwiaty wpadły w ręce akurat
mnie — oświadczyła Claire.
- To nie żaden przypadek, tylko zrządzenie losu — obstawała
przy swoim Sally. — Powychodzicie już niedługo za mąż,
moje kochane! Taka weselna wróżba zawsze się sprawdza, na
sto procent.
Znowu zabrzmiała seria protestów:
- Przesąd.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin