6. Kara.rtf

(9 KB) Pobierz

Kara

 

Trzy kolejne lekcje dłużyły mi się niesamowicie. Nie mogłem się już doczekać kiedy znowu zobaczę Bellę. Przez cały czas myślałem o jej delikatnej sylwetce w moich ramionach, była taka krucha w porównaniu ze mną. Jej blada skóra kontrastowała z jej ciemnymi włosami, które cudownie lśniły w słońcu, a rumieńce, które pojawiały się na jej twarzy za każdym razem gdy się do niej uśmiechałem dodawały jej tylko uroku. Najwidoczniej działałem na nią tak samo jak na inne dziewczyny. Cieszyłem się z tego, ale krótko. Szybko nawiedziła mnie myśl, że pociąga ją jedynie mój wygląd zewnętrzny. Przestraszyłem się, ale naszła mnie inna myśl, że nie znam jej, może jednak nie jest taka jak inne dziewczyny. Starałem się o tym już nie myśleć. Dziękowałem niebiosom za to, że nie jest ona tą księżniczką i Em się w niej nie zakochał, zależało mi na niej bardziej niż myślałem. Nie znałem jej, a już wywierała na mnie taki wpływ. Co będzie jak ją poznam? Muszę się dowiedzieć wszystkiego o tej dziewczynie.

Po lekcjach ruszyłem pod klasę w której uczniowie zostają za kare, oczywiście nie obyło się bez wcześniejszego spytania o drogę. Gdy już znalazłem się pod właściwą klasą zauważyłem Bellę opierająca się o ścianę i zaczytaną w jakiejś książce. Z daleka dostrzegłem jej tytuł, była to powieść Stephena Kinga pt. "Mroczna połowa". Nie wiedziałem, że gustuje w kryminałach, w końcu nie wiem o niej dużo rzeczy...

Podszedłem do niej witając się:

- Hej - chciałem ją pocałować na przywitanie, ale stwierdziłem, że pocałunek, który złożyłem na jej rumianych policzkach w stołówce wystarczy. Jej skóra była taka słodka i delikatna, że musiałem się powstrzymywać żeby jej nie pocałować albo nie musnąć opuszkami palców.

- Cześć - powiedziała, a na jej twarzy zakwitł nowy rumieniec.

- Nie wiedziałem, że gustujesz w kryminałach - zacząłem.

- Ee normalnie to nie, ale ta książka bardzo mi się spodobała - odparła chowając szybko książkę.

- Ah tak... - nie dokończyłem, bo usłyszałem z oddali męski głos, który właśnie wypowiadał niezłą litanie przekleństw na mój temat. Zastanawiałem się komu naraziłem się już pierwszego dnia. I nagle mnie oświeciło. To był zapewne chłopak Belli, jak mogłem pomyśleć, że taka ładna dziewczyna nie będzie mieć chłopaka.

Szybkim krokiem podszedł do nas i powiedział świdrując mnie gniewnie wzrokiem:

- Hej Bella.

- O hej Mike - przywitała się. - Oh poznaj Edwarda Cullena, Edward to jest Mike Newton.

- Miło mi cię poznać - powiedziałem grzecznie i wyciągnąłem rękę.

- Mi również - odparł z wymuszoną grzecznością ściskając moją dłoń. - Odwieść cię do domu Bella?

- Ee n-nie dzięki Mike, nie rób sobie kłopotu i tak muszę zostać z Ed - Edwardem po lekcjach za kare - wyjąkała.

- Poczekam na ciebie - zaoferował się chłopak spoglądając na mnie gniewnie.

- Nie naprawdę przejdę się...

- Ja cię mogę odwieść - przerwałem jej.

- Naprawdę nie trzeba, musiałbyś później wracać i w ogóle - protestowała.

- To nie problem - odparłem i uśmiechnąłem się mając nadzieje, że to podziała. Zadziałało! Oblała się rumieńcem i powiedziała:

- N - no, cóż skoro nalegasz... A i Mike przepraszam cię za rano...

- Nic się nie stało... To ja już pójdę pa.

- Cześć - pożegnała się Bella i westchnęła z ulgą.

- Czyżbyś za nim nie przepadała? A myślałem, że to twój chłopak - spytałem chichocząc.

- To nie jest mój chłopak! - wrzasnęła

- Proszę się uspokoić panno Swan. Czy to wszyscy niegrzeczni uczniowie? - zapytał pan Wood podchodząc do nas.

- Przepraszam - odparła zła.

- Chyba tak proszę pana - powiedziałem.

- Wchodźcie do klasy - rozkazał otwierając drzwi do klasy. - Siadajcie, a ja zaraz wrócę.

Bella usiadła przy jednej z ławek wyraźnie nadąsana. Przyciągłem krzesło, usiadłem naprzeciwko niej i z rozbawieniem przyglądałem się jej. Tymczasem wyjęła książkę i czytała.

- Co się tak gapisz? - spytała po chwili.

- Cóż, słodko się gniewasz - odparłem uśmiechając się łobuzersko.

- Pff,  a kto powiedział, że się gniewam - powiedziała oburzona.

- Cóż... - zacząłem, ale nie dokończyłem, bo mi przerwała.

- Wolałbyś nie wiedzieć jak się gniewam.

- Taka straszna jesteś? - spytałem z wyraźnym rozbawieniem, a ona zamykając książkę powiedziała:

- Być może...

Uśmiechnęła się uwodzicielsko.

- Może wybrałabyś się ze mną do kina? - spytałem nagle.

- Za - zapraszasz mnie ra - randkę? - wyjąkała czerwieniąc się.

- Być może... - zacytowałem ją uśmiechając się szeroko widząc jej zakłopotanie.

Nie odpowiedziała tylko patrzyła się na mnie, a jej rumieńce ustępowały.

- Więc jak? - dopytywałem zniecierpliwiony.

- Może... - powiedziała chowając książkę do torby i wstając.

- A ty dokąd?

- Do domu - odpowiedziała uśmiechając się łobuzersko.

- Ale pan Wood jeszcze nie wrócił...

- To co, nie będę na niego czekać. Moja kara właśnie dobiegła końca - powiedziała wychodząc z klasy.

Zaszokowany ruszyłem za nią. Dogoniłem ją i chwyciłem za rękę.

- Hej, uciekająca księżniczko poczekaj.

- Wiesz spieszę się, mógłbyś mnie łaskawie puścić?

Puściłem ją.

- Może cię podwieźć? - spytałem uśmiechając się niewinnie.

- N - nie dzięki - wyjąkała.

Zrobiłem minę obrażonego dziecka.

- Oj, nie bądź taka, masz kawał drogi podwiozę cię.

- N - no do - dobra.

Yes! - cały krzyczałem w środku. Uśmiechnąłem się zwycięsko.

- Zapraszam - powiedziałem pochylając się w ukłonie i wskazując jej drogę do mojego samochodu.

Westchnęła i podążyła w wskazanym przeze mnie kierunku, a ja za nią. Przed autem wyprzedziłem ją i otworzyłem jej jak na dżentelmena przystało drzwiczki od strony pasażera. Gdy wsiadła obszedłem samochód, pilnując się przy tym by nie iść szybciej niż przeciętny człowiek. Rozpierała mnie dziwna radość. Zapaliłem silnik i ruszyłem w kierunku domu Belli.

Przez całą drogę milczała, odzywała się jedynie po to by powiedzieć czy dobrze jadę. Zazwyczaj była rozmowna co bardzo mnie zdziwiło, więc wolałem poczekać aż ona się pierwsza odezwie.

- Dzięki - powiedziała dopiero, gdy byliśmy już pod jej domem. Był to dom jednorodzinny jakich wiele na takiego typu przedmieściach.

- Nie ma za co.

Wysiadła, a ja nie miałem pomysłu jak ją jeszcze na chwilę zatrzymać, nagle przypomniałem sobie o tym kinie.

- Bello? - zawołałem przez otwarte okno pochylając się nad siedzeniem pasażera.

- Tak? - spytała lekko się czerwieniąc.

- To co z tym kinem?

Uśmiechnąłem się, mając nadzieje, że jak poprzednim razem pomoże.

- O - okej czemu nie...

- To fajnie może w piątek? - spytałem szybko żeby mieć już zaklepane, w razie jakby chciała się wymigać.

- Dobrze może być.

- Cieszę się, to do jutra - powiedziałem puszczając jej perskie oko.

Zaczerwieniła się jeszcze bardziej i odparła:

- Tak do jutra...

Zapaliłem silnik i odjechałem zerkając w wsteczne lusterko. Bella stała na werandzie dopóki nie znikłem z jej oczu. Gdybym potrafił, to latałbym z radości. Byłem coraz bliżej poznania dziewczyny, której nie znałem, a na której mi zależało. Bardziej niż myślałem...

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin