Wobec zwierzchnik�w poprawna, w stosunku do w�adz spo�ecznych i politycznych lojalna, w odniesieniu do mniej zaanga�owanej w szkole cz�ci grona (lekarze) uk�adna, w kontaktach ze sta�ymi etatowymi pracownikami - wymagaj�ca, czasem nawet zewn�trznych, przejaw�w szacunku. Pracowita do kresu si�, systematyczna, dok�adna, pod�wiadomie oczekiwa�a podobnego stosunku do pracy od innych. W rosn�cych w liczb� s�uchaczy i pracownik�w zak�adzie - jak zreszt� wsz�dzie - zdarza�y si� nieporozumienia czy konflikty, w wyniku kt�rych mo�na by�o us�ysze� w kuluarach szko�y takie sformu�owania pod jej adresem, jak: "Pani na w�o�ciach", "autokratka", "arbitralny dyrektor" itp. Tego rodzaju napi�cia szybko si� jednak rozmywa�y w cieple jej autentycznej �yczliwo�ci i potwierdzonej czynem dobroci w takich np. dzia�aniach jak: pomoc w umieszczeniu dziecka w przedszkolu, szkole, uzasadnione konieczno�ci� �yciow� - cho� nie zawsze formalne - zwolnienia, mowa obro�cza na rozprawie rozwodowej jednej z kole�anek, dobre rady, serdeczna, i�cie macierzy�ska troska o kole�anki spodziewaj�ce si� potomstwa itp. Nie by�o to robione na pokaz, lecz wyp�ywa�o w spos�b naturalny z jej ogromnie bogatej sfery emocjonalnej. Na tej bazie zasadza�y si� jej uczucia wy�sze, jak patriotyzm, wra�liwo�� na cierpienie lub krzywd� drugiego cz�owieka. St�d, jak z nie wysychaj�cego �r�d�a, p�yn�a jej pasja pracy spo�ecznej. Gdyby mi przysz�o okre�li� Mari� Urban jednym tylko s�owem, powiedzia�abym - spo�ecznik. Osobny rozdzia� tej sfery psychicznej Marii stanowi mi�o�� do syna, a dalej - szeroko pojmowane macierzy�stwo, ogarniaj�ce ka�de spotkane dziecko, szczeg�lnie za� skoncentrowane na niewidomych uczniach szko�y masa�u. Oni to autentycznie liczyli si� w jej �yciu osobistym. M�odzie� na og� docenia�a i cz�ciowo odwzajemnia�a to uczucie, tote� mimo psich figli czy naburmuszonej pozy, parafrazuj�c m�wi�a o niej mi�dzy sob� "nasza Mama". Na potwierdzenie powy�szego przytaczam sympatyczn� wypowied� absolwentki, mgr A.S. z Krakowa: "Straci�am wzrok w dzieci�stwie podczas nieszcz�liwego wypadku. Resztka wzroku zosta�a, ale brwi si� spali�y. Pani dyrektor podesz�a do mnie prosto i �yczliwie. Poradzi�a jak dba� o twarz, jak si� malowa�, �eby ten brak zmniejszy�. Wiedzia�a, �e mia�am ci�kie dzieci�stwo. Okazywa�a mi wiele serca. To by� niezwyk�y, pi�kny cz�owiek. Stwierdzam to z ca�� �wiadomo�ci�. Ju� od dzieci�stwa tu�a�am si� po r�nych internatach, mam wi�c skal� por�wnawcz�. Takiej dyrektorki jak Pani Urban nie spotka�am". Dla nakre�lenia pe�niejszego obrazu Marii Urban we wspomnieniach absolwent�w, zamieszczam jeszcze jedn�, r�wnie reprezentatywn� dla wielu rozm�wc�w, wypowied� na jej temat: "Jak widz� w moich wspomnieniach Mari� Urbanow�? Na ten temat mo�na by na pewno powiedzie� wiele. Z pe�n� �wiadomo�ci� i z ca�� szczero�ci� chcia�abym stwierdzi�, �e by�a ona dla nas Cz�owiekiem, a nie urz�dnikiem, pe�nym dobroci przyjacielem niewidomych, a nie dyrektorem szko�y. My, uczniowie Pani Urbanowej, doznawali�my na co dzie� jej serca i pomocy, cz�sto nawet rodzicielskiej opieki. Jej funkcja kierownicza schodzi�a na drugi plan, czego najlepszym dowodem by� przydomek, jakim obdarzali j� niewidomi uczniowie - Mateczka. Troszczy�a si� z jednakowym po�wi�ceniem o szko�� jako ca�o��, jak i poszczeg�lnych s�uchaczy. Odczuwali�my, �e w tym okresie �ycia Marii Urbanowej praca dla niewidomych by�a jej powo�aniem. Realizuj�c je, stara�a si� umo�liwi� nam zdobycie odpowiedniego zawodu, wpoi� etyk� pracownika s�u�by zdrowia, szlachetno�ci i zasady prawego �ycia, a w odniesieniu do os�b m�odych - dopom�c w za�o�eniu w�asnej rodziny. Cz�sto wzrusza�o nas, a nawet czasem bawi�o, jej anga�owanie si� w nasze sprawy osobiste. Gdyby nie ona - mam na my�li jej nieprzeci�tn� osobowo�� - oraz klimat, jaki potrafi�a wytworzy� w szkole, to wielu z nas nie osi�gn�oby tego, co ma obecnie, nie uzyska�oby dyplom�w uniwersyteckich i naukowych tytu��w. Jeste�my jej winni wdzi�czno�� i pami��, gdy� w�a�nie ona stwarza�a ten charakterystyczny, wyzwalaj�cy klimat w naszej szkole". (mgr Janusz Farcinkiewicz z Warszawy, przewodnicz�cy Krajowej Sekcji niewidomych Masa�yst�w w latach 1967-1977�). W�r�d moich rozm�wc�w byli i tacy - zreszt� nieliczni - u kt�rych wspomnienia szko�y i jej dyrektorki kojarzy�o si� z uczuciami spod ujemnego znaku. Si�gaj�c do w�asnych wspomnie� i studiuj�c protoko�y z posiedze� Rady Pedagogicznej O�rodka stwierdzi�am, �e wyst�powa�a tu pewna prawid�owo��, mianowicie: osoby te na skutek niew�a�ciwych postaw popada�y w konflikt z regulaminem s�uchacza i �rodowiskiem socjalnym szko�y. Zako�czmy t� cz�� rozwa�a� s�owami jej syna: "Odk�d j� zapami�ta�em, zawsze by�a otwarta na drugiego cz�owieka, wra�liwa na potrzeby i cierpienia innych, gotowa spieszy� z pomoc�, us�u�y� tym, na co aktualnie by�o j� sta�. T� cech� odziedziczy�a po rodzicach". Zatem wszystko, w co zosta�a wyposa�ona przychodz�c na �wiat, wzbogaci�a w�asn� prac� i posiadane �rodki maksymalnie wykorzysta�a - �y�a nie tylko dla siebie. Najwybitniejszym dzie�em jej �ycia by�a szko�a masa�u dla niewidomych. Czy jest to jednak wystarczaj�cy pow�d, aby �ycie Marii Urban - cho�by w bardzo pobie�nym szkicu - utrwali� na kartach niniejszej pracy? Najbardziej adekwatnej odpowiedzi mog�oby nam udzieli� ponad pi�ciuset masa�yst�w, przygotowanych do zawodu w czasie, kiedy Maria Urban kierowa�a t� szko��. Dlatego niech nam wystarczy s�owo ju� raz drukowane: "(...) Masa� jest zawodem daj�cym niewidomemu pe�n� satysfakcj� i r�wne mo�liwo�ci z widz�cymi kolegami. Nie wymaga pomocy lektora. O powodzeniu i uznaniu u pacjent�w oraz prze�o�onych decyduje w�asna praca i posiadana wiedza. (...) Zaw�d masa�ysty w��cza niewidomego w ogromn� rzesz� pracownik�w s�u��cych jednemu z najszczytniejszych idea��w za jaki uwa�a si� niesienie pomocy chorym i cierpi�cym". (12�) "(...) Masa� leczniczy zajmuje jedno z czo�owych miejsc w nowoczesnej fizykoterapii i rehabilitacji. (...) Zabiegu wykonanego przez masa�yst� nie da si� zast�pi� �adnym urz�dzeniem mechanicznym. Poniewa� jedynie �ywy cz�owiek mo�e wyczu� wszelkie rodzaje stwardnie� i zniekszta�cenia w organizmie chorego (...) Niewidomi masa�y�ci ciesz� si� bardzo dobr� opini� lekarzy i pacjent�w w ca�ym kraju. Stanowi� oni grup� pracownicz� aktywn� spo�ecznie" (13�) "(...) Praca masa�ysty jest ci�ka, ale bardzo j� lubi�em. Widzia�em w niej sens swojego �ycia. Wci�� pog��bia�em wiedz� zawodow� i og�lnomedyczn�. I mo�e to wszystko sprawia�o, �e lubili mnie i cenili lekarze, nie m�wi�c ju� o pacjentach. W�a�nie dzi�ki temu czu�em swoj� przynale�no�� do wielkiej rodziny, jak� stanowi S�u�ba Zdrowia" (14�). Zyskuj�c ten zaw�d, niewidomi ludzie stali si� u�yteczni i akceptowani spo�ecznie, a tym samym zintegrowani i w��czeni na r�wnych prawach do wielkiej ludzkiej rodziny - pokonali sw�j los... `ty 6. Cicha s�u�ba `ty Na rozw�j szko�y i jej wysokie osi�gni�cia pracowa�o wraz z dyrektork� ca�e grono pedagogiczne, kt�remu w tym miejscu nale�� si� s�owa uznania, gdy� ka�dy w zakresie danej specjalno�ci dzia�a� wed�ug swoich si� i mo�liwo�ci. Z tego szacownego zespo�u wypada jednak wyr�ni� niewidomego nauczyciela zawodu, instruktora masa�u, Romana Axentiego, zar�wno ze wzgl�du na zasadniczy charakter przedmiotu, jak i na jego osobiste zaanga�owanie oraz olbrzymi wk�ad pracy w przygotowanie zawodowe s�uchaczy O�rodka. Zanim powiemy o jego pracy - gar�� danych biograficznych. Roman Axenti, syn Micha�a, profesora seminarium oraz Jadwigi, nauczycielki szko�y powszechnej, urodzi� si� 23 grudnia 1906 r. w Stanis�awowie. Szko�� powszechn� i gimnazjum uko�czy� w swoim rodzinnym mie�cie, a studia wy�sze - Politechnik� oraz Akademi� Handlu Zagranicznego - we Lwowie. Na dwa lata przed wojn� podj�� prac� w Ministerstwie Przemys�u i Handlu w Warszawie, w charakterze referendarza. W czasie wojny, podczas okupacji niemieckiej, w latach 1942-1944 pracowa� jako profesor w polskim gimnazjum w Stanis�awowie. W roku 1949 uko�czy� sze�ciomiesi�czny kurs masa�u leczniczego. Kurs ten zosta� zorganizowany przez Zwi�zek Zawodowy Pracownik�w S�u�by Zdrowia (Oddzia� Krak�w, Sekcja Kosmetyczek i Masa�yst�w), kt�rej przewodniczy�a Maria Urban. Prac� w s�u�bie zdrowia podj�� 1 maja 1950 r. w Miejskim Szpitalu im. Edmunda Biernackiego przy ul. Trynitarskiej 11 w Krakowie, gdzie pracowa� do roku 1969, tj. do ko�ca �ycia. Wzrok utraci� w rodzinnym Stanis�awowie w roku 1944. O tym tragicznym wydarzeniu tak wspomina: "Zbudzi�em si� w g��bi nocy. Jak si� p�niej okaza�o, eksplodowa�a niemiecka wojskowa cysterna z benzyn� za oknem naszego domu. Huku nie s�ysza�em. Zobaczy�em tylko straszliwy blask i to by�o ostatnie, co w �yciu widzia�em. Straci�em przytomno��, a kiedy si� ockn��em, by�o mi bardzo s�abo i zimno. Na twarzy mia�em mask� z zakrzep�ej krwi. Obok j�cza�a matka, a dalej le�a� trup ojca i siostry... A potem by�o ci�ko - niewypowiedzianie ci�ko. Przetrwa�em dla matki. Ale ja nie nadaj� si� na niewidomego, nie mam si�y przebicia". Rzeczywi�cie, "nie przebija� si�" - nie z braku si�y, ale dlatego, �e by� wysoce kulturalny, subtelny: wykszta�cenie, znajomo�� j�zyk�w obcych, rozleg�e wiadomo�ci i zainteresowania, uzdolnienia i przygotowanie muzyczne, delikatny spos�b bycia, szacunek dla ludzi, �yczliwo��, us�u�no��, a przy tym wszystkim skromno��. W ci�gu dziewi�tnastu lat pracy w szpitalu i szesnastu w O�rodku nie mia� najmniejszego konfliktu ze wsp�pracownikami, pacjentami, czy s�uchaczami. Nie bez powodu organizuj�ca szko�� masa�u Maria Urban, maj�c do wyboru kilku doskona�ych masa�yst�w, wybra�a w�a�nie Romana Axentiego na swego najbli�szego wsp�pracownika, a wiadomo, �e na ludziach si� zna�a. `nv Wycho...
jagaw7