II. Grabarz czy kontynuator rewolucji? Napoleon Bonaparte i Francja napoleońska Obok Aleksandra Macedońskiego i Cezara O Napoleonie Bonaparte - we Francji i poza jej gra- nicami - napisano już bardzo dużo. Jego życie nie przestaje zaciekawiać. Jednych fascynuje, innych gorszy, wszystkim uzmysławia rolę jednostki w historii, bo, mi- mo żywionych doń antypatii czy sympatii, wielkości nie przyznać mu nie sposób. W końcu niewielu ma sobie równych. Stawia się go więc czasem obok Juliusza Ce- zara czy Aleksandra Macedońskiego (lub - o zgrozo - ponurych dyktatorów XX w., co już jest skandalicznym nadużyciem). Albo próbuje odpowiedzieć na pytania: kim był? Prekursorem postępu czy złoczyńcą? Dobro- czyńcą ludzkości czy cynicznym politykiem? Człowie- kiem Oświecenia czy romantykiem. Dzieckiem i konty- nuatorem rewolucji czy jej grabarzem? Wskrzesicielem Polski czy jej szkodnikiem? (A. Zahorski). Niewątpliwie błyskotliwa kariera Napoleona nie byłaby możliwa w spokojniejszych czasach. Tego Kor- sykanina, pochodzenia niezbyt wysokiego, wyniosła fala rewolucji. W 25 roku życia za zasługi w stłumie- niu kontrrewolucji tulońskiej został generałem. Przy- 38 jaźnił się wtedy z bratem wszechmogącego Maximi- liana Robespierre'a, Augustynem. Po termidorze trafił na krótko do więzienia. Potem stanął na czele armii włoskiej. Ze swymi żołnierzami dokonywał cudów waleczności. W 1797 roku zawarł z Austrią pokój w Campo Formio i inicjując zwrot ku mocarstwowo- ści, poddał Francji całe północne Włochy. W 1799 roku po powrocie z Egiptu dokonał zamachu stanu i zosta^ pierwszym konsulem. Formalnie wciąż był zawołanym republikaninem i stale to podkreślał, faktycznie jednak, powtórzmy to raz jeszcze, był to już koniec Wielkiej Rewolucji Francuskiej (M. Żywczyński). Nowa konstytucja, uchwalona w grudniu tego ro ku (zwana jeszcze na republikańską modłę konstytu cją roku VIII) nie pozostawiała co do tego wątpliwości Miało być wprawdzie nadal trzech konsulów (Bona parte, Jean-Jacques Cambaceres i Charles Lebrun), al nierównoprawnych (z decydującym głosem należącyn do pierwszego z nich). To pierwszy konsul nominc wał do różnych ciał kolegialnych, obsadzał wysoki stanowiska wojskowe i sądownicze oraz zatrzymywc pełnię inicjatywy ustawodawczej. Dwaj pozostali (L( brun i Cambaceres) to figuranci i ludzie o wiele mni< zdolni od Sieyesa, którego teraz pominięto. Obydw. zresztą mieli otrzymywać trzy dziesiąte poboról pierwszego konsula, rzec by można - proporcjonalnJ do posiadanej władzy. Po Radzie Pięciuset i Radzie Starszych nie poz< stało w nowej konstytucji śladu. Były teraz cztery cia^ o zbliżonym obliczu (i niejasnych kompetencjach): S< nat. Trybunał, Izba Prawodawcza i Rada Stanu. H storycy (A. Zahorski i L. Bazylow) podkreślają, że chi dziło o urzędy, które Bonaparte mógł obsadzić swoir ludźmi, dokonując - dodawał H. Lefebvre - „fiu rewolucyjnej burżuazji i ludzi anden regime'u", na czym specjalnie mu zależało. Niewątpliwie z tego punktu widzenia było to posunięcie zręczne, bo mitygujące zwaśnione strony; niewiele w dodatku kosztujące, gdy legislatywa była rozproszona, a egzekutywa - w oso- bie pierwszego konsula - oparta na jednowładztwie. Wielokrotnie podkreślano, że konstytucję roku VIII oparto na dość mętnej formule Sieyesa: „zaufanie idzie od dołu, władza idzie od góry", co rozumiano rozmai- cie w zależności od potrzeb. Była to zresztą zarówno wada, jak i zaleta tej (i nie tylko tej) konstytucji; wada jednak dla konstytucjonalistów, walor zaś - i to nie- wątpliwy - dla Bonapartego, który jej wykładnię sam określał. W 1800 roku zorganizowano plebiscyt, w którym Francuzi poparli nową konstytucję i to podejrzaną większością głosów. Nie chcieli już ani powrotu Bur- bonów, ani ekscesów rewolucji, odmienieni przez nią, przywykli do równości praw i szans (zwłaszcza w woj- sku), do laickiego charakteru państwa i do demokra- tycznych zachowań w polityce. Rewolucja ich wpraw- dzie „uobywatelniła", ale nie znaczyło to jeszcze, że chcieli ją mieć na co dzień, że od rewolucyjnych, nie- złych zresztą, artystów woleli kiepskich ekonomistów, od gospodarki - politykę, a od rynku - ideologię. Napoleon tymczasem obiecywał poprawę doli i usprawnienie maszynerii państwa. Skupił w swym ręku pełnię władzy wykonawczej i miał za sobą woj- sko. Podobno powiedział kiedyś, że „bardziej obawia się rewolty z braku chleba niż bitwy z dwustutysię- cznym wojskiem". I o chleb ten nadspodziewanie szyb- ko potrafił zadbać, podobnie jak ściągnąć w terminie podatki i powstrzymać drożyznę, założyć już w 1800 ro- ku Bank Francji i przystąpić do emisji papierowych pieniędzy. To sprawiło, że Francuzi w większości byli 40 zadowoleni. Znowu były renty, giełda i ustabilizow; na waluta, skromniejsi ministrowie, których Bonapa te trzymał krótko, zapełniające się towarami sklep i zmniejszająca się korupcja. Gdy tyle spraw cieszyło, rozbudowę policji przy mowano ze zrozumieniem. Wybaczano obostrzeń cenzury. Z większymi już oporami godzono się z ogra niczeniami niektórych swobód demokratycznyd z kontrolą prasy, a nawet listów. Przeciwników poi tycznych - jeśli nie udało się ich przeciągnąć na sw< ją stronę (a dodać trzeba, że przynajmniej próbowani - stopniowo eliminowano. Względnie łatwo poradzi no sobie z Wandeą, trudniej już i większym nakładei sił z szuanami bretońskimi, na których czele stał l gendarny i nieprzejednany Cadoudal. W lipcu 1801 roku zawarto konkordat ze Stolii Apostolską, odbierając rojalistom nadzieję na poparć papieża. Po ekscesach rewolucji nastał pokój religijn a Bonaparte, choć osobiście indyferentny, stanął i jego straży. Z opozycją - z prawa i z lewa - walcz stanowczo, ale bez rozgłosu. Ideologie mało go przej mowały. Uprzedzeń nie miał żadnych. W 1802 roku w wyniku plebiscytu (może naw mniej „poprawionego" niż poprzedni) był już nie t) ko pierwszym, ale i dożywotnim konsulem. Jego gwia da świeciła coraz jaśniej. Francji już dawno nie wiod się tak dobrze; w kraju panował ład, a na fronta< odnoszono wspaniałe sukcesy. Czy to rzeczywiście Napoleon wywoływał wojny? Wojny z drugą koalicją Bonaparte, któremu nier przypisuje się manię wywoływania konfliktów, stai się uniknąć. Francja, wycieńczona rewolucją i wojna- mi/ potrzebowała pokoju, opatrywała rany. Próbowa- ła się ułożyć z Anglią i Austńą. Jednak ani premier brytyjski William Pitt, ani austriacki kanclerz Franz Thugut rewolucji we Francji nie uważali za skończo- ną. Dla nich Napoleon był kryptojakobinem, a nawet „zakamuflowanym Robespierre'em", szerzącym „te same idee rewolucji, co jego poprzednicy" (A. Zahor- ski), jednym z wielu dyktatorów rewolucji, którą na- leżało stłumić. Wojny Bonapartego opisywano już wielokrotnie. W maju 1800 roku, przeprawiwszy się przez Alpy, wkroczył do Włoch. W czerwcu po ciężkim boju poko- nał Austriaków pod Marengo. W Niemczech, pod Ho- henlinden, zwycięstwo nad nimi odniósł gen. Moreau. W końcu Austriacy poprosili o pokój, który podpisano w Luneville (w 1801 r.), potwierdzając w zasadzie ko- rzystne dla Francji warunki układu z Campo Formio. Anglia, po ustąpieniu wojowniczego Pitta, wal- cząca dotąd cudzymi rękoma, podpisała pokój w Amiens (w 1802 r.). Już jednak w maju 1803 roku wojnę wznowiono i z różnymi przerwami prowadzo- no ją przeszło jedenaście lat. Nie brakuje historyków i publicystów, dla których ten właśnie konflikt, Anglii z Francją, jest w całej epo- pei napoleońskiej zagadnieniem kluczowym (S. Cat- -Mackiewicz). Francuzi bowiem prowadzili rozliczne kampanie, wygrywali słynne bitwy, a niezmordowani Anglicy zawiązywali kolejne koalicje, łożyli ogromne sumy na wojnę i choć na polach bitewnych pokazy- wali się rzadko, to przegrywając wszystkie bitwy, wy- grali tę najważniejszą, bo ostatnią. Po drodze jedni obwiniają drugich. Napoleon, to zdaniem Anglików krwiożerczy i zarozumiały tyran i „imperialista". Anglicy z kolei, to w oczach Francu- 42 zów, pozbawieni honoru „kupcy". Różne brzydkie ce chy przypisywano sobie nawzajem. W rzeczywistości aspirując do przewodnictwa nad światem, żadna stro na nie umiała złamać przewagi drugiej. Anglicy bo wiem byli nie do pokonania na morzu (i Napoleoi projektował nawet budowę uzbrojonych tratw dl przerzucenia wojsk na wyspę), Francuzów natomias - nawet siłami koalicji - trudno było pobić na lądzi (M. Kukiel). Wojna z Anglią ośmielała wrogów wewnętrznyc Bonapartego. Zamachy (niektóre nie dochodziły do skutku) planowali teraz zarówno jakobini, jak i roji liści, widzący w nim nieodmiennie „spadkobiercę Rc bespierre'a". Bonaparte jednak miał szczęście i z roz maitych opresji wychodził bez szwanku. W marcu 1804 roku z jego inicjatywy porwano i rozstrzelan księcia Louisa d'Enghien z bocznej gałęzi Burbonóv nadzieję wielu rojalistów. Dla wielu historyków b^ to jeden z większych błędów Napoleona. Na rojali stów bowiem padł wprawdzie strach, ale jednocześn wzrosła ich nienawiść do Bonapartego. W dodatk zamordowany książę, uwieczniony wytrawnym pi( rem Francois Chateaubrianda, stał się bohaterem d wielu pokoleń konserw...
jagaw7