Drake Dianne - Lekarz idealista.pdf

(477 KB) Pobierz
230568985 UNPDF
Dianne Drake
Lekarz
idealista
Tytuł oryginału: A Boss Beyond Compare
0
230568985.004.png 230568985.005.png 230568985.006.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Nie możesz tak po prostu wyjść! - Walter Ridgeway podniósł się
znad szczytu stołu konferencyjnego, przy którym kilka minut wcześniej
dokonał fuzji dwóch małych firm medycznych, i podszedł do córki. - Jesteś
mi potrzebna.
- Wcale tak po prostu nie wychodzę. - Susan westchnęła ze znużeniem.
- A tobie nie jestem tu potrzebna, tylko chcesz mnie tyranizować.
Ojciec istotnie był wymagający i przyzwyczajony do stawiania na
swoim.
- A cóż w tym złego? Stanowimy zespół. Polegam na tobie.
Susan roześmiała się. Ojciec jest taki dobry w sztuce negocjacji, a
teraz idzie mu fatalnie. Nigdy jednak nie dawał za wygraną i dlatego odnosił
sukcesy.
- Tato, polegasz tylko na sobie. Ale masz rację, jesteśmy zespołem, a
połowa zespołu właśnie potrzebuje urlopu.
Kiedy miała ostatnio prawdziwe wakacje? Dziewiętnaście lat temu?
Liczyła sobie wtedy piętnaście lat i ojciec zabrał ją na narty do Szwajcarii.
Jasne, że dla niego była to także podróż w interesach. Ten tydzień stanowił
dla niej ostatni wakacyjny wyjazd, a teraz zasługuje na kolejny. I to od
bardzo dawna.
- Doktor O'Brien powiedział, że jeżeli nie odpocznę, to zapisze mi coś
na stres.
Ten sympatyczny osiemdziesięciolatek sprawował nad nią opiekę
medyczną przez całe jej życie, chociaż lekarzem była i ona, i ojciec. Waltera
to denerwowało, bo chociaż Ridgeway Medical zatrudniało najlepszych
0
230568985.007.png
specjalistów, Susan trzymała się kurczowo lekarza, który ją znał i któremu
na niej zależało.
Emerytowany doktor O'Brien zapewniał jej ten rodzaj osobistego
podejścia do pacjenta, którego nawet jako dyrektorka do spraw medycznych
nie uzyskałaby we własnej firmie. Stary lekarz rodzinny działał na nią jak
dwie pocieszycielki: ciepła kołderka i filiżanka gorącej herbaty.
- Biorę urlop na zlecenie lekarza - dodała.
- Kiedy zamkniemy ten kontrakt na Hawajach, będziesz mogła
wyjechać, na ile zechcesz.
Ojciec jak zwykle wierzył w to, co mówił, ale potem bywało inaczej.
W przeciwieństwie do niego nie potrafiła pracować w ciągłym napięciu,
kiedy to nerwy miała napięte jak postronki. Dla niego zaś sytuacje stresowe
to był żywioł, w którym czuł się jak ryba w wodzie.
- To samo mówiłeś po Atlancie i po Chicago. A na wakacje nie
pojechałam. Tato, muszę odpocząć choć przez kilka dni.
Chciała coś przemyśleć i potrzebowała na to czasu. Walter stanął przed
nią i skrzyżował ramiona. W wyrazie jego twarzy nie było rezygnacji, tylko
złość.
- Nie jesteś niezastąpiona - ostrzegł ją.
Nie uda mu się. Ojciec to facet z osobowością, ale ona też nie da sobie
w kaszę dmuchać.
- Jeżeli tak stawiasz sprawę - Susan obojętnie wzruszyła ramionami -
to mnie wyrzuć.
Taka była od dawna dynamika ich stosunków. Ojciec musiał
sprawować kontrolę i był przyzwyczajony do tego, że mu się to udaje. Dziś
jednak się przeliczył.
0
230568985.001.png
Susan pocałowała go w policzek, a potem wyszła z gabinetu i z
budynku, nie mając pojęcia, dokąd idzie i co będzie robić przez następne
dziesięć dni.
Grant Makela znowu ją zobaczył. Przyszła na plażę po raz trzeci. O tej
samej porze, w to samo miejsce, w tym samym śmiesznym kapeluszu.
Zbieranie połamanych muszelek sprawiało jej najwidoczniej przyjemność.
Przypominała dziecko, które znalazło skarb.
Poprzedniego ranka, z niezrozumiałych dla siebie powodów, kupił
siatkę muszelek w pobliskim sklepie z pamiątkami i rozrzucił je obok
miejsca, w którym ta kobieta siadywała, licząc na to, że tu wróci.
Pozbierała muszelki i schowała je do kieszeni. To osoba, którą cieszą
rzeczy małe i której nic nie dziwi. Świadczyło to o jakiejś niewinności, która
była dla niego szczególnie pociągająca. W tym momencie jego życia, kiedy
tyle spraw się zawaliło, to było nawet miłe. I niech tak będzie choćby przez
tych kilka porannych chwil.
Nawet o tym nie myśl, upomniał siebie, przygotowując się do złapania
pierwszej fali tego dnia. Nie masz na to czasu...
Już chciał dodać, że ona go wcale nie pociąga, ale to byłaby
nieprawda. Ochota w nim była, chociaż może nie tak silna jak kiedyś.
Doktor Grant Makela zwrócił się w stronę fali, kopnięciem zrzucił sandały i
wszedł do wody. Dzisiaj tylko trzy fale, a potem ma pacjentów.
Surfer zszedł z plaży jakąś godzinę temu, dźwigając deskę pod pachą.
Susan też chciała już pójść, ale nakazała sobie zostać. Przecież jest na
wywalczonych z trudem wakacjach.
Prosto z pracy pojechała na lotnisko i kupiła bilet na Hawaje, bo to
było miejsce ich następnego spotkania biznesowego. Ale nadmiar wolnego
czasu zaczynał jej już dokuczać.
0
230568985.002.png
- Poczytaj książkę, zdrzemnij się - rzekła do siebie półgłosem. -
Popatrz na deskarzy. - Ale żaden z nich nie był tak dobrze zbudowany jak
ten adonis, którego co rano podziwiała. Sama doskonałość, a ci... są tacy
zwykli.
Kilku chłopaków biegnących do wody przyciągnęło na chwilę jej
uwagę. Widać było, że świetnie się bawią. Młodzi, pewnie studenci z
college'u, surfing, ładne dziewczyny, dużo alkoholu, mało snu. Szaleństwa
młodości, pomyślała, podnosząc książkę i szukając strony, na której
skończyła.
Szaleństwo-tego jej najbardziej brakowało. Dlatego miała taki mętlik
w głowie i stąd pomysł wakacji. Musi się zastanowić, podjąć decyzje.
Wróciła do książki, bardziej przyglądając się jej stronom, niż czytając, kiedy
nagle coś w oddali przyciągnęło jej uwagę. Usłyszała krzyki, skądś
nadbiegali ludzie.
Zerwała się na równe nogi, rzucając książkę na piasek, i ruszyła w
stronę powiększającej się gromady.
Biegła, parząc stopy o gorący piasek. Przepchnęła się przez tłum i
omal nie wpadła na leżącego na plecach chłopaka, który nie mógł mieć
więcej niż dwadzieścia lat. Miał włosy ostrzyżone na jeżyka, na piersi
wytatuowane postaci z kreskówek, i nie ruszał się. Jej druga natura
zadziałała jak automat.
- Proszę zrobić miejsce! - zawołała, padając na kolana obok niego. -
Jestem lekarzem.
Pod wpływem jej magicznych słów tłum się rozstąpił i uciszył.
Susan poszukała tętna, ale go nie wyczuła.
- Uderzyła go deska, nie widział jej! - ktoś zawołał. Brak oddechu.
- Poszedł pod wodę i nie wypłynął. Zanurkowałem po niego.
0
230568985.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin