De Witt Marie - Oszustwo.pdf

(659 KB) Pobierz
162774385 UNPDF
162774385.051.png
Marie De Witt
OSZUSTWO
1
162774385.062.png 162774385.073.png 162774385.084.png 162774385.001.png 162774385.002.png 162774385.003.png 162774385.004.png 162774385.005.png 162774385.006.png 162774385.007.png 162774385.008.png 162774385.009.png 162774385.010.png 162774385.011.png 162774385.012.png 162774385.013.png 162774385.014.png 162774385.015.png 162774385.016.png 162774385.017.png 162774385.018.png 162774385.019.png 162774385.020.png 162774385.021.png 162774385.022.png 162774385.023.png 162774385.024.png 162774385.025.png 162774385.026.png 162774385.027.png 162774385.028.png 162774385.029.png 162774385.030.png 162774385.031.png 162774385.032.png 162774385.033.png 162774385.034.png 162774385.035.png 162774385.036.png 162774385.037.png 162774385.038.png 162774385.039.png 162774385.040.png 162774385.041.png 162774385.042.png 162774385.043.png 162774385.044.png 162774385.045.png 162774385.046.png 162774385.047.png 162774385.048.png 162774385.049.png 162774385.050.png 162774385.052.png 162774385.053.png 162774385.054.png 162774385.055.png 162774385.056.png 162774385.057.png 162774385.058.png 162774385.059.png 162774385.060.png 162774385.061.png 162774385.063.png 162774385.064.png 162774385.065.png 162774385.066.png 162774385.067.png 162774385.068.png 162774385.069.png 162774385.070.png 162774385.071.png 162774385.072.png 162774385.074.png 162774385.075.png 162774385.076.png 162774385.077.png 162774385.078.png 162774385.079.png 162774385.080.png 162774385.081.png 162774385.082.png 162774385.083.png 162774385.085.png 162774385.086.png 162774385.087.png 162774385.088.png 162774385.089.png 162774385.090.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Daniel O. Simmons przestał stukać w klawiaturę i zdjął
okulary w lekkiej czarnej oprawce.
Miał za sobą ciężki dzień.
Ale był w swoim żywiole. Kochał bez zastrzeżeń taką
pracę. Pracował dwanaście godzin na dobę w firmie ubezpie-
czeniowej pełniąc funkcję kierownika sieci komputerowej, a
w wolnych chwilach układał I własne programy.
Komputery odkrył dopiero w wieku trzydziestu lat. Za-
smakował w nich tak, jak kowboj po miesiącach celibatu za-
kochuje się w dziewczynie z miejscowego saloonu. Po pięciu
latach pracy był jednym z najbardziej cenionych specjalistów
komputerowych w stanie i, chociaż pracował w małej firmie,
często wzywano go gdzie indziej, jak tylko pojawiały się ja-
kieś trudne problemy.
Daniel włożył z powrotem okulary i powrócił do klawiatu-
ry. Jakkolwiek praca sprawiała mu przyjemność, marzył, aby
znaleźć się we własnym mieszkaniu. Dziś wieczorem zamie-
rzał właśnie ukończyć swoją pierwszą grę komputerową.
2
162774385.091.png
Żywił nadzieję, że program kupi od niego pewna międzynaro-
dowa firma dystrybucyjna.
Uśmiechnął się w duchu z uczuciem wielkiej satysfakcji.
A więc lada moment narodzi się nowa gra, jego ukochane
dziecko! Życie jest piękne!
Nagle rozległ się ostry sygnał telefonu. Daniel przygładził
rudawe włosy i sięgnął po słuchawkę.
- Dan Simmons.
- Dan? Tu Becky.
- Cześć! - Dan oparł słuchawkę o ramię, nie przestając pa-
trzeć w ekran komputera. - Jakieś problemy?
Becky odkaszlnęła:
- Chyba tak.
- O co chodzi? - zapytał. Problemy z komputerami w se-
kretariacie nie były niczym nowym. - Co się stało? - powtó-
rzył ostrzej, nie mogąc opanować zniecierpliwienia.
- Czy mógłbyś zejść do nas na chwilę? - W głosie Becky
słychać było zdenerwowanie.
Jęknął w duchu, spoglądając na zegarek. Akurat dziś
chciał wyjść wcześniej. Do końca dnia pracy pozostało zaled-
wie piętnaście minut. Może to wystarczy? Mógł powiedzieć,
że jest bardzo zajęty. Gdyby chodziło o kogoś innego, Dan
odłożyłby to chętnie do jutra. Becky była jednak bardzo su-
mienną pracownicą i jeśli zadzwoniła do niego o tej porze,
musiało zajść coś poważnego.
3
162774385.092.png
- Zaraz u was będę. - Odłożył słuchawkę i wyłączył kom-
puter z sieci.
Po schodach wszedł na pierwsze piętro do sekretariatu,
który nazywał w duchu „warsztatem naprawczym".
Otworzył drzwi do wielkiej hali i rozejrzał się. Czterna-
ście stanowisk ustawionych tyłem do siebie w dwóch rzę-
dach. Czternaście stanowisk, co mogło oznaczało sto czterna-
ście problemów. Nie, raczej tysiąc czternaście. Dziesięć ty-
sięcy...
Becky stojąca przy ostatnim komputerze pomachała ręką.
Pomyślał, że i tak od razu by ją zauważył. Różniła się bardzo
od innych kobiet. W tym pokoju, pełnym młodych dziewcząt,
panowała istna rewia mody. Nie dotyczyło to jednak Becky.
Odkąd Dan ją poznał, zawsze ubierała się w wygodne kostiu-
my i tradycyjne sukienki. Jej ulubionym kolorem zaś był sta-
teczny niebieski.
Dziś było podobnie. Zauważył prostą, sięgającą za kolana
spódnicę i dopasowany kolorem żakiet. Pod rozpiętym żakie-
tem widoczna była biała bluzka z kołnierzykiem z falbankami.
Pomimo owego statecznego, niemal staroświeckiego wyglądu
dziewczęta szanowały ją, albowiem była najszybszą maszy-
nistką po tej stronie Missisipi. Miały rację, widział jak pisze.
Danowi jednak obojętny był jej wygląd. Nie zwracał uwagi
na kobiety. No, może nie była to całkowita prawda. Dostrzegał
kobiety. Oceniał je jak każdy inny facet. Ich włosy, oczy, no-
4
162774385.093.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin