Griffin W E B - Braterstwo broni 2.Kapitanowie.doc

(2514 KB) Pobierz
Tytuł oryginału The Captains

 

 








 

 

 

 

 

 

 

Tytuł oryginału The Captains

Copyright O 1982 by W.E.B. Griffin

Ali rights reserved including the right of reproduction

in whole or in part in any form.

This edition published by arrangement with G. P. Putnam's Sons,

a member of Penguin Group (USA) Inc.

Copyright © for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd.,

Poznań 2007

Redaktor tego wydania Elżbieta Bandel

Konsultacja militarna Jarosław Kotarski

Opracowanie graficzne serii, projekt okładki i ilustracja Zbigniew Mielnik

Wydanie II poprawione

Wydanie I ukazało się w 2000 roku

nakładem Wydawnictwa Adamski i Bieliński

ISBN 978-83-7301-975-1

Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 061-867-47-08, 061-867-81-40; fax 061-867-37-74

e-mail: rebis@rebis.com.pl

www.rebis.com.pl

Skład Gdańsk, tel. 058-347-64-44


Dla wujka Charleya i Byka,      zmarłych w październiku 1979 roku

I dla Donna. Kto kiedyś uwierzyłby w  cztery gwiazdki?


Około 5.00 w niedzielę 25 czerwca 1950 roku Koreańczycy obudzili majora Georgea D. Kesslera, który był szefem zespołu Grupy Doradców Wojskowych w Korei przy 10. Pułku na półwy­spie Samczok. Powiedzieli mu, że na 38. równoleżniku zaczął się północnokoreański atak na wielką skalę.

             Armia Stanów Zjednoczonych w wojnie koreańskiej,

Instytut Historii Wojskowej Armii Stanów Zjednoczonych,

Waszyngton, 1961, t. 1, str. 27.

I

1

Seul, Korea Południowa

25 czerwca 1950

Trzydziesty ósmy równoleżnik dzieli Półwysep Koreański na po­łowę. Ciągnie się na przestrzeni ponad 300 km od Ongdżin nad Morzem Żółtym do Jangjang nad Morzem Japońskim.

Gdyby żołnierzy armii Koreańskiej Republiki Ludowo-Demo­kratycznej, Immun Gun, liczącej wówczas 90 000 ludzi, rozstawić wzdłuż tej linii, zajmowaliby pozycje co cztery metry. Co trzeci z nich był weteranem z armii chińskich komunistów, która dopiero co wygoniła Czang Kajszeka na Tajwan.

Oczywiście nikt ich nie ustawiał wzdłuż granicy. Koreańska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza zorganizowana była na sposób so­wiecki. Składała się z 7. Dywizji piechoty, brygady pancernej wy­posażonej w T-34/85, te same czołgi, które rozniosły w proch i pył elitę niemieckich wojsk pancernych, wydzielonego pułku piechoty, pułku motocyklowego i brygady Wojsk Ochrony Pogranicza, Bo An Dae, która w krótkim okresie istnienia zdołała już sobie wyrobić opinię koreańskiej wersji SS.

Siły te miały do dyspozycji 150 czołgów, 200 samolotów, wielką liczbę SU-76 (samobieżnych dział kalibru 76 mm na zmodyfikowanym podwoziu



7


lekkiego czołgu T-70) i jeszcze większą liczbę haubic wz. 38 kalibru 122 mm, ciągnionych przez ciężarówki. Oni także mieli doradców, sowieckich oficerów, podoficerów i techników, tyle że było ich o wiele więcej niż ich amerykańskich odpowiedni­ków po drugiej stronie frontu. Uzbrojenie stanowiła nowoczesna broń strzelecka produkcji sowieckiej.

Stamtąd również pochodziły barki desantowe, których użyli, by wysadzić dwa desanty na południowokoreańskich tyłach, pomię­dzy 38. równoleżnikiem a Samczok od strony Morza Japońskiego. Desanty te były ściśle skoordynowane z atakiem 5. Pułku Piechoty na stojący po drugiej stronie granicy 10. Pułk Piechoty ze składu 8. Dywizji Piechoty Armii Republiki Korei.

Północnokoreańskie 2. i 7. Dywizje Piechoty zaatakowały zdekompletowaną południowokoreańską 6. Dywizję Piechoty w Czhunczhon. Celem ataku 3. i 4. Dywizji Piechoty, wspieranych przez 14. Pułk Czołgów, stała się południowokoreańską 7. Dywizja Piechoty w Ujdżhongbu. 1. i 6. Dywizje Piechoty przy wsparciu 203. Pułku Czołgów zaatakowały w Kaesong maszerującą z Seulu i Inczhon południowokoreańską 1. Dywizję Piechoty Stołeczną (bez 17. Pułku Piechoty, który bronił sięgającego w Morze Żółte półwyspu Ongdżin). Na jego pozycje, na skraju lewego skrzydła frontu, ruszyły w ten spokojny niedzielny poranek brygada Wojsk Ochrony Pogranicza i 14. Dywizja Piechoty.

2

Półwysep Ongdżin, Korea Południowa

25 czerwca 1950, 4.00

Kiedy na pozycje 17. Pułku Piechoty spadła bez żadnej zapowiedzi lawina ognia artylerii, moździerzy i ciężkiej broni maszynowej brygady Wojsk Ochrony Pogranicza, trzej oficerowie amerykań­scy - kapitan i dwóch poruczników z Grupy Doradców Wojskowych w Korei - smacznie spali w swoim bunkrze. Obłożony workami z piaskiem bunkier zajmował szczyt trawiastego pagórka, na któ­rego zboczach rozmieścił się sztab pułku.

Ich kwatera, urządzona tak wygodnie, jak się tylko dało, była kiedyś domkiem rolnika. Podłoga zrobiona była z wypalanej gli­ny. Przez poprowadzone w niej kanały rozprowadzane było ciepło z paleniska, tworząc najstarszy chyba na świecie system central­nego ogrzewania. Ściany zbudowane z ciosanego kamienia miały prawie pół metra grubości, a dach stanowiła gruba na trzydzieści centymetrów słomiana strzecha.

8


Wiedząc, jak to ważne dla morale, trzej lokatorzy bunkra dokładali wszelkich starań, by poziomem życia nie razić swych koreańskich podwładnych. Niemniej jednak można tu było znaleźć kilka przedmiotów, których próżno by szukać na innych pozycjach w całym 17. Pułku. Mieli lodówkę, radio z gramofonem i trzypłytową elektryczną kuchenkę. Prądu do ich zasilania dostarczał kablem zamontowany na płozach generator polowy, ustawiony na zewnątrz ze względu na potworny hałas. Oficjalnie służył on do zasilania sprzętu radiowego, nadajnika BC-610 i odbiornika AR-88, łącznie tworzących radiostację służącą do utrzymywania łączności z odległym o niecałe sto kilometrów na wschód w linii prostej seulskim dowództwem Grupy.

17. Pułk Piechoty pod dowództwem pułkownika Pairk In-Jupa właściwie zajmował pozycje na wyspie, choć Ongdżin był półwyspem. Po zakończeniu wojny Wielka Trójka podzieliła pomiędzy siebie Koreę, wybierając 38. równoleżnik na granicę obu stref oku­pacyjnych, oddzielającą tę część Korei, w której rządzili popierani przez Chińczyków i Stalina koreańscy komuniści, od tej, którą rządził popierany przez Amerykanów rząd Republiki Korei.

Granica odcięła półwysep Ongdżin tuż u nasady, tworząc z nie­go południowokoreańską wyspę. Nie było mowy o przedostaniu się tamtędy na stały ląd, a już zwłaszcza po stronie południowokoreańskiej - granica została ufortyfikowana zaraz po tym, jak ją wyznaczono. Całe zaopatrzenie pozycji 17. Pułku Piechoty na półwyspie musiało się odbywać drogą morską. Wszyscy byli zgodni co do tego, że jeśli czerwoni coś zaczną, trzej Amerykanie w dowództwie 17. Pułku nie będą mieli pomyślnych widoków na przyszłość.

Kilka sekund po pierwszym wizgu, towarzyszącym opadają­cemu pociskowi północnokoreańskiej artylerii, poszły następne. Chwilę później przyłączyły się do nich gwiżdżące na inną nutę granaty kalibru 120 mm z ciężkich moździerzy pułkowych. Zry­wający się z posłań amerykańscy oficerowie usłyszeli dochodzący z oddali głuchy terkot broni maszynowej. Nie ulegało wątpliwości, że siedzą w gównie po uszy.

Ubrali się szybko, wciągając sztywne od krochmalu drelichy i lśniące świeżą pastą buty polowe (ten luksus kosztował ich zale­dwie trzy dolary miesięcznie w gotówce lub towarach z amerykań­skiej kantyny wojskowej), po czym wzięli ze stojaków broń osobi­stą. Właściwie jako instruktorzy armii południowokoreańskiej nie powinni być uzbrojeni. Przymykano na to oko, bo raz, że czerwoni znani byli z zamiłowania do przenikania na tyły i mordowania doradców, a dwa, ich pobratymcy z Południa mieli zwyczaj kraść wszystko, co nie było przywiązane łańcuchem.

9


W obu wypadkach broń była do przeżycia równie niezbędna jak tabletki do odkaża­nia wody i papier toaletowy w rolkach po 1000 odcinków, które w nieregularnych odstępach dostarczały im należące do południowokoreańskiej marynarki wojennej okręty desantowe LST.

Kapitan złapał swój karabinek Garand M1 i oznajmił, że idzie na stanowisko dowodzenia, żeby się zorientować, co się, do cholery, wokół wyrabia. Jeden z jego podwładnych, również z karabinkiem, wyskoczył odpalić silnik generatora. Trzeci Amerykanin, uzbro­jony w prywatny rewolwer Smith & Wesson.357Magnum, zabrał się do rozgrzewania aparatów radiowych.

Kiedy generator pracował już wystarczająco długo, by lampy radiostacji zdążyły się rozgrzać, kapitan wrócił.

-              No i co? - zapytał porucznik, odwracając się znad stołu z mikrofonem w ręku....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin