Ted Shackley - Tajemnice CIA (2008).pdf

(1368 KB) Pobierz
Office to PDF - soft Xpansion
Ted Shackley
Tajemnice CIA
158616877.002.png
Przedmowa
Ż ycie zmarłego niedawno Teda Shackley'a i jego rola arcyszpiega w CIA mogłyby stanowić wątek
doskonałej powieści. Ted jednak zbyt poważnie podchodził do życia, żeby zajmować się pisaniem
powieści. Dla niego życie oznaczało pracę. Podczas trzech dziesięcioleci kariery w CIA wyróżnił się jako
członek stosunkowo niewielkiej grupy, która wywierała znaczący wpływ na tajne operacje Agencji.
Kiedy pisał tę książkę, można było przypuszczać, że będzie to rodzaj autobiografii, a może wspomnień
w klasycznym znaczeniu tego słowa. Tak jednak nie jest. Książka nie daje wglądu w jego osobiste działania.
Zamiast tego stanowi próbę wysublimowania z własnych doświadczeń wywiadowczych tego ziarna
prawdy, które uznawał za najważniejsze. Działając jakby w roli nauczyciela, od razu wprowadza czytelnika
w systematyczną analizę tego, co stary mistrz, Allen W. Dulles, nazywał „rzemiosłem wywiadu".
Czerpiąc ze swoich doświadczeń zebranych w Berlinie i związanych ze Wschodnimi Niemcami i
blokiem sowieckim, i wykorzystując przykłady z życia, autor opisuje całą gamę dyscyplin operacyjnych,
które składają się na pojęcie wywiadu - zbieranie informacji, tajne działania, operacje polityczne, pro-
paganda, operacje paramilitarne i działania kontrwywiadowcze. Informuje nas, że stwierdził, iż szkolenie,
które prowadziła Agencja nie było wystarczające. Teraz najwyraźniej próbuje uzupełnić to niedociągnięcie i
oferuje nam prawdziwy podręcznik dla szpiegów. Wiele osób, które go znały, pamięta, że przejawiał
skłonności dydaktyczne i zawsze był gotów pomagać podwładnym. Wzorował się na swoim dawnym
przełożonym, Billu Harvey'u, biorąc go za przykład wywiązywania się z obowiązków i sukcesów w
karierze.
Shackley ujawnia, że gdy awansował na wyższe stanowisko w połowie lat sześćdziesiątych, jego
obowiązki kosztowały go utratę wielu przyjaciół. Ten problem, jeżeli to jest problem, przejawiał się
wielokrotnie z upływem czasu. Współautor, Richard Finney, który zmarł również przed ukazaniem się
tej książki, pisze, że w Ameryce Łacińskiej i w Wietnamie, naciski jakie wywierał Shackley na
podwładnych, by zdobywali więcej informacji „wystawiały go na pośmiewisko i powodowały, że grupa
niechętnych mu osób rosła". To że był wymagającym i twardym przywódcąjest prawdą, ale wiedział co
robi i na ogół w swoim podejściu miał rację. Nawet jeżeli niektórzy uważali, że wymagał zbyt wiele, często
odnosił sukcesy skłaniając osoby, które miały słabe osiągnięcia, do większego wysiłku. Jego krytycy
twierdzą, że był powodowany ambicją. Kto jednak nie jest powodowany ambicją?
7
Uznałem opisy Shackley'a agresywnych operacji kontrwywiadowczych w Berlinie, w Europie
Wschodniej i w bloku sowieckim za szczególnie interesujące i dobrze napisane. Jest to najbardziej treściwy
opis tych działań, z jakim się zetknąłem. Ciekawe, że wykazuje więcej zrozumienia dla kontrowersyjnego
Jamesa Angletona, byłego szefa personelu kontrwywiadowczego Agencji niż większość jego
współpracowników. Jego analiza operacji mylących sprawia wrażenie. Shackley jest bardzo dobry w
tajnych operacjach. Korzysta w dużym stopniu z doświadczeń, jakie nabył w łatwym i swobodnym
środowisku okupowanych Niemiec, gdzie niemalże wszystko było dozwolone i nie istniały prawie żadne
ograniczenia. Myślę, że powinien był bardziej dobitnie zaznaczyć ograniczenia zaistniałe po 1967 roku, a
dotyczące operacji tajnych, wprowadzone wytycznymi Katzenbacha i późniejszymi działaniami
Kongresu, które bardzo utrudniły podejmowanie tajnych operacji.
Zmiana reżimu i koncentracja uwagi na Kubie były tematem Shackley'a w czasie misji w Miami w
158616877.003.png
początkach 1962 roku. Jak wiemy, nadzieja na usunięcie Castro była powiązana z kryzysem kubańskim.
Cała uwaga skoncentrowała się na zdjęciach wykonanych przez samoloty zwiadowcze U-2 i na starciu z
Sowietami, które później nastąpiło. Niewiele uwagi poświęcono natomiast doskonałym materiałom
wywiadowczym zebranym na Kubie na ziemi, które pokazywały taktyczną rozbudowę sowieckiej
obecności wojskowej i wskazywały umiejscowienie rakiet, które później były fotografowane przez
samoloty U-2. Jego działalność w Miami prawdopodobnie zasługuje na znacznie większe uznanie niż to, z
którym się spotkała.
Po trzech i pół roku na Florydzie przyszedł kolejny pobyt w Niemczech. Dokuczało mu to
przeniesienie od operacji frontowych, które prowadził w Miami do placówki w Berlinie, która była
praktycznie martwa i którą kierownictwo usiłowało ożywić. Mówił o tym otwarcie. Jednak jak posłuszny
żołnierz udał się do Berlina. Jego trafne spostrzeżenia na temat uciekinierów pochodzą głównie z tego
okresu. Niespodziewanie jego osobiste perspektywy rozszerzyły się w 1966 roku, kiedy poproszono go
o wyjazd do Laosu. Było to dla niego, jak i dla wszystkich, zaskoczeniem. Spośród jego zadań
najbardziej upodobał sobie pracę na stanowisku kierownika placówki w Yientiane. Jego działalność tam
została poddana surowej krytyce płynącej ze skądinąd dobrej książki Backftre pióra Rogera Warnera
(wznowionej w 1996 roku przez Ste-erford Press pod tytułem Shooting at the Moon). Kilku oficerów z
Agencji, którzy pracowali w Laosie pod jego kierownictwem, twierdziło, że kiedy Shackley objął
stanowisko, zmusił plemię Hmong z północnego Laosu, które było doskonałe w walce partyzanckiej, do
włączenia się do wojny regularnej i działać w formie batalionów regularnych przeciwko twardym siłom
północ -nowietnamskim, którym nie mogły dać rady. W rezultacie mężczyźni z plemienia Hmong zostali
zdziesiątkowani i skutki dla ludności cywilnej były kata-
strofalne. Jest prawda w tym twierdzeniu. Nie była to jednak wina Shackley'a. W 1966 roku siły lądowe
Stanów Zjednoczonych były już w pełni zaangażowane w wojnę wietnamską, która wciąż się rozszerzała.
Amerykańska obecność w Laosie miała dwa podstawowe cele - obronę królewskiego rządu Laosu przed
inwazją północno wietnamską oraz wsparcie wszystkimi możliwymi sposobami działań Stanów
Zjednoczonych w Wietnamie Południowym. Waszyngton wciąż naciskał na nasilenie działań w Laosie i
Shackley reagował. Ocenę tego, co osiągnięto w tej dziedzinie oraz podsumowanie działań ogólnych
Agencji czytelnik może znaleźć w pośmiertnie wydanej książce Richarda Helmsa A Look Over My
Shoulder (Random House, New York 2003), szczególnie w rozdziale 25 poświęconym Laosowi i
zatytułowanym Wojna, którą wygraliśmy.
Inne krytyczne uwagi dotyczą bitwy pod Nam Bać. Zarzuca się Shackle-y'owi, że utworzył silne
zgrupowanie laotańskich sił rządowych w oddalonym punkcie na północy, co spowodowało potężny atak
północnowietnamski, który doprowadził do zniszczenia sił laotańskich. W rzeczywistości Shackley nie
był bezpośrednio zaangażowany w tworzenie tego zgrupowania. Jedyną formą udziału jego sił
nieregularnych była działalność pomocnicza podjęta na żądanie ambasady. Niektórzy obwiniają również
Shackley'a za utratę Phou Pha Thi, gdzie lotnictwo Stanów Zjednoczonych zbudowało ważną instalację
łączności na pozornie niedostępnym szczycie górskim w północno-wschodnim Laosie, która miała
pomagać bombowcom dokonującym nalotów na Wietnam Pomocny. Instalację obsługiwał personel Sił
Powietrznych Stanów Zjednoczonych, a jej obrona powierzona była siłom nieregularnym. Shackley
ostrzegał ambasadę i Waszyngton o rosnącym zagrożeniu ze strony armii północnowietnamskiej i
sugerował wycofanie się. Jego ostrzeżenia zostały jednak zignorowane. Siły nieregularne zostały
pokonane przez armię północnowietnamską i cały personel lotnictwa zginął lub dostał się do niewoli.
Niezależnie od tej krytyki misja Shackley'a w Laosie zakończyła się sukcesem. Rozbudowa
laotańskich sił nieregularnych, którą rozpoczął, objęła także centralny i południowy okrąg wojskowy w
Savannakhet i Pakse i była kontynuowana przez jego następcę. Kiedy ja objąłem to stanowisko w 1970
roku, siły nieregularne wzrosły ilościowo, a ich siła ognia uległa wzmocnieniu podobnie jak umiejętności.
Zostały później wzmocnione przez ochotników tajlandzkich, bez których mogły zostać pokonane w
wyniku zintensyfikowanych wypadów armii północnowietnamskiej w tej krytycznej fazie wojny.
158616877.004.png
W odróżnieniu od opowieści o jego zaangażowaniu w Laosie prowadzonej bardzo szczegółowo,
opowiadając o przeniesieniu z Laosu do Wietnamu i o działalności w Sajgonie, Shackley nie zajmuje się
szerszym obrazem postawy Stanów Zjednoczonych w Wietnamie. Pisze szczegółowo o różnych aspektach,
na temat których wygłasza zdecydowane zdanie. Omawia program Phoenix (na tematktórego jego poglądy
musiały się różnić od poglądów WilliamaColby'ego),
działania Johna Paula Yanna (którego oceniał tak samo jak Neil Sheehan w Bright Shining Lie),
sprawę Chuyena, która trafiła na czołówki gazet w związku z sugestią „zakończenia z ekstremalnym
uszczerbkiem" i skomplikowaną sprawę Tran Ngoc Chau. Mówi niewiele lub prawie nic o ofensywie Tet,
ale oczywiście ofensywa ta zdarzyła się na długo przed objęciem przez niego kierownictwa placówki.
Jednak jego współautor sugeruje, że uznawał Tet za szokujące i niewybaczalne niepowodzenie wywiadu.
Po dłuższym opisie spraw Chuyena i Tran Ngoc Chau i ich konsekwencjach Shackley zmienia nagle
temat i widzimy go w sztabie agencji w Wydziale Latynoamerykańskim. Brakuje mi jego przemyśleń na
temat Wietnamu i spraw, które zdominowały dyskusję na ten temat. Teraz poświęca uwagę Chile oraz
podejrzeniom, że maczał palce w sprawie śmierci Allende. Opisuje interesującą wymianę zdań z Charlesem
Meyerem, zastępcą sekretarza stanu do spraw południowoamerykańskich na temat wyborczego zwycięstwa
Allende we wrześniu 1970 roku. Meyer powiedział mu, że w Białym Domu i w innych kręgach wa-
szyngtońskich było uważane za poważne niepowodzenie polityczne, któremu przede wszystkim była winna
CIA. Stwierdzenie Meyera trudno mi było pogodzić z własnymi wspomnieniami, ponieważ uczestniczyłem
w spotkaniu na temat polityki w lipcu 1970 roku, na którym podsekretarz stanu U. Alexis Johnson
odpowiedział na narzekania Henry'ego Kissingera, że nic się nie robi w sprawie zapewnienia takich
wyników wyborów, jakie byłyby do przyjęcia. Johnson przypisywał taki rozwój sytuacji „opozycji w
Departamencie Stanu", czyli zastępcy sekretarza stanu Charlesowi Meyerowi. Możliwe, że Meyer uznał
za stosowne zmienić po dwóch latach stanowisko i obwinie CIA. W każdym razie Shackley został
odpowiednio zmotywowany i poświęcił uwagę szczegółowej analizie przebiegu wypadków, które
doprowadziły do śmierci Allende czy to na drodze samobójstwa czy zabójstwa. Nadal istnieje jeszcze
wiele pytań na temat tych wypadków, ale moim zdaniem Ted rozprawia się skutecznie z tymi
bezpodstawnymi zarzutami.
W 1973 roku, po zakończeniu sprawy Chile i Allende, Shackley został naczelnikiem Wydziału Azji
Wschodniej. Nie komentuje tych lat i przechodzi od razu do zatytułowanego Nowa struktura. Tu staje się
bardziej refleksyjny. Nie omawia już więcej pojedynczych przypadków i nie dokonuje podsumowań.
Zamiast tego Ted Shackley przedstawia swoją filozofię wywiadu związaną ze zmieniającą się strukturą
potrzeb państwa w nadchodzących latach. Wywiad musi zostać uwolniony z obecnego skrępowania i
należy mu umożliwić dostrzeganie zmian i reagowanie na nie w miarę ich następowania. Proponuje podejście
do identyfikacji głównych elementów misji oraz działań, które pozostaną aktualne przez następne dziesięć
lat. Obejmuje ono wszystkie zagrożenia, z jakimi mamy do czynienia w dzisiejszym świecie od
rozprzestrzeniania się broni atomowej do terroryzmu i całej gamy innych zagrożeń. Określenie zbioru
wymo-
10
gów i priorytetów wymaga większej precyzji popartej większym autorytetem niż teraz. Shackley uważa,
że można to osiągnąć poprzez stworzenie stanowiska dyrektora do spraw wywiadu na szczeblu
rządowym. Większość tego, co Shackley mówi na ten temat wynika niewątpliwie z jego własnych
doświadczeń zebranych w ciągu ostatnich lat służby spędzonych na stanowisku zastępcy dyrektora
operacyjnego Agencji. Niestety nie komentuje tego ostatniego trudnego okresu w historii Agencji.
Chociaż niektóre sugestie Shackley'a mogą być drastyczne, należy podziwiać jego umiejętność
przewidywania w świetle wezwań do reorganizacji, jakie brzmią dzisiaj w Waszyngtonie. Posuwa się
nawet tak daleko, że wzywa do likwidacji CIA i zastąpienia jej Służbą Wywiadu Zagranicznego (FIS).
Inną zmianą, jaką przewiduje, będzie zastąpienie przykrywki dyplomatycznej przykrywką handlową.
158616877.005.png
Wreszcie wzywa do usprawnienia nadzoru parlamentarnego, co bardziej niż inne jego sugestie wydaje się
marzeniem ściętej głowy.
Kiedy jego zdrowie uległo pogorszeniu, nawet ci, którzy dobrze znali Teda Shackley'a byli zaskoczeni
jego spokojem i systematycznymi przygotowaniami na zbliżający się koniec. Odwiedziłem go na dwa dni
przed śmiercią. Byłem pod wrażeniem przenikliwości i jasności jego umysłu i dobrego humoru.
- Ted - powiedziałem - wcale nie wyglądasz na tak chorego, jak ludzie mówią.
Roześmiał się i powiedział, że tego popołudnia ma umówione spotkanie z przedsiębiorcą
pogrzebowym. Dla niego była to po prostu sprawa „dogłębnego spojrzenia", jak określał swoje podejście do
prowadzonych spraw operacyjnych. Jego zimna krew przy podejściu do sytuacji nie do umknięcia
wynikała z siły, którą Ted Shackley czerpał z tej części swojej osobowości, z której niewielu z nas zdawało
sobie sprawę, z jego wiary katolickiej. Wiara ta uległa ożywieniu w ostatnich latach i stała się ważnym
aspektem jego życia. Jeżeli, jak przyznaje, jego styl nadzorcy kosztował go „kilka cenionych przyjaźni" w
ciągu tych lat, nie można było tego zauważyć wśród obecnych na mszy pogrzebowej w Bethes-da i na
Florydzie, gdzie został pochowany. W obu przypadkach jego podwładni i starzy towarzysze licznie
pojawili się, aby pożegnać swego dawnego szefa.
B. Hugh Tovar
B. Hugh Tovar służył w OSS podczas II wojny światowej na teatrze działań Chiny - Birma - Indie.
Wstąpił do CIA w 1948 roku i pracował przez trzydzieści lat w pionie operacyjnym. Działał na
Filipinach, w Malezji, Indonezji, Laosie i Tajlandii. Później w CIA stał na czele wydziałów operacji
tajnych i kontrwywiadowczych.
11
Wstęp
K iedy powstawała CIA, jej tajne elementy zostały rozmieszczone w czterech piętrowych barakach w
pobliżu pomnika Lincolna. Budynki nazwano tymczasowymi i ponumerowano je od I do L. Zostały
zbudowane w czasie I wojny światowej i wciąż były w stosunkowo dobrym stanie chociaż latem trudno je
było schłodzić. Odwiedzający byli wpuszczani przez budynek L i prowadzeni przez uzbrojonego strażnika
do rejonu recepcyjnego. To właśnie tam pewnego wrześniowego poranka 1951 roku zauważyłem oficera,
ponieważ rzucał się w oczy, będąc w mundurze w tym ściśle cywilnym środowisku. Młody, nieco
oszołomiony blondyn. Takie było moje pierwsze wrażenie. Reprezentował sobą jednak znacznie więcej
zalet, o czym się dowiedziałem później, ponieważ z czasem stał się moim szefem, a potem moim
przyjacielem.
To, że był oszołomiony, to może zbyt mało powiedziane. Zaledwie dwadzieścia cztery godziny
wcześniej podporucznik Theodore Shackley był na poligonie w Zachodniej Wirginii i przeprowadzał
158616877.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin