Axer, Słowo i obraz w teatrze greckim i rzymskim klopoty czytelnika.pdf

(181 KB) Pobierz
706678215 UNPDF
J. Axer, Słowo i obraz w teatrze greckim i rzymskim: kłopoty czytelnika*
Tematem tych uwag chciałbym uczynić pewną specyficzną cechę budowania sytuacji
scenicznej w antycznej tragedii, pewną odmienność materii tego teatru. Odmienność w stosunku
do teatru nowożytnego, zwłaszcza zaś teatru takiego, z jakim mamy do czynienia dziś. Jest to
różnica nie tylko — w moim przekonaniu — bardzo ważna, ale co więcej, uchodząca zwykle
uwagi współczesnego czytelnika antycznych tekstów dramatycznych.
Stawiam sobie zatem cele publicystyczne raczej niż badawcze. Nie popularyzatorskie jednak, lecz
publicystyczne właśnie. Myśl o potrzebie napisania tego rodzaju szkicu zrodziła się bowiem
w toku długiej praktyki wykładowcy i prelegenta wymagającej obcowania ze słuchaczami
mającymi trudności z lekturą antycznych utworów dramatycznych. Ponieważ trudności te nie
ograniczały się do publiczności polskiej, lecz w podobnej formie dawały się zauważyć
w Niemczech, we Włoszech, Hiszpanii, i ponieważ dotyczyły także profesjonalnych filologów
klasycznych zacząłem zastanawiać się nad ich źródłami.
Najpierw nakreślmy sobie na użytek tych rozważań pewien schemat — nazwijmy to tak —
anatomii obrazu scenicznego, schemat pokazujący, z czego „zrobiona jest” sytuacja sceniczna.
Jest zupełnie oczywiste, że przyjmujemy tu określoną zasadę klasyfikacji — jedną z wielu
możliwych; stosując inne zasady można zbudować — i zbudowano — wiele odmiennych
schematów. Mnie chodzi o taki, który będzie najużyteczniejszy dla naszych rozważań. A więc (z
tym zastrzeżeniem) z czego zrobiona jest sytuacja sceniczna 1 :
1. z tego, co na scenie istnieje realnie i jest tym, czym jest, tzn. ciało ludzkie i rekwizyty grają
siebie — miecz występuje jako miecz, fajka jako fajka;
2. z tego, co istnieje na scenie realnie, ale jest czymś innym niż tym, czym jest: symbolizuje czy też
udaje coś innego, np. chusteczka do nosa staje się żaglem, krzesło rumakiem, dywan okrętem;
3. z tego, czego wcale na scenie nie ma realnie, a o czym mówi się, że jest. Powiedzmy ściślej —
z tego, co ma być postrzegane przez widza w szerzej lub węziej rozumianej przestrzeni
scenicznej, chociaż nie znajduje się w niej w kształcie materialnym.
Ten schemat (oparty na kryterium swoistego realizmu) jest, jak sądzę, sensowny w odniesieniu do
każdego teatru w każdych czasach. Dla nas będzie przydatny, ponieważ zamiarem naszym jest
zastanowienie się nad tym, w jakich proporcjach te różne rodzaje budulca, wchodzącego zawsze
w skład sytuacji scenicznej, używane są w antycznym teatrze. Wydaje mi się, że wśród różnych
przeszkód, na jakie natrafia dzisiejszy czytelnik antycznego dramatu (także ten szczególny
706678215.002.png
czytelnik, jakim jest zawodowy filolog), jedną z najważniejszych — a zupełnie niedocenionych —
jest brak tego rodzaju orientacji w anatomii obrazu scenicznego. Trzy działy schematu
niejednakowo przyciągać będą naszą uwagę. Pierwszy i drugi nie są bowiem równie trudne dla
współczesnego odbiorcy jak dział trzeci. A więc dążyć będziemy przede wszystkim do ustalenia
roli słowa w budowaniu obrazu scenicznego w teatrze antycznym. Zapytamy, jak ważne jest
w tym teatrze to, czego na scenie wcale nie ma, co tylko słowo stworzyć może w wyobraźni
widzów.
Aby utrzymać spójność wykładu powinniśmy ograniczyć się w obrębie tego teatru do jednego
rodzaju widowisk i przynajmniej po przykłady sięgać do jednorodnego materiału: a więc
będziemy się zajmować głównie tragedią grecką. Wybór taki tym jest uzasadniony, że specyfika
antycznego teatru w interesującym nas tu zakresie najwyraźniej, moim zdaniem, rysuje się właśnie
w tragedii, zwłaszcza Ajschylosowej. Ale rzecz dotyczy także scenariuszy komediowych i —
mutatis mutandis — dramatu rzymskiego.
Najpierw wypada jednak zastanowić się nad pewnymi uwarunkowaniami. W tej części moich
wywodów nie będzie żadnej pogłębionej analizy; to tylko krótkie wyliczenie okoliczności, które
moim zdaniem należy brać pod uwagę, próbując odpowiedzieć na pytanie, któreśmy sobie
postawili. Najogólniej rzecz ujmując, te wstępne uwagi dotyczyć będą roli żywego słowa
w antyku.
Po pierwsze więc, nie należy nigdy zapominać o trudnej do przecenienia powszechnej wrażliwości
ludzi antyku grecko-rzymskiego na wypowiadane słowo. Oczywiście wiemy o tym, ale niełatwo
nam — wychowanym w czasach zamierania żywego słowa i słabnięcia reakcji na nie — zdać
sobie sprawę z tego, jak powszechna, jak całkowicie nieelitarna, jak łatwa do obudzenia (nawet
w bardzo nieoczekiwanych sytuacjach) była owa wrażliwość na żywe słowo w starożytności.
Wielu czytelników pamięta z pewnością anegdoty opowiadane przez Greków i powtarzane przez
Rzymian o skandalach, jakie wywoływały na widowni teatralnej drobne błędy w dykcji
i akcentowaniu popełniane przez aktora. (Anegdoty chętnie cytowane także w popularnych
zarysach kultury antycznej). Pamiętamy też opisy wspaniałych efektów osiąganych przez mówców
politycznych i wodzów podrywających do działania rozentuzjazmowanych słuchaczy, a teksty
historyków greckich i rzymskich pełne są wzorów kunsztownych kompozycji oratorskich. Ale
dużo bardziej pouczające wydają mi się świadectwa innego rodzaju; oto na przykład wspomnienie
zanotowane przez Cycerona: młody Marek Tulliusz był świadkiem, jak urzędnik państwowy
przemawiający w bardzo konkretnej sprawie (cen zboża), zebrał burzliwą owację w chwili, kiedy
udało mu się zamknąć jeden z paragrafów przemówienia efektowną kadencją rytmiczną — dwu-
kretykiem.
706678215.003.png
Z kolei druga właściwość publiczności takiej, jaką miał teatr antyczny: słuchacz łatwo i na długo
zapamiętuje tekst raz usłyszany. Słowo wypowiedziane trwa w pamięci audytorium kilkanaście
minut albo i dłużej. Można to stwierdzić, analizując uważnie takie miejsca w tragedii klasycznej,
w których autor liczy na pojawienie się w pamięci słuchacza — w wiernym kształcie słowa —
kwestii wypowiedzianej znacznie wcześniej. Podkreślam: nie chodzi o to, że słuchacz pamięta
o czym mówiono, lecz że słuchacz pamięta dokładnie, jak to było sformułowane. Naturalnie —
jeszcze w dramatach Strindberga nie brak dowodów na tego rodzaju oczekiwania autora
w stosunku do publiczności. Jednak wydaje się, że tak jak pamięć dzisiejszego widza jest pod tym
względem nieporównanie bardziej zawodna niż pamięć pierwszych widzów dramatów
Strindberga, tak kwalifikacje widzów antycznych niezmiernie z tego punktu widzenia
przewyższały przygotowanie widowni mieszczańskiego teatru schyłku XIX wieku.
Taka sytuacja oznaczała bardzo dobre warunki do stosunkowo szerokiego odbioru wszelkich
wypowiadanych na głos tekstów poetyckich, przy których odbiorze zdolność zapamiętywania
obszernych fragmentów usłyszanej wypowiedzi gra przecież wielką rolę. Stwarzała zatem także
pomyślne warunki do rozwoju pisanego wierszem dramatu. Przypomnijmy też, że w całym
antyku nie istnieje ciche czytanie tekstu literackiego, że każde czytanie jest czytaniem głośnym;
zatem że słowo artystycznie ukształtowane zawsze podawane jest odbiorcy w sposób quasi-
teatralny, w interpretacji quasi-aktorskiej.
A więc wrażliwość na żywe słowo, zapamiętywanie tekstu, powszechne przyzwyczajenie do
głośnej lektury. Z kolei sprawa zasadnicza: zdolność usłyszanego słowa do wywoływania obrazu.
Oczywiście składnikiem każdego procesu czytania jest, do pewnego przynajmniej stopnia,
wyobrażanie sobie w postaci plastycznych i kolorowych obrazów pewnych sugerowanych przez
tekst sytuacji. Powszechnie znany jest opis tych mechanizmów, choćby z prac Marshalla McLuha-
na. Ale myślę, że z tym jest podobnie jak z zapamiętywaniem wypowiedzianego tekstu: udział
widzenia w reakcji czytelnika (słuchacza) jest dziś nieporównanie mniejszy niż trzydzieści lat
temu, trzydzieści lat temu był mniejszy niż w XIX wieku, a w XIX wieku wielokrotnie słabszy niż
w antyku. To zresztą jasne, dlaczego dzisiaj słowo przestaje wywoływać obrazy. Sprawiła to
ekspansja bodźców wizualnych, takich jak kino, telewizja, wideokasety itd., w jej wyniku ostatnie
pokolenia wychowują się w warunkach radykalnego rozdzielenia widzenia i słuchania; tekst
przynosi tylko informację i komentarz, obrazy otrzymujemy wprost, pokazywane są nam na takim
czy innym ekranie.
Równie jasne jest, dlaczego w antyku słowo miało tak wielką moc stwarzania plastycznych
i barwnych wizji, dlaczego było tak zwłaszcza w greckiej tradycji literackiej. Wystarczy przecież
uświadomić sobie, że literatura grecka ma za sobą długi okres rozwoju jako literatura ustna, że
706678215.004.png
zatem tak, jak to się dzieje w tego rodzaju komunikacji literackiej, wytworzył się rozbudowany
system formuł od razu przeobrażających się w sugestie wizualne. Cały Homer obfituje przecież
w takie formuły: „cóż to za słowo skrzydlate wyszło z zagrody twych zębów” należy do
najczęściej cytowanych. Teza ta jest już dziś zupełnie banalna. Przypominam ją jednak, bo trudno
przecenić wpływ, jaki istnienie tych formuł miało na warunki inscenizacyjne tragedii greckiej.
Przecież to oznaczało, że język, w którym tragicy pisali swoje sztuki, obfitował w gotowe „klocki"
do składania obrazów, które autorzy pragnęli wywołać na ekranie wyobraźni widza.
Rzymianie mieli z początku kłopoty z wprowadzaniem do swego języka formuł odwołujących się
do wyobrażeń wizualnych; wystarczy popatrzeć, jak męczył się Livius Andronicus przekładając
Iliadę, zmuszony (ze względu na brak przygotowania swoich odbiorców do formuł takich, jak owe
słowa skrzydlate opuszczające zagrodę zębów) do szukania prymitywnych ekwiwalentów
opisowych. Potem jednak, w miarę jak łacina uczyła się od greki, nastąpił proces wytwarzania
także w obrębie tego języka owych „klocków”, z których montować można było wizje. Seneka
miał już bogatą paletę gotowych barw do malowania swoich teatralnych panoram, stwarzanych
całkowicie w imaginacji słuchaczy. W starożytności grecko-rzymskiej istniały zatem warunki,
w których stosunkowo łatwe było sugerowanie ludziom wyłącznie za pomocą słów, że widzą
obrazy, przedmioty i sytuacje, których im nie pokazano. Należy podkreślić, że sugestie te nie
powstawały od przypadku do przypadku w wyobraźni tego lub owego widza i że nie były różne
w zależności od jego indywidualnej wrażliwości, lecz że zarys sugerowanej wizji powstawał
w wyobraźni ogromnej większości słuchaczy i że ten zasadniczy schemat był wspólny. Takie
warunki oznaczały wielką przydatność słowa jako materiału do budowania sytuacji scenicznej;
sprawiały, że autor teatralny używał tego materiału przy realizacji swoich pomysłów
inscenizacyjnych w zakresie do jakiego nie przywykliśmy, jakiego się zatem nie spodziewamy.
Przeanalizujemy teraz (oczywiście w sposób bardzo uproszczony) kilka przykładów. Najpierw
więc zastanówmy się nad powszechnie znanym ustępem z Agamemnona Ajschylosa. W scenie,
w której dokonuje się zabójstwo króla, zaraz na wstępie docierają do widza sygnały z przestrzeni
pozascenicznej niosące ze sobą informacje o tragedii:
Biada mi! Ugodzonym śmiertelnie! Ratunku! [...]
Biada! Jeszcze raz biada! Nowy cios! Umieram! 2
Dwukrotny krzyk śmiertelny Agamemnona powoduje gwałtowną reakcję chóru. Chór, działający
dotąd jako całość, rozpada się na dwanaście indywidualnych głosów. Z chwilą zaś, kiedy tworzący
ten chór starcy opuszczają orchestrę i kierują się ku środkowym drzwiom skene z zamiarem
wtargnięcia do środka pałacu, drzwi owe otwierają się i na wysuniętym enkyklemacie ukazuje się
706678215.005.png
grupa postaci: Klitajmestra z narzędziem mordu w ręku nad zwłokami Agamemnona i Kasandry.
Przywykliśmy od lat szkolnych uważać, że w tragedii greckiej morderstwa i podobnie gwałtowne
sceny dlatego nie są ukazywane na scenie, że panuje tu estetyka unikania obrazów realistycznie
drastycznych, że widz ma być chroniony przed tym, co w różnej natury teatrach okrucieństwa (od
rzymskiego amfiteatru po Artaud) jest mu proponowane. Sądzę, że to wielkie uproszczenie, jeśli
nie zupełne nieporozumienie: skłonny jestem zaryzykować tezę, że estetyka jest tu wtórna
w stosunku do praktyki. Dramatopisarz antyczny zwykle nie chroni nas bowiem przed
okrucieństwem na scenie, lecz szuka środków, z pomocą których mógłby uczynić owo
okrucieństwo wystarczająco przekonywającym, gwałtowność dostatecznie gwałtowną. Szukając
tych środków, musi rezygnować z ukazywania czynów takich, jak na przykład morderstwa, przez
ich inscenizowanie przy użyciu dwóch pierwszych rodzajów materiału wyżej przez nas wyróż-
nionych: nie może zatem kazać aktorom dokonywać tych czynów na scenie.
Sytuacja, w której aktor zabijałby drugiego na scenie byłaby po prostu nieefektowna —
niewystarczająco drastyczna. Nie warto więc odgrywać na tej scenie zabójstwa, można tylko
pokazać jego skutki — statyczną grupę: zabójca i ofiara. Po to zaś, żeby przed oczyma widzów
akt zadawania śmierci rozegrał się w sposób możliwie najbardziej wstrząsający, sięgnąć trzeba po
ów trzeci rodzaj tworzywa — zbudować obraz sceniczny ze słowa poetyckiego. Otóż śmierć
Agamemnona jest doskonałą egzemplifikacją takiej właśnie praktyki inscenizacyjnej.
W momencie, w którym ukazała się oczom widzów grupa aktorów na enkyklemacie —
Klitajmestra nad trupami swoich ofiar — ujrzeli oni skutki zbrodniczego czynu. Potem Ajschylos
dokonuje zabiegu przypominającego współczesną technikę filmową. Następuje oto cofnięcie się
w czasie i projekcja, w kolejnych „ujęciach”, wydarzeń, których skutkiem jest pokazany na scenie
obraz.
Obraz ten trwa niezmieniony, ale zarazem ulega nieustannym przemianom w wyobraźni
patrzących, w której przepływają serie wizji zrodzonych z wypowiadanego przez Klitajmestrę
tekstu. Królowa zdaje dokładną relację ze swego czynu, a właściwie nie relację zdaje, lecz ukazuje
swój czyn; nie tylko dostarcza bowiem słuchaczom informacji, lecz także sugeruje im, że są
świadkami mordu. Świadkami ciągu czynności: zarzucenie płaszcza-sieci, dwukrotny cios
wymierzony ofierze (zapamiętany przez widza dwukrotny jęk śmiertelny króla uwiarygodnia tę
sytuację), upadek ciała na ziemię, wreszcie trzeci cios, po którym strumień ciemnej krwi opryskuje
ręce i twarz morderczyni. W obrazach utkanych ze słów publiczność nie tylko ogląda zabójstwo,
ale, co więcej, zostało jej tu ono przedstawione w sposób najdrastyczniejszy z technicznie
możliwych w Teatrze Dionizosa. I jeszcze jedno: odpowiednio ukształtowane formuły poetyckie
pozwalają nadać gestom morderczyni rytm rytuału ofiarnego. Dzięki temu oglądamy czyn jak
706678215.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin