Sandemo Margit - Opowieści 24 - Białe kamienie.rtf

(453 KB) Pobierz
MARGIT SANDEMO

MARGIT SANDEMO

BIAŁE KAMIENIE

Z norweskiego przełożyła

IZABELLA BUDZISZEWSKA

POL - NORDICA Publishing Sp. z o.o.

Otwock 1997

ROZDZIAŁ I

Echo nawołuje z urwistych brzegów

Pobyt w przydrożnej restauracji był ich ostatnim kontaktem z normalnym, beztroskim codziennym życiem. Później otoczyły ich cienie.

Znaleźli wolny stolik z widokiem na parking i autostradę prowadzącą ku kontynentowi. Mads Billing, specjalista w dziedzinie reportażu i samouwielbienia, odsunął krzesła dla swoich obu koleżanek: Siri, prowadzącej „Kącik dla pań”, i jej młodej, początkującej pomocnicy Ylvy.

Chciałabym, żeby przestał patrzeć mi w oczy w ten irytująco poufały sposób, pomyślała Ylva. Nie interesuje mnie przecież czterdziestoletni facet. Czy nie widzi, że rani tym Siri? Ona żywi do niego wiele ciepłych uczuć, chociaż dobrze to ukrywa. Może to zauważyć tylko inna kobieta. Trzeba przyznać, że Mads Billing posiada trochę uroku właściwego starszym panom, ale nie chciałabym mieć przyjaciela, który dąży do tego, żeby być kimś popularnym dla samej tylko popularności.

O, tak! Opinia Ylvy na temat uroku starszego pana zachwiałaby chyba trochę, choć nie za bardzo, pewnością siebie Madsa. W Oslo mieszkały tłumy jego wielbicielek, młodych gęsi o pustym spojrzeniu, które przesiadywały w restauracjach i barach, żałośnie triumfując nad kobietami tego samego co one pokroju, jeśli tylko Mads poświęcił im choć odrobinę swojej uwagi. Ylva określała je mianem gęsi z tą głęboką pogardą, na jaką może się zdobyć osoba z zewnątrz.

Ylva była nieco młodsza od tych pań. Należała do pokolenia, które mimo młodego wieku zdążyło nauczyć się o życiu tyle, ile jego rodzice przez czterdzieści, pięćdziesiąt lat. Jej rówieśnicy otwarcie i rzeczowo dyskutowali o sprawach, o których starsi w swojej młodości tylko szeptali w tajemnicy. Ylva była uświadomiona pod względem politycznym, naukowym i technicznym. Podobnie jak większość osób w jej wieku wyśmiewała stare filmy o miłości pokazywane w telewizji, podczas gdy rówieśniczki matki, oglądając te same filmy, wypełniały sale kinowe tłumionym szlochem. Z pełną niedowierzania pogardą odnosiła się do zwrotów w rodzaju: „Kocham cię” czy „Sprawiasz, że mocniej bije mi serce”. Młode pokolenie znało najnowsze marki samochodów, wiedziało wszystko o makijażu oraz ostatnich tendencjach w modzie i posługiwało się językiem, który mógł wywołać rumieńce na twarzy nawet najbardziej liberalnego pedagoga. A jednak nie do końca wyzbyło się romantycznych marzeń, które przejawiały się w zainteresowaniu dla słodko różowych tapet albo też w tym, że cukierkowy szlagier trafiał niespodziewanie na pierwsze miejsce listy przebojów. Mogło to stanowić świadectwo złego gustu, ale równie dobrze wyrażać tłumioną potrzebę znalezienia przeciwwagi dla obowiązującego na co dzień trzeźwego realizmu.

Siri rozłożyła kupioną przed chwilą gazetę. Przed gospodą przejeżdżały z hałasem samochody.

- Stwierdziłam, że ostatnio czytam najpierw nekrologi, a dopiero po nich zawiadomienia o ślubie - powiedziała z lekkim westchnieniem. - Przerażająca oznaka tego, że się starzeję.

- No nie - Mads uśmiechnął się szarmancko. - Zostało ci chyba jeszcze sporo życia. Chociaż, szczerze mówiąc, nie wiem, ile masz lat.

- Od trzech lat trzydzieści dziewięć - wyznała szczerze Siri. - Trzy lata, w ciągu których przybywało mi coraz więcej powagi.

Mads rzucił wymowne spojrzenie na piętrzące się przed nią ciastka.

- Czy także i ty masz zamiar dołączyć do moich wyrzutów sumienia? - zapytała Siri. - Czy „Pancernik Potiomkin” już nie wystarczy?

- A co, u licha, ma z tym wspólnego „Pancernik Potiomkin”?

- Tak nazywam mój nowy gorset. Niezwykle przyziemne urządzenie! Trzeszczy i uwiera przy najmniejszym przekroczeniu limitu kalorii. Któregoś dnia odkryłam, że odkąd skończyłam trzydzieści pięć lat, bardzo mnie polubiły dodatkowe kilogramy. Wierzcie mi, próbowałam wszystkiego. Doszłam jednak do wniosku, że nie mam ani krzty charakteru. Dałam za wygraną. Tak więc teraz gwiżdżę na wszystko i przyjemniej spędzam czas!

Nie powinna być tak bezwzględnie szczera, mówiąc o sobie, pomyślała Ylva z niepokojem. Oczywiście, można ująć mężczyznę nawet tak szczególnym poczuciem humoru, ale raczej nie Madsa Billinga. On woli chyba więcej elegancji.

Ylva podziwiała swoją szefową, Siri Gran, ale nie na tyle, by patrzeć na nią bezkrytycznie. Mogłaby chyba spróbować trochę schudnąć, pomyślała Ylva. Właściwie nie jest gruba, tyle tylko że ubrania nie leżą na niej dobrze. Wystarczyłoby, żeby zrzuciła sześć, siedem kilogramów.

Ylva, która sama nigdy nie miała kłopotów z wagą, nie mogła przecież zrozumieć odwiecznej, z góry skazanej na niepowodzenie walki dojrzałych kobiet przeciwko zbyt obfitym kształtom. Co ona mogła wiedzieć na temat całych tygodni wyrzeczeń, w czasie których tak się męczyły, żeby schudnąć parę kilogramów, aby potem w przypływie desperacji i rezygnacji przybrać na wadze tyle samo w ciągu zaledwie kilku dni? Kiedy jest się młodym, ciastka i inne frykasy nie smakują tak bosko, nie odczuwa się lęku przed odrobiną ruchu lub przed głodem, który fatalnie wpływa na samopoczucie.

Pominąwszy jednak małą nadwagę, Siri była właściwą osobą na właściwym miejscu. Ubrana z dyskretną elegancją, serdeczna i posiadająca znajomość ludzi, jaką dawał jej zawód, a jednocześnie wolna od arogancji i tupetu, którego z czasem nabierają dziennikarze, Siri podchodziła do życia z dystansem. Jej niewysoka, przysadzista sylwetka, przyjazne oczy patrzące spod niegdyś połyskliwych ciemnych włosów, które obecnie straciły trochę blasku i koloru, świadczące o skłonności do autoironii ułożenie ust - wszystko to sprawiało, że ewentualny rozmówca czuł się przy niej bezpiecznie. Naturalnie, potrafiła być uszczypliwa w swoich błyskawicznych replikach, ale najczęściej złośliwości kierowała pod swoim własnym adresem, nikogo nie raniąc. Ylva ogromnie ją podziwiała.

Mads wstał, ukazując całą swoją imponującą postać. Miał 190 centymetrów wzrostu, ciemne włosy i był naprawdę pociągający. Sensem życia tego zatwardziałego starego kawalera stało się publikowanie w gazetach dobrych, ciętych reportaży, natomiast przebywanie w towarzystwie pań stanowiło jego hobby. Poza tym uważał, że byłoby nielojalnością w stosunku do reszty rodzaju żeńskiego obdarować taką doskonałością jak Mads Billing tylko jedną marną istotę.

- No i co dalej? - zapytał. - Jedziecie ze mną do tej doliny czy może wolicie wrócić pociągiem do Oslo albo zaczekać tu w hotelu?

- Przyda mi się widok czegoś leżącego z dala od cywilizacji - oświadczyła Siri. - Po przeprowadzeniu wywiadów z najlepiej ubranymi kobietami w Oslo potrzebuję trochę świeżego powietrza! Najgorsza była ta ostatnia dzisiaj. Chodząca doskonałość. Powinieneś zobaczyć jej dom! Świeżo wyczesane psy, świeżo uczesane dzieci, dobrze wytresowany mąż, no i te niepospolite talenty kulinarne! Zgroza! Jadę z tobą. A ty, Ylvo?

Młoda dziewczyna zawahała się przez chwilę. To jasne, że Siri chciała się wybrać na romantyczną wycieczkę na odludzie! Czy w takim razie ona, Ylva, nie powinna trzymać się z daleka i dać koleżance szansę przebywania sam na sam z obiektem skrywanej miłości?

- Chodź! - zadecydowała wspaniałomyślnie Siri. - Dobrze ci zrobi przyjrzenie się okolicy nie tylko z okien samochodu.

- To będzie prawdopodobnie dość nudne - ostrzegł Mads, kiedy szli do auta. - Sprawa dotyczy nowego projektu pozyskiwania ropy naftowej z łupków. Chodzi o powstrzymanie odpływu ludności ze wsi. Porozmawiam trochę z mieszkającymi na tym terenie ludźmi i przyjrzę się okolicy, żeby sklecić efektowny artykuł. Zagram na wzniosłych tonach nie wykorzystanych zasobów naturalnych i na niezdolności władz do perspektywicznego myślenia, o ile wykracza ono poza obręb miasta. Wizyta w tej zapadłej dziurze nie będzie dla was specjalnie ciekawa, ale...

- W porządku - przerwała Siri - To chyba ostatnie spotkanie w tej serii reportaży z podróży, prawda? Uważam, że dobrze się nam współpracowało. Dziękujemy, że mogłyśmy jeździć twoim samochodem. Podróże pociągiem tak otępiają. Trzeba wędrować z dworca na dworzec, przesiadywać godzinami w zatłoczonych poczekalniach i być narażonym na zaczepki podchmielonych facetów. Mam nadzieję, że nie wchodziliśmy sobie w drogę?

- Wszystko szło świetnie - powiedział Mads, rzucając Ylvie pełne podziwu spojrzenie. - Wsiadajmy do samochodu. Myślę, że zaraz będzie padać...

Dwie godziny później stały z Madsem na chybotliwym pomoście w gęstej, wilgotnej mgle, żałując, że jednak nie wróciły do hotelu.

- Tak, najwyraźniej tutaj będziemy musieli zostawić samochód - stwierdził ponuro Mads. - Szkoda, bez niego czuję się jak bez ręki.

- Po co my się tam właściwie wybieramy? - zapytała z niechęcią w głosie Siri. - Tam przecież nie ma żadnych zabudowań.

- Rozmawiałem z naszym przewoźnikiem. Podobno przez ten świerkowy las biegnie pod górę jakaś droga. która prowadzi do Myrsökket.

- Myrsökket! - mruknęła Ylva, otulając się szczelniej letnim płaszczem. - Co za zachęcająca nazwa! Królestwo za klitkę w hotelu!

- Rzeczywiście, nie jest to jakaś turystyczna okolica - odrzekł Mads. - Obiecano mi nocleg w jednym z gospodarstw w Myrsökket. Jeśli dacie radę tam dotrzeć, znajdzie się chyba miejsce i dla was. W zamian za to obiecuję, że kiedy dotrzemy do Oslo, zaproszę cię do luksusowego lokalu, Ylvo. Przedstawię cię tam tylu sławom, ilu tylko zechcesz.

- Świetnie! - odpowiedziała Ylva z entuzjazmem. - Słyszałaś, Siri? Zostaniemy zaproszone do luksusowej restauracji przez najbardziej seksownego faceta w mieście!

Mads nie uwzględnił w tym zaproszeniu Siri, poza tym uważał, że ton Ylvy jest w najwyższym stopniu lekceważący, ale jak na dżentelmena przystało, przyjął jej słowa z czarującym uśmiechem.

Siri myślami była daleko od luksusowych restauracji w Oslo. Spoglądała z obawą na wielkie stalowoszare jezioro, które równie dobrze mogło być odnogą fiordu, oraz na strome urwiska z pozostałościami lawin na brzegu. A więc tam się mieli dostać. Chmury, otulające ponurą, ciężką warstwą pasmo górskie. odsłaniały tylko kilka zapomnianych szczytów w szerokiej dolinie porośniętej świerkowym lasem, który zbiegał wąskim pasmem w dół aż do samej wody. Siri przypuszczała, że Myrsökket leżało w tej niecce pośród gór. Świadomość, że spędzi z Madsem kilka dni na tym odludziu. dodała jej sił.

Mads też popatrzył na kamienistą stromiznę, pocieszając się. że w wolnych chwilach będzie mógł dokonać kolejnego podboju w nowej i cennej klasie wiekowej. Miał tu na myśli Ylvę. Dlatego właśnie nalegał, żeby koleżanki mu towarzyszyły. Nie chodziło przecież o to, żeby pobyt na wsi był jeszcze nudniejszy niż to konieczne.

Weszli do małej łódki.

- Czy to jedyna droga wiodąca do Myrsökket? - zapytała Siri chłopa, który na chwilę miał się zamienić w przewoźnika.

- Tak.

- Czy ludzie mieszkają tam od dawna?

- Chyba tak. Dobra tam ziemia.

- Czy to duża wieś? - indagowała dalej Siri, podczas gdy rytmiczne uderzenia wioseł rozbijały wilgotną ciszę, w której głosy ludzi rozbrzmiewały głuchym echem.

- Nie, jakieś dwanaście, trzynaście gospodarstw.

- Boże, muszą chyba ciągle zawierać małżeństwa w rodzinie! - wykrzyknęła Ylva bez zastanowienia.

- Tak, niemal wszyscy są tam ze sobą spokrewnieni.

- To chyba niedobrze - wtrąciła ostrożnie Siri.

- Rzeczywiście.

Przewoźnik nie był szczególnie rozmowny.

Ylva spojrzała na wiszące chmury i udając przerażenie odegrała dramatyczną scenę z okrzykami grozy, jękami i żywą gestykulacją:

- Spowija nas mgła! Zabłądziliśmy... Jesteśmy zgubieni!

- ...zgubieni! - powtórzyło echo z urwiska.

- Och! - pisnęła Ylva. - Przestraszyłam się. W mieście niezbyt często obcuje się z echem. Hej, ty tam na górze! Jesteś człowiekiem czy duchem?

- ...duchem - odpowiedziały góry.

Siri zadrżała.

- Nie sądzę, żebym mogła go polubić - szepnęła Ylva, pochylając się do tyłu. - Myślicie, że mnie słyszy, kiedy mówię szeptem?

- Siedź spokojnie w łódce! - rzucił nerwowo Mads.

- Brzmiało to dokładnie tak, jakby ktoś tam był - stwierdziła zdumiona Ylva. - Po co tam siedzisz i co knujesz?

- ...knujesz.

- Czy to coś w Myrsökket?

- ...Myrsökket.

- Nie, uważam, że jesteś wstrętne!

- ...wstrętne.

- Czy nie możesz powiedzieć czegoś miłego, czegoś o radości i szczęściu i słońcu?

W tym momencie znaleźli się już poza zasięgiem echa i nie otrzymali odpowiedzi.

ROZDZIAŁ II

Oczy drapieżnych ptaków śledzą przybyszów

Przewoźnik wysadził ich na ocieniony świerkami brzeg i natychmiast wyruszył w drogę powrotną do domu położonego w słabo zaludnionej okolicy, którą mijali po drodze do przystani. Wraz z jego odejściem została zerwana ostatnia nić łącząca trójkę przybyszów z innymi ludźmi.

Fale wywołane przez łódkę, szemrząc smętnie, wkradały się pod korzenie drzew na podmytym brzegu. Siri popatrzyła na wijącą się stromo drogę pośród lasu i ciężko westchnęła.

- Głupio z mojej strony, że was tu ciągnąłem - mruknął Mads. - Ale nie przypuszczałem...

Siri zmusiła się do uśmiechu.

- Taka odmiana w monotonnym życiu mieszczucha może okazać się miła. A poza tym przecież pojutrze wracamy. Szkoda tylko, że Ylva i ja jesteśmy ubrane tak, jakbyśmy wybierały się gdzieś z wizytą. Tutaj przydałby się bardziej praktyczny strój. Miejmy nadzieję, że nie trzeba będzie iść długo.

Niestety! Droga znad jeziora wiła się pod górę ostrymi zygzakami, przez co odległość jeszcze się zwiększała. Nie widzieli nic poza wysokimi świerkami w morzu nieprzeniknionej mgły, które powoli i mozolnie pokonywali, zmierzając, zda się, prosto do nieba. Prawie ze sobą nie rozmawiali, gdyż brakowało im tchu.

Zaczynało się już zmierzchać, kiedy przestali wreszcie iść pod górę. Obeszli dokoła niski grzbiet górski, położony między sięgającymi chmur szczytami. Po przebyciu kilometra po przyjemnie opadającym terenie ujrzeli wieś otoczoną lasami i górami. Myrsökket...

- Och, nie! - jęknęła Siri. - To ma być zapłata za nasz trud?

Jej zamszowe buty całkiem straciły fason, a wilgotne powietrze zupełnie zniszczyło fryzurę. W takim stanie ani Siri, ani Ylva nie odważyłaby się przestąpić progów sterylnie czystych domów eleganckich pań. Mads Billing musiał się przyznać sam przed sobą, że jego kondycja nie jest tak dobra, jak sobie wyobrażał. Wszystkim trojgu doskwierał głód i dokuczały otarte stopy. Byli rozdrażnieni, a roztaczający się przed ich oczami widok nie dodawał otuchy.

- Spośród wszystkich niedostępnych miejsc... - zaczął Mads.

Ciężkie chmury wiszące nad niewielką żyzną doliną sprawiały, że zmierzch zapadał tu szybciej. Przybyszom udało się jednak dostrzec szczegóły ukształtowania terenu, drogę wijącą się przez wieś w podmokłej dolinie rzeki i małe ścieżki, jak żyły liścia, wiodące do gospodarstw. Ylva policzyła je w myślach. Tak, było ich trzynaście, nie licząc niedużej kaplicy. To znaczy, jedno z gospodarstw było w ruinie. Leżało tak wysoko na zboczu góry, że kłębiaste strzępy chmur błąkające się między ponurymi drewnianymi zabudowaniami nadawały ich fragmentom upiorny widok. Jednak inna zagroda różniła się od pozostałych jeszcze bardziej. Było to okazałe gospodarstwo z nowymi budynkami i rozległymi polami.

- Czy właśnie tam mamy mieszkać? - zapytała z nadzieją w głosie Ylva. - .Może mają tam nawet wannę.

- To musi być gospodarstwo Erika Bjora - odparł w zamyśleniu Mads - najważniejszej osoby po tej stronie jeziora, członka rady gminnej, przewodniczącego rady parafialnej, prezesa Bóg wie ilu zarządów. Jednego z tych, którzy wieczorną modlitwę zaczynają od słów: „Drogi kolego!” Podobno mają z nim kłopoty w sprawie wykorzystania łupków. Mimo że zarówno tej wsi, jak i całej gminie, do której ona należy, grozi wyludnienie, człowiek ten uparcie sprzeciwia się projektowi, który może je uratować. Ponoć powiedział kiedyś: „Tylko nie w Myrsökket”.

- Patriotyzm lokalny jeszcze gdzieniegdzie daje o sobie znać - powiedziała Siri. - Dziwne, że taka szycha zadowala się mieszkaniem w podobnej dziurze.

- To zdaje się jego rodzinna zagroda. Niestety, chyba nie tam mamy się zatrzymać. Sam jeszcze nie wiem, gdzie. W każdym razie u Torsteina Vile.

- Chciałabym, żeby ktoś wyszedł nam na powitanie - Wtrąciła Ylva. - Wszystko wygląda tak obco i niegościnnie.

Mads Billing rzucił na nią spojrzenie. Jej krótkie, grube blond włosy o odcieniu żyta kręciły się miękko wokół młodzieńczo świeżej twarzy o szarych oczach, bystrych i zawsze ciekawych świata. Uważał Ylvę za wesołą i towarzyską dziewczynę o ciętym języku, otwartą na nowe wrażenia. Posłał jej konfidencjonalny uśmiech, ale natychmiast zmroziła go wzrokiem. Lojalność była jedną z cnót Ylvy, nawet jeśli, gdyby oceniać z tradycyjnego punktu widzenia, nie miała owych cnót zbyt wiele.

Mads jednak wytłumaczył sobie jej lodowate spojrzenie na swój sposób. Aha, dziewczyno, należysz do takich, które nie chcą się tanio sprzedać! pomyślał. Próbujesz mnie sobą zainteresować, okazując całkowity brak zainteresowania. Ale Mads Billing i z takimi dziewczynami umie sobie radzić. Właśnie one chętnie ulegają, kiedy się z nimi podroczę na tyle długo, że stracą pewność siebie.

Ylva wyglądała naprawdę atrakcyjnie w białym płaszczu kontrastującym ze śniadą cerą. W tym obcym i przygnębiającym otoczeniu sprawiała jednak wrażenie bezradnej. Nagle Mads zapragnął odmłodnieć o dwadzieścia lat. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczył. Pomyślał z goryczą, że to zawsze starsza strona pyta: „Dlaczego nie należymy do tego samego pokolenia?” Młodzi na to gwiżdżą. Przeżył lekki szok, kiedy dotarło do niego, że tak naprawdę należy do tej samej generacji co Siri. Co za przerażająca myśl! Tak długo wykorzystywał swój atrakcyjny wygląd i chłopięcy urok, że zapomniał, iż również dla niego czas jest nieubłagany. Mads Billing nagle odczuł w dwójnasób zmęczenie i głód.

- Wydaje mi się, że tam w dole przy płocie stoją jacyś tubylcy - odezwała się Siri. - Zapytamy ich.

„Tubylcy” zobaczyli przybyszów z miasta już z daleka. Teraz na nich czekali, śledząc wzrokiem każdy ich krok.

- Fu! - mruknęła Ylva. - Są podobni do drapieżnych ptaków strzegących bram królestwa strachu.

- Nie pozwól się ponosić fantazji - sprowadził ją na ziemię Mads. - To zwyczajni norwescy chłopi, sól tej ziemi.

- Sama pochodzę z chłopskiej rodziny - wtrąciła Siri. - Bardzo lubię chłopów i proszę, żebyś sobie z nich nie drwił. Ale Ylva ma rację. Tamci też mnie przerażają.

W miarę jak się zbliżali, coraz wyraźniej czuli na sobie uważne spojrzenia czterech mężczyzn w wieku od dwudziestu pięciu do osiemdziesięciu lat. Mads zdobył się na swój ujmujący uśmiech, którym - o czym był święcie przekonany - potrafił rozbroić każdego rozmówcę.

- Dzień dobry! - rzucił radośnie. - Jestem Mads Billing, dziennikarz z „Wiadomości”. Przyjechałem tu, żeby napisać artykuł o planowanych poszukiwaniach ropy naftowej, a to moje koleżanki...

Tym razem jednak jego uśmiech trafił w próżnię. Usłyszeli kilka wymamrotanych nazwisk i z wielkim niesmakiem przyjęli uścisk czterech szorstkich, powalanych ziemią dłoni o niezwykle krótkich palcach, przypominających zwierzęce szpony. Wszyscy troje mogliby przysiąc, że podejrzliwe oczy mężczyzn zwęziły się jeszcze bardziej na dźwięk słowa „dziennikarz”.

- Mieliśmy zamieszkać u Torsteina Vile - kontynuował Mads już z mniejszym entuzjazmem. - Gdzie on mieszka?

Cztery głowy zwróciły się automatycznie w stronę niewielkiego gospodarstwa położonego wyżej na zboczu. Och, nie! Tylko nie tam, pomyślała z przerażeniem Ylva, ale zaraz zrozumiała, że nie patrzyli w kierunku podupadłej, upiornej zagrody, lecz w stronę sąsiednich budynków.

- Słyszałem, że ma tam mieszkać tylko jedna osoba - odezwał się szorstko któryś z mężczyzn.

- Zgadza się - rzucił szybko Mads. - Ale te panie nie miały się w tym czasie gdzie podziać. Czy nie znajdzie się u Torsteina miejsce także dla nich?

- U niego nie powinno być miejsca dla nikogo - powiedział agresywnie drugi mężczyzna. - Nikt nie wie, dlaczego ściąga tu wścibskich pismaków.

Siri zadrżała. W tej wypowiedzi wyczuwało się wyraźną wrogość.

Najmłodszy z mężczyzn zmierzył wzrokiem Ylvę od stóp do głów i pomyślał swoje o płaszczu, który nie sięgał nawet połowy uda. Ylva wyczuła, że w dolinie brakuje młodych dziewcząt...

Ten, który przemówił pierwszy, znowu się odezwał.

- A może zatrzymacie się u mnie? - zaproponował, zwracając głowę w kierunku innej zagrody. - To lepsze miejsce.

- Serdeczne dzięki za gościnność - powiedział grzecznie Mads. - Postaramy się o tym pamiętać, ale chyba najlepiej będzie, jeśli najpierw pójdziemy do Vilego. Przecież on na mnie czeka. Może kwestia zakwaterowania rozwiąże się na miejscu.

Równie wyraźnie dało się wyczuć to, że Mads życzyłby sobie, żeby wszyscy troje zamieszkali u Vilego, jak i to, że drugi mężczyzna próbował temu zapobiec.

- Czy to ta droga? Dobrze, dziękuję za informację! - dokończył trochę zbity z tropu Mads Billing, nadworny żartowniś i uwodziciel „Wiadomości”.

Kiedy szli pod górę w stronę zagrody Vilego, czuli na sobie ostre jak noże spojrzenia. Nie byli pewni, ale wydawało im się, że słyszą za sobą groźne pomruki.

- Strażnicy doliny dali znać o sobie - mruknęła Siri. - Ale my, wbrew ich woli, przemknęliśmy się obok. To chyba ty, Ylvo, powiedziałaś, że wszystko tu wydaje się zamknięte i opustoszałe. Natomiast ja mam wrażenie, że jesteśmy obserwowani z każdego okna w dolinie.

Ylva przystanęła i rozejrzała się wokół.

- Tak. Przez pewien rodzaj istot o oczach drapieżnych ptaków, które śledzą nas z ukrycia.

- Jesteście niemądre! - prychnął Mads, oddalając się od nich.

Jednak Ylva rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie na dolinę. Odczuwała silny, dławiący strach. Ponure, zamarłe w bezruchu domy z trudem dało się odróżnić w ostatnich przebłyskach światła dziennego. Pomiędzy podupadającymi budynkami opustoszałej zagrody snuły się strzępy chmur, a nadrzeczne mgły wciskały się pod drzewa rosnące wokół małej kaplicy na cmentarzu...

Czy to był widok, który mógł człowieka aż tak przestraszyć?

Może to tylko wina nieznanej okolicy, która wytrącała z równowagi biednego mieszczucha? A może gdzieś niedaleko stąd w ten melancholijny letni wieczór budziło się do życia coś mrocznego i niebezpiecznego?

Ylva spostrzegła, że jej towarzysze oddalili się od niej, narzucając takie tempo, jakby goniły ich duchy.

Gdy byli w połowie drogi pod górę, z domu, który musieli minąć, wyszedł jakiś mężczyzna i w oczekiwaniu na nich oparł się o ogrodzenie.

- Jeszcze jeden, który chce się pogapić na dziwne stworzenia z wielkiego miasta - mruknął cierpko Mads. - Czy w okolicy nie ma żadnych kobiet?

Jednak człowiekiem tym kierowało coś więcej niż tylko ciekawość. Nigdy wcześniej nie widzieli nikogo równie nieprzyjaznego. W odróżnieniu od tamtych przysadzistych, trochę podstępnych krępych gnomów, z którymi się właśnie rozstali, ten mężczyzna w wieku Madsa, o surowych niebieskich oczach i zaciętych ustach, był postawny i śniady. Pierwszą rzeczą, która rzuciła się Siri w oczy, były jego ręce o krótkich palcach, które wydawały się być znakiem szczególnym mieszkańców Myrsökket. Chociaż dobrze nie dosłyszała, jak się nazywali czterej napotkani mężczyźni, pamiętała, że na pewno nie nosili tego samego nazwiska.

- Jesteście z „Wiadomości”? - burknął mężczyzna.

Mads dokonał uprzejmej prezentacji.

- Nazywam się Jon Huus - rzekł krótko mężczyzna. - Jestem szwagrem Torsteina Vile i gajowym. Nie wierzę zbytnio w dyskrecję dziennikarzy, ale muszę was prosić, żebyście pisali o ropie naftowej i o niczym innym! Poza tym nie interesujcie się samym Myrsökket! A przede wszystkim nie dręczcie mojego szwagra natrętnymi pytaniami! Jest wdowcem i miał przez jakiś czas pod dostatkiem zmartwień.

- Mój drogi przyjacielu - odparł kpiąco lekko poirytowany Mads. - Zapewniam cię, że dziennikarzy nie interesuje prywatne życie zwykłych ludzi. Moją wielką pasją jest handel i przemysł, a te młode damy interesują się jedynie strojami.

No ładnie! pomyślała oburzona Ylva, podczas gdy Siri z zachwytem odnotowała słowa „młode damy”. Szkoda, że ten postawny mężczyzna musi być taki obcesowy i nieokrzesany, pomyślała Siri odrobinę zmieszana, kiedy poczuła na sobie jego posępne spojrzenie.

Ylva, która nie zaliczała się do strachliwych, wypaliła bez namysłu:

- Będziemy umieli się zachować. Przybyliśmy tu w pokojowych zamiarach, a jak dotąd spotykamy się tylko z wrogością i złem! Cała ta dolina śmierdzi zgnilizną!

Oczy Jona Huusa zapłonęły gniewem, gdy usłyszał te słowa, ale zdołał się opanować:

- Zło Myrsökket ma korzenie w przeszłości - wyjaśnił. - Od półtora wieku ciąży nam jak głaz. Chcemy mieć wreszcie spokój!

W milczeniu doszli do domu Vilego.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin