Jezierzany.pdf

(310 KB) Pobierz
Microsoft Word - Nowy Dokument programu Microsoft Word
JEZIERZANY, powiat Tłumacz
1441 r.
Pierwsze wzmianki o Jezierzanach:
Wzm.: Warszawa, AGAD, BOZ 32, s. 207 i 634 - 635.
Wyd.: ZDM VIII 2312.
530 1441, 30 V, Buda
feria tercia infra octavas Ascensionis Domini
Władysław król Węgier i Polski, Dlamacji, Chorwacji etc., najwyższy ksiażę Litwy i dziedzic
Rusi zapisuje Janowi z Buczacza, staroście trembowelskiemu 400 florenów za usługi, które
wyświadczył królowi, zwłaszcza w ostatniej wyprawie na Węgry, w której uczestniczył z
licznym orszakiem oraz 100 florenów za konia, którego od niego otrzymał, na wsiach
Gruszka, Jezierzany, Olesza, Horyklady, Bortniki, Przybyłów w powiatach halickim i
kropiecińskim.
Kop.: Warszawa, Biblioteka Narodowa, rkps Akcesja 9796, nr 40, k. 86- 86 v.
Wzm.: Warszawa, AGAD, tzw. 'Metryka Litewska", IV B, t. 9, k. 210 v.
Wyd.: ZDM VIII 2313.
1882 r.
Jezierzany - wieś pow. tłumacki, na drodze żwirowej sielecko-zaleszczyckiej, o 10 km od
Tłumacza. Jezierzany należą do majątku Tłumacz. Z akt z XVIII w. pokazuje się, że
Jezierzany nazywały się Jeziorzyska i przedtem stanowiły niezawodnie dwie osady, gdyż
wspomina kilkakrotnie Jeziorany lub Jeziorzyska, później dopiero Jezierzany. Co dowodzi iż
rzeczywiście były dwie osady, gdyż często wyorują w polu na 1,5 km od wsi szczątki maszyn
i sprzętów, a ludzie powiadają iż niegdyś w tem miejscu miała istnieć osada, która w skutek
wojny została zniszczona. Jezierzany stanowiły niegdyś kompleks dóbr stołowych
królewskich. Gospodarstwo wzorowe postępowe, pole w większej części zdrenowane,
czarnoziem, produkuje buraki, rze-pak, pszenicę itp.; roli obszaru dworskiego 600 mórg,
ogrodu 1,5 morgi, łąk 30 mórg, pastwisk 59 mórg, stawów, jezior, moczarów, tudzież
potoków 9 mórg austriackich, placów pod budynkami; dróg 22 morgi, lasu niema. Cała
ziemia Jezierzan jest formalnie podziurawiona przez wklęsłości lejkowate, tak we wsi jak i w
polu, pagórki i doły, co utrudza w gospodarstwie, lecz nadzwyczaj dobra ziemia wynagradza
trudy. W skutek owych wklęsłości nie może się żaden strumień uformować, gdyż wszystka
woda, czy to z deszczu lub śniegu, czy ze źródeł lub moczar, po krótkim biegu wpada do
takiej wklęsłości czyli zapadni i niknie w podziemiu. Z wielu takich wklęsłości potworzyły
się już to czyste jeziora lub bagna. W jeziorach tych woda niema ani przypływu ani odpływu,
przecież zawsze jest czystą i zdrową, co jest wielkiem dobrodziejstwem dla mieszkańców,
gdyż są to rezerwoary na wody do wszelkiego użytku. Studnia jest tylko jedna we dworze,
innej niema w całej wsi z powodu pokładów gipsowych. Kamieniołomy gipsu i wapna, dwie
karczmy, jedna murowana we wsi, druga przy drodze żwirowej Jezierzany-Chocimierz,
wiatrak. Parafia rzymsko-katolicka w Tłumaczu, grecko-katolicka w miejscu, cerkiew
drewniana. Jest tu i kościołek drewniany jako filia parafii tłumackiej. Szkółka ludowa. Urząd
gminny w miejscu. Folwark filialny Zielona. ("Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego"
wydany w Warszawie w latach 1882 ÷ 88)
1929 r.
Wieś i gmina, powiat Tłumacz, sąd powiatowy w Tłumaczu, sąd okręgowy w Stanisławowie,
1985 mieszkańców, stacja kolejowa w odległości 11 km w Tłumaczu, poczta, telegraf i
telefon w Chocimierzu, 1 kościół rzymsko-katolicki, 1 kościół grekokatolicki.
Właściciele ziemscy: Jakubowicz Juljan (158).
Różne towary: Zdanowicz M.
Spożywcze artykuły: Serwiński F.
Stolarze: Mazur D., Sołodzki M.
Szewcy: Chomoj M., Kłonowski J., Wojda L.
Tytoniowe wyroby: Czujko M., Krzemiński F., Serwiński F.
("Księga Adresowa Polski 1929")
Inne nazwiska mieszkańców:
Bihun
Ilnicki
Czujko (Ukrainiec)
Gózówna St. (nauczycielka)
Jop
Kośk (Ukrainiec)
Kozakiewicz
Krzemiński (liczne, wielokrotnie niespokrewnieni)
Łopuszański
Ornatowski
Seremczuk
Skwarek
Sołodzki (Ukrainiec, prowadził sklep)
Strzyżewski
Wróbel T. (ksiądz proboszcz od 1932 r.)
Zajączkowski
Zdanowicz (liczne, wielokrotnie niespokrewnieni)
Spotykane nazwy: Ozeryany, Ozyerany, Yezerzhany.
Najczęstszym powodem pomyłek popełnianych przez poszukujących informacji o
Jezierzanach jest zbieżność nazw. Obecnie na terenie Polski występują dwie miejscowości o
tej nazwie, a przed II Wojną Światową na Kresach wschodnich występowały następujące
miejscowości o tej samej nazwie:
Jezierzany powiat Tłumacz, województwo Stanisławów (opisane powyżej),
Jezierzany powiat Rohatyn, województwo Stanisławów
Jezierzany powiat Buczacz, województwo Tarnopol
m. Jezierzany powiat Borszczów, województwo Tarnopol
m. Jezierzany powiat Kowel, województwo Wołyń
JEZIERZANY, powiat Tłumacz -
uzupełnienia
Epizod w Jezierzanach z czasów I Wojny Światowej
ROZDZIAŁ 1
DZIEJE 1. PUŁKU UŁANÓW KRECHONIECKICH
Ciąg dalszy "Dziejów ... z TEKI numer 2. B.J.K.
2-i szwadron również zyskał jednego oficera, byt nim porucznik Zahorski z dragonów
gwardji.
16 listopada dywizjon przechodzi do Brańczyc. Tu dowództwo dywizjonu obejmuje rotmistrz
Butkiewicz, zaś 1-go szwadronu - sztab-rotmistrz Feliks Dziewicki (z ryskiego pułku
dragonów), który razem z Budkowskim i Butkiewiczem prosił o przeniesienie do polskich
ułanów, ale dopiero teraz je uzyskał. Dowództwo 2-go szwadronu obejmuje porucznik
Zahorski. Rotmistrz Pieńkowski wyjeżdża na zawsze. Przybywają nowi oficerowie :
porucznik Włodzimierz Sobieszczański (z pospolitego ruszenia), który obejmuje stanowisko
adjutanta, i Roman Skrzynecki (również z pospolitego ruszenia); ten ostatni zresztą opuszcza
dywizjon prawie zaraz po przybyciu.
Dywizjon nie jest teraz tem, czem był, opuszczając Puławy, to już nie grupa pełnych dobrej
woli, lecz nic nie umiejących rekrutów, teraz są to już żołnierze dobrze ostrzelani. Parę
miesięcy twardej pracy wojennej zmieniły ich nie do poznania, ułani wyrobili się, zmężnieli.
Dowodzą nimi oficerowie, a nie ludzie cywilni w mundury przebrani. Pierwsze powodzenia
dodały otuchy, napełniły ich wiarą we własne siły. Wreszcie już i nazwa ich inna, to nie jakieś
pospolite ruszenie, to zupełnie oficjalnie "polscy ułani" i to w znacznym stopniu dzięki
własnym zasługom, które się niemało przyczyniły do otrzymania zezwolenia na tą zmianę
nazwy. Dzięki swej postawie w ogniu, młody dywizjon odrazu zyskał sobie popularność w
jeździe rosyjskiej, a i odznaczeń sporo. Wielu ułanów już nosi krzyże "Świętego Jerzego".
Liczne plotki kursują w tym czasie po dywizjonie. Mówią, że dywizjon ma się rozwinąć w
pułk, że Rosjanie dadzą żołnierzy Polaków z rosyjskich pułków. Niestety na
urzeczywistnienie tych wieści trzeba było czekać aż do chwili zachwiania się potęgi caratu, aż
do rewolucji. Jednocześnie doszła wiadomość, że rotmistrz Obuch-Woszczatyński stara się o
dowództwo dywizjonu.
Święta Bożego Narodzenia spędził dywizjon w Brańczycach, u właścicieli Brańczyc, państwa
Bułhaków, którzy gościnnie podejmowali wszystkich, zarówno oficerów jak i ułanów.
Wkrótce po Nowym Roku nadszedł rozkaz sztabu polskiej brygady, wzywający dywizjon pod
Bobrujsk dla połączenia z piechotą. Jeszcze podczas pobytu 1-go szwadronu w IV korpusie
kawalerji zaszedł wypadek, który do pewnego stopnia zachwiał zaufanie Rosjan do naszych
ułanów i może spowodował prędsze wycofanie szwadronu z frontu, a więc wyszedł mu na
dobre, przyśpieszając połączenie dywizjonu.
Gdy szwadron był pod Mrocznem, Rosjanie wzięli do niewoli około 100 ludzi z 4-go pułku
Legjonów z oficerem na czele. Zachodziła obawa, że Rosjanie powieszą legjonistów,
pochodzących z zaboru rosyjskiego. Jeńców umieszczono przy sztabie IV korpusu. Ułani
wszelkimi sposobami starali się z nimi skomunikować, żeby ich nauczyć jak mają
odpowiadać podczas badania, by uniknąć represji. Kilku ułanom udało się rzeczywiście
porozumieć z jeńcami. Ostatecznie najbardziej skompromitowanym ułatwiono ucieczkę, która
się im powiodła, co do reszty zaś udało się wyrobić zapisanie ich jako jeńców austrjackich.
Z Brańczyc sporo ułanów, około 30, odjechało do szkół, chcąc uzyskać stopień oficerski.
Bardzo wielu ułanów, posiadając cenzus naukowy, miało prawo wyjazdu do szkół; żeby nie
osłabiać dywizjonu miano ich wysyłać partjami. Spodziewano się, że powrócą, jako
oficerowie, jednak po szkole przydzielono ich przymusowo do pułków rosyjskich i powrócili
przeważnie dopiero podczas rewolucji.
POD BOBRUJSKIEM
Wkrótce po Nowym Roku dywizjon wymaszerował pod Bobrujsk. Mróz silny, ślizgawica
wielka, prawie całą drogę trzeba iść pieszo i prowadzić konie. Ułani idą na Pohost, Hłusk,
Atraszkowicze. 29 stycznia przechodzą do Bobrujska, gdzie ich serdecznie wita I bataljon
strzelców. Pierwszy szwadron staje w Titówce, o 6 kilomentrów od Bobrujska, drugi w
Babinie. Nareszcie dywizjon wchodzi znów w skład brygady, która liczy 4 bataljony.
Dowodzi nią generał Szymanowski.
30 stycznia przybywa nowy dowódca - rotmistrz Obuch-Woszczatyński, były konny
artylerzysta, przybywa obecnie z terytorialnej dywizji kawalerji kaukaskiej, tak zwanej
"dzikiej dywizji". W ślad za nią przybywają liczni oficerowie : sztab-rotmistrz Miniszewski,
korneci Alfred Tyszkiewicz, Zdzisław Chrząstowski, Stanisław Radziwiłł, chorążowie Jan z
Kościelca Pogorski, Karol Radziwiłł, Gorzechowski, Aleksander Wielopolski. Wszyscy z
jazdy rosyjskiej.
Jednocześnie przybywają, młodzi chorążowie ze szkody : Czesław Chmielewski, Jerzy
Ursyn-Niemcewicz i Eugenjusz Chrzanowski. Wreszcie przyjeżdża po raz drugi oficer
piechoty, instruktor walki pieszej, chorąży Jelski. Przybywa znów znaczna ilość szeregowców
ochotników. Natomiast opuszcza dywizjon, wracając do swego dawnego pułku, porucznik
Zahorski.
Czas upływa na ćwiczeniach i przeglądach. Braki są jeszcze znaczne, trzeba wszystkie
wyrównać przed ewentualnem ponownem wyjściem na front. Znowu zaczynają kursować
najrozmaitsze pogłoski: że bataljony strzelców rozwiną, się w pułki, brygada w dywizję, że
ma być pułk ułanów, ze pułk ten i przyszły pierwszy pułk piechoty maja być zaliczone do
gwardji. Na tą ostatnią wiadomość ułani sarkają mocno, mówiąc, że im łaska carska
niepotrzebna.
Pogłoski zaczynają nabierać coraz więcej cech prawdopodobieństwa, potwierdza je w
rozmowie z paru oficerami pułku wielki książę Borys, dodając, że on sam będzie szefem
pułku, a jego dowódca bądź rotmistrz Obuch - Woszczatyński, bądź ówczesny dowódca
ułanów gwardji, podpułkownik Wielopolski.
Kornet Moczulski zostaje wysłany do kwatery carskiej z projektem farmacji pułku i wręcza
go adjutantowi cesarza - Zamoyskiemu. Przy tej okazji przywozi nowe wiadomości, że pułk
rzeczywiście ma być utworzony, że otrzyma sztandar, bo dotychczas dywizjon go nie posiada,
że nie będzie to jednak dawny sztandar pierwszego pułku ułanów, tylko sztandar konnych
strzelców gwardji, którzy, przystępując do powstania w 1830 roku, swój sztandar odesłali
carowi, jako od niego otrzymany.
Wszyscy wierzą tym pogłoskom. Podobno ma być już wyznaczone miejsce formowania
pułku Carskie Sioło pod Petersburgiem - raptem nadchodzi rozkaz absolutnie sprzeczny ze
wszystkiemi pogłoskami : dywizjon wychodzi na front pod Baranowicze wraz z brygadą.
Pociągi są już zamówione przez nowego dowódcę brygady, generała Sławoczyńskiego.
Dowódca dywizjonu chciał sobie stworzyć jakaś kadrę, któraby mogła wysyłać uzupełnienia
do dywizjonu, lub w razie możności stworzyć zapasowy szwadron, na który zresztą władze
rosyjskie się zgodziły. Szwadron miał zostać w Titówce. Dowodził nim sztab-rotmistrz
Miniszewski, młodszymi oficerami byli kornet Chrzanowski i chorąży Wielopolski.
9 maja, na stacji Berezyna, obsługującej Bobrujsk, załadowały się oba szwadrony. Obsada
szwadronów była wtedy następująca : pierwszy szwadron - dowódca rotmistrz Dziewicki,
młodsi oficerowie : Ursyn-Niemcewicz, Gorzechowski, Leon Racięcki (były wachmistrz
awansowany na chorążego), Stanisław Radziwiłł; drugi szwadron -dowódca Butkiewicz;
młodsi oficerowie:Borakowski, Chmielewski, Moczulski, Karol Radziwiłł.
Dowódca dywizjonu zatrzymał przy sobie, jako swój sztab, Pogorskiego, Jastrzębowskiego i
Tyszkiewicza. Wreszcie Sobieszczański został czasowo odkomenderowany do sztabu
brygady strzelców na stanowisko szefa sztabu.
Transporty szły przez Mińsk, Zamirze, gdzie transport drugiego szwadronu stał na stacji
podczas niemieckiego napadu lotniczego; stacja ucierpiała mocno od bomb, naszemu
transportowi nic się nie stało. Oba transporty zostamy kolejno wyładowane na stacji
Pogorzelec, ostatniej, do której dochodzimy pociągi. Dywizjon stanął biwakiem w lesie
między Czernichowem i Stajkami. Stał tu cztery dni.
Jak mówiono wówczas, to przerwanie formowania dywizji strzelców i pułku ułanów miało
nastąpić wypadkowo. Ktoś, na zapytanie, jak stoi wyszkolenie w tych oddziałach,
odpowiedział, że są one już całkowicie wyszkolone - zrozumiano to jako gotowość bojową i
wysłano na front. W tym czasie zresztą Rosjanie ściągali wszelkie rozporządzalne siły, był to
okres przygotowań do wielkiej czerwcowej ofensywy Brusiłowa. Strzelcy i ułani zostali
przydzieleni do moskiewskiego korpusu grenadjerów, którym dowodził generał Parskij.
W OKOPACH POD BARANOWICZAMI
(Szkic 41)
Od 15 maja dywizjon stał w Swojatyczach, czekając na rozpoczęcie ofensywy rosyjskiej, miał
on wraz z jazdą rosyjską być użyty dla wykorzystania powodzenia; czekano więc aż Rosjanie
przerwą front i rzucą się na Baranowicze, słabo przez Niemców obsadzone. Rosjanie
rozpoczęli natarcie dopiero 2 lipca.
W nocy z 2 na 3 lipca dywizjon został zaalarmowany. Podobno został przerwany front
niemiecki, kawalerja potrzebna na przedzie. Dywizjon przechodzi pośpiesznie do lasu pod
Słotowicze, gdzie spotyka pułk uralskich kozaków, z którymi ma wspólnie działać. Mocno
krzywią się ułani na takie towarzystwo.
Był to jednak fałszywy alarm. Front wcale przerwany nie był i Niemcy siedzieli mocno w
Baranowiczach. 4 lipca wrócili ułani do Swojatycz.
Po zatrzymaniu ofensywy na Baranowicze front się mniej więcej ustabilizował wzdłuż
Szczary. 20 lipca ułani opuścili Swojatycze i przeszli do wsi Wielkie Kozły, 21 do wsi
Kamionki. Potem przeszli do rejonu Malewa pod Nieświeżem, gdzie stali we wsi Kamionce-
Jeleńszczyznie.
Od połowy września szwadrony zaczęły pełnić kolejno służbę w okopach, luzujac się co
tydzień. Jednocześnie jeden pluton z oficerem stale pełnił służbę przy sztabie brygady, która
to służba trwała miesiąc, po miesiącu przybywał zawsze nowy pluton.
Odcinek ułanów znajdował się na skrajnem prawem skrzydle armji, na południe od
kołdyczowskiego jeziora, koło całkowicie zniszczonej wsi Wojkowicze. Na lewo od ułanów
stali polscy strzelcy, na prawo - kawalerja rosyjska, jeden z zaamurskich pułków.
Popłynęły smutne i jednostajne dnie w okopach, bez żadnych ważniejszych wypadków.
Odcinek był spokojny. Żadnych większych działań nie rozpoczynali ani Niemcy, ani
Rosjanie. Była tylko, jak zawsze w wojnie pozycyjnej codzienna, mało zresztą szkodliwa,
strzelanina. Okopy ułanów znajdowały się w odległości około 2000 metrów od okopów
niemieckich, odległość taka zapewnia względny spokój. Poza tem oczywiście służba patroli
na przedpolu i utarczki z patrolami nieprzyjaciela.
Jest to może najbardziej jednostajny, najbardziej beznadziejny okres dziejów pułku. Zabójczo
nudna praca w okopach bez żadnej nadziei na zmianę losu, a jednocześnie zniszczenie marzeń
o rozbudowie szczupłych polskich jednostek, o stworzeniu przy pomocy władz rosyjskich
jakiejś poważniejszej siły. Bo rzeczywiście, gdyby Rosjanie mieli zamiar pozwolić na
formowanie nowych jednostek czy przynajmniej na powiększenie dawnych, to przecieżby
brygady strzelców i dywizjonu ułanów nie wysyłali na front, gdyż pobyt na froncie absolutnie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin