Cabot Meg - Pamiętnik księżniczki 03 - Zakochana Księżniczka.rtf

(885 KB) Pobierz
Tytuł oryginału THE PRINCESS DIARIES, VOLUME III, PRINCESS IN LOVE

Meg Cabot

ZAKOCHANA KSIĘŻNICZKA

PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 3

Tytuł oryginału

THE PRINCESS DIARIES, VOLUME III, PRINCESS IN LOVE


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla Benjamina, z miłcią

 

 

- Sara lubi sobie wyobraż, że jest księżniczką [ - powiedziała Jessie. - ] Bawi się w to przez cały czas - nawet w szkole. [...] Chce, żeby Ermengarda też została księżniczką na niby, ale Ermengarda mówi, że jest za gruba.

- Bo jest za gruba - stwierdziła Lawinia. - A Sara jest za chuda. [...]

- Sara twierdzi, że nie ma nic do rzeczy, jak się wygląda ani co się posiada. Chodzi tylko o to, co się myśli i co się robi.

Frances Hodgson Burnett Mała Księżniczka

Przekład Wacława Komarnicka


ZYK ANGIELSKI

DZIENNIK

 

Praca pisemna

(oddać do 8 grudnia)

 

W naszym Liceum imienia Alberta Einsteina mamy bardzo zróżnicowane grono uczniów, którzy reprezentują ponad sto sie­demdziesiąt rozmaitych narodowości, wyznań i grup etnicznych. Poniżej opisz, w jaki sposób twoja rodzina obchodzi Święto Dziękczynienia, święto o typowo amerykańskim charakterze. Pro­szę zachować odpowiednie marginesy.

 

Moje Święto Dziękczynienia

Mia Thermopolis

 

6.45

Budzi mnie odgłos wymiotów mojej matki. Obecnie mama zbliża się do końca trzeciego miesiąca ciąży. Jej ginekolog twier­dzi, że powinna przestać wymiotować na początku następnego trymestru. Nie mogę się już doczekać. Skreślam kolejne dni w ka­lendarzu 'N Sync (tak naprawdę wcale nie przepadam za 'N Sync. Przynajmniej nie za bardzo. Kalendarz dla żartu kupiła mi moja najlepsza przyjaciółka, Lilly No, owszem - jeden z tych facetów jest całkiem niezły).

 

7.45

Pan Gianini, od niedawna mój ojczym, puka do drzwi. Podobno teraz mam mówić do niego: Frank. Bardzo trudno mi o tym pamiętać, bo w szkole, gdzie na pierwszej godzinie lekcyjnej mam z nim algebrę, powinnam zwracać się do niego: panie profesorze. Więc po prostu w ogóle się do niego nie zwracam (przynajmniej niebezpośrednio).

Pan Gianini mówi, że czas wstawać. Mamy spędzić Święto Dziękczynienia w domu jego rodziców na Long Island. Musimy wyjechać zaraz, jeżeli chcemy zdąż, zanim na ulicach porobią się korki.

 

8.45

W Święto Dziękczynienia o tak wczesnej porze na drogach w ogóle nie ma ruchu. Dojeżamy do domu rodziców pana G. w Sagaponic o trzy godziny za wcześnie.

Pani Gianini (matka pana Gianiniego, nie moja mama. Moja mama nadal nazywa się Helen Thermopolis, bo jako współcze­sna malarka jest nawet dosyć znana pod swoim własnym nazwi­skiem, a poza tym ona nie uznaje patriarchalnych norm kulturo­wych) ma jeszcze na głowie wałki do włosów. Ma też bardzo zdziwioną minę. Prawdopodobnie chodzi nie tylko o to, że poja­wiliśmy się tak wcześnie. Problem w tym, że przekroczywszy próg domu, moja mama z dłonią przyciśnię do ust natychmiast rzuca się do łazienki, a to ze względu na zapach pieczonego indyka. Oby to znaczyło, że mój przyrodni brat lub siostra będzie wegeta­rianinem, bo kiedyś zapach pieczeni w piekarniku zaostrzał ma­mie apetyt, a nie przyprawiał o mdłci.

W samochodzie, w drodze z Manhattanu, mama już zdąża mnie poinformować, że rodzice pana Gianiniego są szalenie konserwatywni i w Święto Dziękczynienia podaje się u nich tradycyj­ny świąteczny obiad. Jej zdaniem nie bę mieli ochoty wysłu­chiwać mojej tradycyjnej świątecznej przemowy o tym, że Piel­grzymi są winni popełnienia zbrodni ludobójstwa, ponieważ podarowali swoim nowym przyjaciołom - północnoamerykańskim Indianom - koce pełne zarazków ospy wietrznej, i że to karygod­ne, by nasz kraj co roku uroczyście świętował tak bezwzględne unicestwienie całej ich kultury.

Wobec tego, stwierdziła mama, powinnam poruszać tematy bardziej neutralne, na przykład mówić o pogodzie.

Zapytałam, czy to będzie w porządku, jeżeli poruszę temat niezwykle wysokiej frekwencji na spektaklach opery w Reykjaviku na Islandii (ponad 98 procent populacji tego kraju przynaj­mniej raz obejrzało Toscę).

Mama westchnęła i odparła:

- Skoro już musisz...

Odbieram to jako sygnał, że zaczęły jączyć rozmowy o Is­landii.

No cóż, przykro mi, ale moim zdaniem Islandia jest niezwykle fascynującym krajem i nie spocznę, póki nie zobaczę jakiegoś hotelu wykutego w lodzie.

 

9.45 - 11.45

Razem z panem Gianinim Seniorem w pokoju, który on nazy­wa bawialnią, oglądam paradę z okazji Święta Dziękczynienia organizowaną przez Macy's.

Na Manhattanie ludzie nie mają bawialni.

Tylko zwyczajne salony.

Pamiętając o ostrzeżeniu matki, darowuję sobie powtarzanie następnej z moich tradycyjnych świątecznych uwag, mianowicie że parada Macy's z okazji Święta Dziękczynienia dosadnie ilu­struje, w jaki amok popadł amerykański kapitalizm.

W pewnym momencie transmisji zauważam Lilly, która stoi w tłumie przed Office Max na rogu Broadwayu i Trzydziestej Siód­mej, z kamerą wideo przytknię do swojej lekko wklęej twarzy (przypominającej pyszczek mopsika), kiedy akurat przejeża pojazd wiozący Miss Ameryki i Williama Shatnera, gwiazdę Star Trek. Wiem już zatem, że w kolejnym odcinku swojego programu w kablówce ogólnego dostępu, Lilly mówi prosto z mostu (program jest nadawany w każdy piątek wieczorem o dziewiątej na 67 kanale manhattańskiej telewizji kablowej), moja przyjaciółka dobierze się Macy's do skóry.

 

12.00

Przyjeża siostra pana Gianiniego Juniora z mężem, dwójką dzieci i plackami z dyni. Dzieci, które są w moim wieku, to bliź­niaki, chł...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin