O żabkach w czerwonych czapkach.doc

(35 KB) Pobierz
O żabkach w czerwonych czapkach

O żabkach w czerwonych czapkach

H. Bechlerowa

 

 

              Mieszkały dwie żabki w Zielonej Dolinie: Rechota i Zielona Łapka. Zielona Łapka rozglądała się złotymi oczami wokoło, patrzyła na zieloną trawę, na zielonkawą wodę, na swój zielony płaszczyk.

              - Brzydki jest ten mój płaszczyk! Nie chcę takiego!

              - Brzydki? Dlaczego? – dziwiła się Rechota.

              - Popatrz: zielona trawa, zielony tatarak, zielona woda. I mój płaszczyk zielony. I twój! I nazywam się Zielona Łapka! I wszystko takie zielone… Ach jak nudno.

              - A biedronki mają czerwone sukienki… I czarne kropki na sukienkach… - mówiła Rechota. – Może zaprosimy biedronki? Będzie nam wesoło.

              Zielona Łapka klasnęła z uciechy.

              - Już wiem! Wywiesimy takie zaproszenie:

                            Kto ma kolor czerwony,

                            Jest dziś pięknie proszony,

                            Niech przyjdzie, niech przyleci,

                            Kto ma czerwony berecik,

                            Czerwony płaszczyk, czerwony krawat

                            Będzie wesoła zabawa!

                            Zapraszają z ukłonem –

                            Wszystkie żabki zielone.

              To zaproszenie wywiesiły żabki na starej wierzbie.

              Nie upłynęła godzina – przyleciała pliszka.; Przeczytała, machnęła ogonkiem.

              - To nie dla mnie! Nie mam czerwonej czapeczki!

              Przyleciały wróble, przeczytały, poskakały tu i tam.

              - To nie dla nas! Nie nosimy czerwonych kapeluszy!

              Przyleciały dwa dzięcioły. Czytały, wodziły dziobami po literkach, potem przyjrzały się w wodzie.

              - Mamy czerwone czapeczki z piórek. To nas zapraszają, pójdziemy na bal!

              Przyczłapała pod wierzbę duża, stara żaba. Długo czytała, co żabki napisały. Pokiwała głową.

              - Po co wam goście?

              - Jak to: po co? – oburzyły się żabki! – będzie wesoło!

              - Oj, żeby z tego biedy jakiej nie było! – gderała stara żaba.

              Ale żabki nie słuchały jej narzekania. Nie miały czasu. Bo oto usłyszały:

              - Puk, puk, puk!

              To pierwsi goście: dzięcioły. Zapukały w drzewo, tak jak goście pukają do drzwi.

              - Witajcie, witajcie! – wołały żabki.

              Dzięcioły w ukłonie nisko schyliły głowy. A żabki mogły wtedy dobrze zobaczyć ich ładne bereciki z czerwonych piórek.

              - Jakie się macie, biedroneczki! – witały żabki nowych gości.

              - O, i maczki idą! Jakież piękne kapelusze!

              To z głębi lasu przyszły muchomory. Takich kapeluszy żabki nigdy nie widziały! Wielkie, czerwone, kropki białe na nich i plamki srebrzyste.

              Żabki przyglądały się gościom, szeroko otwierały duże, okrągłe oczka i patrzyły na swoje zielone płaszczyki i wzdychały:

              - Taki makowy kołnierzyk mieć!

              - Sukieneczki jeszcze piękniejsze!...

              - A czapeczki dzięciołów?...

              - Nie. Kapelusze muchomorów piękniejsze! Ach, oddałabym dziesięć zielonych płaszczyków za jeden taki kapelusz!

              Trzeba teraz częstować gości.

              Podają żabki sok z kwiatów i rosę z łąki w konwaliowych kubeczkach.

              - Pijcie, biedronki! – prosi Zielona Łapka.

              - Może jeszcze drugi kubeczek rosy? – pyta Rechota.

              I podaje kubeczek biedronce, ale patrzy na jej piękną sukienkę.

              A tu kubek się przechyla i sok – kap, kap,… na trawę!

Potem zagrała świerszczykowi orkiestra. Zaczęły się tańce.

              Oj, nie jedna żabka zapomniała, w którą stronę kręci się kółeczko, kiedy trzeba przytupnąć, kiedy klasnąć w łapki!

              Świerszczykowi skrzypki zagrały właśnie cichutko, zabuczały bąki…

              A tu – blisko za wierzbą… co to?

              - Kle, kle, kle!

              - Bocian! – krzyknęły żabki przerażone – Kto go tu prosił?

              Bocian zaśmiał się, pokiwał dziobem.

              - A moje czerwone pończochy? Napisałyście przecież wyraźnie:

              Kto ma kolor czerwony

              Jest dziś pięknie proszony.

              Chcę wesoło potańcować w waszej zabawie.

              Ale żabki nie przywitały gościa w czerwonych pończochach. Uciekły. Tylko tu i tam świeciły ich oczka.

              Wrócił bociek na swoją polanę zły i zagniewany.

              A żabki? O, prędko zapomniały o strachu.

              Naradzały się z biedronkami – szyły kołnierzyki, sukieneczki w kropki, przymierzały kapelusze muchomorów.

              Minęła godzina, może dwie.

              Jak wesoło zrobiło się teraz w Zielonej Dolinie! Wśród zielonej trawy, skaczą żabki. A jakie wystrojone! Co chwila przeglądają się w stawie, ta poprawia kołnierzyk, tamta obciąga czerwony, nowy płaszczyk…

              A stara, mądra żaba popatrzyła na wystrojone żabki i pokiwała głową:

              - Oj, żeby z tego tylko jakiej biedy nie było!...

              Ale żabki nawet nie spojrzały na nią.

              Nie widziały boćka stojącego na gnieździe. Patrzył z wysoka na Zieloną Dolinę.

              - Coś czerwonego tam po łące skacze! – dziwi się i przekrzywia głowę. - Co to może być?

Sfrunął z gniazda, stanął z daleka.

– O! Tu kapelusze same spacerują, tam czapki skaczą!

              Podszedł bliżej pod samą wierzbę.

              - To żabki! Ależ się wystroiły! Kle, kle, kle! – roześmiał się bociek. – W sam raz dla mnie.

              Żabki nic nie słyszały.

              - Patrzeć już nie mogę na zielony kolor!

              - Nigdy już nie zdejmę tego czerwonego kapelusza!

              - Ani ja czerwonej sukienki! – wykrzykiwały głośno.

              A bociek coraz bliżej! Nie spieszy się, tylko wolno podnosi wysoko to jedną, to drugą nogę w czerwonych pończochach.

              Nigdy jeszcze nie był taki wesoły! Podśpiewuje sobie bocianim głosem:

              - Nie skryjesz się, żabki w zielu, widzę przecież twój kapelusz!

              Dopiero teraz zobaczyły go żabki! Dopiero teraz usłyszały jego głos! Jednak – myk! Ukryła się w trawie w zielonych liściach. Na próżno! Bociek dobrze ją widzie i śpiewa swoje:

              - Nie uciekniesz, tam w zieleni,

              Twój berecik się czerwieni!

              Hop! – skoczyła Zielona Łapka w zielony tatarak. Bociek już przy niej:

              - Żabko, wszędzie cię zobaczę,

              Masz czapeczkę niby maczek!

              Mądra, stara żaba ukryta pod wielkim, zielonym liściem zdążyła krzyknąć przerażona:

              - Zrzućcie prędko te czerwone stroje!             

              Pospadały w trawę porzucane w pośpiechu kapelusze, tu frunęła sukienka, tam potoczyła się czapka.

              A żabki w swoich starych, zielonych płaszczykach – hop! Pod zielony liść, w zieloną trawę, w zieloną wodę.

              Bociek patrzy to jednym okiem, to drugim. Już nie podśpiewuje, dotknął dziobem czerwonego kapelusza w trawie. A kapelusz nie ucieka!

              - Gdzie się podziały żabki! – rozgląda się zdumiony. Nie widzi, że pod liściem ukryła się jedna – w płaszczyku zielonym jak liść. W trawie siedzi druga – zielona jak trawa. W wodzie siedzi trzecia – w płaszczyku zielonym jak woda. I wszystko takie zielone, zielone…

              Spuścił bociek czerwony dziób! Ach, jaki był zły! Już nie znajdzie tak łatwo zielonych żabek w zielonej trawie, w zielonej wodzie, wśród zielonych liści!...

             

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin