ROŹDZIAŁ V.docx

(15 KB) Pobierz

ROŹDZIAŁ V...

 

              Gdy Kanzaki się obudziła, poczuła na twarzy delikatny powiew wiatru. Otworzyła oczy. Nad sobą zobaczyła busz jasnoniebieskich włosów.

-Nareszcie się obudziłaś.- Powiedziała cicho Mime. -Strasznie nas wystraszyłaś.

-Co się stało?- Spytała Kanzaki,

-Użądlił Cię Cierniowy Motyl. Jad mocno na Ciebie podziałał. Widocznie masz na niego uczulenie bo kostka strasznie Ci spuchła.- Odpowiedziała jej elfka.

Kanzaki dopiero teraz poczuła na nodze lekki ucisk. Spojrzała w jej kierunku i zobaczyła zielony opatrunek.

-Co to jest?!.-Wrzasnęła dziewczyna trząchając nogą. Przez przypadek kopiąc siedzącego obok Rikiego w głowę. Chłopak tak się przestraszył, że wylał sobie na kroczę wrzący wywar z liści. Cicho pisną kuląc się z bólu.

-Uspokój się... To tylko opatrunek z liści Czarnego Dębu. Łagodzi opuchliznę.- Powiedziała Mime starając się uspokoić wystraszoną dziewczynę.

-Co mu się znowu stało?- Spytał wracający z lasu Ayame, wskazując palcem w stronę czołgającego się w stronę jeziora wampira.

-Nie pytaj.- Jednocześnie odpowiedziały obie dziewczyny.

              Kanzaki patrzyła na jezioro. Jego spokojna tafla odbijała dwa zachodzące słońca. Zrobiło się chłodno, dziewczyna zatrzęsła się z zimna.

-Gdzie właściwie idziemy?- Spytała patrząc się przed siebie.

-Idziemy do Świątyni. Niestety nie możemy iść pod ziemią, bo jest tam dużo Cierniowych Motyli. Więc musimy iść powierzchnią.- Odpowiedziała jej Mime zdejmując biały płaszcz i okrywając nim Kanzaki.

-Kiedy ruszamy?- Zapytała się rudo włosa dziewczyna.

-Kiedy Riku będzie mógł chodzić normalnie.-Zaśmiała się Mime i dodała.- Myślę że jutro wyruszymy.

Spięła długie niebieskie włosy w kok i usiadła obok Rikiego, tyłem do Kanzaki. Dziewczyna zauważyła, że Mime nie tylko ma długie elfie uszy, ale i wystające łopatki.

- Co ci się...- Zaczęła Kanzaki, ale nie zdążyła dokończyć bo z lasu wybiegł zdyszany Ayame.

-Pomyliłem Centaura z jeleniem.- Wydyszał.- Ale to nie powód, żeby mnie gonić przez pól lasu. A mówią, że to inteligentne stworzenia.

Wszyscy zaczęli się śmiać. Nawet obolały Riku.

-Tak macie racje śmiejcie się.- Oburzył się chłopak.- Sami spróbujcie upolować coś w tym cholernym gąszczu.

Nagle ze strony lasu dobiegły ciche szmery.

-Oho. to pewnie ten Centaur. Jakby co to mnie tu nie było.- Powiedział szeptem Ayame, szykując się do ucieczki.

-Stój głąbie.- Sykną cicho Riku, wstając z wyraźnym trudem. -Wsłuchaj się. To nie zwierzę. To coś innego, coś gorszego.

Ayame od razu spoważniał.

-To niemożliwe, żeby już się dowiedziała o jej przybyciu.- Stwierdził półszeptem Ayame.

-Znam ją. Nie przepuści żadnej okazji by zaszkodzić Królowi. Księżniczko weź Kanzaki i schowajcie się za tym głazem w jeziorze.- Rozkazał Riku, wyciągając miecz. Mime kiwnęła przytakująco głową, chwyciła koleżankę za rękę i posłusznie pobiegła do kryjówki.

-Czy ktoś może mi wytłumaczyć co tu się dzieje?- Szepnęła Kanzaki.

-Nie teraz.- Syknęła Mime kucając w wodzie.

-Niech to szlak, nie kucnę.- Zdenerwowała się dziewczyna.

-Czemu stoisz?- Spytała księżniczka.

-Mam wody po kolana. Jeśli kucnę to się utopie.- Odpowiedziała szeptem.

-Nic Ci nie będzie. Kucaj, bo ci pomogę.- Powiedziała wyraźnie zirytowana elfka.

-Kiedy ja nie mogę.- Odparła Kanzaki.

-Co takiego?- Zirytowała się Mime.

-Niech to ja nie...mogę...bo...bo...ja się bardzo boję wody.- Powiedziała zawstydzona dziewczyna.

-Trzeba był tak od razu.- Dopowiedziała łagodnym głosem księżniczka.- Spokojnie nic Ci się nie stanie.- Delikatnie złapała za dłoń Kanzaki pociągając ją w dół.

Kanzaki dygocąc ze strachu, powoli zanurzała się w chłodnej wodzie. Woda sięgała jej do piersi.

Z lasu wybiegły trzy zamaskowane osoby. Chłopcy zastąpili im drogę nie dopuszczając do dziewczyn.

-Trzech na dwóch.- Powiedział uśmiechnięty Riku.

-Zapowiada się świetna zabawa.- Zawtórował mu Ayame, uśmiechając się szeroko.

-Nie poradzą sobie sami.-Stwierdziła Mime, wydobywając za sukni złoto-niebieski sztylet.

-Co ty wyprawiasz?- Spytała zaskoczona Kanzaki.

-Ratuje Ci tyłek.- Stwierdziła Mime, wręczając rudowłosej dziewczynie czarnego kota.- Pilnuj ja Polayn.- Szepnęła jeszcze do kotki i odbiegła zostawiając Kanzaki.

-No tak.- Zirytowała się dziewczyna.- Znowu zostałam sama.- Kotka w jej ramionach zamiauczała nerwowo.- Oj przepraszam, zostawili mnie z kotem.

Kanzaki śledziła ruchy swoich towarzyszy. Jej wzrok zatrzymał sie na Mime walczącą z uzbrojoną kobietą. Dziewczyna z fascynacją śledziła jej pełne gracji ruchy. Przez moment nawet jej sie wydawało, że widzi jak skóra na łopatkach elfki pęka ukazując tęczowo-błękitne motyle skrzydła. Schowała się z powrotem za głaz modląc się aby nikt jej nie zauważył. Słyszała uderzenia zderzających się mieczy. Kilka minut później wszystko ucichło. Kanzaki niepewnie wyjrzała zza głazu. Zauważyła Rikiego dobijającego rudego mężczyznę bez jednego oka i Mime wycierającą swój sztylet. Riku przywołał dziewczynę gestem. Kanzaki uradowana podbiegłą do nich.

-Tooya.- Sykną dziwnym głosem Ayame, zatrzymując się przy ostatnim wrogu. Rzeczywiście obaj chłopcy byli do siebie podobni, różnił ich kolor włosów i oczu. Tooya patrzył wrogo na zielonowłosego Ayame, nie spuszczając z niego wzroku.

-Płowiec swoim władcą że król nie puści im płazem zaatakowania jego córki.- Powiedział Ayame.

-Jeszcze się doigrasz braciszku.- Odgryzł się czarno włosy Tooya.- Widzę, że zdrajca Riku też tu jest.

-Zamknij sie, czy ty zawsze musisz być taki?- Zirytował się zielonooki Ayame.

-Oszczędź mi tych kazań i wreszcie mnie zabij za Andori.- Powiedział niebieskooki Tooya.

Chłopak spojrzał z politowaniem na brata, a potem na resztę przyjaciół. Riku pokiwał delikatnie głową w odpowiedzi.

Ayame wyciągnął swój miecz i skierował się w stronę brata zachodząc go od tyłu. Tooya zamknął oczy gotując się na śmierć. Ku jego zdziwieniu, zamiast śmiertelnego ciosu poczuł jak więzy krępujące jego ręce się rozluźniają.

-Ayame czemu to robisz? Czemu mnie nie zabijesz? Jestem przecież twoim wrogiem. Odebrałem ci twoją ukochaną dziewczynę i ją rzuciłem. - Spytał Tooya.

-Jesteś też moim bratem. A teraz spadaj.-Odpowiedział chłopak. Gdy Tooya znikną w lesie Ayame jeszcze krzyknął.- Tooya pamiętaj nie jest za późno, zawsze możesz przejść na naszą stronę!

-Jasna cholera.- Zbulwersował się Riku.- Nie dość, że Wyrocznia nas prześwięci za takie spóźnienie, to jeszcze musieliśmy spotkać twojego kochanego braciszka.

-Ruszajmy już.- Powiedział Ayame.

-Riku dasz rade?- Spytała Mime.

-Księżniczko, nie rób ze mnie jakieś kaleki. Może i mi się nieźle dostało, ale nie jestem ze szkła.- Powiedział czule do elfki. Spojrzał znacząco na Kanzaki.

-Idioto, dobrze wiesz, że nie o to jej chodzi.- Spokojnie powiedział Ayame.- Ściemnia się, a ty nie masz już eliksiru. Co będzie jak się przeistoczysz.

-Uspokójcie się. Będzie trudno, ale dam radę.- Powiedział tajemniczo wampir.- Skaleczcie jej nadgarstek.- Polecił chwytają Kanzaki za prawą rękę.- Nic ci się nie stanie.

-Nie...Ja się boje, nie chcę zostać suchą powłoką.- Zawahała się dziewczyna. Mime od razu wręczyła Riku swój sztylet. –Wierze ci.

-Super. wielkie dzięki.- Zirytowała się.- Bądźcie gotowi, żeby mnie złapać jak będę umierać.

-To dlatego tak zbladłaś?- Zachichotał Ayame.

-Masz rację, śmiej się półki możesz.- Kanzaki napięła mięśnie ręki. Dygocącą dłoń zacisnęła w pięść. Zamknęła oczy. Jednym, szybkim ruchem chłopak przeciął jej skórę. Z rany spłynęła stróżka krwi. Riku starł z nadgarstka kilka kropel i umazał nimi swoją klatkę piersiową. Na chwilę jego oczy przybrały bordowy odcień, lecz natychmiast przemieniły się w bursztynowy. Dopiero teraz Kanzaki zauważyła różnicę w jego wyglądzie, jako drapieżnik był jeszcze przystojniejszy.

-Dzielna dziewczynka.- Poklepał ją po głowie Riku bandażując kawałkiem żółtej tkaniny jej nadgarstek. - Możemy ruszać dalej.

Cała czwórka ruszyła w drogę. Czekała ich długa droga.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin