Cabot Meg - Pamiętnik Księżniczki tom 2 - Księżniczka w świetle reflektoró‚w.rtf

(438 KB) Pobierz
Tytuł oryginału THE PRINCESS DIARIES, VOLUME II, PRINCESS IN THE SPOTLIGHT

Meg Cabot

KSIĘŻNICZKA W ŚWIETLE REFLEKTORÓW

PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 2

Tytuł oryginału

THE PRINCESS DIARIES, VOLUME II, PRINCESS IN THE SPOTLIGHT


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mojemu dziadkowi i babci

Bruce'owi i Patsy Mounseyom,

którzy w niczym nie przypominają dziadka i babci z tej książki


 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kiedy wszystko układa się najgorzej - po prostu okropnie –

wytężam wszystkie siły i wyobrażam sobie, że jestem księżniczką.

Mówię sobie: „Jestem księżniczką”.

Nie masz pojęcia, jak się wówczas zapomina o wszystkich przykrościach.

Frances Hodgson Burnett Mała księżniczka

przekład Wacława Komarnicka


Poniedziałek, 20 października, 8.00

No, dobra. Zaczęło się tak: siedziałam właśnie w kuchni i jadłam płatki z mlekiem, jak zwykle w poniedziałek rano, a tu mama wychodzi z łazienki z taką dziwną miną. W dodatku była strasznie blada, włosy miała takie jakieś zmierzwione i włożyła aksamitny szlafrok zamiast kimona, a to zwykle oznacza u niej zespół napięcia przedmiesiączkowego.

Powiedziałam więc:

- Mamo, chcesz panadol? Bo nie obraź się, ale wyglądasz, jakby ci był potrzebny.

Trochę nieostrożnie jest odzywać się w ten sposób do kobie­ty, której wkrótce ma się zacząć okres, ale wiecie, to w końcu moja mama i tak dalej. Mało prawdopodobne, żeby z miejsca mnie znokautowała ciosem karate, chociaż zrobiłaby to na pew­no, gdyby zwrócił się tak do niej ktoś obcy.

Ale ona powiedziała tylko:

- Nie. Nie, dzięki. - Takim nieprzytomnym tonem.

I wtedy zrozumiałam, że musiało stać się coś naprawdę okropnego. No wiecie, na przykład że Gruby Louie zjadł na­stępną skarpetkę albo odetną nam prąd, bo znów zapomniałam na czas wyłowić rachunek z wielkiej miski na sałatę, do której mama stale wrzuca całą pocztę.

Złapałam mamę za ramiona i pytam:

- Mamo? Mamo, co się stało? O co chodzi?

Najpierw pokręciła głową, zupełnie jak w chwili, kiedy nie może się połapać w instrukcji odgrzewania pizzy w mikrofalów­ce.

- Mia... - odezwała się wreszcie zdumionym, ale szczęśli­wym głosem. - Mia, jestem w ciąży.

O mój Boże! O MÓJ BOŻE!

MOJA MAMA BĘDZIE MIAŁA DZIECKO Z MOIM NAUCZYCIELEM ALGEBRY.

Poniedziałek, 20 października,
godzina wychowawcza

Wiecie, ja naprawdę próbuję przyjąć to spokojnie. Bo zu­pełnie nie ma sensu denerwować się tym wszystkim.

Ale jak ja mam się NIE DENERWOWAĆ?! Moja mama zostanie wkrótce samotną matką. ZNOWU.

Można by pomyśleć, że dzięki mnie dostała nauczkę i tak dalej, ale najwyraźniej niczego się nie nauczyła.

Jakbym jeszcze miała za mało problemów. Przecież moje życie i tak się praktycznie skończyło. Ja po prostu nie rozu­miem, jak można oczekiwać, że wezmę na siebie jeszcze więcej. Bo czy to nie dosyć, że:

1. Jestem najwyższą dziewczyną w pierwszej klasie.

2. Jestem też najsłabiej rozwinięta w okolicach klatki piersiowej.

3. W zeszłym miesiącu odkryłam, że moja matka spotyka się z moim nauczycielem algebry.

4. Również w zeszłym miesiącu dowiedziałam się, że jestem jedyną pretendentką do tronu pewnego niedużego euro­pejskiego księstwa.

5. Muszę pobierać lekcje etykiety dworskiej u mojej babki ze strony ojca. CODZIENNIE.

6. W grudniu mam zostać przedstawiona obywatelom mojego nowego kraju na antenie telewizji publicznej (w Genowii, która ma tylko 50 tysięcy mieszkańców, ale zawsze).

7. Nie mam chłopaka.

 

O, nie. Widzicie, wszystko to jeszcze widocznie niedosta­teczne brzemię. Teraz moja mama musiała zajść w ciążę bez ślubu. ZNOWU.

Dzięki, mamo. Wielkie, serdeczne dzięki.

Poniedziałek, 20 października,
dalej godzina wychowawcza

Nie, nie mogę tego zrozumieć. Dlaczego ona i pan Gianini nie używali środków antykoncepcyjnych? Czy ktoś mógł­by mi to łaskawie wyjaśnić? Co się stało z jej kapturkiemdopochwowym? Wiem, że go używa. Raz kiedyś, kiedy byłam mała, znalazłam go pod prysznicem. Zabrałam go sobie i przez parę tygodni służył jako basenik dla ptaków w ogródku mojego dom­ku dla Barbie, aż mama wreszcie go znalazła i zabrała z powro­tem.

Albo kondomy??? Czy ludziom w wieku mojej mamy wyda­je się, że są odporni na choroby przenoszone drogą płciową? Na zachodzenie w ciążę odporni ewidentnie nie są. Na co oni liczy­li?!

To TAKIE zupełnie w stylu mojej mamy. Ona nie umie za­pamiętać choćby tego, że trzeba kupić papier toaletowy. Jak niby miałaby pamiętać o zażywaniu środków antykoncepcyjnych?

Poniedziałek, 20 października, algebra

Niewiarygodne. To jest naprawdę niewiarygodne.

Ona mu nic nie powiedziała. Moja matka zaszła w ciążę z moim nauczycielem algebry I NIC MU NAWET NIE POWIEDZIAŁA.

Wiem, że mu nic nie powiedziała, bo kiedy weszłam do sali dziś rano, pan Gianini powiedział tylko:

- O, cześć Mia. Jak się masz?

O, CZEŚĆ MIA. JAK SIĘ MASZ???

Nie tak rozmawia się z osobą, której matka zaszła z tobą w ciążę. Mówi się coś w rodzaju:

- Przepraszam, Mia, czy możemy zamienić parę słów?

A potem córkę kobiety, z którą popełniło się ten nietakt, zabiera się do holu, gdzie należy paść przed nią na ugięte kolano i pokornie błagać ją o wyrozumiałość i przebaczenie. Tak się wypada zachować.

Nie mogę się powstrzymać - gapię się ciągle na pana G. i zastanawiam, jak będzie wyglądać moja młodsza siostra albo brat. Mama jest przecież totalnie atrakcyjna, wygląda zupełnie jak Carmen Sandiego, tyle że nie nosi trencza - kolejny dowód na to, że stanowię biologiczną anomalię, bo nie odziedziczyłam po niej ani grzywy gęstych czarnych włosów, ani miseczki C. No więc, z tej strony nie ma się czego obawiać.

Ale pan G.? No, sama nie wiem... Nie żeby pan G. nie był przystojny. To znaczy, jest w końcu wysoki i ma wszystkie włosy (punkt dla niego, ponieważ mój własny ojciec jest łysy jak parkometr). Ale ten jego nos? Totalnie nie umiem wyobrazić sobie dziecka z takim nosem. Jest po prostu za duży.

Mam szczerą nadzieję, że dzieciak odziedziczy nos po mojej mamie, a po panu G. weźmie umiejętność dzielenia ułamków w pamięci.

Najsmutniejsze jest to, że pan Gianini nie ma zielonego pojęcia, jaki cios wkrótce na niego spadnie. Byłoby mi go żal, gdyby nie to, że koniec końców sam jest sobie winien. Wiem, że do tanga trzeba dwojga, ale na litość boską, moja matka jest malarką. On jest nauczycielem algebry.

A teraz mi powiedzcie, kto z tych dwojga powinien mieć trochę zdrowego rozsądku.

Poniedziałek, 20 października, angielski

Rewelacja. Po prostu rewelacja.

Jakby jeszcze było mało, teraz nasza nauczycielka angiel­skiego stwierdziła, że w tym semestrze będziemy pisać DZIEN­NIK. Nie żartuję. DZIENNIK. Przecież ja już prowadzę pa­miętnik.

Wyobraźcie sobie: pod koniec każdego tygodnia mamy PRZYNOSIĆ NASZE DZIENNIKI DO SPRAWDZENIA. Pani Spears BĘDZIE JE CZYTAŁA. Bo chce nas lepiej poznać. Mamy zacząć od przedstawienia się i wymienić nasze najważniejsze dane osobiste. Potem mamy przejść do notowa­nia naszych najgłębszych myśli i odczuć.

Ona chyba żartuje. Już lecę opowiadać pani Spears o swoich najgłębszych myślach i odczuciach. Nie zwierzam się ze swoich najgłębszych myśli i odczuć nawet własnej MATCE. Miałabym się z nich zwierzać NAUCZYCIELCE ANGIELSKIEGO?

No i na pewno nie mogę dać jej do przeczytania TEGO pa­miętnika. Jest tu mnóstwo rzeczy, o których nikt nie powinien wiedzieć. Na przykład choćby to, że moja mama zaszła w ciążę z moim nauczycielem algebry.

No cóż, będę po prostu musiała zacząć prowadzić nowy dziennik. Dziennik NA NIBY. Zamiast notować w nim swoje najgłębsze przeżycia i odczucia, będę zwyczajnie wypisywać kłamstwa i oddawać je do sprawdzenia zamiast prawdziwego pamiętnika.

Jestem kłamczuchą z tak dużym doświadczeniem, że bar­dzo wątpię, czy pani Spears zrobi to jakąkolwiek różnicę.

 

 

JĘZYK ANGIELSKI

DZIENNIK

Mia Thermopolis

 

ŁAPY PRZY SOBIE!!!

TAK, TY TEŻ,

CHYBA ŻE NAZYWASZ SIĘ PANI SPEARS!!!

 

Wstęp

 

NAZWISKO:

Amelia Mignonette Grimaldi Thermopolis Renaldo, w skrócie zwana Mią

Jej Wysokość księżniczka Genowii albo, w nie­których kręgach, po prostu księżniczka Mia

WIEK:

Czternaście lat

UCZĘSZCZA DO KLASY:

Pierwszej licealnej

PŁEĆ:

Jeszcze nieużywana.

Cha, cha. Pani Spears, tylko żartowałam!

Teoretycznie kobieta, ale brak biustu wprowadza tu ciekawy element androgeniczności.

WYGLĄD:

Wzrost: metr siedemdziesiąt pięć

Włosy: mysiobrązowe (od niedawna pasemka w odcieniu blond)

Oczy: szare

Rozmiar buta: czterdzieści jeden

O reszcie nie warto nawet wspominać

RODZICE

Matka: Helen Thermopolis

Zawód: Malarka

Ojciec: Artur Krzysztof Filip Gerard Grimaldi Renaldo

Zawód: Książę Genowii

ZWIĄZEK ŁĄCZĄCY RODZICÓW:

Ponieważ jestem owocem przelotnego romansu mojej matki i ojca w czasie studiów, rodzice nigdy nie zawarli małżeństwa (ze sobą) i obecnie oboje są sta­nu wolnego. Chyba nawet tak jest lepiej, bo bez prze­rwy się żrą.

To znaczy, ze sobą.

ULUBIONE ZWIERZĘTA:

Jeden tłusty, pomarańczowo - biały kot, Gruby Lou­ie. Louie waży dwanaście kilo. Ma osiem lat i mniej więcej przez sześć z tych ośmiu lat był na diecie. Cza­sem Louie obraża się na nas, na przykład kiedy zapo­mnimy go nakarmić, i wtedy zjada pierwszą lepszą sta­rą skarpetkę, jaka wpadnie mu w łapy. Poza tym ma słabość do małych błyszczących przedmiotów i zgro­madził całkiem sporą kolekcję kapsli od piwa i pęsetek kosmetycznych, które ukrył za muszlą klozetową w mojej łazience. Myśli, że nic o tym nie wiem.

NAJLEPSZA PRZYJACIÓŁKA:

Lilly Moscovitz. Lilly jest moją najlepszą przyja­ciółką jeszcze z przedszkola. Strasznie fajnie spędza się z nią czas, bo jest bardzo inteligentna i ma swój własny program w lokalnej kablówce ogólnego do­stępu, Lilly mówi prosto z mostu. Zawsze potrafi wy­myślić jakiś śmieszny numer, na przykład żeby ukraść styropianową makietę Partenonu, wykonaną na Wie­czór dla Rodziców przez klasę Derywatów z Greki i Łaciny, i wyłudzić za nią okup w postaci pięciu kilo starbursts o smaku limonki.

CHŁOPAK:

Ha! Chciałabym.

ADRES:

Od urodzenia mieszkam z mamą w Nowym Jorku, poza wakacjami letnimi, które zazwyczaj spędzam z ojcem w zamku jego matki we Francji. Mój ojciec mieszka na stałe w Genowii, niewielkim europejskim księstwie, które leży nad Morzem Śródziemnym na po­graniczu Włoch i Francji. Przez długi czas wmawiano mi, że ojciec jest ważnym genowiańskim politykiem, jakimś burmistrzem czy coś takiego. Nikt mi nie wspo­mniał, że tak naprawdę należy do rodziny książęcej Genowii - że w gruncie rzeczy jest panującym monarchą. Bo Genowia to monarchia. Przypuszczam, że nikt by mi o tym nigdy słowa nie powiedział, gdyby mój ojciec nie zachorował na raka jądra i nie nabawił się bezpłodno­ści. W rezultacie ja, jego nieślubna córka, zostałam je­dynym spadkobiercą, jakiego kiedykolwiek będzie miał. Odkąd wreszcie dopuścił mnie do tego MALEŃKIEGO, nieistotnego sekreciku (jakiś miesiąc temu), ojciec mieszka w nowojorskim hotelu Plaza, a jego matka, moja Grandmère, księżna wdowa, daje mi lekcje tego, co po­winnam wiedzieć, żeby odziedziczyć po nim tron.

 

Do tego wszystkiego mogę dodać tylko jedno słowo: dzięku­ję. SERDECZNIE dziękuję.

A chcecie wiedzieć, co jest w tym opisie NAPRAWDĘ smut­ne? Nie ma w nim ani jednego kłamstwa.

Poniedziałek, 20 października, lunch

Okay, Lilly wie.

No dobra, może nie tyle WIE, co domyśla się, że coś jest nie tak. Jest przecież moją najlepszą przyjaciółką mniej więcej od przedszkola. Potrafi idealnie wyczuć, kiedy coś mi dolega. Totalnie się zaprzyjaźniłyśmy już w pierwszej klasie podstawów­ki, tego dnia, kiedy Orville Lockhead zdjął spodnie, stojąc przed nami w kolejce do pracowni muzycznej. Byłam przerażona, bo nigdy przedtem nie widziałam męskich genitaliów. Jednak na Lilly nie zrobił najmniejszego wrażenia. Widzicie, ona ma bra­ta, więc dla niej to nie była żadna wielka niespodzianka. Spoj­rzała tylko Orvillowi prosto w oczy i powiedziała:

- Widziałam większe.

I WIECIE CO? ORVILLE JUŻ NIGDY WIĘCEJ TEGO NIE ZROBIŁ.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin