Rozdział 17. W snach.pdf

(210 KB) Pobierz
W snach
Przyjdziesz do mnie we śnie, a następnie
W ciągu dnia powrócę do zdrowia.
Wówczas noc będzie wynagrodzeniem
Beznadziejnej tęsknoty za dnia.
— Matthew Arnold, Longing
Świadomość przyszła i przeszła w hipnotyzujący rytm, jak morze pojawiało się i znikało na
pokładzie łodzi w trakcie sztormu. Tessa wiedziała, że leży w łóżku na szorstkim białym
prześcieradle na środku długiego pokoju. Były tu inne łóżka, wszystkie takie same. Okna,
wysoko nad nią, pozostawiały ją w cieniu, by powoli rozjaśniać się w krwawe światło. Za-
mknęła swoje oczy ponownie, a ciemność nadeszła natychmiast.
Obudziła się słysząc szept czyjegoś głosu i zatroskaną twarz unosząca się nad nią. Była to
Charlotte, której włosy były jak zawsze starannie upięte, a obok niej stał Brat Enoch. Jego
pokryta bliznami twarz nie była już przerażająca. Mogła słyszeć jego głos w swoich myślach.
Rana na jej głowie jest powierzchowna.
- Ale zemdlała. - powiedziała Charlotte. Ku zaskoczeniu Tessy, słyszała prawdziwy strach i
lęk w jej głosie. - Ten cios w głowę...
Zemdlała z powodu powtarzających się wstrząsów. Mówiłaś, że jej brat umarł w jej ramio-
nach? I najprawdopodobniej myślała, że Will także umarł. Mówiłaś, że przykrył ją swoim
ciałem kiedy była eksplozja. Jeśli by zmarł, oddałby swoje życie za nią. To dość ciężkie
brzemię do udźwignięcia.
- Myślisz, że wydobrzeje?
Kiedy jej ciało i dusza wypocznie, obudzi się? Nie mogę powiedzieć, kiedy to się stanie.
- Moja biedna Tessa. - Charlotte lekko dotknęła twarz Tessy. Jej ręce pachniały mydłem cy-
trynowym. – Nie ma teraz nikogo na świecie.
Ciemność powróciła i Tessa popadła w nią, wdzięczna za odpoczynek od światła i myśli.
Popadła w nią, pozwalając, by ciemności owinęła ją jak koc, by unosiła ją jak góra lodowa
niedaleko wybrzeża Lablador, otulona światłem księżyca przez lodowatą, czarną wodę.
Gardłowy krzyk bólu spowodował, że odcięła się od swojego mrocznego snu. Leżała skulo-
na na boku, zaplątana w pościeli. Kilka łóżek dalej od niej leżał na brzuchu Will. Zdała sobie
sprawę, że chociaż jest w stanie otępienia, poczuła słaby szok. Był najprawdopodobniej nagi:
prześcieradło dosięgało do jego tali, a jego plecy i klatka piersiowa były odsłonięte. Jego ra-
miona leżały na poduszce pod nim, tak samo jak głowa, a jego ciało było napięte jak cięciwa
łuku. Białe prześcieradło było mokre od jego krwi.
Brat Enoch stał po jednej stronie jego łóżka, a po drugiej Jem, tuż koło głowy Willa, mając
na twarzy niewysłowiony niepokój.
- Will. - powiedział Jem. - Will, jesteś pewny, że nie chcesz mieć kolejnej runy leczenia?
- Nie... Wystarczą. - Will syknął przez zęby. - Po prostu... Zostaw.
Brat Enoch poniósł coś, co wyglądało jak ostra para srebrnych Szczypczyków. Will przełknął
ślinę i schował swoją głowę między ramiona, a jego włosy były zadziwiająco ciemnie wzglę-
765129449.001.png 765129449.002.png
dem białego prześcieradła. Jem wzdrygnął się, jakby mógł odczuwać ból, kiedy szczypce zna-
lazły się głęboko w plecach Willa. Jego ciało naprężyło się na łóżku, a mięśnie napięły pod
skórą. Krzyk cierpienia był krótki i stłumiony. Brat Enoch odłożył narzędzie, w którym znaj-
dował się zakrwawiony odłamek.
Jem wsunął swoje ręce w dłoń Willa. - Chwyć moje palce. To pomoże w bólu. Zostało jesz-
cze kilka..
- Łatwo ci mówić - Will wydyszał, ale dotyk dłoni jego parabatai wydawał się nieco go zre-
laksować. Wygiął się w górę na łóżku, a jego łokcie wbiły się w materac. Jego oddech prze-
szedł w krótkie dyszenie. Tessa wiedziała, że powinna odwrócić wzrok, ale nie mogła. Zdała
sobie sprawę, że nigdy nie widziała tak wiele męskiego ciała wcześniej, nawet Jem’a. Złapała
się na tym, że jest zafascynowana mięśniami Willa pod jego gładką skórą, tym jak napinają
się na ramionach, rękach, na brzuch, który unosił się przy jego oddechu.
Szczypczyki błysnęły znowu i Will wsunął znowu swoje ręce w dłonie Jem’a, które były
blade. Krew napłynęła i rozlała się na jego nagi bok. Nie wydał żadnego dźwięku, chociaż
Jem wyglądał blado i chorowicie. Wyciągnął rękę, jakby chciał dotknąć ramienia Willa, ale
cofnął ją i zagryzł wargę.
Wszystko to, ponieważ Will przykrył moje ciało swoim, by mnie chronić - pomyślała Tessa.
Jak powiedział brat Enoch, to było naprawdę ciężkie do zniesienia.
***
Leżała na swoim wąskim łóżku w starym pokoju w mieszkaniu w Nowym Jorku. Przez okno
mogła zobaczyć szare niebo, dachy na Manchatanie. Leżała na nią jedna z patchworkowych
kołder ciotki. Chwyciła ją, kiedy drzwi się otworzyły i sama ciotka weszła przez nie. Wiedząc
to, co Tessa wiedziała już, zauważyła podobieństwo. Ciotka Harriet miała niebieskie oczy,
wyblakłe jasne włosy, nawet kształt jej twarzy był taki jak Nate’a. Z uśmiechem podeszła i
pochyliła się nad Tessą, kładąc rękę na jej czole, która była zimna w porównaniu z gorącą
skórą Tessy.
- Tak bardzo przepraszam – wyszeptała Tessa. - Za Nate’a. To moja wina, że umarł.
- Cii... – powiedziała jej ciotka. - To nie twoja wina. To jego i moja wina. Zawsze czułam się
winna, Tessa. Wiedząc, że byłam jego matką, ale nie będąc w stanie powiedzieć mu o tym.
Pozwoliłam mu odejść bez niczego, czego chciał, dopóki nie został zepsuty przez oszczędno-
ści. Jeśli bym mu powiedziała, że to ja jestem jego prawdziwą matką, nie poczułby się tak
zdradzony, kiedy odkrył prawdę i nie obróciłby się przeciwko nam. Kłamstwa i sekrety Tessa,
były jak rak w jego duszy. Jadły wszystko to, co było w nim dobre i zostawiały tylko znisz-
czenie.
- Bardzo za tobą tęsknie - Powiedziała Tessa. - Nie mam teraz rodziny..
Jej ciotka pochyliła się, żeby pocałować ją w czoło. - Masz więcej rodziny niż myślisz.
- Teraz prawie na pewno stracimy Instytut - powiedziała Charlotte. Nie brzmiała jak ktoś
załamany, ale zdeterminowany. Tessa widziała to, jakby była duchem, poza ciałem, patrząc z
góry jak Charlotte i Jem stoją u stóp jej łóżka. Tessa mogła widzieć siebie, śniącą, jej ciemne
włosy rozsypane jak
Wachlarz na poduszce. Will spał kilka łóżek dalej, a jego plecy przepasane były bandażami i
czarnymi runami Iratze z tyłu szyi. Sophie, w białym czepku i ciemnej sukience odkurzała
parapety. - Straciliśmy Nathaniela Gray’a nasze źródło, jeden z naszych okazał się szpiegiem
i nie
Jesteśmy bliżej znalezienia Mortmaina niż byliśmy dwa tygodnie temu.
- Po tym wszystkim, co zrobiliśmy, czego się nauczyliśmy? Clave zrozumie...
- Nie zrozumieją. Są już u kresu wytrzymałości, jestem zaniepokojona. Równie dobrze mogę
pójść do domu Benedykta Lightwood’a i przepisać Instytut na jego nazwisko. Skończyć z
tym.
- Co Henry na to wszystko powiedział? – spytał Jem. Nie był już w stroju Nocnego Łowcy,
tak jak Charlotte. Założył białą koszulę i brązowe płócienne spodnie, a Charlotte była w jed-
nej z jej płowych, ciemnych sukienek. Chociaż odwrócił dłoń, Tessa widziała, że nadal była
splamiona zaschniętą krwią Willa.
Charlotte parsknęła jak na damę nie przystało.
- Och, Henry - powiedziała, brzmiąc na wyczerpaną. - Myślę, że przeżywa szok, że jedna z
jego maszyn działa prawidłowo, dlatego nie wie, co ze sobą zrobić. I nie może się zmusić,
żeby tutaj przyjść. Myśli, że to jego wina, że Will i Tessa są ranni.
- Bez tej maszyny bylibyśmy wszyscy martwi, a Tessa byłaby w rękach Mistrza.
- Proszę bardzo, wyjaśnij to Henriemu. Ja przestałam próbować.
- Charlotte - głos Jem’a był miękki. - Wiem, co mówią ludzie. Wiem, że słyszałaś wiele
okrutnych plotek. Ale Henry cię kocha. Kiedy myślał, że zostałaś ranna w magazynie herbaty,
prawie oszalał. Rzucił się na maszynę...
- James - Charlotte poklepała Jem’a w ramię. - Doceniam twoją próbę pocieszenia mnie, ale
kłamstwa nigdy nie działają na nikogo dobrze. Dawno temu zaakceptowałam to, że Henry na
pierwszym miejscu stawia swoje wynalazki, a na drugim mnie - jeśli w ogóle.
- Charlotte - powiedział ze znużeniem Jem, ale zanim mógł dokończyć, Sophie przesunęła się
tak aby stanąć między nimi, z brudną ściereczką w dłoni.
- Pani Branwell - powiedziała cichym głosem - Mogłabym pomówić z panią moment?
Charlotte spojrzała na nią zdziwiona. - Sophie...
- Proszę.
Charlotte położyła rękę na ramieniu Jem’a i powiedziała coś cicho do jego ucha, a potem
skinęła głowa w stronę Sophie.
- Dobrze. Chodź ze mną do salonu.
Kiedy Charlotte opuściła pokój razem z Sophie, Tessa zrozumiała, ku jej zdziwieniu, że
Sophie jest chudsza od pani domu. Obecność przy niej Charlotte była tak niewielka, że często
nie pamiętała jaka mała jest. Była tak wysoka, jak Tessa i smukła jak wierzba. Tessa zobaczy-
ła ją znowu w myślach z Gildeonem Lightwoodem przyciśniętą do ściany korytarza i znowu
zaczęła się martwić.
Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, Jem pochylił się do przodu tak, że jego ramiona prawie
dotykały nóg mosiężnego łóżka Tessy. Patrzył na nią lekko uśmiechnięty, chociaż trochę
krzywo. Jego ręce wisiały luźno wzdłuż jego ciała i miał zaschniętą krew na kostkach i pod
paznokciami.
- Tessa, moja Tessa - powiedział cichym głosem, usypiającym jak jego skrzypce. - Wiem, że
nie możesz mnie usłyszeć. Brat Enoch powiedział, że nie jesteś poważnie ranna. Nie mogę
powiedzieć, że mnie to uspokoiło. Jest tak, jak wtedy, kiedy Will zapewnia mnie, że tylko
trochę zgubiliśmy drogę. Wiem, że to oznacza, że nie będziemy widzieć znajomych ulic przez
następne kilka godzin.
Zniżył swój głos tak, że Tessa nie była pewna czy następne słowa powiedział naprawdę, czy
to tylko część jej snu. Ciemność przyciągała ją, choć próbowała walczyć.
- Nigdy o tym nie myślałem – kontynuował – O zagubieniu się. Zawsze myślałem, że ktoś nie
może się naprawdę zgubić, jeśli wie, że ktoś inny zna drogę do jego serca. Ale boje się, że
mogłem się zagubić bez poznania twojego - Zamknął oczy i zobaczyła jak cienkie są jego
powieki, jak pergamin, i jak zmęczony musiał być.
- Woai ni, Tessa. - Wyszeptał. - Wo bu xiang shi qu ni.
Wiedziałaby bez wiedzy, którą teraz posiadała, co te słowa znaczyły.
Kocham cię.
I nie chce cię stracić
Ja też nie chcę cię stracić - chciała powiedzieć, ale słowa nie chciały wyjść z jej ust. Zamiast
tego przyszło znużenie i ciemna fala ukryła ją w ciszy.
***
Ciemność.
W celi było ciemno, a Tessa była pełna uczuć samotności i strachu. Jessamine leżała w wą-
skim łóżku, a jej jasne włosy w strąkach opadały na ramiona. Tessa zarówno unosiła się nad
nią jak i dotykała jej myśli. Czuła wielki ból i poczucie straty. Jakoś Jessamine wiedziała, że
Nate umarł. Wcześniej, kiedy Tessa próbowała dotknąć myśli dziewczyny, spotkała opór, ale
teraz czuła tylko rosnący smutek, jak kropla czarnego tuszu rozpływającego się w wodzie.
Brązowe oczy Jessie otworzyły się, wpatrując w ciemność. Nie mam nic. Słowa były tak
czyste jak dzwonek w myślach Tessy. Wybrałam Nate’a zamiast Nocnych Łowców, a teraz
on jest martwy. Mortmain będzie chciał mojej śmierci, Charlotte pogardza mną. Przegrałam i
straciłam wszystko.
Tessa patrzyła, jak Jessamine wyciąga mały rzemyk przez szyję. Na jego końcu zawieszony
był złoty pierścień z błyszczącym białym kamieniem - diamentem. Ściskając go między pal-
cami, zaczęła używać diamentu do wydrapania napis na kamiennej ścianie.
JG.
Jasmine Gray.
Jeśli napisała więcej, Tessa nigdy się tego nie dowie. Nagle Jessamine cisnęła kamień, a on
rozbił się o ścianę. Uderzyła ręka w ścianę drapiąc nią paznokciami. Tessa nawet nie musiała
dotykać myśli Jessamine, żeby wiedzieć, co ona ma na myśli. Nawet diament nie był praw-
dziwy. Przy niskim płaczu Jessamine przekręciła się i ukryła twarz w szorstkim kocu.
***
Kiedy Tessa znowu się obudziła, było ciemno. Słabe światło gwiazd wpadało przez wysokie
okna, a na stole koło jej łóżka leżało magiczne światło. Obok niego stał kubek z herbatą zio-
łową, z którego wydobywała się para i mały talerzyk ciastek. Podniosła się do pozycji siedzą-
cej, żeby sięgnąć po kubek i zamarła.
Will siedział na łóżku obok niej, ubrany w luźną koszulkę, spodnie i czarny szlafrok. Jego
skóra była blada w świetle gwiazd, ale nawet to światło mroku nie mogło wpłynąć na niebie-
skość jego oczu.
- Will - powiedziała zaskoczona. - Dlaczego nie śpisz?
Czy on patrzył na mnie jak spałam? Pomyślała. To było dziwne i zaliczało się do cech, które
nie lubiła u Willa.
- Przyniosłem ci herbatę ziołową - powiedział trochę twardo. - Brzmiałaś, jakbyś miała
koszmar.
- Naprawdę? Nie pamiętam, o czym śniłam - Zsunęła z siebie przykrycie, myśląc, że jej ko-
szula bardziej ją przykrywa.
- Myślałam, że uciekam w śnie - że prawdziwe życie było tylko koszmarem, a sen miejscem,
gdzie mogę zyskać spokój.
Will podniósł kubek i usiadł koło niej na łóżku. - Proszę. Wypij to.
Wzięła od niego posłusznie filiżankę. Herbata ziołowa miała gorzki smak, ale atrakcyjny,
podobny do skórki cytryny.
- Co spowoduje? - Spytała.
- Uspokoi cię. - Odpowiedział Will.
Spojrzała na niego czując smak cytryny w ustach. Wyglądał jak mgła w jej wizji, jakby był
ze snu.
- Jak obrażenia? Bolą?
Pokręcił głową.
-, Kiedy cały metal został wyjęty, mogli narysować Iratze - powiedział. - Rany nie są kom-
pletnie wyleczone, ale się leczą. Jutro będę miał tylko blizny.
- Jestem zazdrosna - wzięła kolejny łyk herbaty. Wróciły jej zawroty głowy. Dotknęła banda-
ży na czole. - Wierzę, że minie trochę czasu zanim będę mogła to ściągnąć.
- W międzyczasie możesz cieszyć się wyglądem pirata.
Zaśmiała się niepewnie. Will był dostatecznie blisko niej, żeby mogła poczuć ciepło emanu-
jące z jego ciała. Był rozgrzany.
- Masz gorączkę? - Zapytała zanim się powstrzymała.
- Iratze podnosi temperaturę ciała. To część leczenia.
- Och - powiedziała. Był tak blisko niej, że miała wrażenie, że wysyła dreszcze przez nerwy,
ale była zbyt lekkomyślna, żeby teraz się odsunąć.
- Tak mi przykro z powodu twojego brata - Powiedział cicho, a jego oddech musnął jej włosy.
- Nie powinno ci być przykro. - rzekła z goryczą. - Wiem, że myślisz, że na to zasłużył.
Prawdopodobnie zasłużył.
- Moja siostra umarła. Umarła i nic nie mogłem zrobić - Odparł z żalem w głosie. - Tak mi
przykro z powodu twojego brata.
Spojrzała na niego. Jego oczy, duże i niebieskie, jego perfekcyjna twarz, usta w kształcie
łuku, których kąciki były obrócone w dół w trosce. Trosce o nią. Jej skóra była gorąca i mo-
kra, jej głowa lekka, jakby pływała.
- Will - wyszeptała. - Will, czuje się dziwnie.
Will pochylił się, aby odstawić kubek na stół, a jego ramię otarło się o jej ramie. - Mam
przyprowadzić Charlotte?
Potrząsnęła głową. Śniła. Teraz była tego prawie pewna: miała to samo uczucie, jakby była
w swoim ciele, a jednocześnie nie. To samo uczucie, kiedy śniła o Jessamine. Świadomość, że
był to sen, sprawiło, że była odważniejsza. Will był ciągle pochylony do przodu, jego ramię
wyciągnięte: wtuliła się w niego, opierając głowę na jego ramie i zamknęła oczy. Czuła jak
zadrżał z zaskoczenia.
- Zraniłam cię? - Wyszeptała, z opóźnieniem przypominając sobie o jego plecach.
- Nie obchodzi mnie to - powiedział ciepło. - Nie obchodzi.
Jego ramiona oplotły ją i trzymały: czuła od niego zapach potu, krwi, mydła i magii. Nie było
tak jak na balkonie, gdzie ogarnął ich ogień i pragnienie. Trzymał ją ostrożnie, dotykając po-
liczkiem jej włosów. Trząsł się, kiedy jego pierś wznosiła się i opadała, kiedy niepewnie wsu-
nął palce pod jej brodę i uniósł twarz..
- Will - powiedziała Tessa. - Już dobrze. Nie ma znaczenia, co robisz. Śnimy, wiesz o tym.
- Tess - Will brzmiał jakby był zaniepokojony. Jego ramiona oplotły ją mocniej. Czuła ciepło,
miękkość i miała zawroty głowy. Jeśli tylko Will byłby taki naprawdę, pomyślała, taki jak w
śnie. Łóżko falowało pod nią jak łódka dryfująca na morzu. Zamknęła oczy i pozwoliła wcią-
gnąć się ciemności...
***
Nocne powietrze było zimne, mgła była gęsta, a żółto - zielone, światła dochodziły ze spora-
dycznie stojących lamp gazowych, między którymi w dół ulicy King Road, szedł Will. Adres,
który dał mu Magnus był na Cheyne Walk, na dole obok Chelsea Embanlment. Will mógł
poczuć znajomy zapach rzeki, pyłu, wody, brudu i zgnilizny.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin