Basso Adrienne - Poślubic wicehrabiego 02 - Zaklad o miłośc.pdf

(785 KB) Pobierz
409519616 UNPDF
Adrienne Basso
Zak ład o miłość
1.
Anglia, Londyn
Początek lata 1802
Wytworni goście mogli bez trudu usłyszeć własne szepty,
przechadzając się po ogrodzie podczas popołudniowego przyjęcia u
księżnej Suttington.
- Podobno jest warta prawie pięć tysięcy rocznie, ale hrabia
Portersville powiedział, że nie wziąłby jej, nawet gdyby była
księżniczką i miała dziesięć tysięcy. Jak na przyzwoitą młodą damę
jest zbyt żywiołowa i dosadna w słowach - oznajmiła zapalczywie
tęga matrona.
Jej towarzyszka przytaknęła z przejęciem.
- Słyszałam, że miała czelność pouczać księcia Hastingsa, gdy w
zeszłym
tygodniu pokazywał jej ostatni nabytek w swojej kolekcji sztuki.
Stwierdziła, że to najprawdopodobniej falsyfikat i że dał się oszukać.
To wprost oburzające!
Przedmiotem krytycznej konwersacji była osiemnastoletnia lady
Meredith
Barrington. Siedziała zaledwie kilka kroków dalej. Z udaną
obojętnością
odrzuciła jasne loki przez lewe ramię. Postanowiła, że nie sprawi
przyjemności starym plotkarkom i nie okaże, jak bardzo dotknęła ją
krytyka.
Rozmowa toczyła się dalej. Meredith zmusiła się, by traktować
złośliwe
obgadywaniejedyniejako drażniące dźwięki. Czuła nadchodzący ból
głowy. Zapragnęła znaleźć się w pałacu, z dala od gości, a jednak
pozostała
na miejscu, spokojna, choć drżąca.
- A czegóż innego można się spodziewać po córce hrabiego
Staffbrda?
Jak na mój gust, zawsze był przemądrzały i bezceremonialny. Tego
rodzaju zachowanie można jeszcze wybaczyć mężczyźnie, ale z
pewnością nie młodej kobiecie.
Meredith usłyszała dokładnie ostatnie zdanie i na chwilę straciła
opanowanie.
W pierwszym odruchu chciała się odwrócić i odciąć tym złośliwym
matronom, ale takie skandaliczne zachowanie tylko by przydało
wiarygodności ich kłamstwom.
Dobry Boże, czy nigdy nie zostawiąjej w spokoju? Czy nie wystarcza
im, że jest uważana za nieznośną sawantkę tylko dlatego, że ma
odwagę
wygłaszać inteligentne opinie, które często różnią się od zdania
mężczyzn?
Czy musi być oczerniana także przez przedstawicielki własnej płci?
W głębi serca Meredith aż wrzała z poczucia niesprawiedliwości. To,
co mówił jej ojciec, było uważane za ekscentryczne, jej opinie uznano
za
niedopuszczalne. Tak, w istocie powiedziała księciu Hastingsowi, że
wenecki
puchar najprawdopodobniej nie należał do papieża Piusa II,
ponieważ
ten święty człowiek żył i umarł prawie sto lat przed tym, jak weneccy
rzemieślnicy zaczęli wyrabiać szkło w tym szczególnym odcieniu
zieleni.
Meredith ujawniła ten fakt nie po to, żeby się popisać wiedzą albo
wprawić księcia w zakłopotanie. Chciała tylko odwrócić jego uwagę.
W chwili gdy wykrztusiła swoje rewelacje, ten pan sprytnie
zaaranżował
spotkanie sam na sam i czynił wysoce nieprzyzwoite awanse.
Miała do wyboru albo go uderzyć, albo zadać cios jego dumie,
Meredith
zacisnęła zęby, żałując, że zdecydowała się na to drugie. Szybkie
kopnięcie we wstydliwe miejsce na pewno nie byłoby tak swobodnie
omawiane
przez księcia z jego przyjaciółmi. Ta historia pewnie nigdy nie
wydostałaby się na światło dzienne.
Ale niepożądane awanse księcia zostały celowo pominięte w
opowieści
obu matron, a to potwierdzało teorię, że nie miały pojęcia, co się
naprawdę stało.
Właściwie Meredith była prawie rozczarowana. Gdyby prawda o
zachowaniu
księcia wyszła na jaw, wybuchnąłby tak wielki skandal, że reputacja
Meredith zostałaby ostatecznie zrujnowana i jej nieszczęsny debiut
w towarzystwie wreszcie by się skończył.
Szczerze mówiąc, Meredith nigdy nie czuła się bardziej
nieszczęśliwa.
Zaczynała swój pierwszy sezon pełna nadziei. Jako piękna córka
bogatej
i szanowanej rodziny szybko została przyjęta do towarzyskiego
grona.
Wkrótce jednak przychylność przerodziła się w dezaprobatę.
Nie był to jednostronny zawód. Meredith nie lubiła wyższych sfer za
sztywne zasady, które wykluczały wszystko i wszystkich, którzy mieli
choć trochę inne spojrzenie na świat. Ku swemu rozczarowaniu,
szybko
nauczyła się, że jeśli nie naśladuje się towarzystwa w
najdrobniejszym
szczególe, trzeba się liczyć z odrzuceniem.
- Ach, więc tutaj się podziewasz! - zawołał melodyjny kobiecy głos.
Lady
Meredith, wszędzie cię szukam.
Meredith uniosła głowę i uśmiechnęła się. Lavinia Morely, młoda
markiza
Dardington, podeszła z gracją, wyciągając ręce na powitanie.
- Jak miło cię widzieć - powiedziała serdecznie Meredith, obejmując
przyjaciółkę. - Nie byłam pewna, czy będziesz dzisiaj.
- Nie mogliśmy nie przyjść. - Lavinia odwzajemniła uścisk. - Księżna
Suttington jest matką chrzestną mojego najdroższego Trevora.
Byłaby
niepocieszona, gdybyśmy się nie zjawili na jej popołudniowym
przyjęciu.
Jak tylko przybyliśmy, zabrała Trevora ze sobą, by omówić sprawy,
jak powiedziała, najwyższej wagi. Mam przeczucie, że dotyczą one
koni,
które ostatnio nabyła u Tattersalla. Księżna ma prawdziwego bzika
na
punkcie koni, jednak nie dość zdrowego rozsądku, by zaufać własnej
opinii. Biedny Trevor. Obiecałam, że przyjdę mu z pomocą, jeśli nie
wróci w ciągu godziny.
- Lavinio, jesteś taką oddaną żoną. - Meredith cmoknęła z udawaną
dezaprobatą. - Tak często przebywasz w towarzystwie męża. To aż
niemodne.
Lavinia westchnęła przesadnie.
- Niezła z nas para, prawda?
- Rzeczywiście. - Meredith pochyliła się i zaszeptała do ucha
przyjaciółki.
- Każda obecna tu kobieta zazdrości ci takiego wspaniałego,
przystojnego
męża, który świata poza tobą nie widzi i wcale się z tym nie kryje.
Lavinia uśmiechnęła się czarująco.
- Nie każda. Śmiem twierdzić, że twoja matka cieszy się nie
mniejszym
uwielbieniem ze strony twojego ojca. A są małżeństwem od prawie
dwudziestu lat.
Meredith pochyliła głowę.
- Tak, są niezwykli pod każdym względem, także jeśli chodzi o
wzajemną
miłość. To jest coś, czego towarzystwo chyba w ogóle nie pojmuje.
-- Dlatgo że lojalność, oddanie i prawdziwa miłość większości / nuli
jest zupełnie obca. Lavinia przychyliła głowę i spojrzała na przyjaciół
kę z pytaniem w ciemnych brązowych oczach. - Martwią mnie twoje
zmarszczone śliczne brwi. Podejrzewam, że nie ma to związku z
twoimi
rodzicami. Nie mów, że książę Hastings miał czelność znów cię
napastować.
Meredith szybko odwróciła głowę.
- On tutaj jest?
- A kogo tu nie ma?
Meredith parsknęła śmiechem.
- Nie mam pojęcia. Jestem tu już od prawie dwóch godzin, a
rozmawiała
ze mną zaledwie garstka osób. Jednak bez trudu zauważyłam, że
między sobą dużo mówią o mnie.
- Jadowite żmije - wymamrotała Lavinia i wzięła Meredith pod rękę. -
Jak szybko osądzają innych i bez wahania przypisują komuś winę. A
równocześnie
nieustannie szukają materiału na soczyste plotki. Okropnie irytujące.
W tym momencie dwie plotkujące damy, które z lubością obmawiały
Meredith, przywitały markizę i zaprosiły gestem, by Lavinia
przyłączyła
się do nich. Zaproszenie wyraźnie nie dotyczyło Meredith.
Oczy młodej markizy zwęziły się na widok matron. Odpowiedziała
ledwie
widocznym skinięciem głowy. Meredith, widząc, jak tęgiej damie
mina nieco zrzedła, poczuła przypływ wdzięczności.
Lavinia mocniej ścisnęła ramię Meredith.
- Chodźmy, Merry. Pora, byśmy się trochę pokazały w towarzystwie.
Meredith uśmiechnęła się. Mocny uścisk i szczera przyjaźń dodały jej
otuchy. Po raz kolejny zmówiła krótką, cichą modlitwę w podzięce
Bogu,
który sprawił, że spotkała Lavinie. Świeżo zawiązana przyjaźń z
Lavinia
była dla Meredith jedynym jasnym punktem jej przykrego debiutu w
towarzystwie.
Cieszyła się, że poznała tak otwartą i bezpretensjonalną młodą
kobietę,
która ofiarowała jej serdeczną, bezinteresowną przyjaźń.
Przechadzały się we dwie wśród gości, rozmawiając o pogodzie,
wspaniałym
przyjęciu i ostatniej modzie. W towarzystwie Lavinii Meredith
przynajmniej została zauważona, choć nie spotkała się ze specjalnie
ciepłym
powitaniem. Nic jej to zresztą nie obchodziło.
Już po kilku minutach była na śmierć znudzona czczymi rozmowami.
Z dużym wysiłkiem utrzymywała przyjemny wyraz twarzy,
Podejrzewała,
że Lavinia jest równie znużona, jednak młodej markizie jakimś cudem
udawało się okazywać zainteresowanie, a pr/.y tym nie zachowywać
się protekcjonalnie.
Meredith podziwiała wdzięk i towarzyskie talenty przyjaciółki.
Czasami
trudno było uwierzyć, że Lavinia jest od niej starsza tylko o kilka lat.
Może to kochający mąż, który na każdym kroku podkreślał
wyjątkowość
żony, dodawał Lavinii nadzwyczajnej pewności siebie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin