Desmond Morris - Dlaczego pies merda ogonem.pdf

(464 KB) Pobierz
Desmond Morris - Dlaczego pies merda ogonem
DESMOND MORRIS
D LACZEGO P IES M ERDA
O GONEM
O czym mówi nam zachowanie psa
(P RZEŁOŻYŁA K RYSTYNA C HMIEL )
1
104456240.001.png
W STĘP
W dziejach ludzkości tylko dwa gatunki zwierząt mogły swobodnie poruszać się po
naszych domach: koty i psy, z tym że dawniej nieraz zabierano zwierzęta gospodarskie dla
bezpieczeństwa na noc pod dach, ale były zawsze trzymane w jakiejś zagrodzie lub na uwięzi.
W czasach bardziej nam współczesnych trzymamy w domach inne zwierzęta, na przykład
rybki w akwariach, ptaki w klatkach, gady w terrariach —jednak zawsze w zamknięciu,
oddzielone od nas szkłem lub kratami. Tylko psom i kotom wolno biegać po pokojach —
prawie wszędzie, gdzie zechcą. Te bowiem zwierzęta cieszą się specjalnymi względami na
mocy zawartego dawno układu.
Z przykrością trzeba stwierdzić, że przeważnie to my nie dotrzymujemy warunków
tego układu. Nie da się ukryć, że koty i psy okazały się bardziej od nas lojalne i godne
zaufania. Nawet te rzadkie sytuacje, kiedy atakują nas, drapiąc lub gryząc, bądź też kiedy od
nas uciekają, są zwykle spowodowane ludzką głupotą lub okrucieństwem. Gdyż, o wstydzie,
one dotrzymały tej wielowiekowej umowy!
„Umowa" między człowiekiem a psem została zawarta około 10 000 lat temu. Gdyby
sporządzono ją na piśmie, zawierałaby stwierdzenia, że w zamian za świadczenie nam
pewnych usług zapewniamy psu pożywienie, wodę, dach nad głową, nasze towarzystwo i
opiekę. Wachlarz usług świadczonych przez psy jest natomiast dużo szerszy i bardziej
różnorodny. Wymagamy od nich, aby pilnowały naszych domów, broniły nas w
niebezpieczeństwie, pomagały w polowaniach, tępiły szkodniki i ciągnęły nasze sanki.
Specjalnie wytresowane psy potrafią także przenosić w pyskach ptasie jaja bez uszkodzenia
skorupek, wykrywają węchem trufle lub narkotyki w bagażach pasażerów linii lotniczych,
prowadzą niewidomych, ratują zasypanych w lawinach, tropią zbiegłych przestępców,
uczestniczą w wyścigach, latają w kosmos i popisują się urodą na wystawach.
Czasem jednak wierne psy dawały się ludziom wykorzystywać do barbarzyńskich
celów. Gdy dzisiaj mówimy o „psach wojny", mamy na myśli najemników, którzy
manifestując swoją męskość, specjalizują się w zabijaniu i torturowaniu. Nazwa ta jednak
pochodzi od psów specjalnie tresowanych do atakowania pierwszej linii nieprzyjacielskiej
armii. Mówi o nich Szekspir, wkładając w usta Marka Antoniusza zwrot: „Spuśćcie z
łańcuchów brytany wojny". Już bowiem w czasach rzymskich Galo wie używali do walki
psów w obrożach najeżonych ostrymi jak brzytwa nożami. Psy te, wypuszczane przeciwko
rzymskiej konnicy, siały w jej szeregach popłoch, gdyż kaleczyły koniom nogi.
Niestety, także obecnie mamy do czynienia z psami bojowymi. Wprawdzie walki
2
 
psów są oficjalnie zakazane, ale dla potrzeb hazardu bądź zaspokojenia sadystycznych
instynktów niektórych ludzi wciąż szczuje się na siebie specjalnie tresowane psy. To, że
praktyki te zostały „zepchnięte do podziemia", nie oznacza bynajmniej, że nie istnieją.
Z kolei w niektórych państwach Wschodu psy są cenionym artykułem
konsumpcyjnym. Nie była to nigdy główna forma ich użytkowania i stopniowo staje się coraz
mniej popularna. Najbardziej upowszechniona była w Chinach. W języku chińskim wyraz
„chów" oznaczał zarówno rasę „mięsnych psów", jak i potoczne określenie pożywienia w
ogóle. Na szczęście i tam wiele psów nie trafiło do garnka, gdyż okazały się bardziej
przydatne do innych celów.
Niepożądanym skutkiem ubocznym dużej popularności tych zwierząt we wszystkich
zbiorowościach ludzkich stał się wzrost liczby psów bezpańskich. W niektórych regionach
wałęsające się stada tych zdziczałych, żywiących się padliną czworonogów wyrobiły złą
reputację wszystkim przedstawicielom gatunku. Typowym tego przykładem są „psy pariasy"
z Bliskiego Wschodu, które z przyjaciół człowieka stały się czymś wręcz przeciwnym. W
niektórych religiach pies jest uważany za zwierzę „nieczyste". Sam wyraz „pies" wchodzi w
skład wielu przekleństw i obelg, takich jak „psiakrew", „psiamać", „parszywy pies" czy
„ścierwo sobacze". W niektórych grupach etnicznych, zwłaszcza w kręgu wyznawców
islamu, już małym dzieciom wpaja się pogardę do psów, którą później trudno wykorzenić.
W zachodnim kręgu kulturowym stało się inaczej. Dawne obowiązki psów straciły na
znaczeniu, natomiast pojawiły się nowe. Oczywiście, nadal wiele psów wykonuje niezmiernie
odpowiedzialne zadania, ale liczebną przewagę mają już psy „towarzysze człowieka".
Zjawisko to idzie w parze z rozwojem wielkich miast i powstaniem nowego typu człowieka
— „mieszczucha". W środowisku wielkomiejskim psy użytkowe mają niewielkie pole do
popisu, ale człowieka i psa łączy już tak silna więź, że nikt nie bierze nawet pod uwagę
możliwości wyeliminowania go z życia społeczności ludzkiej. Wskutek tego, od czasu
rewolucji przemysłowej, pojawiło się wiele nowych psich ras. Ustanowiono wtedy wzorce
rasowe i zaczęto urządzać wystawy. Rozwinął się cały „przemysł" towarzyszący wystawom
psów rasowych.
W tym samym czasie rodziło się coraz więcej kundli. Właściciele tych psów to ludzie,
którzy chcą po prostu mieć wiernego przyjaciela, a w pogardzie mają szlachetne rasy.
Zarzucają im, że zostały sztucznie wytworzone, mają nienormalne proporcje, a rozmnażanie
w bliskim pokrewieństwie doprowadziło je do degeneracji. Posiadacze psów rasowych nie
zgadzają się z tym, dowodząc, że tylko cenne, rodowodowe okazy zasługują na troskliwą
opiekę odpowiednią do ich potrzeb. Ich zdaniem ludzie trzymający kundle przyczyniają się do
3
mnożenia zgraj bezdomnych włóczęgów, zanieczyszczających miejsca publiczne i kalających
dobre imię psiego rodu. Gdyby zaś wszystkie psy miały rodowody hodowlane, nie
wzbudzałyby niechęci, a z powodu swojej wartości byłyby bardzo cenione.
W obu tych skrajnych poglądach tkwi ziarno prawdy. Praca hodowlana posunęła się
tak daleko, że doszło do swoistego „przerasowania" niektórych psów, a w jego efekcie — do
stanów patologicznych. Tak wiec psy o krótkich nogach, a długim tułowiu są szczególnie
podatne na wypadanie dysku. Spłaszczenie części twarzowej pociąga za sobą trudności w
oddychaniu, a innym cechom typowym dla danych ras towarzyszą schorzenia oczu lub
stawów biodrowych. Hodowcy tych ras w obawie przed utratą popularności ukrywają wady,
nasilające się w kolejnych pokoleniach. Zjawisko jest tym bardziej niekorzystne, że postęp w
pracy hodowlanej prowadzi do dalszego przerysowania cech uważanych za typowe. Jeszcze
sto lat temu buldogi miały stosunkowo długie nogi, a jamniki dużo krótszy tułów. To tylko
dwa przykłady ras, w których prowadzono selekcję na jedną cechę, aż rozwinęła się w stopniu
utrudniającym życie jej nosicielom. Ale i te psy można by łatwo doprowadzić do pierwotnego
wzorca, gdyby pozostały nadal psami użytkowymi. Nie straciłyby przy tym nic ze swojej
urody, a zyskałyby na zdrowiu i wytrzymałości. Tym sposobem łatwo można by uporząd-
kować sprawy psów rasowych.
Z mieszańcami sprawa jest trudniejsza. Faktem jest, że wielu właścicieli opiekuje się
nimi bardzo troskliwie, niemniej jednak często się zaniedbuje te zwierzęta z powodu ich
znikomej wartości handlowej. Szczenięta sprzedaje się za grosze bądź rozdaje, a często też
bywają porzucane lub maltretowane. Tylko do jednego schroniska dla zwierząt Battersea w
Londynie trafia co roku około dwudziestu tysięcy bezdomnych psów, z których
siedemdziesiąt sześć procent to mieszańce. Wielu psom udało się znaleźć nowych właścicieli,
ale jeszcze więcej trzeba było uśpić. Szacuje się, że w samej tylko Wielkiej Brytanii
codziennie uśmierca się dwa tysiące psów! Trudno znaleźć metodę bezpośredniego
przeciwdziałania takim sytuacjom. Nadzieję można pokładać najwyżej w ogólnej zmianie
stosunku do zwierząt.
Wyjątkowo niewdzięcznym zadaniem, jakie pies musi pełnić, jest zaspokajanie
ludzkiej potrzeby agresji i dociekliwości naukowców. Wiąże się to dla psa z cierpieniem.
Ludzie uwielbiają swoje złe humory wyładowywać zgodnie z hierarchią społeczną. Tak więc
szef „ustawia" swoich podwładnych, ci z kolei wyżywają się na niższych rangą, tamci na
jeszcze niższych, od których niżej na drabinie społecznej znajdują się już tylko ich ufne psy.
No, a bitemu czy kopanemu psu trudno zrozumieć, że odbija się na nim rykoszetem zgryźliwa
uwaga wypowiedziana gdzieś w biurze. Czasem zaś „odreagowanie" na psach przykrości
4
doznanych w miejscu pracy przybiera wręcz nieprzyzwoite rozmiary. Tylko brytyjskie
Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami rejestruje corocznie około czterdziestu tysięcy
przypadków znęcania się nad psami.
Niewiarygodnie wiele okrucieństw popełniono również w imię nauki.
Usprawiedliwieniem zadawanych psom cierpień miał być postęp nauki. W rzeczywistości
większość bolesnych doświadczeń przeprowadzonych na psach nie zwiększyła zbyt wydatnie
ogólnej sumy ludzkiej wiedzy. Tego rodzaju doświadczenia miały pewne walory poznawcze
w początkowym okresie rozwoju medycyny, fizjologii czy zoologii, ale obecnie ich
przydatność jest znikoma. Zwierzęta o tak dużej wrażliwości nerwowej jak psy powinno się
więc pozostawić w spokoju, tylko trudno przekonać o tym kogo trzeba.
Właśnie wyżej wymienione przyczyny skłoniły mnie do napisania tej książki.
Chciałem w niej udowodnić, jak dzięki prostej, bezpośredniej obserwacji lub nieszkodliwym
eksperymentom można zrozumieć te zwierzęta i docenić ich wyjątkowe zalety. Psy mają nam
naprawdę wiele do zaoferowania! Towarzyszą nam zarówno w zabawie, jak i wtedy, gdy
doskwiera nam samotność i jesteśmy pogrążeni w smutku. Dbają o nasze zdrowie, wyciągając
nas na długie spacery. Uspokajają nas, kiedy jesteśmy rozdrażnieni czy pełni niepokoju i
napięcia. I przy tym wszystkim nadal pełnią swoje tradycyjne obowiązki, spośród których
dwa są najważniejsze: ostrzeganie nas przed wtargnięciem intruzów na nasz teren oraz obrona
przed bezpośrednią napaścią.
Ludzie, którzy nie lubią psów, sami nie wiedzą, co tracą. Tak samo zresztą jak ci,
których psy po prostu nie interesują. Jasne jest, że tacy ludzie nie wezmą też do ręki tej
książki, ale wskutek tego nie dotrze do nich pewna ważna informacja. Stwierdzono, że
posiadacze psów lub kotów żyją na ogół dłużej niż ci, którzy ich nie mają. I nie jest to chwyt
propagandowy miłośników psów, lecz naukowo udowodniony fakt. Praktyka lekarska
potwierdza, że towarzystwo psa, kota lub innego puszystego stworzonka działa na człowieka
uspokajająco i powoduje obniżenie ciśnienia krwi, co zmniejsza ryzyko zawału czy wylewu.
Głaskanie psa, drapanie kota za uszami czy inne tego rodzaju pieszczoty z ulubionym
zwierzątkiem koją stres i tłumią w zarodku powszechne obecnie „choroby cywilizacyjne".
Szczególnie w środowiskach miejskich daje się nam we znaki życie w nieustannym pośpiechu
i napięciu. Napięcie to rozładować można najlepiej przez kontakt z przyjaźnie usposobionym
psem lub kotem. Uświadamia to nam, że nawet w obłędnym kołowrocie naszej cywilizacji
pozostało jeszcze trochę nieskażonej prostoty i bezpośredniości uczuć.
Jednak nawet ci, którzy zdają sobie sprawę z dobrodziejstw, jakie niesie nam
towarzystwo psa, często nie mają pojęcia o wielu właściwościach i zwyczajach tych zwierząt.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin