Alison Roberts - Dla ciebie się zmieniłem.pdf

(620 KB) Pobierz
Kobieta z ambicjami
ALISON ROBERTS
Dla ciebie
się zmieniłem
Tytuł oryginału: A Change of Heart
139299390.001.png 139299390.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Na moment serce dosłownie przestało mu bić z zachwytu.
Gorąco wierzył w pożądanie od pierwszego wejrzenia, ale
ten przypadek nadawał się wręcz do filmu. Kobieta była
uderzająco piękna, a przecież widział jedynie jej profil. Wy-
soka, smukła, z sięgającymi do ramion ciemnoblond włosa-
mi, przetykanymi srebrzystozłocistymi pasemkami. A oczy
miała zapewne niebieskie.
Uświadomił sobie, że stojący obok niego Alan Bennett
kontynuuje swą wypowiedź:
- To pomieszczenie wydawało się najodpowiedniejsze,
więc zarządziliśmy małą przeprowadzkę.
- Mam nadzieję, że nikomu nie sprawiłem kłopotu - od-
rzekł.
Czy było to tylko życzeniowe myślenie, czy też dźwięk
jego głosu faktycznie sprawił, że przecudna istota zastygła
na chwilę w bezruchu?
- Skądże znowu, Lisa nie miała nic przeciwko temu.
A więc ma na imię Lisa. Doskonale! Znakomicie pasuje
do eleganckiej czarnej spódniczki przed kolano, z zalotnym
rozcięciem z boku do połowy uda.
Jako szef chirurgicznego zespołu sercowo-piersiowego
szpitala w Christchurch przybrał najbardziej w swym mnie-
maniu urzekający wyraz twarzy i czekał, aż Alan dokona
oficjalnej prezentacji.
- Liso, poznaj Davida Jamesa, naszego nowego konsul-
tanta. A to jest, Davidzie, starszy lekarz Lisa Kennedy, nasza
pani kardiolog. Chyba będziecie się często widywać.
Przecudna istota po raz pierwszy odwróciła głowę ku Da-
vidowi. Okazało się, że ma oczy piwne, nie niebieskie. Tym
lepiej!
- Nie mogę się tego doczekać - oznajmił David z nieco
rozanielonym uśmiechem i szybko odchrząkując, przywołał
się do porządku. - Ledwie przekroczyłem próg, a już naro-
biłem zamieszania. Ogromnie mi przykro, Liso. Nie miałem
pojęcia, że pozbawię kogoś pokoju.
- Jak wspomniał Alan, była to rozsądna decyzja. I napra-
wdę wcale mi to nie przeszkadza.
Grzeczny ton jakoś nie pasował do błysku rozdrażnienia
w jej brązowych oczach ani do leciutkiego drżenia podbród-
ka. Było jasne, że Lisie Kennedy wszystko to bardzo prze-
szkadza i że ma wiele przeciwko temu. Zresztą, trudno się jej
dziwić; pomieszczenie było ładne, a w dodatku przez okna
widać było rzekę Avon i ogród botaniczny w tle.
Ciekawe, dokąd ją teraz przeniosą. Pewnie do jakiejś cie-
mnej klitki w pobliżu sali badań wysiłkowych. Ale nic to, już
on jej to wynagrodzi.
- Pozwól, że ci pomogę - zwrócił się do niej z czarują-
cym i pełnym zrozumienia uśmiechem.
- Nie, dziękuję, poradzę sobie. - Pośpiesznie dorzuciła
jakiś przedmiot do pełnego po brzegi pudła, po czym objęła
je rękami.
Zauważył starannie pomalowane paznokcie u lewej ręki.
na której... nie było obrączki. Hurra! Już otworzył usta, by
raz jeszcze zaoferować swą pomoc, gdy nagle rozległ się
dźwięk pagera.
- Muszę się przygotować do operacji - oznajmił Alan
Bennett. - Rozgość się tutaj, Davidzie. Później przejdziemy
się jeszcze po szpitalu. Zastaniesz tu wielu starych znajo-
mych, więc pewnie szybko poczujesz się jak w domu.
- Już się tak czuję. Cieszę się, że wróciłem.
Alan skinął głową i wychodząc, rzucił z uśmiechem:
- Wszyscy chcieli, żebyś dostał stanowisko konsultanta.
Ciekaw jestem, co by było, gdybym to ja zniknął na parę
lat...
Rzeczywiście, sam David był mile zdziwiony ciepłym
przyjęciem, jakie mu zgotowano. To znaczy do chwili, w
której wszedł tutaj...
- Pozwól, że ja to wezmę, Liso - powiedział, postępując
krok do przodu. - To pudło musi być ciężkie.
- Już powiedziałam, że sobie poradzę.
Kiedy go wymijała, ostatnia dołożona przez nią do pudła
rzecz ześliznęła się z błyszczących okładek leżących na wierz-
chu czasopism i z głuchym odgłosem zleciała na podłogę, roz-
padając się na kilka kawałków. Był to duży model anatomicz-
ny serca, wykonany z plastiku.
David zaklął pod nosem, ale już po chwili promiennie się
uśmiechnął.
- Najwyraźniej złamałem ci serce.
Okazało się, że Lisa potrafi się uśmiechać - co wywołało
w Davidzie przyjemne uczucie ciepła.
- Z tego, co słyszałam, to dla ciebie nic trudnego. Ale
gratuluję szybkości.
Natychmiast zdwoił czujność.
- Wszystko, co słyszałaś, to gruba przesada albo i czysty
wymysł - zapewnił pośpiesznie. - Tak to już jest z plotkami.
- Schylił się, by pozbierać kawałki plastikowego serca. - Za-
raz to naprawię. Jestem lekarzem, znam się na tym. - Wy-
prostował się i z odważnym uśmiechem spojrzał jej prosto w
twarz.
- Na twoim miejscu nie martwiłabym się tym - odrzekła
bez namysłu. - Moje serce jest niezniszczalne.
Tym razem przesłanie było jasne, toteż uśmiech Davida
szybko zgasł. Spojrzenie jej oczu było lodowate.
- Już dziesięć minut temu powinnam była zacząć obchód
- dodała oschle. - To, co zostało, włóż po prostu do drugiego
kartonu. Później po to przyjdę.
Gdy został sam, w zadumie popatrzył na spoczywające w
jego dłoniach kawałki modelu. Lisa oczywiście miała rację
- bez trudu poskładał je w całość z pomocą kilku mosięż-
nych
haczyków i oczek; nawet podstawka była nienaruszona. Czy
owa odporność na uszkodzenia odnosiła się także do jej ser-
ca? Całkiem możliwe. Nie ulega wątpliwości, że Lisa lubi
być odbierana jako osoba silna, zaradna i kompetentna. Gdy-
by nie nader atrakcyjne „opakowanie", można by ją uznać za
surową i groźną. A za tym typem kobiet David nie przepadał.
Musiał przyznać, że zabolała go jej obojętność. Nie był
przyzwyczajony do odrzucenia, zwłaszcza ze strony kobiet.
Przejęcie jej lokum było niezbyt fortunnym początkiem zna-
jomości, ale przeszkodę tę można łatwo pokonać. Podobnie
jak łatwo jest uciszyć pogłoski dotyczące jego niegdysiej-
szych przygód miłosnych, nie pozbawione zresztą podstaw.
Najbardziej obawiał się tego, że Lisa, choć nice zamężna, jest
Zgłoś jeśli naruszono regulamin