rozdział piąty.pdf
(
142 KB
)
Pobierz
By Ally293
Rozdział pi
ą
ty
„ Aha! Wi
ę
c to jest tajemnica Rose!”
BPOV
Siedziałam na strasznie niewygodnym mini krzesełku i powoli zasypiałam. Przeszłam ju
ż
trzy
z czterech faz. Pierwsza: klej
ą
ce si
ę
oczy i ci
ą
głe ziewanie. Starcie przegrane. Druga:
zamkni
ę
cie oczu i nieprzejmowanie si
ę
niedogodno
ś
ciami. Bior
ą
c pod uwag
ę
to diabelskie
siedzenie, na którym mie
ś
ciła si
ę
tylko połowa mojego zacnego zadu i fakt,
ż
e moja głowa
była oparta na moim własnym ramieniu to chyba luksusem nazwa
ć
tego nie mog
ę
. I znów
wygrana nie po mojej stronie. Trzecia: pod
ś
wiadoma drzemka. Wiesz,
ż
e zasypiasz, ale nie
jest to jeszcze sen, poniewa
ż
słyszysz d
ź
wi
ę
ki na zewn
ą
trz. Typu szum wiatru, silnik
samochodu, piosenka lec
ą
ca w radiu, ale jeste
ś
w takim stanie,
ż
e nic Ci
ę
to nie obchodzi.
Ten punkt te
ż
ju
ż
mam zaliczony. Czekałam tylko a
ż
nadejdzie upragniony sen. Te zakupy
musiały mnie tak wym
ę
czy
ć
,
ż
e pomimo przespania pełnych 10 godzin mogłabym spa
ć
drugie tyle. Chocia
ż
mo
ż
e winne temu s
ą
te koszmary? Mniejsza z tym. Nie mog
ę
teraz
wprowadza
ć
mojego mózgu w obroty. Zacznie intensywnie działa
ć
i z mojego spanka b
ę
d
ą
nici. Dlatego te
ż
odpr
ęż
yłam si
ę
całkowicie, uło
ż
yłam w najlepszej pozycji jak
ą
mogłam
przybra
ć
i czekałam cierpliwie. Gdy drogi Morfeusz wyszedł mi na spotkanie w garniturku i
z kwiatami, miałam ochot
ę
skaka
ć
do góry z rado
ś
ci. Tylko,
ż
e moja rado
ść
trwała 10 minut.
Potem przyszedł tata, postraszył Morfeusza rewolwerem i swoj
ą
oznak
ą
. No i tym sposobem
go
ś
ciu si
ę
zwin
ą
ł, a mówi
ą
c po ludzku to najzwyczajniej w
ś
wiecie, mój kochany ojczulek
mnie obudził. Po prostu gdy zauwa
ż
ył,
ż
e ja
ś
pi
ę
, a on nie mo
ż
e, poniewa
ż
jego dupa jest
wi
ę
ksza od mojej i z jej powierzchni tylko ¼ mie
ś
ciła si
ę
na tym piekielnym krze
ś
le to
stwierdził,
ż
e to nie fair i wyp
ę
dził drogiego Morfka. Niech Charliego szlag trafi! Chciałam
si
ę
zapyta
ć
go
ś
cia sk
ą
d wytrzasn
ą
ł taki fajny garnitur z dwoma rz
ę
dami guzików. Miałam
zamiar przy najbli
ż
szej okazji zakupi
ć
taki Edwardowi. Tak, wi
ę
c gdy ja p
ę
dziłam na
spotkanie z panem w garniaku nie z tej planety, mój ojciec zacz
ą
ł mn
ą
trz
ąść
i krzycze
ć
:-
- Bella! Bella! Cholera jasna! Wstawaj! Bierze! Słyszysz?! Masz branie! – a ja głupiutka i
naiwniutka, szybko si
ę
poderwałam, dorwałam moj
ą
w
ę
dk
ę
i zacz
ę
łam ni
ą
ci
ą
gn
ąć
z całej
siły. Wierzcie lub nie, ale na ani jednej wyprawie rybowej z Charlim nie złapałam
ż
adnej
ryby. ANI JEDNEJ. Nawet jakiej
ś
tam płotki czy cho
ć
by kurde kijanki. NIC. Tata twierdzi,
ż
e to przez moje ci
ą
głe gadanie, słuchania radia i chodzenie w te i we te. Dlatego, gdy
usłyszałam,
ż
e mój los mo
ż
e si
ę
wreszcie nade mn
ą
ulituje i nie b
ę
d
ę
musiała słucha
ć
nabijania si
ę
Jacoba,
ż
e od dwóch lat na ryby chodz
ę
, a nie potrafi
ę
jej złowi
ć
, si
ę
gn
ę
łam od
razu po w
ę
dk
ę
. Problem polegał na tym, i
ż
na ko
ń
cu nic nie było, a ja poci
ą
gn
ę
łam j
ą
tak
jakbym miała zamiar co najmniej morsa wyci
ą
gn
ąć
i jego
ż
on
ę
fok
ę
. Na pocz
ą
tku poczułam,
ż
e mnie rami
ę
boli, potem si
ę
odwróciłam i zgadnijcie kogo zobaczyłam. Tak, tamta pani z
tyłu ma racj
ę
. Deski od molo. Oczywi
ś
cie Charlie za
ś
miewał si
ę
do łez zamiast pomóc
swojej, jedynej, niepowtarzalnej, córce. Wstałam zła na niego i na siebie,
ż
e dałam si
ę
wrobi
ć
jak dziecko z przedszkola. Wiecie jak te dzieciaki co na zadane pytanie: „Sk
ą
d bior
ą
si
ę
dzieci?” wierz
ą
,
ż
e je bocian przynosi lub znajduj
ę
si
ę
je w kapu
ś
cie. Otrzepałam si
ę
z
godno
ś
ci
ą
i zasiadłam z powrotem na moim krze
ś
le. Na mojej twarzy wyczarowałam lekko
oburzony, obra
ż
ony i zniesmaczony wyraz. Charlie za
ś
miał si
ę
gło
ś
niej.
- Bo
ż
e, Bello… Wygl
ą
dasz jak tamta starsza pani, któr
ą
spotkali
ś
my w parku i któr
ą
pouczyła
ś
,
ż
e powinna posprz
ą
ta
ć
po swoim piesku.- Skupiłam si
ę
, próbuj
ą
c przypomnie
ć
sobie o kim tata mówi. I w tedy przed oczami stan
ę
ła mi babuszka po 60, maj
ą
ca min
ę
jakbym j
ą
zmusiła do zjedzenia kupy tego psiaka. Dałam sobie spokój z wkurzaniem na
Charliego i za
ś
miałam si
ę
razem z nim. Rzeczywi
ś
cie kobitka była zabawn
ą
osob
ą
. Chciała
mnie do s
ą
du poda
ć
. Twierdziła,
ż
e w poniedziałek dostane pismo od niej. Natomiast 15
minut po tym wydarzeniu podeszła do mnie ok. 16 letnia dziewczyna i zacz
ę
ła nas
przeprasza
ć
za zachowanie babci. Có
ż
szczerze współczuj
ę
tej dziewczynie. Bardziej
wyniosłej osoby nie spotkałam w
ż
yciu, a znam przecie
ż
i Tany
ę
i Lauren. U
ś
miech znikn
ą
ł z
mojej twarzy . Taaa i tyle po moim dobrym humorze. Przypomniało mi si
ę
,
ż
e w poniedziałek
musz
ę
zderzy
ć
si
ę
z fal
ą
plotek i Tany
ą
. Tata widz
ą
c,
ż
e mi przeszło zadał pytanie:
- Hm, Bello,nie zd
ąż
yłem Ciebie wczoraj co
ś
zapyta
ć
. Była
ś
taka zmordowana,
ż
e nie
chciałem Ci
ę
m
ę
czy
ć
. Jak tam wczoraj wam poszło? – tata u
ś
miechał si
ę
zawadiacko i
poruszył brwiami. Pokr
ę
ciłam głow
ą
nad jego zachowaniem. W takich momentach
przypominał mi Emmetta.
- Dobrze, skoro musisz wiedzie
ć
. Załatwili
ś
my wi
ę
cej ni
ż
planowałam. Przynajmniej przez
miesi
ą
c nie musimy odwiedza
ć
ż
adnej galerii handlowej. – Urhg! Za ka
ż
dym razem gdy
usłysz
ę
zakupy lub galeria to mnie nogi zaczynaj
ą
bole
ć
. Wczoraj były w stanie tragicznym.
Dobrze,
ż
e miałam płaskie buty na nogach. Ja nie wiem jak Alice mo
ż
e biega
ć
po sklepach
jak głupia w szpilkach. Jednak mimo balerin na nogach, miałam otarcia, jednego b
ą
bla na
pi
ę
cie i strasznie bolały mnie du
ż
e palce. Pewnie dlatego,
ż
e buty miały zw
ęż
any nosek.
Dodatkowo dokuczał mi kr
ę
gosłup, kark i r
ę
ce. Nawet nie wiem jak dzisiaj si
ę
zwlokłam z
łó
ż
ka bez poprzedniego skonsultowania si
ę
jakim
ś
masa
ż
yst
ą
lub kr
ę
glarzem.
-A w sumie Bells, my
ś
lałem wczoraj na tymi plotkami i zastanawiałem jak ty chcesz w
poniedziałek do szkoły? – Powiedział tata powoli.
- No normalnie, przecie
ż
w poniedziałek normalne człowieki chodz
ą
do szkoły. – Nie miałam
poj
ę
cia o co mu mogło chodzi
ć
.
- No tak, ale macie wolne dwa dni z powodu zjazdu odbywaj
ą
cego si
ę
w szkole,
zapomniała
ś
? – O ja ku
ź
wa dole. Faktyczniee. Charcie pokr
ę
cił nade mn
ą
głow
ą
.
- I co dzisiaj te
ż
macie zamiar si
ę
spotka
ć
? – Charlie wyci
ą
gn
ą
ł swoj
ą
w
ę
dk
ę
zwan
ą
Hiacynt i
sprawdził czy co
ś
złowił. Hehe, nic. Dobrze mu tak.
- W sumie to tak. Po południu. Mamy zamiar opracowa
ć
strategi
ę
wojenn
ą
. – U
ś
miechn
ę
łam
si
ę
, przypominaj
ą
c sobie nasz
ą
wczorajsz
ą
rozmow
ę
.
– Załó
ż
my,
ż
e rozumiem o czym do mnie rozmawiasz. - Przewróciłam oczami.
- Przecie
ż
ty nie potrzebujesz tego wiedzie
ć
. – Tata patrzył na mnie przenikliwie. Pó
ź
niej
wzruszył ramionami i nakazał mi by
ć
cicho. I tak wła
ś
nie, sp
ę
dzili
ś
my reszt
ę
naszej
wycieczki. On łudził si
ę
,
ż
e co
ś
złapie, natomiast ja dyskutowałam z Morfkiem na temat jego
genialnego gajera i o sklepach, gdzie mo
ż
na takiego kupi
ć
.
Siedzieli
ś
my z tat
ą
przed telewizorem i ogl
ą
dali
ś
my jaki
ś
durny film. Nie no na serio był
durny. Kto normalny robi czarn
ą
komedi
ę
o czarnej owcy, która z
ż
era ludziom flaki? Ja wam
powiem kto. Jaki
ś
szalony psychopata, pragn
ą
cy uwagi w swoim n
ę
dznym
ż
yciu i stworzył
ten pseudohorror,
ż
eby by
ć
w jej centrum. I tym sposobem moi mili gapi
ę
si
ę
w ekran o 13 i
staram si
ę
zje
ść
pizz
ę
tak,
ż
eby nie zwymiotowa
ć
przy niektórych scenach.
- Czy my to naprawd
ę
ogl
ą
damy? – Zapytał mnie tata, spogl
ą
daj
ą
c na telewizor z przechylon
ą
głow
ą
i z przera
ż
onym wyrazem twarzy. Przypominał mi surykatki, które widzieli
ś
my w
zeszłym tygodniu na Discovery Channel . Westchn
ę
łam, gdy skapłam si
ę
,
ż
e scena z
wy
ż
eraniem flaków trwa dobre 15 minut, a ta ofiara nadal krzyczy.
- Maj
ą
c kablówk
ę
i płac
ą
c 50$ miesi
ę
cznie to co
ś
jest jedynym filmem jaki puszczaj
ą
dzisiaj?
To chyba jaki
ś
ż
art. – Charlie zacz
ą
ł co
ś
przyciska
ć
na pilocie. A u nas w domu tata +
elektronika równa si
ę
albo wezwanie fachowca albo wymiana telewizora. Tak samo jest z
kuchni
ą
i łazienk
ą
. Przygl
ą
dałam si
ę
beznami
ę
tnie tym jego kombinacjom. Najpierw
wył
ą
czył d
ź
wi
ę
k, pó
ź
niej wł
ą
czył negatyw, a na samym ko
ń
cu co
ś
strzeliło i telewizor zgasł.
Tata popatrzył si
ę
na pilot z nienawi
ś
ci
ą
.
- A paszoł won ode mnie! Jak chcesz wojn
ę
to b
ę
dziesz j
ą
miał! – Tata wyszedł z impetem z
pokoju. Szybko wstałam i zabrałam pilot. Ohohohho szykuje si
ę
jak
ąś
akcja. Charlie stan
ą
ł w
drzwiach i spojrzał na stół, gdzie przed chwil
ą
le
ż
ał pilot.
- Bello, oddasz mi to zło w tej chwili! – Tata zmru
ż
ył na mnie oczy. W r
ę
ku trzymał
ś
rubokr
ę
t.
- Nie dam Ci go rozkr
ę
ci
ć
! Jest jeszcze za młody,
ż
eby umiera
ć
! Nie odbierzesz mi mojego
jedynego przyjaciela! – Z trudem zachowałam powag
ę
, widz
ą
c zdezorientowan
ą
min
ę
Charliego. Patrzyli
ś
my si
ę
jak jacy
ś
reworwelowcy, a potem tata wybuchn
ą
ł
ś
miechem a ja z
nim.
- Bo
ż
e, Bello tylko ty mogła
ś
co
ś
takiego powiedzie
ć
. – Tata wykrztusił pomi
ę
dzy napadami
ś
miechu.
- No ja wiem. Jestem genialna. – Ukłoniłam si
ę
teatralnie. Tata popatrzył na telewizor i na
pilot w mojej r
ę
ce.
- Co
ś
czuj
ę
,
ż
e dzisiaj ju
ż
nic nie obejrzymy. – Wzruszyłam ramionami.
- Nic nowego, jak co tydzie
ń
. To w co gramy? Monopoly czy Scrabble? – Zawsze w niedziele
musi si
ę
co
ś
sta
ć
. Jak nie korki to zwarcie, jak nie zwarcie to zepsuty pilot. Zazwyczaj
zd
ąż
ymy obejrze
ć
30 minut jakiego
ś
programu, a pó
ź
niej si
ę
wszystko chrzani. Potem zawsze
zasiadamy przed telewizorem i gramy w jak
ąś
planszówk
ę
albo „w prawda lub wyzwanie”.
Typowa niedziela u mnie w domu.
- Nie wiem, a mo
ż
e wymy
ś
limy co
ś
nowego? Wiesz, przegrywanie w kółko jest odrobink
ę
nudne. – Charlie popatrzył na mnie znacz
ą
co. U
ś
miechn
ę
łam si
ę
niewinne do niego. Nie moja
wina,
ż
e ci
ą
gle przegrywa.
- W sumie, to mo
ż
e by
ś
my zagrali w…- wysilałam swój mózg, próbuj
ą
c wymy
ś
li
ć
jak
ąś
gr
ę
,
której jestem dobra. Problem polegał na tym, ze tata chciał co
ś
nowego, a to co jak
wykombinowałam grali
ś
my ju
ż
z 1000 razy.
-Mam! Zagramy w szachy! – Tata wyszedł z pokoju po plansze i pionki. Przywaliłam głow
ą
o
le
żą
c
ą
nieopodal poduszk
ę
. No chyba go co
ś
popie
ś
ciło z rana! Ja w ogóle nie wiem o co
chodzi w tej grze.
No dokładnie. Przecie
ż
ty nie odró
ż
niasz króla od królowej .
Hohohohho. Ty nie b
ą
d
ź
taka hop do przodu po Ci
ę
od tyłu wezm
ą
.
CO? To przysłowie w ogóle inaczej szło. Od przebywania z Jacobem tylko głupoty Ci w
głowie.
Plik z chomika:
ChocoCompany
Inne pliki z tego folderu:
rozdział piąty.pdf
(142 KB)
Rozdział piąty.docx
(45 KB)
Rozdział czwarty(1).pdf
(245 KB)
SBC- 1-3 rozdział.pdf
(286 KB)
Inne foldery tego chomika:
Shake Out
What Do You Want For Me
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin