ANEGDOTY O SŁAWNYCH.doc

(109 KB) Pobierz
ANEGDOTY O SŁAWNYCH

ANEGDOTY O SŁAWNYCH ....

 

Zapytany pewnego razu, co sadzi o ludzkim wyobrażeniu Boga, Monteskiusz odpowiedział:
- Gdyby trójkąty stworzyły sobie boga, miałby na pewno trzy boki.

Nie ma ludzi niewinnych - powiedział kiedyś kardynał Richelieu. - Jeżeli dasz mi sześć linijek napisanych przez najbardziej uczciwego człowieka, to i tak znajdę w nich przyczynę do powieszenia go.

Po wyborach w 1951 roku Charles de Gaulle powiedział:
- Nie można zjednoczyć narodu, który ma 365 gatunków sera.

Z okazji powrotu wojsk po zwycięstwie nad Francja, Liebig zaprosił do siebie kilku żołnierzy na obiad. Jeden z nich ogląda z zaciekawieniem półki z książkami, pokrywające wszystkie ściany, po czym powiada:
- Pan chyba jest introligatorem, ma pan tyle książek.

 

....PISARZACH

Kiedyś La Fontaine poszedł w odwiedziny do swojego przyjaciela.
- Przecież on umarł dokładnie miesiąc temu - powiedziała gospodyni - a pan wygłosił mowę pogrzebową.
- Rzeczywiście, doskonale pamiętam. Mógłbym te mowę słowo w słowo zapisać.

Pewien młody poeta przyniósł Voltaire'owi swoją odę pod tytułem "Do potomnych". 
Voltaire przeczytał ode i powiedział: - Niezła. Ale myślę, że pod podanym adresem nie dojdzie.

Król Fryderyk II pewnego razu zaproponował Voltaire'owi przejażdżkę łódką. Pisarz zgodził się chętnie, ale gdy zobaczył, ze łódka przecieka, szybko z niej wyskoczył. 
- Ależ pan się boi o swoje życie - zaśmiał się król - a ja się nie boje.
- To zrozumiałe - odpowiedział Voltaire. - Teraz na świecie królów dużo, a Voltaire jest tylko jeden.

Kiedys Lessing dostał paczkę, w której było opowiadanie pod tytułem "Dlaczego żyję?" i list, w którym początkujący autor prosił go o ocenę. Lessing przeczytał opowiadanie i odpowiedział: "Żyje pan tylko dlatego, ze przysłał swoje opowiadanie pocztą, a nie przyniósł osobiście”.

W Weimarze spotkali się na wąskiej ścieżce w parku Goethe i pewien krytyk literacki. Zobaczywszy Goethego, krytyk warknął:
- Nie ustępuję drogi durniom.
- A jak tak - odpowiedział Goethe i zszedł na bok.

Ktoś zapytał Heinego, czym był zajęty przed obiadem.
- Przeczytałem wiersz, który napisałem wczoraj, i w jednym miejscu postawiłem przecinek.
- A po obiedzie?
- Przeczytałem ten wiersz jeszcze raz i skreśliłem przecinek, bo okazał się zbyteczny.

W rozmowie z Heinem jedna z jego wielbicielek wykrzyknęła:
- Oddam panu swoje myśli, dusze i serce!
- Chętnie przyjmę - z uśmiechem odpowiedział poeta. - Maleńkie podarki wstyd odrzucać.

Do Balzaka przyszedł rzemieślnik i zażądał zapłaty za wykonaną pracę. Balzac wyjaśnił, że nie ma teraz pieniędzy i poprosił go, żeby przyszedł kiedy indziej. Rzemieślnik się zdenerwował i zaczął krzyczeć:
- Kiedy przychodzę po pieniądze, to pana nigdy nie ma w domu, a gdy nareszcie pana zastałem, to pan nie ma pieniędzy!
- To zupełnie zrozumiałe - powiedział Balzac. - Gdybym miał pieniądze, to bym nie siedział w domu.

Pewnego razu, kiedy Balzac jak zwykle przyszedł do wydawcy po zaliczkę, zatrzymał go w drzwiach sekretarz i powiedział:
- Bardzo mi przykro, panie Balzac, ale pan wydawca dzisiaj nie przyjmuje.
- To nic - odpowiedział Balzac - najważniejsze, żeby dawał.

Pewnego razu, kiedy Dumas wrócił z proszonego obiadu, jego syn zapytał:
- No i jak tam, wesoło było?
- Bardzo - odpowiedział ojciec - ale gdyby mnie tam nie było, to umarłbym z nudów.

Andersen ubierał się bardzo niedbale. Pewnego razu jakiś złośliwiec zapytał:
- Ten żałosny przedmiot na pańskiej głowie nazywa pan kapeluszem?
Wielki baśniopisarz nie dał się wyprowadzić z równowagi i spokojnie odpowiedział:
- A ten żałosny przedmiot pod pańskim kapeluszem nazywa pan głową?

Pisarz Gottfried Keller pił o wiele za dużo wina, niż na to pozwalał stan jego zdrowia. Lekarz zwrócił mu taktownie uwagę, żeby zmniejszył ilość spożywanych płynów. Keller zasępił się na chwile, po czym powiedział z uśmiechem:
- Oczywiście, panie doktorze, od dzisiaj nie będę jadł zupy.
 

Do Marka Twaina przyszedł dziennikarz i powiedział, że słyszał, jakoby pisarz pracował nad wielkim dziełem dramatycznym. Chciał wiedzieć, jak daleko posunęła się praca. Twain odpowiedział:
 - Może pan napisać w swojej gazecie, że piszę dramat składający się z czterech aktów i trzech antraktów, oraz ze już ukończyłem wszystkie antrakty.

Kiedyś jeden ze znajomych Marka Twaina zanudzał go opowieściami o swojej bezsenności.
- Czy pan rozumie? Nic mi nie pomaga, absolutnie nic.
- A nie próbował pan rozmawiać sam ze sobą? - zapytał Twain.

W 1882 roku Oscar Wilde po raz pierwszy przyjechał do Stanów Zjednoczonych. 
Celnik zapytał go, co przewozi przez granice.
- Nic, oprócz mojego talentu - odpowiedział pisarz.

Któregoś wieczoru Bernard Show przyszedł do teatru trochę spóźniony, już po rozpoczęciu spektaklu. 
Poproszono go, by skierował się do swojej loży i cicho zajął miejsce.
- A co, widzowie już śpią? - zapytał Show.

Kiedyś, w czasie rozmowy o osiągnięciach współczesnej techniki, Bernard Shaw powiedział:
- Teraz, gdy już nauczyliśmy się latać w powietrzu jak ptaki, pływać pod woda jak ryby, brakuje nam tylko jednego: nauczyć się żyć na ziemi jak ludzie.

Tristan Bernard jadł kiedyś obiad na Riwierze w jednej z najdroższych restauracji. Kiedy kelner przyniósł mu rachunek,
Bernard zapłacił i kazał wezwać właściciela restauracji. Ten zjawił się natychmiast. Bernard zapytał:
- Pan jest właścicielem tej restauracji?
- Tak, ja.
- W takim razie niech pan mnie mocno uściska, bo już nigdy mnie pan tu nie zobaczy.

Tristanowi Bernardowi przedstawiono kiedyś drugorzędnego autora, który pisywał biografie sławnych ludzi.
- Już od dawna mam zamiar napisać o panu książkę - powiedział literat - a kiedy pan umrze, napisze pana biografie.
- Wiem o tym - westchnął sławny humorysta - i dlatego chce jeszcze długo żyć.

Pewien dramaturg zaprosił André Gide'a na premierę swojej sztuki.
Po drugim akcie André Gide zwrócił się do autora sztuki:
- Teraz na dworze musi być ulewa.
- Dlaczego pan tak myśli? - zapytał autor.
- Bo wszyscy zostają, żeby zobaczyć trzeci akt - odpowiedział André Gide.

Pewnego razu do Tomasza Manna przyszedł początkujący pisarz.
Przeczytał Mannowi kilka swoich utworów i poprosił go o ocenę.
- Powinien pan dużo czytać - powiedział Tomasz Mann. - Czytać, czytać, jak najwięcej czytać.
- Dlaczego?
- Jeśli pan będzie dużo czytać, to nie będzie pan miał czasu na pisanie - odpowiedział Mann.

Kiedyś Tomasz Mann odwiedził pewną szkołę. Nauczyciel przedstawił pisarzowi najzdolniejszą uczennicę i poprosił go, aby zadał jej jakieś pytanie.
- Jakich znasz sławnych pisarzy? - zapytał Mann dziewczynkę.
- Homer, Szekspir, Balzac i pan, ale zapomniałam pana nazwiska - odpowiedziała uczennica.

Pewnego razu przyszedł do Bertolda Brechta młody człowiek i powiedział:
- Mam w głowie mnóstwo pomysłów i mogę napisać dobrą powieść, nie wiem tylko, jak zacząć.
Brecht się uśmiechnął i doradził:
- Bardzo prosto. Niech pan zacznie od górnego lewego rogu kartki.

Zapytano raz Hemingwaya, co to jest szczęście.
- Szczęście - to dobre zdrowie i słaba pamięć - odpowiedział pisarz.

Pewnego razu Cyprian Kamil Norwid przeglądał gazety, a obecny przy tym przyjaciel zapytał:
- Jest cos nowego?
- Owszem.
- Co?
- Data.

Kiedyś do pracowni Norwida zaszedł znajomy ziemianin. Gospodarz przyjął go w brudnym fartuchu i z paletą w ręce. Ziemianin popatrzył na gospodarza i na obrazy wiszące na ścianach, po czym ze współczuciem zapytał:
- A wiec pan musi wszystko namalować samemu?
- Niestety, nie mam lokaja - odpowiedział Norwid.

Poproszono kiedyś Herberta Wellsa, by wyjaśnił, co to jest telegraf.
- Wyobraźcie sobie gigantycznego kota - powiedział pisarz - którego ogon znajduje się w Liverpool, a głowa w Londynie. 
Gdy kotu nadepnął na ogon, rozlega się miauczenie. Właśnie tak działa telegraf.
- A co to jest telegraf bez drutu?
- To samo, tylko bez kota - odpowiedział Wells.
 

 

 

...MALARZACH...

Cosimo Medici w wolnym czasie lubił rzeźbić. Wyrzeźbił posag Neptuna i polecił ustawić go na głównym placu Florencji. Pokazał go Michałowi Aniołowi i zapytał:
- Jakie uczucia budzi w tobie mój Neptun?
- Religijne - odpowiedział wielki rzeźbiarz.
- Jak to? - zdziwił się Medici.
- Kiedy patrzę na ten posag, proszę Boga, by panu wybaczył zepsucie takiej wspaniałej bryły marmuru.

Michał Anioł przedstawił Cosimo Medici jako pięknego mężczyznę, chociaż ten w rzeczywistości był garbaty.
- Kto będzie o tym wiedział za 500 lat? - wytłumaczył zdumionym rodakom.

Pewien milioner kupił od Turnera obraz. Wkrótce dowiedział się, że obraz, za który zapłacił 100 funtów, Turner malował tylko dwie godziny. Milioner się zdenerwował i wniósł do sadu sprawę o oszustwo. Sędzia zapytał malarza:
- Niech pan powie, jak długo pracował pan nad tym obrazem?
- Całe życie i dwie godziny - odpowiedział Turner.

Pewien bankier poprosił Verneta o jakiś rysunek. Malarz przez piec minut zrobił niewielki rysunek i powiedział:
- To będzie kosztować 1000 franków.
- Jak to, 1000 franków za rysunek, na który stracił pan tylko piec minut?!
- Tak - odpowiedział Vernet - ale ja straciłem 30 lat życia, żeby nauczyć się robić takie rysunki w ciągu pięciu minut.
 

Do Juliusza Kossaka przyszedł znajomy i zaczął opowiadać o swoim psie:
- Jeśli każę mu zjeść jabłko, to on je zje, chociaż nie lubi jabłek. A gdy położę przed nim kawałek mięsa i powiem: "nie rusz", to on go nie zje, nawet gdy jest bardzo głodny.
- Zawsze uważałem, że psy to mądre zwierzęta - powiedział Kossak - ale teraz widzę, że są tak samo głupie jak ludzie.

Amerykańskiego malarza, Jamesa Whistlera, zapytano kiedyś, czy to prawda, że zna osobiście angielskiego króla.
- Skąd wam to przyszło do głowy? - zdziwił się malarz.
- Sam król o tym mówił...
- Król się tylko tak chwali - odpowiedział Whistler.

Do Edgara Degasa zwrócił się pewien człowiek:
- Proszę mi wybaczyć, ale pańska twarz wydaje mi się znajoma.
Musiałem ją widzieć już w innym miejscu.
- Niemożliwe - odpowiedział Degas - swoją twarz noszę zawsze na tym samym miejscu.

Kiedy Degas był już znanym malarzem, do jego pracowni przyszedł jeden z miłośników jego talentu. Nie zobaczywszy na ścianie ani jednego obrazu mistrza, zapytał:
- Dlaczego nie powiesi pan na ścianie którejś ze swoich prac?
- Mój przyjacielu - odpowiedział Degas - nie stać mnie na kupno takich drogich obrazów.

Pewnego razu Cézanne nocował w małym hoteliku. Na drugi dzień właściciel hotelu zapytał:
- Jak się panu spało? Myślę, że niezbyt dobrze, bo materac na pańskim łóżku jest dosyć twardy.
- Ma pan rację - odpowiedział artysta - ale wstawałem w nocy parę razy z łóżka, żeby trochę odpocząć.

Młody malarz skarżył się Janowi Matejce:
- Maluje obraz dwa dni, a potem czekam dwa lata, żeby go ktoś kupił.
Matejko się uśmiechnał i powiedział:
- Młody przyjacielu, nie trzeba się tak śpieszyć. Jeśli będzie pan malować obraz dwa lata, to go pan sprzeda w ciągu dwóch dni.

Józef Chełmoński spotkał kiedyś znajomego, który na powitanie wykrzyknął:
- Jak cudownie, ze od samego rana spotykam takiego wspaniałego człowieka, jak pan!
- Ma pan więcej szczęścia ode mnie - odpowiedział malarz.

Do pracowni Pabla Picassa wszedł kiedyś nowy listonosz. Oddał malarzowi list, rozejrzał się wokół i powiedział:
- Zdolnego ma pan synka...
- Dlaczego pan tak myśli? - zapytał Picasso.
- Przecież widzę - tyle tu rysunków.

Pewien dziennikarz zapytał Picassa:
- Którego z wielkich malarzy przeszłości ceni pan najbardziej?
- Rubensa.
- Dlaczego?
- Dlatego, że z dwóch tysięcy jego obrazów do naszych czasów przetrwało około czterech tysięcy.

Pablo Picasso zaproponował przyjacielowi, ze namaluje jego portret.
Ten zgodził się chętnie, ale nie zdążył jeszcze dobrze usiąść w fotelu, gdy Picasso wykrzyknął:
- Gotowe!
- Tak szybko? Przecież nie minęło jeszcze pięć minut! - zdziwił się przyjaciel.
- Chyba zapomniałeś, że znam cię już prawie czterdzieści lat - odpowiedział Picasso.

W obecności Picassa rozmawiano o współczesnej młodzieży.
- To prawda - powiedział Picasso - ze współczesna młodzież jest okropna, ale najgorsze jest to, że my już do niej nie należymy.

Maja Berezowska zachorowała na ślepa kiszkę. Po operacji artystka pyta chirurga:
- Panie doktorze, czy ten szew będzie widoczny?
Doktor rzucił okiem na zoperowane miejsce i stwierdził:
- To będzie zależało tylko od pani.

Do lekarza zgłosiła się Olga Boznańska, narzekając na silny rozstrój nerwowy. Lekarz zalecił jej dietę, unikanie podniet, picia alkoholu i palenia.
- Ponadto niech się pani trzyma z daleka od osób, które działają pani na nerwy, i proszę się zgłosić za dwa tygodnie.
Minął miesiąc, a artystka się nie zgłosiła. Lekarz spotyka ja przypadkowo i pyta:
- Dlaczego pani nie przyszła?
- Miałam się trzymać z daleka od ludzi, którzy działają mi na nerwy...

Wystawa obrazów Leona Chwistka nie cieszyła się powodzeniem i rzadko kto ją zwiedzał. Pewnego razu podszedł do artysty jeden z jego znajomych i powiedział:
- Byłem wczoraj na pana wystawie...
- Aaa, to pan był! - zawołał uradowany artysta.

Jan Cybis przybył do Paryża i zapytał w hotelu, w którym chciał się zatrzymać, w jakiej cenie są pokoje.
- Na pierwszym piętrze 50 franków, na drugim 35, a na trzecim 20.
- Dziękuje. Ten hotel jest dla mnie za niski.

Jan Cybis wrócił do Warszawy po parodniowej nieobecności i dowiedział się o śmierci przyjaciela. Natychmiast udał się do wdowy i zastał ja we łzach.
- Niech pani tak nie rozpacza. Niech pani przestanie płakać - uspokaja ja malarz.
- Och, dzisiaj to nic - odpowiedziała wdowa - ale żeby pan mnie widział wczoraj...

Wysiadając z taksówki, Wojciech Kossak dał szoferowi dziesięć złotych napiwku.
- Córka pana profesora dała mi wczoraj dwadzieścia - mruknął szofer.
- Ona może, bo ma bogatego ojca. A ja jestem sierota...

Pewna dama zwróciła się na wystawie obrazów do Jacka Malczewskiego:
- Jakiego dziwnego satyra pana namalował. Pan chyba nigdy satyra nie widział.

Józef Mehoffer postanowił odwiedzić swojego chorego przyjaciela.
Kiedy wszedł do mieszkania, dowiedział się od jego żony, że przyjaciel właśnie zmarł.
- Nie szkodzi - odpowiedział artysta - przyjdę innym razem.

Pewien dyrektor banku siedząc z Leonem Wyczółkowskim w kawiarni przy jednym stoliku, usprawiedliwiał się przed mistrzem, że jeszcze nie był na wystawie jego prac.
- Niech się pan nie tłumaczy - odpowiedział Wyczółkowski. - Ja w pańskim banku też jeszcze nigdy nie byłem.

Pewnego razu przyjechał do Stanisława Wyspianskiego bogaty bankier z prośbą, by ten namalował jego portret. Artysta obejrzał bankiera i powiedział:
- Nie widzę powodu.

Jeszcze w czasach carskich poszedł Józef Pankiewicz do urzędu załatwić jakąś sprawę.
- Wasza familia? - pyta urzędnik.
- Pankiewicz - usłyszał odpowiedz.
- Dobrze, dobrze, każdy Polak to pan. Piszy Kiewicz - zwrócił się do kancelisty.

Malarz portrecista Stanisław Ignacy Witkiewicz zapytał raz klienta:
- Czy podoba się panu pański portret?
- Jeśli mam być szczery, to nie jest to arcydzieło sztuki.
- Ale pan również nie jest arcydziełem natury! - zawołał oburzony artysta.
 

Zapytano pewnego razu Augusta Rodina o to, jak powstaje rzeźba, która jest dziełem sztuki.
- Bardzo prosto - odpowiedział rzeźbiarz. - Trzeba wziąć kawał marmuru i odrąbać wszystko, co w nim niepotrzebne.

Do restauracji wchodzi Kamil Witkowski, siada przy stoliku i woła:
- Kelner! Kolacja!
Podchodzi kelner i podaje mu menu. Witkowski przegląda przez chwilę kartę dań, po czym rzuca ja na podłogę i krzyczy:
- Psiakrew! Przyszedłem tu jeść, a nie czytać!

Zapytano raz Stanisława Lentza, z czego prędzej by zrezygnował: z kobiet, czy z wina. Artysta odpowiedział:
- To zależałoby od rocznika wina. I rocznika kobiet.

Profesor Tschermak pyta studenta o kolor malachitu.
- Niebieski.
- Niebieski, hm. No tak, niebieskawy, albo raczej zielonkawoniebieskawy, a jeszcze lepiej zielonkawy. No, ostatecznie, można powiedzieć - zielony.
 

...MUZYKACH...

 

 

W kaplicy królewskiej podczas wykonywania psalmu "Miserere" w opracowaniu francuskiego kompozytora Jana Baptysty Lully'ego (1632-87) król Ludwik XIV zwrócił się do klęczącego obok hrabiego: Czy podoba się panu ten utwór? Tak, wasza wysokość. Muzyka jest cudownie miękka dla uszu,  jednak, bardzo twarda dla kolan...

 

Francuski kompozytor Jan Filip Rameau leżał na łożu śmierci. Posłano więc po księdza, aby udzielił mu ostatniego namaszczenia. Widząc agonię chorego, duchowny zaczął śpiewać pieśń żałobna. W tejże chwili muzyk otworzył oczy i z wysiłkiem wyszeptał swoje ostatnie słowa: Proszę księdza, jak można tak fałszywie śpiewać?!

 

Kiedyś zapytano Jana Sebastiana Bacha co należy robić by stać się wybitnym organista. Mistrz odpowiedział: trzeba niewiele. Nauczyć się tylko trzech rzeczy: grać, grać i grać.


Jan Sebastian Bach tak mówił o swoim rówieśniku, Jerzym Fryderyku Haendlu (1685-1759): to jedyny człowiek, którego chciałbym zobaczyć nim umrę i jedyny, którym chciałbym być, gdybym nie był Bachem.

 

Gdy Janowi Sebastianowi Bachowi zmarła żona, ten zalał się łzami, zakrył twarz dłońmi i usiadł niezdolny do niczego. Wkrótce przybył jeden z przyjaciół i obiecał zająć się pogrzebem, potrzebował jednak na to pieniędzy. Bach jak zwykle powiedział:

- Zwróć się z tym do mojej żony.

 

Jedna z liczących się uczelni w Anglii nadała Jerzemu Fryderykowi Haendlowi tytuł doktora honoris causa. Kiedy zawiadomiono o tym muzyka, zaznaczając, że za wypisanie dyplomu musi zapłacić, zawołał: Co?! Za to, że będę kolega tych baranów, mam jeszcze płacić?

 

Pierwsze koncerty Haendla w Londynie nie cieszyły się powodzeniem, co bardzo niepokoiło przyjaciół kompozytora. Haendel ich uspokajał:

-          Nie martwcie się! W pustej sali muzyka brzmi lepiej.

 

Podczas próby koncertu na trąbkę z orkiestrą, solista stale mylił się i fałszował, a chcąc zrzucić z siebie odpowiedzialność za to, rzekł do Józefa Haydna: Panie kapelmistrzu, orkiestra gra tak głośno, że sam siebie nie słyszę. Na to kompozytor: W takim razie szczęściarz z pana!


Gdy pewnego razu rozeszła się nieprawdziwa wiadomość, że Józef Haydn zakończył życie, dyrekcja Konserwatorium Paryskiego zorganizowała nabożeństwo żałobne. Po jakimś czasie Haydn zwierzył się przyjacielowi: Szkoda, że mnie o tym w porę nie powiadomiono. Chętnie bym dyrygował tym pięknym "Requiem" Mozarta, odprawionym na moja intencję.


Józef Haydn na próbie orkiestry uderza batutą w pulpit i zwraca się do klarnecisty: słyszałem już ten fragment lepiej grany. Na to klarnecista: - Ale nie przeze mnie!


Józef Haydn doceniając geniusz muzyczny Beethovena i Mozarta, często mawiał: Beethoven jest pierwszy, Mozart jedyny, a ja dzięki Bogu - trzeci.

 

Do malca koncertującego we Frankfurcie podszedł jakiś nastolatek i powiedział:

-          Wspaniale grasz! Ja nigdy się tak nie nauczę.

-          Dlaczego? Jesteś już całkiem duży. Spróbuj, a jeśli nie wyjdzie, to zacznij pisać utwory.

-          Ja już piszę. Wiersze...

-          To interesujące. Pisać dobre wiersze jest chyba jeszcze trudniej niż pisać muzykę.

-          Dlaczego, całkiem łatwo. Spróbuj...

Rozmówcami byli Mozart i Goethe.

 

Wolfgang Amadeusz Mozart będąc jeszcze małym chłopcem otrzymał zaproszenie na obiad do cesarza Józefa II. Przy stole zachowywał się bardzo swobodnie i wesoło. Jego zachowanie dotknęło obecnych tam generałów do tego stopnia, iż powiedzieli o tym cesarzowi. Jakież było ich zdziwienie, gdy władca roześmiał się i rzekł: Mozarta zostawcie w spokoju. Generałowie rodzą się codziennie, Mozart tylko jeden raz.


Pewnego razu Wolfganga Amadeusza Mozarta zaproszono na popis młodego wirtuoza z prośbą o ocenę jego gry. Po wysłuchaniu gry chłopca, Mozart zwraca się do niego: talentu ci nie brak. Gdy będziesz dużo ćwiczyć możesz daleko zajść. Ale ja chciałbym zacząć komponować już teraz. Mistrzu, powiedz jak się to robi? Musisz poczekać, aż będziesz starszy. Ale ty mistrzu komponowałeś, gdy byłeś dzieckiem! To prawda. Ale nigdy nie pytałem nikogo, jak to się robi...

 

Pewien młodzieniec pytał Mozarta, jak się pisze symfonie.

-          Jesteś jeszcze za młody. Zacznij lepiej od ballad - odpowiedział kompozytor.

-          Ale przecież pan zaczął pisać symfonie, kiedy nie miał jeszcze dziesięciu lat! - zaprotestował młodzieniec.

-          No, tak. Ale ja nikogo nie pytałem, jak to się robi.


Wolfgang Amadeusz Mozart jako nadworny kompozytor cesarza Józefa II został zapytany przez władcę: Czy jesteś zadowolony ze swojej rocznej gaży? Mozart odpowiedział: Jest ona zbyt duża w stosunku do tego, co robię, jednak zbyt mała w stosunku do tego, co mógłbym zrobić!


Po premierze opery Mozarta "Uprowadzenie z Seraju" cesarz Józef II rzekł do kompozytora: Drogi mistrzu, wydaje mi się, że w tej operze słyszałem za dużo nut. Cóż...Wasza Wysokość z racji sprawowania władzy zbyt wiele słyszy!

 

Beethoven wstąpił kiedyś do restauracji i usiadł przy stoliku zamyślony, nie zwracając uwagi na kelnera, który podchodził kilka razy, żeby przyjąć zamówienie. Po godzinie kompozytor woła kelnera i pyta:

-          Ile płacę?

-          Pan dotychczas jeszcze niczego nie zamówił, właśnie chciałbym się spytać, czym mogę służyć?

-          A przynieś pan, co chcesz, i daj mi święty spokój.

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin