Miłosierdzie Boże ujawnione w Pięciu Ranach duchowych Jezusa.doc

(158 KB) Pobierz

Ks. Zdzisław Pałubicki SJ

 

 

 

 

Miłosierdzie

Boże

 

ujawnione

w Pięciu

Ranach duchowych

Jezusa

 

 

 

 

 

(kazania pasyjne)

 

I odkupił nas od nieprzyjaciół naszych,

  bo na wieki miłosierdzie Jego (Ps 135,24).

 

Wielkie miłosierdzie okazał Bóg przy stworzeniu, wyprowa­dzając byty z nicości i powołując je do istnienia, większe jeszcze - przez podniesienie istot rozumnych do godności synów Bożych i dziedziców Królestwa Bożego; ale największe miłosierdzie Boże okazało się dopiero przy odkupieniu przez mękę, śmierć i zmar­twychwstanie Boga - Człowieka. Grzech bowiem postawił rodzaj ludzki niżej nicości. Dlatego podniesienie go z tej największej nędzy
i napełnienie nową świętością wymagało największej mocy i potęgi.

Odkupienie świata, którego dokonał Zbawiciel przez mękę i śmierć, było dziełem trudniejszym niż jego stworzenie. Istnienie dał Bóg światu jednym aktem woli, jednym słowem „stań się", a na to, by człowieka upadłego podnieść i zbawić, tak wiele Chrystus trudził się i cierpiał, a w końcu poniósł najboleśniejszą śmierć krzyżową, która uważana była wówczas za najbardziej haniebną.

Stąd, rozważając Mękę Pańską, czcimy najwspanialszy przymiot Boży - Jego miłosierdzie.

Św. Gertruda w swej wielkiej pobożności gorąco pragnęła posiadać chociaż cząsteczkę relikwii Męki Pańskiej. Była prze­konana, że posiadanie takich relikwii zwiększyłoby jej miłość do Boskiego Zbawiciela. Ale Pan Jezus pouczył ją w objawieniu:

„Czy pragniesz takich relikwii, które nieprzepar­cie pociągają Serce moje ku temu, który je posiada? Jeśli tak, to czytaj opis Męki mojej i ukochaj słowa, które z taką miłością wyrzekałem... Przepisz te słowa, zachowaj je jak relikwie i często rozważaj':

„Jedna godzina rozważania mojej Męki ma więk­szą zasługę, aniżeli cały rok biczowania się aż do krwi; rozważanie moich bolesnych Ran jest dla cie­bie wielkim pożytkiem, a Mnie sprawia wielką ra­dość" (Pan Jezus do siostry Faustyny - Dzienniczek I-369).

 

 

 

 

 

I. MEKA OSAMOTNIENIA

 

Samotność, opuszczenie...

 

Dotkliwa jest samotność. Człowiek jest stworzeniem społecz­nym, jak już twierdzili starożytni Grecy
i Rzymianie. Mimo, że aktualne zaludnienie jest duże - ciągły brak mieszkań, to jednak łatwo można spotkać samotnych: jak już nie fizycznie osa­motnionych, to przynajmniej duchowo. Samotność staje się nie­znośna, gdy dochodzi cierpienie. Im większe cierpienie, tym bar­dziej odczuwa się osamotnienie.

Liczbę dzisiejszych ludzi samotnych powiększa opuszczanie jednych przez drugich. Dzieci opuszczają rodziców; w najlep­szym wypadku lokują ich w domu starców. Rodzice opuszczają dzieci, umieszczając je w domach dziecka. Opuszcza mąż żonę, żona męża.

Wielkość bólu powstała z opuszczenia zależna jest od inten­sywności miłości łączącej opuszczających
i opuszczanych.

Jezus opuszczony przez najbliższych ludzi ­swoich apostołów...

Ma zacząć cierpieć (Łk 22,15). Wie dobrze, co Go czeka. Nie tylko będzie cierpiał, ale także w cierpieniu będzie osamotniony. Wy wszyscy opuścicie Mnie tej nocy. Bo jest napisane: Uderzę pa­sterza i stado owiec się rozproszy (Mt 26,31). I niedługo musiał czekać. Po odśpiewaniu hymnu wyszli ku Górze Oliwnej. Przyszli do ogrodu zwanego Getsemani. Zostawiając przy wejściu do ogro­du ośmiu apostołów rzekł: Usiądźcie tutaj, Ja tymczasem będę się modlił.

Udając się w głąb ogrodu wziął ze sobą trzech najbliższych: Piotra, Jakuba i Jana. Oni zobaczyli, jak Mistrz począł drżeć i trwożyć się (Mk 14,33). Gdy zaczęli Go pocieszać, westchnął: Smutna jest dusza moja aż do śmierci. Zostańcie tu i czuwajcie (Mk 14,34). „Aż do śmierci" - czasowo i pod względem intensyw­ności.
I odszedłszy nieco dalej - około 40 kroków - upadł na zie­mię (niespotykana pozycja modlitewna u Żydów) i modlił się.

 

Przed oczyma Zbawiciela przesuwają się okropne obrazy. Widzi brzydotę grzechu i ogrom win całej ludzkości wszystkich czasów. Grzech jako bunt przeciwko woli Bożej. Nieposłuszeń­stwo pierwszych rodziców, bratobójczy czyn Kaina, ohydne grze­chy Sodomy
i Gomory, bałwochwalstwa, odchodzenie narodu wybranego od prawdziwej wiary. Widzi grzechy i naszych cza­sów: bezbożnictwo, zorganizowany, walczący ateizm, oziębłość w miłości do Niego u ochrzczonych, opuszczanie Mszy św., uni­kanie sakramentów św., zwłaszcza spowiedzi i Komunii św., brak szacunku i miłości do rodziców, zabijanie dzieci nie narodzonych, zdrady małżeńskie, trwałe cudzołóstwa, rozwiązłość w życiu, nie­sprawiedliwość społeczną, oszczerstwa, kłamstwa. Widzi Jezus także grzechy całego twojego życia. Nawet te jeszcze nie popeł­nione...

Każdy grzech, to sprzeciw woli Ojca. Te wszystkie sprzeciwy wziął na siebie ten najlepszy Syn Ojca, którego pokarmem było pełnić wolę Ojca (J 3,34). To wszystko powala Go na ziemię. Le­żąc w prochu ziemi i drżąc
z boleści woła wielokrotnie: Abba, Oj­cze - dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie, ale nie jako Ja chcę, ale Ty chcesz (Mk 14,36). Wstaje, aby znaleźć pociechę u najbliższych, których nazwał swoimi przyja­ciółmi. Niestety śpią. Szymonie, śpisz? Nie mogłeś czuwać ze Mną jednej godziny?

Znowu wraca na „stanowisko" swojej Męki. Każdy grzech, to opuszczenie Boga - oddalenie od Niego. To osamotnienie, opuszczenie przeżywa Jezus. Stąd tak gwałtownie szuka towa­rzystwa trzech apostołów i to trzykrotnie. Dlatego aż anioł stworzenie musi pocieszać swego Stwórcę (Łk 22,43). Jeszcze jedno cierpienie Ogrójca: wizja męki, która Go czeka. Przychodzi Jego godzina. Trzeba za chwilę tę mękę rozpocząć, aby wynagro­dzić Ojcu za wszystkie grzechy, aby wybłagać przebaczenie grze­chów wszystkim ludziom wszystkich czasów. Zwiększa Jego mękę fakt, że On widzi wszystkie cierpienia w teraźniejszości. My nasze cierpienia przeżywamy po kawałeczku. O poprzednich zapomina­my - czas najlepszym lekarzem - przyszłych nie znamy. Chrystus całą mękę przeżywa w każdej chwili. Stąd nic dziwnego, że Jego pot stał się podobny do kropel krwi i był tak obfity, że aż spływał na ziemię (Łk 22,44). A wy, najbliżsi, śpicie. I ty Piotrze, śpisz? Wstańcie. Nadszedł czas, oto Syn Człowieczy zostanie wydany w ręce grzeszników. Oto nadchodzi ten, który mnie wyda (Mk 14,41). Mistrz został aresztowany. A najbliżsi? ... opuściw­szy Go, wszyscy uciekli (Mk 14,50). To opuszczenie przez ludzi najbardziej Go boli, bo to byli najbliżsi przyjaciele na ziemi (oprócz Matki); którym nawet nogi umywał, a te nogi poniosły ich daleko od Mistrza - Przyjaciela.

Opuszczony przez naród wybrany...

Stanie Pan Jezus przed sądami swojej ukochanej Ojczyzny. Są wszystkie, mimo nocnej pory, w pełnej gotowości: począwszy od Annasza, aż do Kajfasza. Stanie przed nimi, aby usłyszeć nie­sprawiedliwy, bolesny wyrok śmierci. Nastąpiło opuszczenie Je­zusa przez naród wybrany. Wołają: Precz z Nim, nie chcemy Go znać. Na krzyż z Nim. My mamy cesarza. Wyrzekł się Jezusa wła­sny naród i to przed swoim wrogiem, przed okupantem. Pozwolą żyć zbrodniarzowi Barabaszowi, ale nie Jemu. Jest osamotniony w swojej Ojczyźnie - a nawet skreślony
z listy obywateli. Odebrano Jemu niejako „dowód osobisty".

Opuszczony przez całą ludzkość...

Skreślenia z listy ludzkości dokonuje przedstawiciel „panów ówczesnego świata", Rzymianin Piłat. Podpisuje dekret śmierci. Pan Jezus już nie ma prawa bytu na tej ziemi. Trzeba Go więc szybko wyprowadzić na Górę Golgotę wyrzucić Go nie tylko za miasto, z Ojczyzny, ale
i z kuli ziemskiej. Zostanie podwyższony na krzyżu.

 

Opuszczony przez Ojca...

To opuszczenie jest najboleśniejsze, bo dokonane przez naj­bardziej ukochanego Ojca. Dlatego też wielkim
i bolesnym gło­sem woła: Boże, mój Boże, czemuś Mnie opuścił? (Mk 15,34). W Ogrójcu pociecha anioła-stworzenia pomogła. Tutaj już nikt pomóc nie może, nawet najukochańsza istota wśród stworzeń - Mat­ka, chociaż jest tak blisko; ani umiłowany uczeń Jan, ani inni ukochani... Ból i cierpienie opuszczenia doszły do zenitu. Je­zus już nie woła Ojcze, jak w Ogrójcu, ale woła słowami Psal­mu 21: Boże, mój Boże... oznajmiając przez to samo, że wypeł­niają się na Nim wszystkie proroctwa odnośnie do Jego męki
i opuszczenia. Umiera jak największy grzesznik, bo wszystkie na­sze nieprawości wziął na siebie. Zawieszony między niebem a ziemią. Na ziemi stracił obywatelstwo przez skazanie Go na śmierć. Wziął na siebie wszystkie grzechy...

To Jezusowe cierpienie opuszczenia trochę rozumieją dusze, które są prowadzone do zjednoczenia z Bogiem
w tak zwanej „nocy ciemności". Takie dusze bywają przekonane, że Bóg je odrzucił, lękają się i drżą, że są zgubione, że postradały na wieki wszelkie dobro. Przenika je wówczas taki ból i wstyd, że usta­wicznie jęczą
i wzdychają. Przywalone bywają brzemieniem ciemności tak dalece, że jako ulgi życzą sobie tylko śmierci. Da­remnie szukają pociechy w modlitwie, która im nie daje żadnej pociechy i sądzą, że jest bezskuteczna, że Bóg ich nie wysłuchu­je. „Widzę - mówi św. Aniela z Foligno - że czeka mnie potę­pienie, ale nie ono mnie boli, lecz raczej to, że obraziłam Stwór­cę, którego za wszelką cenę nie chce obrażać". Jednak cierpienia tych dusz są niczym
w porównaniu z opuszczeniem, jakie wy­cierpiał Zbawiciel na krzyżu, gdyż nie są one zdolne do tak ści­słego zjednoczenia z Bogiem, jakie posiadał Chrystus i niezupeł­nie są pozbawione pociech.

 

Opuszczenie, osamotnienie uwieńczone w Eucharystii...

 

To opuszczenie już się zaczęło przy zapowiedzi mającego na­stąpić faktu. Chlebem, który Ja wam dam, jest Moje Ciało na życie świata (J 6,51). Odtąd wielu Jego uczniów się wycofało i już z Nim nie chodziło (J 6,66). Gdy będzie wypełniał tę zapo­wiedź, gdy rozpocznie się Uczta Eucharystyczna w Wieczerniku, wyjdzie z niej Judasz - opuści Mistrza. Jest wielką przykrością dla gospodarza, gdy ktoś wychodzi z najważniejszej uczty, a tym bardziej, że wychodzącym był jeden z Dwunastu najbardziej umi­łowanych, i że gospodarz ucztującym daje Samego siebie na po­karm. Wreszcie wziął i powiedział; To jest Ciao Moje i To czyńcie na moją pamiątkę (Łk 22,19). Tym Jezus wydał dekret na siebie, skazujący Go na osamotnienie do skończenia świata. Będzie opuszczany w czasie uobecniania Jego męki we Mszy św., będzie osamotniony przebywał w tabernakulum.

Pan Jezus przez swoją mękę opuszczenia zlikwidował w swo­im miłosierdziu nasze cierpienia powstałe
z opuszczania Boga przez nasze grzechy. Przez łaskę chrztu św. wszczepia nas z po­wrotem w życie Boże. Przez sakrament pokuty możemy w każdej chwili wrócić do opuszczonego Ojca. Przez sakrament Eucharystii jest ciągle z nami aż do skończenia świata zgodnie z Jego obietnicą: nie zostawię was sierotami. W osamotnieniu cierpienia i choroby jest skuteczną pociechą w sakramencie chorych.

Także w swoim miłosierdziu tyle udzieli nam łask, na ile bę­dziemy z Nim w Jego opuszczeniu. Największą pociechą w Jego opuszczeniu była Jego Matka, stąd jest tak bliska Jego Sercu. Po­dobnie Jan, Magdalena i inne niewiasty, Józef z Arymatei i inni mężczyźni. Będąc z Nim w Jego opuszczeniu, jesteśmy blisko Jego Serca.

Jezus w swojej męce opuszczenia widział nas gromadzących się na Gorzkich żalach - byliśmy dla Niego pociechą...

Jezu - nie zostawimy Ciebie samego. Będziemy Ciebie „od­wiedzać" rozważając Twoją mękę. Powędrujemy
w naszych my­ślach w miejsca i chwile Twojego największego osamotnienia. Znajdziemy więcej czasu niż godzinę, aby czuwać przy Tobie.

„Dla Jego bolesnej Męki osamotnienia, miej
miło­sierdzie dla nas i całego świata" (3 razy).

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

II. MĘKA ZDRADY

 

Przyjacielu, po coś przyszedł? (Mt 26,50)

- Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego (Łk 22,48).

- Ból zdrady jest dokuczliwy.

Chociaż minęło już ponad trzydzieści lat, trudno mi zapo­mnieć zdarzenie, które miało miejsce w Nakle
n. Notecią. Nieda­leko mojego rodzinnego domu mieszkała dziewczyna. Przycho­dził do niej narzeczony - strażnik więzienny. Byli zakochani. Po pewnym czasie ona poznała kogoś innego. Nie zwierzyła się z tego faktu pierwszemu. On jednak szybko się zorientował w sytuacji. Nie przeżył tej zdrady. Zastrzelił ją i siebie. Tak bardzo bolesna może być zdrada miłości.

Jeszcze nikt nie przypuszczał, że wśród najbliższych, dwunastu apostołów, jest zdrajca. Chrystus po cudownym rozmno­żeniu chleba (okazał władzę nad chlebem)
i chodzeniu po morzu (okazał moc nad swym ciałem), wygłasza Mowę Eucharystyczną (J 5,22nn). Zapowiada umiłowanie nas do końca. Jego Serce od­czuwa pierwszy ból zdrady: Czyż nie dwunastu was wybrałem? A jeden
z was jest diabłem. Mówił zaś o Judaszu, synu Szymona Iszkarioty. Ten bowiem - jeden z dwunastu - miał Go wydać (J 6,70-71).

Nastał ostatni wieczór Mistrza w Jego ziemskim życiu. Ostat­nia wieczerza, podczas której ma się spełnić to, co zapowiedział: umiłuje nas do końca, ustanowi Eucharystię. Podłość zdrajcy też już doszła do końca. Musiał już dosyć długo być w kontakcie z wrogami Mistrza. Udał się do arcykapłanów i rzeki: „ Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam? ". A oni odliczyli mu trzydzieści srebrników (Mt26,15).

- Przyjacielu, Judaszu! Ja przygotowuję tobie ucztę miłości i przyjaźni, a ty przygotowujesz Mnie wrogom za trzydzieści sre­brników?

W czasie Uczty, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza, aby Go wydać (J 13,2), Mistrz wstaje od Uczty i składa szaty. A wziąw­szy prześcieradło przepasał się nim. Następnie sam nalewa wody do miednicy i mówi: Wy jesteście czyści, ale nie wszyscy (J 13,10). - Przyjacielu, Judaszu! Ja umywam tobie nogi, a ty sprzedajesz Mnie jako złoczyńcę za cenę niewolnika?

Mistrz wysila się dalej, aby uratować Judasza. Nie mówię o was wszystkich, ale jest ktoś, kto ze Mną pożywa chleb, ten pod­niósł na Mnie swoją piętę (J 13,18 - Ps 41,10). Ból serca Mistrza się spiętrza. Wszyscy zauważają, że głęboko się wzrusza. Za­prawdę, zaprawdę, jeden z was Mnie zdradzi

(J 13,21). Wszyst­kich ogarnęło przygnębienie. Pytają jeden przez drugiego: Czy to ja, Panie? (Mt 26,22).

- Przyjacielu, Judaszu! Ty przecież wiesz, że Ja wszystko wiem, dlaczego zadajesz Mi pytanie raniąc moje serce: Czy to ja, Panie?

Nie podając imienia, Mistrz coraz bardziej precyzuje: Jeden z Dwunastu, który macza ze mną rękę w misie (Mk 14,20). Wszy­scy biesiadnicy maczali chleb i jarzyny we wspólnych naczyniach (trzech w jednym), w których znajdował się paschalny sos.

- Przyjacielu, Judaszu! Twoja ręka spotyka się razem
z mo­ją w tej samej misie przy wspólnym stole przyjaźni - ta ręka weźmie trzydzieści srebrników - cenę osła -
w zamian za Bo­skiego Przyjaciela. Przyjacielu, Judaszu! Jeszcze czas zawrócić. Opamiętaj się!

Judasz jest już nad skrajem przepaści. Mistrz daje ostatnią przestrogę. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak napisane jest o Nim, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził (Mk 14,21). Na jego pytanie: Czy to ja, Panie? ­Mistrz odpowiedział: Tyś powiedział (Mt 26,25).

Oprócz Judasza, tę odpowiedź chyba słyszał tylko Jan. Zdraj­ca poczuł się zdemaskowany. Miał do wyboru: albo popełnić już jawną zdradę, albo zwrócić się do kochanego Mistrza z prośbą o przebaczenie.

Wszyscy pragną dowiedzieć się coś konkretnego
o zdrajcy. Żywy Piotr nie może wytrzymać. Sam boi się pytać Mistrza, bo nieraz już został przez Niego uspokojony. Piotr skinął na Jana. Spytaj Mistrza, o kim mówi. Jan pyta: Panie, kto to jest? Jezus nie odmawia prośbie przyjaciela. To ten, dla którego umaczam kosek
i podam mu. Umoczywszy więc kąsek, bierze i podaje
Ju­daszowi (J 13,23nn).

- Przyjacielu, Judaszu! Ja znakiem przyjaźni ujawniam ciebie dyskretnie niektórym, aby tobie nie zaszkodzić, a ty znakiem przy­jaźni, pocałunkiem - zdradzisz Mnie i wydasz na haniebną śmierć na krzyżu?

Mistrz nieszczęśliwcowi, który staczał się już
w przepaść, okazał ostatni wzgląd. Judasz nie został w ten sposób zdema­skowany, gdyż jedynie Jan dowiedział się
o jego tajemnicy. Zdrajca winien więc był ocenić delikatność Jezusa. Ale, niestety, nieczuły już Judasz połknął kąsek bez słowa okazując tym sa­mym, że zdecydował się ostatecznie. Wtedy - po kąsku – wszedł
w niego szatan. Jezus rzecze do niego: Co chcesz czynić, czyń prędzej (J 13,27). A on, kiedy wziął kąsek, zaraz wyszedł. A była noc (J 13,30). Zapatrzył się Mistrz i Jego umiłowany uczeń w tę zewnętrzną noc poza Wieczernikiem i z boleścią w sercu w tę noc wewnętrzną apostoła Judasza...

- Przyjacielu, Judaszu! Dokąd tak pęd...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin