Brzechwa Jan
Alchemia roślinAndronyAniołArbuzAtramentAtrament i kredaBabulej i BabulejkaBajka o króluBallada o małej księżniczceBallada o pannieBanitaBaranBaśń o korsarzu PalemonieBaśń o rudobrodym koźleBaśń o stalowym jeżuBezpotomnośćBębenBiałoksięstwoBiały wierszBłękit i kamieńBłogosławieństwoBratowaBrudasCap na grapieChory mułChrzanCień dwoistyDo matek (które swym dzieciom czytają moje wiersze)Do podlotkaDobaDrogaDroga do Morskiego OkaDruga ballada o małej księżniczceDrzewo wiśnioweDymDzieckoDziejeDzień zadusznyDziwny czasElegia pożegnalnaErotykFatalizmFaustHumoreskaInfantkaJak kochać, to namiętnieJakaż jest miara ...JesieńJest nas trojeKościKotLalkaLatoLiryczne intermezzoLiryczny uśmiechListopadŁzy świętego WawrzyńcaMadonnaMagiaMałośćMgłaMiędzy dwoma wiecznościamiMrózMuzykaNa ulicy SłowiczejNa Wielkiej NiedźwiedzicyNajbanalniejszy wierszNarodzinyNie ma nic, moja miłaNiebo i piekłoNiebo i ziemiaNiedolaNieostrożnośćNietoperzeNoc w MogielnicyNotatnik agitatoraNowa HutaOczekiwanieOjciecOpaczOstatnia młodośćOstrzeżenieParyżPaździernikPierścieńPiosenka żołnierskaPocieszeniePodsumowaniePoetaPogoda duchaPolkaPomiędzy nami
Alchemia roślin
Dzień gorętszy od serca nie sprzyja marzeniu -Ucieknijmy od słońca i uśnijmy w cieniu,Będzie skwarne południe wisiało nad nami,Będą drzewa szumiały w nasz sen gałęziami,Srebrna miazga obłoków przypomni powiekom,Podróż taką niebyłą, i taką daleką,I to wszystko, co nigdy nie staje się we śnie,Tego dnia śnić się będzie wszystkim jednocześnie.Przyjdzie człowiek o jednem roślinnem imieniuI pstrokatą dziewczynę zacałuje w cieniu:Drzewny duch ich połączy i wiośnie przeznaczy,Aż każdemu się przyśnią dziwniej lub inaczej.Pójdą razem ulicą od sieni do sieni,Do domów, gdzie cieniście będziemy uśpieni,I powierzą nam swoje skłócone imiona,Pstrokate i roślinne - te dwa: on i ona.Od tych imion się zacznie. Bo gdy imię śni się,Niknie zarys cielesny, a duch trwa w zarysie,Aż resztę oczu gasi mimowolna władza,Która nieprzebudzonych ze snu wyprowadza.śpieszmy się! Czas nam w drogę, a niema już czasu,Drzwiami można wypłynąć, nie ruszając zasuw,I w te światy roślinne i światy pstrokatePopłynąć na kwietniową, na nową krucjatę.Śpieszmy się! Czas nam w drogę! Świat za światem dążyI z daleka lśni obłok atłasowej komży.Ach, to Bóg się przyłączył do naszych koszmarów,Opuściwszy swych niebios księżycowy parów:Wspólna leży nam droga i niewiara wspólna,I buszuje przed nami nicość nieutulna,I światy niebywałe, zaklęte w imiona,Pstrokaty i roślinny - te dwa: on i ona.Karczma wisi na drodze. Popłyńmy do karczmyI byt jej zielonością kwietniową obarczmy...Tam w gąsiorach z bursztynu jest patoka złotaDla ptaków i aniołów strudzonych w przelotach.Nie zna trudu marzenie wyzwolone z ciała,Płyńmy, płyńmy dopóki jawa nie nastała.Jakiś kościół pękaty w słońcu nas dogonił,Całą kwadrę za nami kopułami dzwonił,Aż się wreszcie uwikłał w lazurowych gąszczachI odleciał z brzęczeniem złotego chrabąszcza.Jeszcze słońce, na oślep, tratując przestrzenie,Chlusnęło w naszą smugę zawistnym płomieniem,I stoczyło się w próżnię, gdzie wieczność pochmurnaWłożyła je na palec, jak pierścień Saturna.Odtąd nic się nie działo niżej, ani wyżej,Nie było już oddali, nie było pobliży,Wieczność stała się czasu i kresu mogiłą,Ale samej wieczności także już nie było,I nasz lot, odkąd minął kosmiczne ogromy,Pozbawiony tych mijań - stał się nieruchomy,I jeszcze tylko drgały raz-po-raz imiona:Pstrokate i roślinne. Te dwa. On i ona.Z dwojga imion powstało nowe imię - trzecie -Nieznane jak świat światem, nienazwane w świecie,Obudziło nas wszystkich uśpionych w południe,Ocuciło nam dusze wędrujące złudnie,I kazało klęczącym pod gwiezdną ulewą,W dół i w górę wyrastać, jak zielonym drzewom.Przyjdźcie do mnie i spójrzcie jak szumię wysokoMoją duszą liściastą i drzewną powłoką,Przyjdźcie do mnie, do prostej, wesołej topoli,Której nic już się nie śni i nic już nie boli.
Androny
"Pan Marcin plecie androny!""Z czego plecie?""Ano - z łyka.Taki andron uplecionyJest podobny do koszyka.Po cichutku się wymyka,Niespodzianie psa nastraszy,Wrzuci stary gwóźdź do kaszy,Wszystkie jabłka zerwie z drzewa,Z garnków wodę powylewa,W oknach szyby powybija,Wysmaruje miodem stryja,Ciotkę weźmie na barana,Sad posypie Śniegiem w lecie...Nie wierzycie?""Proszę pana,Takie pan androny plecie!"
Anioł
Za życia byłem aniołem; Anioł orze - kto inny zbiera. Aureolę miałem nad czołem Z puli premiera. Mimo anielskiej dobroci Nieraz świerzbiły mnie kości, Bo aureola się złoci - Każdy zazdrości. A zresztą ludzie dokoła Okropnie są podejrzliwi, Gdy który spotka anioła, Tylko się dziwi. Koledzy śmiali się ze mnie, Że skrzydła sobie przypiąłem; Nikt nie wie, jak nieprzyjemnie Być dziś aniołem. Aż wreszcie pewnej jesieni Duch wątłe opuścił ciało. Lekarze byli zdziwieni Tym, co się stało. A ja? Znalazłem się w ziemi, By się przekwalifikować. "Nie będzie - myślałem - źle mi, Losie mój, prowadź!" Drogą przenikań i osmoz, Nie znanych dotąd nauce, Dostałem się w antykosmos I już nie wrócę. Tu wreszcie znajdę odmianę, Tu będę duchem-golasem, Kim innym teraz się stanę, Tak!... A tymczasem... Powitał mnie siwy jegomość I rzekł: "Z marksizmu to wziąłem: 'Niebyt określa świadomość.' Będziesz aniołem!"
Arbuz
Z owocarni arbuz leżyI złośliwie pestki szczerzy;Tu przygani, tam zaczepi."Już byś przestał gadać lepiej,Zamknij buzię,Arbuzie!"Ale arbuz jest uparty,Dalej sobie stroi żartyI tak rzecze do moreli:"Jeszcześmy się nie widzieli,Pani skąd jest?""Jestem Serbka...""Chociaż Serbka, ale cierpka!"Wszystkich drażnią jego drwiny,A on mówi do cytryny:"Pani skąd jest?""Jestem Włoszka...""Chociaż Włoszka, ale gorzka!"Gwałt się podniósł na wystawie:"To zuchwalstwo! To bezprawie!Zamknij buzię,Arbuzie!"Lecz on za nic ma owoce,Szczerzy pestki i chichoce.Melon dość już miał arbuza,Krzyknął: "Głupiś! Szukasz guza!Będziesz miał za swoje sprawki!"Runął wprost na niego z szafki,Potem stoczył go za ladęI tam zbił na marmoladę.
Atrament
Nikt opisać nie potrafi,Jaki w szkole powstał zamęt,Gdy na lekcji geografiiNagle rozlał się atrament.Porozlewał się po mapie,Co leżała na katedrze,Tutaj cieknie, tam znów kapie,Wnet do różnych miast się wedrze.W Kocku, Płocku, RadzyminieCzarne kleksy się rozprysłyI atrament dalej płynie,I już wlewa się do Wisły.Pewien strażak dla ochłodyMiał się kąpać w tym momencie,Zdjął ubranie, wszedł do wody,Lecz się znalazł w atramencie.Strażakowi zrzedła mina:"Cóż to znowu za pomysły!"I czarniejszy od MurzynaWyszedł strażak z nurtów Wisły.Długo martwił się i smucił:"W straży tak się nie pokażę..."Więc do straży nie powrócił,Tylko został kominiarzem.
Atrament i kreda
Wzdychała kreda: "Wciąż jestem biała,Nie chcę być biała!..." No i - sczerniała.Jęczał atrament: "O, losie marny,Wciąż jestem czarny, kompletnie czarny,Jak gdyby we mnie kto smołę przelał.Nie chcę być czarny! Dość już!" I zbielał.W szkole straszliwy zrobił się zamęt:Ładna historia! Biały atrament!Któż go na białym dojrzy papierze?Nikną litery i kleksy świeże,Nie zda się na nic wypracowanie,Gdy z liter nawet ślad nie zostanie.Zbladł nauczyciel i bladolicyPrzez chwilę z kredą stał przy tablicy,Lecz nic napisać na niej się nie da:Czarna tablica i czarna kreda!Jak tu rozwiązać można zadanie,Gdy cyfr odróżnić nikt nie jest w stanie.Rzekł nauczyciel zakłopotany:"Dziwne to, bardzo dziwne przemiany!Kreda jest czarna, atrament biały...Wiemy, kto robi takie kawały!"Mówiąc to palec przytknął do czoła,Groźnym spojrzeniem powiódł dokołaI mnie, choć ja się winnym nie czuję,Ze sprawowania postawił dwóję.
Babulej i Babulejka
Pod Oszmianą nad WilejkąŻył Babulej z Babulejką,Ona była czarodziejką,On - rzecz prosta - czarodziejemI jadali mak z olejemBabulejka z Babulejem.Babulejka raz powiada:"Babuleju, tak się składa,Że mam starą koźlą skóręOdwieźć dziś na Łysą Górę."Więc Babulej z BabulejkąPojechali taradejką.Nagle koń okulał w drodze,Aż Babulej zaklął srodze."Jeśli kuleć chcesz, to kulej!" -Rezolutnie rzekł BabulejI zostawił konia w tyle.Taradejka jedzie milę,Jedzie drugą, wtem na trzeciejKoło wprost do rowu leci,Aż Babulej parsknął śmiechem:"Ładna jazda z takim pechem,Cóż - na miotle jeżdżą wiedźmy,To my na trzech kołach jedźmy!"Jadą dalej, wtem na szosiePogubili obie osie."Mocniej siedź na taradejce" -Rzekł Babulej BabulejceI ze śmiechem ściągnął lejce.Tym sposobem znów przebyliSiedem mil. Na ósmej miliTaradejka się rozpadła,Babulejka tylko zbladła,A Babulej tak powiada:"Zawsze jest na wszystko rada -Bat nam został w tej podróży,Niech w podróży dalszej służy."Więc na bacie siedli wierzchem,Pojechali, a przed zmierzchemByli już na Łysej GórzeI na koźlej siedząc skórzeZajadali mak z olejemBabulejka z Babulejem.
Bajka o królu
Daleko stąd, daleko,W stolicy, lecz nie w naszej,Był król, co pijał mlekoI jadał dużo kaszy.Martwili się kucharze:"O, rety! Co się dzieje?Król kaszę podać każe,Król nic innego nie je!Jak tu pracować możnaI jak takiemu służ tu?Król nie chce kaczki z rożnaAni łososia z rusztu,Król nie tknie nawet jaja,Król nie zje nawet knedli,Które we wszystkich krajachKrólowie zwykle jedli."A król się śmiał: "Mnie waszeNie wzruszą narzekania,Ja jadam tylko kaszę,Zabierzcie inne dania!Niech zbliży się podczaszy,A choć i on narzeka,Niech z flaszy mi do kaszyNaleje szklankę mleka!"Wzdychała Wielka Rada:"Jadamy niczym chłopi,Bo państwem naszym władaKaszojad i Mlekopij.Codziennie nam na tacyPodają miskę kaszy -...
colorful_world