Ukochany nicpoń- Herries Anne.pdf

(766 KB) Pobierz
29852311 UNPDF
Anne Herries
Ukochany nicpoń
Tłumaczyła Blanka Kuczborska
29852311.001.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Wprost brak mi słów, by wyrazić smutek i żal -zwrócił się sir William Heathstone do młodej
kobiety, stojącej przed nim w milczeniu. Prawdę mówiąc, nie była taka młoda, za kilka tygodni
miała skończyć dwadzieścia siedem lat, co praktycznie pozbawiało ją szans na zamążpójście. A i
wydarzenia ostatniego roku nie rokowały dobrze. - Jak wiesz, Emmo, twój ojciec był moim
długoletnim przyjacielem...
Ton i okazane współczucie sprawiły, że oczy zaszły jej łzami. Po tragicznej śmierci ojca popadła
w apatię, musiała jednak otrząsnąć się z rozpaczy z powodu załamania nerwowego matki. Przez
ostatnie jedenaście miesięcy zajmowała się nią od świtu do nocy, a trzeba było jeszcze doglądać
posiadłości, co nie zostawiało czasu na myślenie o sobie.
Teraz też nie pora na łzy. Trzeba podjąć decyzje, zanim sir William i lady Heathstone wyjadą jak
zawsze na długie zimowe wakacje do Włoch. Uciekną w cieplejsze strony.
- Właśnie z powodu tej przyjaźni i pańskiej dobroci ośmielam się przedstawić panu moją prośbę
- odparła Emma Sommerton. - Obawiam się, że mama zostawiona tu sama na zimę jeszcze
bardziej podupadnie na zdrowiu i może już nie podnieść się z łóżka. - Błagalne spojrzenie
jej wyrazistych oczu chwyciło starszego mężczyznę za serce.
- Wszystko przez tego przeklętego drania! - krzyknął w porywie gniewu. - Wciągnął sir
Thomasa w pułapkę, moja droga... omotał go jak inne swoje ofiary...
- Słyszałam, że markiz Lytham gra uczciwie - wtrąciła Emma, starając się zdusić w sobie
wściekłość na człowieka, który zrujnował im życie. - Nasi prawnicy twierdzą, że ostrzegał ojca
przed stawianiem całego majątku na jedną kartę, ale papa zignorował te rady. Trzeba przyznać,
że markiz zachowuje się bardzo delikatnie w kwestii egzekwowania swoich praw. Dostałyśmy
zapewnienie, że możemy tu zostać i nikt nie będzie nas niepokoić w okresie rocznej żałoby.
Rzeczywiście dotrzymał słowa. Powiedziano nam, żeby się zwrócić do jego adwokatów, gdyby-
śmy czegoś potrzebowały, ale naturalnie nie zamierzałyśmy z tego korzystać. Mama ma własne
skromne dochody i dawałyśmy sobie jakoś radę.
- Och, nie sugeruję, że Lytham dopuścił się krętactwa - sir William zmarszczył brwi - tylko że
usidlił twojego ojca i nakłonił do zrobienia czegoś, czego w innej sytuacji z całą pewnością nie...
- Proszę, sir Williamie... - Emma wpadła mu w słowo, z trudem nad sobą panując - lepiej już o
tym nie mówmy. Papa nie powinien szukać ratunku w hazardzie, a tamtej nocy uznał za
stosowne zagrać nad wyraz ryzykownie, co miało katastrofalne konsekwencje.
- Nie zdawałem sobie sprawy, że Thomas był w tak rozpaczliwym położeniu - powiedział sir
William z przygnębieniem. - Przecież wiedział, że chętnie bym mu pomógł.
- Był za dumny, aby się do pana zwracać. Poza tym chyba stracił już wszelką nadzieję. -
Podniosła hardo głowę. Nie była pięknością, a to, że miała ściągnięte gładko do tyłu włosy,
jeszcze ją postarzało, lecz miała ładne, jasnoszare oczy i ponętne usta, zwłaszcza kiedy się
uśmiechała. - Wracając do mojej prośby... Czy lady Heathstone mogłaby wziąć mamę do
Włoch? Wiem, że proszę o bardzo wiele...
- Nonsens! - oświadczył sir William stanowczo. -Mieliśmy zamiar zaproponować, żebyście z
nami zamieszkały, kiedy Lytham przejmie waszą posiadłość. Twoja matka i lady Heathstone
zawsze dobrze się rozumiały i będziemy mogli wszyscy razem zastanowić się nad kwestią twojej
przyszłości, moja droga.
- Dziękuję za pańską dobroć - szepnęła Emma i uśmiechnęła się. Był to uśmiech tak rzadkiej
słodyczy, że sir Williamowi zrobiło się ciepło koło serca. Gdyby jego synowie nie byli już
żonaci, z przyjemnością widziałby Emmę jako synową, bo z pewnością trudno o lepszą żonę dla
godnego dżentelmena. Znał majętnych wdowców i był gotów pomóc dziewczynie znaleźć
odpowiednią partię. -Wszystko, o co proszę, to by mama nie została sama tej zimy. Jeśli chodzi o
mnie - wzięła głęboki oddech - właśnie przyjęłam posadę damy do towarzystwa.
- Damy do towarzystwa? Nie! - Sir William nie posiadał się z oburzenia. - Ty miałabyś być
damą do towarzystwa? To wykluczone, moja droga. W najwyższym stopniu niestosowne. Jestem
pewien, że twoja matka nigdy się na to nie zgodzi.
- Jak pan wie, ojciec lata temu zerwał kontakty ze swoją rodziną, a mama straciła już wszystkich
krewnych. Nie mamy nikogo, do kogo mogłybyśmy się zwrócić o pomoc, oprócz pana, sir
Williamie, i chociaż jestem panu głęboko wdzięczna za ofertę gościny, uważam, że nie wolno mi
z niej korzystać. Jestem młoda, zdrowa i zdolna do pracy, bylebym tylko mogła być spokojna o
mamę.
- Z głębi serca proszę, żebyś to jeszcze raz przemyślała.
Mimo szczerego zatroskania, malującego się na twarzy sir Williama, Emma potrząsnęła
przecząco głową.
- Zapewniam, sir, że wolę sama zarabiać na siebie, niż być dla kogoś ciężarem. Wiem, że pan i
droga lady Heathstone nie uważalibyście tego za ciężar, ale...
- Duma ci na to nie pozwala, tak?
Sir William zamyślił się. Emma Sommerton była kobietą niezależnego ducha i może powinna
zakosztować trochę wolności. W swoim czasie nie wyrwała się z domu, a później słabe zdrowie
matki jej to uniemożliwiło. Może i lady Sommerton dobrze by zrobiło, gdyby nauczyła się
obywać bez córki, a Emma zyskałaby szansę na własne życie. Kto wie, co może się zdarzyć?
Emma nie jest pięknością, ale ma w sobie coś pociągającego. A nuż zwróci na nią uwagę jakiś
szlachetny dżentelmen, niechby nawet w latach, który doceni jej zalety.
- Nie chcę ingerować w twoje plany, moja droga - powiedział. - Obiecaj mi jednak, że jeśli
będziesz kiedykolwiek potrzebować pomocy, natychmiast do mnie przyjedziesz.
- Do kogo innego mogłabym się zwrócić? - Emma uścisnęła wyciągniętą dłoń. - Zawsze był pan
dla mnie jak najlepszy wujek, a lady Heathstone przyjaźni się z mamą. Będę spokojna, że
zostawiam ją w dobrych rękach.
- Rób, jak ci serce dyktuje, Emmo. Kiedy obejmujesz posadę?
- Na początku przyszłego miesiąca. Roczny okres żałoby akurat dobiegnie końca i będę mogła
pokazać się w towarzystwie, nie uchybiając wymogom przyzwoitości. Zaangażowała mnie
pewna dama, która niedawno przybyła z Irlandii. Nazywa się Bridget Flynn i jest wdową.
Sir William przyjął za pewnik, że zatrudniła się u kogoś szlachetnego rodu i wiadomość, że
zamierza pracować dla Irlandki niewiadomego pochodzenia, nieprzyjemnie go zaskoczyła.
- Ależ to niemożliwe! - wykrzyknął. - To najwyraźniej całkiem pospolita kobieta.
- Jest bardzo bogata - zaznaczyła Emma, nieco rozbawiona jego miną. - Jej mąż był dalekim
kuzynem hrabiego Lindisfarne i, jak słyszałam, jego ulubieńcem. Ona sama pochodzi z dobrej
rodziny, szlacheckiej, nie arystokratycznej, i to właśnie hrabia ma ją wprowadzić do to-
warzystwa.
- Lindisfarne? To nazwisko obiło mi się o uszy, choć nie znam człowieka. Wszystko to niezbyt
mi się podoba. - Sir William zmarszczył krzaczaste brwi. Był potężnym mężczyzną o szerokich
ramionach i gołębim sercu, a przy tym dość prostodusznym. - Jesteś pewna, że tego chcesz?
- Najzupełniej - zapewniła go Emma, krzyżując palce za plecami. Nie powiedziała całej prawdy i
miała nadzieję, że sir William nie odkryje rzeczywistej natury związku pani Flynn z hrabią. -
Znam trochę Bridget z dawnych czasów. Chodziłyśmy razem do szkoły pani Ratcliffe. Rodzice
Bridget mieszkali w Indiach, jej ojciec był pułkownikiem w armii brytyjskiej. Pojechała do nich i
chyba tam poznała swojego męża, który był majorem. Niestety, wkrótce zginął.
- A kiedy mąż poległ, wróciła do Irlandii. - Sir William pokiwał głową. Jeden z jego synów
służył kiedyś pod Wellesleyem w Indiach i wdowa po brytyjskim oficerze zyskała w jego
oczach. - A teraz zamierza spędzić trochę czasu w Londynie? I będzie pod opieką Lindisfarne'a?
- Tak. - Emma znów skrzyżowała palce. - Bridget jest o rok młodsza ode mnie, sir. Jak sądzę,
hrabia ma nadzieję, że jego krewniaczka znów odnajdzie szczęście.
- To prawda, jest zbyt młoda na wdowę - zgodził się sir William. Odniósł wrażenie, że Emma
coś przed nim ukrywa, ale nie umiał sobie wytłumaczyć, czemu miałaby kłamać. Nie był jej
legalnym opiekunem i nie mógł jej niczego zabronić. - Skoro już powzięłaś decyzję, nie będę cię
dłużej wypytywał. Proszę tylko, żebyś dotrzymała obietnicy i w razie kłopotów natychmiast się
do mnie zwróciła.
- Jest pan samą dobrocią, sir.
- Cóż, pożegnam się już. - Uścisnął jej dłoń. - Przyjedziemy po twoją matkę w przyszły
poniedziałek. Jak rozumiem, parę dni później wyjedziesz do Londynu. Nie będziesz czuć się tu
samotnie, Emmo?
- Ależ wcale nie będę sama. Dostałam instrukcję od prawników markiza, żeby zatrzymać całą
służbę i czekać na niego na początku przyszłego miesiąca. - W jej oczach błysnął gniew. -
Zapewne wyobraża sobie, że pokażę mu, jakie skarby kryje ten dom. Obawiam się, że się mocno
rozczaruje. Papa dawno temu sprzedał większość sreber i obrazów.
- Będziesz miała przy sobie panią Monty, to pewna pociecha.
- I nianię, przynajmniej dopóki nie wyjadę. Biedna niania od dawna mówi, że chce już odpocząć
i zamieszkać u brata, więc nareszcie może spełnić swoje marzenie. Pożegnam ją z ciężkim
sercem, ale też z zadowoleniem, że nie musi się już nami opiekować.
Sir William pomyślał, że w ostatnich latach to raczej Emma z oddaniem opiekowała się nianią,
podobnie jak matką.
- Cóż, życzę ci szczęścia, moja droga. Na mnie już czas.
Emma odprowadziła go do drzwi i stojąc w progu, patrzyła, jak wsiada do powozu i odjeżdża.
Później z westchnieniem wróciła do domu. Pierwsze starcie miała za sobą, teraz czeka ją bitwa z
matką.
Z zaciętą miną udała się na górę do buduaru, wiedząc, że lady Sommerton będzie się sprzeciwiać
wyjazdowi do Włoch z przyjaciółmi. Uparła się, żeby czekać tu na markiza i odwołać się do jego
łaski w nadziei odzyskania domu. Emma nie zamierzała dopuścić, aby matka poniżała się przed
tym... przed tym potworem!
Jak go nazwał sir William? Ach tak - przeklęty drań. Rzeczywiście, musi być draniem, skoro
sprowokował sir Thomasa do postawienia całego majątku. Co prawda, ten majątek nie był wiele
wart, przyznała w duchu. Wiedziała najlepiej, że kochany papa wciąż popadał w długi. Ostatnio
rozważał sprzedaż kolejnego kawałka ziemi nad rzeką, i tak by to szło, aż w końcu nic by nie
zostało.
Dlaczego mężczyźni rzucają fortuny na stoliki karciane? Stanowiło to dla Emmy zagadkę i
chociaż nie tylko żyłka hazardowa ojca była przyczyną ich kłopotów - dochodziły jeszcze
nietrafne inwestycje - uważała hazard za przekleństwo.
Odsunęła dręczące ją myśli i przybrała pogodny wyraz twarzy, wchodząc do pokoju matki, która
leżała na szezlongu, przyciskając do czoła chusteczkę nasączoną wodą lawendową.
- Czujesz się trochę lepiej, moja kochana?
- Odrobinę. - Lady Sommerton podniosła głowę. -Przepraszam, że sprawiam ci tyle kłopotu.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda, mamo - powiedziała szczerze Emma. Decyzja, żeby porzucić
myśl o małżeństwie i zająć się matką, nie wynikała wyłącznie z rozczarowania miłością. Czuła
się szczęśliwa w domu z rodzicami, mimo ich wad, z których zdawała sobie sprawę. Poza tym
dawno postanowiła, że nigdy nie wyjdzie za mąż z rozsądku. - Mam dla ciebie wspaniałą
wiadomość. Przed chwilą był tu sir William. On i lady Heathstone usilnie proszą, żebyś
zechciała im towarzyszyć w tegorocznej podróży do Włoch.
- Nie, w żaden sposób nie mogę stąd wyjechać - zaprotestowała lady Sommerton. - Muszę być
na miejscu, by powitać markiza Lythama, kiedy w końcu przybędzie. Poza tym jest jeszcze Tom.
A jeśli wróci?
- To mało prawdopodobne, mamo. Gdyby Tom chciał wrócić do domu, nie czekałby az tyle
miesięcy. Z pewnością słyszał o wypadku ojca.
- Mój biedny chłopiec nie żyje - oznajmiła dramatycznym tonem lady Sommerton, przyciskając
rękę do piersi. - Wiem, że przyjechałby do mnie, gdyby mógł.
Emma zastanawiała się, czy matka nie ma racji. Brat zniknął trzy lata temu po burzliwej
awanturze z sir Thomasem i od tej pory nie dał znaku życia. Odziedziczył zapalczywość po ojcu.
Całkiem możliwe, że wdał się w bójkę i został zabity.
- Jestem pewna, że nic mu nie jest - zapewniła matkę wbrew własnym obawom. - Proszę cię, nie
zamartwiaj się. Może Tom wyjechał za granicę i zaciągnął się do wojska. Wiesz, że zawsze
chciał być oficerem.
- Gdyby tylko twój ojciec kupił mu stopień oficerski... - Lady Sommerton westchnęła i łza
spłynęła jej po policzku. - Nie chciał, i teraz nie mam ani syna, ani męża... a ten podły człowiek
zabierze mi dom, jeśli mnie tu nie będzie, żeby go przebłagać. Trzeba go oprowadzić i wszystko
mu pokazać. Muszę tu być, żeby osobiście go przywitać.
- Wcale nie musisz, mamo - sprzeciwiła się Emma łagodnie. - Ja się wszystkim zajmę.
- Nie wypada, żebyś sama go przyjmowała.
- Zatrzymam przy sobie panią Monty i naszą kochaną nianię. Nie będzie w tym nic
niestosownego. Poza tym nie jestem już nieopierzoną młódką, nie uważasz?
Lady Sommerton spojrzała na nią z wahaniem.
- To prawda. Ufam w twój zdrowy rozsądek, Emmo, ale nadal sądzę, że powinnam być z tobą.
Musimy zadbać o to, żeby go sobie nie zrazić, moja droga. Może pozwoli nam zostać tutaj, jeśli
go poproszę.
- A załóżmy, że ci odmówi. Wyobrażasz sobie, jakie by to było upokarzające? Pomyśl też o
zimie. Wiesz, że zobowiązałam się dotrzymać towarzystwa pani Flynn.
- Przecież nie mogę spędzić reszty życia z sir Williamem i lady Heathstone... - Lady Sommerton
zdusiła szloch. -Gdyby tylko twój ojciec nie pokłócił się z Tomem!
- Tom niewiele mógł zrobić, żeby temu zapobiec - zauważyła Emma. Ona też ubolewała, że po
gwałtownej kłótni sir Thomas wydziedziczył jedynego syna, bo kiedy zerwali stosunki, hazard
opanował go bez reszty. - Nie warto tego rozpamiętywać, mamo.
- Jeśli Tom żyje, to czemu się do nas nie odezwał?
- Nie wiem, musi mieć swoje powody. Nie denerwuj się tak, mamo.
- Nie mam pojęcia, co się z nami stanie, kiedy Lytham nas wyrzuci. - Lady Sommerton
przytknęła chusteczkę do oczu.
- Sir William i lady Heathstone zaofiarowali ci gościnę na tak długo, jak tylko zechcesz. - Emma
odwróciła wzrok, żeby nie widzieć łez matki. - To naprawdę najlepsze rozwiązanie. Nawet
gdyby Lytham pozwolił ci tu zostać, nie dałabyś sobie rady przy twoich dochodach.
Utrzymanie domu jest bardzo kosztowne. Jeśli przyjmiesz ofertę sir Williama, będziesz mogła
kupować stroje, a nawet od czasu do czasu zrobić jakiś mały podarunek gospodarzom. W
Zgłoś jeśli naruszono regulamin