Juliusz Slowacki
Anhelli
Stefanowi H.
na
pamiątkę spotkania się w Ziemi
Świętej i pod góramiLibanu
Przyszli wygnańce na ziemię sybirską i obrawszy miejsce szerokie, zbudowali dom drewniany, aby zamieszkać razem w zgodzie i w miłości braterskiej; było zaś ich około tysiąca ludzi z różnego stanu.
A rząd dostarczył im niewiast, aby się żenili, albowiem dekret mówił, że posłani są na zaludnienie.
Przez jakiś czas był pomiędzy niemi wielki porządek i wielki smutek, albowiem nie mogli zapomnieć, że są wygnańcami i że już nie zobaczą ojczyzny; chyba Bóg zechce...
A gdy już zbudowali dom i każdy się zajął swoją pracą oprócz ludzi, którzy chcieli, aby je nazywano mądrymi, i zostawali w bezczynności mówiąc: Oto myślemy o zbawieniu ojczyzny; ujrzeli raz wielką gromadę ptaków czarnych lecącą z północy.
Za ptakami zaś ukazał się obóz jakoby i tabór i sanie zaprzężone psami i trzoda renów z gałęzistemi rogami i ludzie na łyżwach niosący oszczepy; był to cały lud sybirski.
Na czele zaś szedł król ludu a zarazem ksiądz, ubrany podług zwyczaju w futrach i w koralach, na głowie zaś miał wieniec z wężów nieżywych zamiast korony.
Więc mocarz ów przybliżywszy się do gromady wygnańców przemówił językiem ich ziemi: Witajcie!
Oto ja znałem ojców waszych także nieszczęśliwych i widziałem, jak żyli bogobojnie i umierali mówiąc: Ojczyzno! Ojczyzno!
Więc chcę być przyjacielem waszym, i zrobić przymierze między wami a moim ludem, abyście byli w ziemi gościnnej i w kraju dobrze życzących.
A z ojców waszych już nie żyje żaden oprócz jednego, który jest już stary i mnie sprzyja; a mieszka stąd daleko w samotnej chacie.
Jeżeli chcecie, aby przyjaciel ojców waszych był przewodnikiem waszym, zostanę z wami i lud mój opuszczę; albowiem wy jesteście nieszczęśliwsi.
Mówił jeszcze dłużej starzec ów i uszanowali go i zaprosili do swojej szopy.
I zrobiono przymierze z ludem sybirskim, który się rozszedł i zamieszkał w swoich śnieżnych siołach; a król jego został z wygnańcami, aby je pocieszał.
I dziwiono się mądrości jego; mówiąc: Oto jej zapewnie od ojców naszych nabył, a słowa jego są od przodków naszych.
Nazywano go zaś Szamanem, tak albowiem nazywa lud sybirski królów i księży swoich, którzy są czarownikami.
Rozpatrzywszy się Szaman w sercach owej zgrai wygnańców, rzekł sam w sobie: Zaprawdę nie znalazłem tu, czegom szukał; oto serca ich słabe są i dadzą się podbić smutkowi.
Dobrzy byliby z nich ludzie w szczęściu, ale je nędza przemieni w ludzi złych i szkodliwych. Co uczyniłeś, Boże?
Azaż każdemu kwiatowi nie dajesz dokwitać tam, gdzie mu jest ziemia i życie właściwe? Dlaczegóż ci ludzie mają ginąć?
Wybiorę więc jednego z nich i ukocham go jak syna, a umierając oddam mu ciężar mer, i większy ciężar, niż mogą unieść inni; aby w nim było odkupienie.
I pokażę mu wszystkie nieszczęścia tej ziemi, a potem zostawię samego w ciemności wielkiej z brzemieniem myśli i tęsknot na sercu.
To powiedziawszy przywołał do siebie młodzieńca imieniem Anhelli i położywszy na nim ręce wlał w niego miłość serdeczną dla ludzi i litość.
A obróciwszy się do gromady rzekł: Odejdę z tym młodzieńcem, abym mu pokazał wiele rzeczy bolesnych, a wy zostaniecie sami uczyć się, jak znosić głód, nędzę i smutek.
Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.
A to, o czem pomyślicie, wypełni się i wielka radość będzie na ziemi w on dzień zmartwychwstania.
Lecz wy będziecie w grobach, i całuny będą na was spróchniałe; wszakże wasze groby będą święte, a nawet Bóg od ciał waszych odwróci robaki, i ubierze was w umarłych dumną powagę... będziecie piękni.
Tak jak ojcowie wasi, którzy są w grobach; bo spojrzycie na każdą czaszkę ich: nie zgrzyta ani cierpi, lecz spokojną jest i zdaje się mówić: Dobrzem uczyniła.
Czuwajcie nad sobą, bo jesteście jak ludzie stojący na podniesieniu; a ci, co przyjdą, widzieć was będą.
Oto powiedziałbym wam tajemnicę, że jednych dusze idą w słońce, a drugich dusze oddalają się od słońca na ciemne gwiazdy, lecz nie zrozumiecie mnie!
Powiedziałbym wam, dlaczego żyjecie i dlaczego się rodzą milijony dusz nowych i na jaki cel dane jest ciało: lecz nie pojmiecie mnie!
Lecz mówię wam, bądźcie spokojni nie o jutro, lecz o dzień, który będzie jutrem śmierci waszej.
A gorsze jest jutro życia, niż jutro śmierci. Choć nie tak myślą ludzie podli i ludzie małego serca.
Rzekły więc do Szamana zgraje: Któż ci dał władzę nauczać o życiu i o śmierci? Oto mamy między sobą księży, do nich należy słowo Boskie.
Na to im odpowiedział Szaman: Słyszeliście o Mojżeszu i o cudach, które czynił? Jam jest Mojżesz między sybirskim ludem, a cudy czyniłem straszniejsze niż tamten, co przed wiekami.
A nie wyszedłże z zorzy północnej Anioł, kiedym go wywołał z płomieni? spytajcie ludu mojego.
Na moje słowo ten śnieg stał się krwią, a te słońce szczerniało jak węgiel; wiele bowiem we mnie jest Boga.
Lecz nie kuście mnie o cudy; albowiem jesteście ludem starym, a wskrzesić was cudem jest. O to proście Boga.
Aby was wskrzesił, mówię, i dobył z mogiły i uczynił was narodem, który drugi raz kładziony jest w kołysce i spowity; by wyrósł prosty i nie skrzywiony na ciele.
Tak mówił Szaman; i nie śmieli mu odpowiedzieć wygnańce; lecz przyrzekli z ludem sybirskim chować przymierze.
A oto raz nocą, obudził Szaman Anhellego mówiąc mu: Nie spij, ale chodź ze mną, albowiem są rzeczy ważne na pustyni.
Wdziawszy więc białą szatę Anhelli udał się za starcem, i szli przy blasku gwiazd.
Niedaleko więc zaszedłszy ujrzeli obóz cały małych dzieciątek i pacholąt gnanych na Sybir, które odpoczywały przy ogniu.
A we środku gromadki siedział pop na tatarskim koniu, mający u siodła dwa kosze z chlebem.
I zaczął owe dzieciątka nauczać podług nowej wiary ruskiej i podług nowego katechizmu.
I pytał dzieci o rzeczy niegodne, a pacholęta odpowiadały mu przymilając się, albowiem miał u siodła kosze z chlebem i mógł je nakarmić; a były głodne.
Więc obróciwszy się ku Anhellemu Szaman rzekł: Powiedz! nie przebrałże miary ten ksiądz zasiewając złe ziarno i każąc czystość dusz tych maleńkich?
Oto zapomniały już płakać po matkach swoich i tu się wdzięczą do chleba jak małe szczeniątka; szczekając rzeczy złe i które są przeciwko wierze.
Powiadając, że car jest głową wiary i że w nim jest Bóg i że nic nie może rozkazać przeciwko Duchowi świętemu, nakazując nawet rzeczy podobne zbrodniom, albowiem w>nim jest Duch święty.
Użyję więc przeciwko temu księdzu ognia niebieskiego, aby go spalić, i stracę go w oczach dzieciątek.
A skoro wyrzekł Szaman słowo przekleństwa, zapalił się ów pop na koniu, i wyszły mu z piersi płomienie, które się złączyły w powietrzu nad głową.
I przelękniony koń unosić go zaczął po stepie palącego się; a potem wzdrygnąwszy się zrzucił z siebie węgiel siedzący na siodle do ostatka.
A oto na owem próchnie człowieka chodziły skry..... jak owe iskierki, które są na spalonym papierze błędne i snujące się w różne strony.
Przybliżywszy się więc Szaman ku dzieciątkom rzekł: Nie lękajcie się; Bóg z wami.
Ogień przestraszył was jak gołąbki śpiące, aleście zasypiały w domie pożaru i ciałka wasze już więdły.
I wyciągały do starca rączki owe dzieciny krzycząc: Staruszku, weź nas z sobą!
I rzekł Szaman: Gdzież Was zaprowadzę? Oto ja idę w drogę śmierci; chcecież, abym was wziął i ukrył pod płaszczem i wysypał was z poły mojej przed Panem Bogiem?
Odpowiedziały mu dzieciątka: Weź nas i zaprowadź nas szerokiemi gościńcami aż do matek naszych.
I wszystkie krzyczeć zaczęły z wielką dumą: My Polaki, odprowadź nas do ojczyzny i do matek naszych - aż Szaman począł płakać uśmiechając się...
I nie mógł odejść, bo mu jedna dziecina usnęła na płaszczu, i na pole płaszcza jego, wtenczas gdy rozmawiał.
A przybywszy Kozacy patrzali w zadumieniu na owe dzieło; i zaczęli odganiać dzieciątka od ludzi obcych, nie śmiejąc jednak bić żadne pamiętni na ów ogień.
I przechodził Szaman z Anhellim pustemi drogami Syberyi, gdzie stały turmy.
I widzieli twarze niektórych więźni przez kraty patrzących się na niebo smutne i blade.
A przy jednej z onych turm spotkali ludzi niosących trumny i zatrzymał je Szaman każąc otworzyć.
Więc gdy zdjęto trumien wieka, wzdrygnął się Anhelli widząc, że umarli byli jeszcze w łańcuchach, i rzekł: Szamanie, oto się boją, żeby nie zmartwychwstali ci umęczeni.
Obudź którego z nich, albowiem masz siłę cudów; obudź tego starca z siwą brodą i z białemi włosami: bo mi się zdaje, żem go znał żywym.
A Szaman spojrzawszy surowo rzekł: Cóż więc? Oto go wskrzeszę, a ty go znów zabijesz. Zaprawdę i dwa razy go wskrzeszę i dwa razy od ciebie śmierć weźmie.
Lecz niech będzie, jak żądasz, abyś wiedział, że śmierć nas ochrania od smutków, które już się były w drogę ku nam wybrały, a znalazły nas martwemi.
Tak mówiąc spojrzał Szaman na starca w trumnie i rzekł:
Wstań! A ciało w łańcuchach podniosło się i usiadło, patrząc się na ludzi jak człowiek spiący.
A poznawszy go wtenczas Anhelli rzekł: Witaj, człowieku możny niegdyś w radzie i jeden z najmędrszych.
Cóż więc przywiodło ciebie w więzieniu, abyś się spłaszczył przed władzą i uczynił owe wyznanie winy, o którem słyszeliśmy?
Dlaczego zaparłeś się serca twojego i przeszłości twojej? Czy ci mękami odebrano rozum i pamięć? Coźeś uczynił!
Zaszkodziłeś nam; albowiem dziś mówią do nas ludzie obcy: Oto przewodnicy wasi zapierają się i zmieniają serca dla narodu, a tylko ludzie mali trwają w stałości.
Ta więc stałość małych uporem jest, gdy ludzie pierwsi w narodzie uznają błąd swój nie spodziewając się nawet przebaczenia.
A gdy to mówił Anhelli, stało się podług słów Szamana, że wskrzeszony ów jęknąwszy umarł na nowo.
Rzekł więc Szaman: Zabiłeś go, Anhelli, powtarzając ludzkie obmowy i oszczerstwo, o którem nie wiedział przed śmiercią.
Lecz ja go wskrzeszę raz drugi, a ty się strzeż, abyś go powtórnie o śmierć nie przyprawił.
To powiedziawszy zbudził umarłego, i podniósł się ów człowiek w trumnie łzy wylewając z otwartych powiek.
I rzekł doń Anhelli: Przebacz, bom nie wiedział, że mówię obmowę i oszczerstwo.
Oto widziałem cię w radzie narodu z bratem twoim, i widziałem wasze dwie głowy zawsze razem, a białością podobne dwóm gołębiom, które razem zlatują na proso.
Bo zaprawdę, że Jak dwaj gołębiowie zlatywaliście na urnę projektów i wyniszczaliście ziarno praw; a na plewy wasze zlatywali się maleńcy wróblowie świergocąc o rzeczach mniejszej wagi.
Przebacz mi, że was równam ptakom Bożym i rzeczom błahym; ale białość wasza i prostota tak każe.
O nieszczęśliwi! oto jeden na cmentarzu sybirskim szuka spocznienia, a drugi leży pod różami i cyprysami Sekwany. Biedni gołębiowie i rozłączeni i umarli!
Usłyszawszy owe słowa wskrzeszony, krzyknął: Mój brat! i powalił się w trumnie i umarł.
A Szaman rzekł do Anhellego: Na cożeś mu powiedział o śmierci brata? Oto chwila, a dowiedziałby się od Boga i spotkałby się z bratem miłym w krainie niebieskiej.
Stało się! Niech zakryją te trumny i zaniosą je na cmentarz. A ty nie proś mnie więcej, abym wskrzeszał tych, którzy śpią i odpoczywają.
I tak odbywali Szaman z Anhellim wędrówkę po ziemi smutnej i po gościńcach pustych i pod szumiącemi lasami Syberyi; spotykając ludzi cierpiących i pocieszając ich.
A oto jednego wieczora przechodzili około cichej i stojącej wody, nad którą rosło kilka wierzb lamentujących i mało sosen.
A Szaman ujrzawszy wyskakujące rybki ku zorzy wieczornej, rzeki: Oto Widzisz tę płotkę, co przeleciała przez powietrze i znów utonęła.
A teraz opowiada siostrom swoim na dnie, że zobaczyła niebo, i opowiada o niebie różne rzeczy i z tego ma sławę między inszemi rybkami.
Słuchając więc powieści o niebiosach zapłyną do sieci i jutro będą przedawane na rynku.
Nie jestże to nauka dla ludzi, i dla tych, którzy za ludźmi rozpowiadającemi o Bogu i o niebiosach wędrują girlandami, a tak dają się ułowić sieciom ludzkim i przedawani są.
A chorobą zgubną, mówię: jest melancholija i zamyślenie się zbytnie o rzeczach duszy.
Dwie są bowiem melancholije: jedna jest z mocy, druga ze słabości; pierwsza jest skrzydłami ludzi wysokich, druga kamieniem ludzi topiących się.
Mówię ci o tem; albowiem poddajesz się smutkowi i tracisz nadzieję.
Tak mówiąc nadeszli na gromadę Sybirców, którzy łowili ryby 'w' jeziorze. A rybacy owi spostrzegłszy Szamana przybiegli ku niemu mówiąc: Królu nasz! opuściłeś nas dla ludzi obcych i smutni jesteśmy nie widząc ciebie między nami.
Zostań przez tę noc, a zastawiemy wieczerzę i pościelemy ci łoże w łodzi.
Usiadł więc Szaman na ziemi, a kobiety i dzieci rybaków otoczyły go i zadawały mu różne pytania, na które Szaman odpowiadał z uśmiechem, bo były błahe.
Lecz po wieczerzy gdy wstał księżyc i rozciągnął swoje światło po gładkiej wodzie, jakoby gościniec złoty ku południowi:
Kobiety i dzieci zaczęły gadać smutniej, mówiąc: Oto opuściłeś nas! i nie robisz więcej cudów między nami.
Więc zaczęliśmy wątpić o rzeczach wiary, i wątpiemy nawet, czy jest w nas jaka dusza.
Na to Szaman uśmiechnąwszy się rzekł: Chcecież abym duszę pokazał oczom waszym?
A wszystkie dzieci i kobiety zawołały zgodnie: Chcemy! uczyń to!
Obróciwszy się więc Szaman do Anhellego rzekł: Cóż uczynię z tą zgrają kawek? Chceszli abym ciebie uśpił i duszę twoją wywoławszy z ciała pokazał ją tym ludziom.
Anhelli odpowiedział mu: Czyń jak n się podoba, jestem w twojej mocy.
Przywoławszy więc Szaman jedne dzieciątko z gromady, posadził je na piersiach Anhellemu, który się był położył jak do snu, i rzekł do owego dzieciątka:
Oto połóż twe rączki na czole tego młodzieńca i zawołaj go trzy razy imieniem Anhelli!
I stało się, że na dziecka wołanie wyszedł z Anhellego duch mający postać piękną i barwy rozmaite i skrzydła białe na ramionach.
A ujrzawszy się wolnym poszedł ów Anioł na wodę i po słupie światłości księżycowej odchodził na południe.
Gdy więc już był daleko i na środku stawu, rozkazał Szaman owej dziecinie zawołać duszę, aby wróciła.
I obejrzał się duch jasny na wołanie dziecka i powracał leniwo po złotej fali wlekąc po niej końce skrzydeł obcisłych ze smutku.
A gdy mu rozkazał Szaman wstąpić w ciało człowieka, jęknął jak harfa rozbita i wzdrygnął się; lecz posłuchał.
A zbudziwszy się Anhelli, usiadł i zapytał, co się z nim stało?
Odpowiedzieli mu rybacy: Panie! widzieliśmy duszę twoje i prosiemy cię, bądź królem naszym! albowiem nie w takiej jasności ubrani są królowie chińscy, jak dusza, która jest z twego ciała.
A nie widzieliśmy nic jaśniejszego na ziemi oprócz słońca; i nic jaśniej migającego oprócz gwiazd, które są różowe i sine.
Skrzydeł takich nie mają łabędzie przelatujące w maju przez ziemię naszą.
A nawet uczuliśmy wioń; jakby woń tysiąca kwiatów i zapach konwalii.
Słysząc o tem Anhelli obrócił się do Szamana i rzekł: Prawdaż to jest? - a Szaman rzekł: Prawda - opętanyś jest przez Anioła.
Cóż więc, zapytał Anhelli, uczyniła dusza moja będąc wolną? Powiedz, bo nie pamiętam.
Odpowiedział mu Szaman: Oto poszła po tym gościńcu złotym, co jest na wodzie od księżyca, i uciekała w tamtą stronę jak człowiek, co się spieszy.
A na te słowa spuścił głowę Anhelli i zamyśliwszy się zaczął płakać mówiąc: Oto chciała powrócić do ojczyzny.
Uspokoiwszy więc Szaman płacz w Anhellim opuścił rybaków i odszedł w pustynie.
A księżyc jeszcze był wysoko, gdy zaszli do chaty starego człowieka, który przywitał Szamana jak dawnego przyjaciela. Był to jeden z wygnańców barskich... ostatni.
Chata jego ocieniona szeroką jabłonią i pełna gniazd gołębich, i śpiewająca od świerszczów ustronna była i spokojna.
I postawił ów starzec przed gośćmi cynowy dzban, chleby i Jabłka czerwone, a potem zaczął jak zwykle rozmowę o dawnych czasach i o ludziach już umarłych.
Nie wiedział zaś nic, że nowe pokolenie w Polszcze i nowi byli rycerze i nowi męczennicy; i nie chciał wiedzieć o tem będąc człowiekiem przeszłości.
A nie było już w nim żadnej pamięci, ale była pamięć o rzeczach, które mu się zdarzyły za młodu; lecz o dniu wczorajszym nie wiedział i nie myślał o jutrze.
A utrzymywał się z robaczków, które nazywają czerwcem; i z nich płacił podatek carowi, a był właśnie dzień składania daniny.
Jakoż o godzinie poźnej zajechał przed chatę celnik, i napiwszy się ze dzbana dopomniał się o rzecz winną.
Stary więc ów człowiek obnażył się ze wszystkiego, aby wystarczył podatkowi i sługę onego zbogacił.
A zabrawszy wszystko celnik wychodził z chaty mówiąc: Oto masz jabłoń owocami okrytą, muszę z niej wziąść dziesięcinę.
To powiedziawszy, sługom swoim rozkazał trząść drzewo stare i rozrosłe, a Szaman do Anhellego rzekł:
Pójdź i stań pod jabłonią, a nic nie mów do tych, co trzęsą drzewem, aż się moc Boska pokaże.
Poszedł więc Anhelli i stanął pod ulewą jabłek czerwonych, jak człowiek spokojny.
A oto jabłoń okryła się wielką jasnością, a owoce na niej stały się gwiazdami i błyszcząc bardzo nie upadały więcej.
I gołębie śpiące obudziły się myśląc, że już jest godzina ranna, i umywszy pióra wyleciały w powietrze różane.
Więc światłość owa przeraziła celniki, tak że zostawiwszy cały podatek uciekli w przestrachu i wsiadłszy na wóz odjechali.
A Szaman zawoławszy Anhellego rzekł: Chodźmy stąd! albowiem gospodarz pytać nas będzie, jaką władzą to czyniemy; a to jest tajemnicą i znaczenie tych gwiazd tajemnicą jest.
Tak mówiąc otoczył się ciemnością z Anhellim i wyszli.
I rzekł Szaman: Oto już nie będziemy cudów okazywać, ani mocy Bożej, która w nas jest, ale płakać będziemy; bo zaszliśmy do ludzi, którzy nie widzą słońca.
Ani nauk im dawać należy, bo ich więcej nauczyło nieszczęście; ani nadziei im dawać będziemy, bo nie uwierzą. W dekrecie, co je potępił, napisano było: na wieki!...
Oto są kopalnie Sybiru!
Stąpaj tu ostrożnie, bo ta ziemia brukowana jest ludźmi śpiącymi. Słyszysz? oto oddychają głośno, a niektórzy z nich jęczą i gadają przez sen:
Jeden o matce swojej, drugi o siostrach i braciach, a trzeci o domie swoim i o tej, którą miłował sercem, i o łanach, gdzie mu się zboże kłaniało jak panu swemu, i szczęśliwi są teraz przez sen... lecz się obudzą.
W innych kopalniach wyją zbrodniarze; lecz ta jest tylko grobem synów ojczyzny i pełna cichości.
Łańcuch, co tu szczęka, smutny ma głos, a w sklepieniu są różne echa, i jedne echo, które mówi: Żałuję was.
Gdy się litował Szaman, weszli strażnicy i żołnierze z lampami budzić śpiące do pracy.
Powstali więc wszyscy z ziemi i rozbudzili się, i szli jak owce ze spuszczonemi głowami, oprócz jednego, który nie wstał, bo był umarł we śnie.
Więc przystąpiwszy Anhelli do tych, co szli na pracę z młotami, zapytał jednego z nich cichym głosem: kto był ten umarły i z jakiej choroby skończył.
Na to mu odpowiedział człowiek blady i aresztant.... Ten, o którego pytasz, księdzem był, ja go znałem; spowiadał żonę moją i dzieci w ojczyźnie.
A gdy przyszła wojna, siadł na koń z krzyżem w ręku i z bosemi nogami; a gdy był ogień, przed szeregami stał, krzycząc: Za ojczyznę!... za ojczyznę!
I przywołał go biskup i wydał katom w ręce, ale wprzódy zdjął z niego poświęcenie na rynku miejskim i wypuścił z rąk pastorał i omdlał.
A kąty pochwycili człowieka Bożego i wepchnęli go w ciasną siermięgę, a potem go w niej zamknęli z trudnością, bo był otyły ten człowiek, i stał bez ruchu jak rzecz martwa.
Więc przywieziono go do kopalni, i udawał, że mu jest dobrze na sercu; alem ja widział, że był blady i smutny.
I poddał się rozpaczy i sechł jak stare drzewo. A przystąpiwszy raz do niego rzekłem: Bój się Boga! dlaczego się gryziesz?
I rzekł mi z wielką tajemnicą jak człowiek obłąkany: Zapomniałem wyrazów pacierza.... i pogroziwszy mi palcem, abym był cicho, odszedł.
I zobaczyłem go raz, że brał w ciemności ołów zgniły i truciznę ową pożywał.
A po kilku dniach rumieniec ceglany wyszedł mu na twarz, a ciało opadło na kościach jak zmoczone płótno namiotu, oczy zaś miał błyszczące.
A dziś nie wiem jak umarł, bo oto spałem przy nim, a nie słyszałem, aby choć westchnął.
A jeżeli macie serce, żałujcie go, bo go znam, był człowiek uczciwy.
Więc Anhelli obróciwszy się do Szamana rzekł: To samobójca!
Lecz Szaman zasłonił oczy i podniósłszy kawałek ołowiu z ziemi rzekł: Ten ołów zabójcą jest i doradzcą złym, bo mówił: Weź mię i zjedz, jam jest końcem i spokojnością.
Ten ołów oszukańcom jest, bo się udał przed człowiekiem za Boga, który sam tylko cierpienie kończy na wieki i serce uspakaja.
A przeklęty, kto przed najmniejszym wichrem pada na ziemię i łamie się!..... podobny strzaskanej kolumnie.
Lecz przed wichry silnemi i wam padać wolno... będziecie żałowani.
Cóż więc! odmówią nam poświęconego cmentarza? Kto wie, jaki jest sen w niepoświęconej mogile?
Wszakże lepiej jest umierać w gromadce dzieci i wnucząt, które płaczą... i patrzeć na rozwijanie się drzew wiosennych, i mieć godzinę cichą.
Gdy tak mówił Szaman, otoczyli go kołem nędzarze i rzekli: Dobrze nauczasz, jesteś człowiekiem z serca, a może przysłanym od Boga.
Więc oto wiedz, że przed pięcia dniami upadła skała i zawaliła jeden z korytarzów, gdzie pracował człowiek pewny stary z pięcia synami, a strażnicy nie chcą jej rozwalić prochem mówiąc: To długa praca, niech umrze.
A my stajemy co dnia przy owej skale słuchać, czy jeszcze żyją; lecz nie słychać nic w tej jaskini, nawet jęku.
Jeżeliś jest człowiek Boży, odwal kamień; może jeszcze żyje ojciec lub które z dzieci jego.
Spraw przynajmniej zadziwienie katom naszym uwolniwszy tych ludzi, albowiem pomrą z głodu.
Przyprowadzili więc Szamana ku owej skale i stało się wielkie milczenie, a Szaman podniósłszy oczy w górę modlił się.
I przyszedł wiatr podziemny i wywrócił skałę, tak że otworzyła się czeluść ciemna i głęboka, a żaden w nią nie śmiał wstąpić najpierwszy.
Więc Szaman wziąwszy kaganiec wszedł do lochu po rozwalonych kamieniach, a za nim Anhelli i więźniowie.
I okropny ujrzeli widok! Oto na ciele najmłodszego syna leżał ojciec, jak pies, co położy łapy na kości i gniewny jest.
A oczy tego ojca otwarte błyszczały jak szkło, a czworo innych umarłych leżało w bliskości leżąc jedni na drugich.
I spojrzawszy na nie Szaman rzekł: Co uczyniłem? Oto ojciec żyje, a synowie pomarli już. Dlaczegożem się modlił!
Tak mówiąc wyszedł z lochu, a połowa zgrai szła za nim.
A przechodząc dalej, ujrzeli wiele ludzi bladych i umęczonych, których imiona wiadome są w ojczyźnie.
I przyszli nad jezioro podziemne, i postępowali brzegami ciemnej wody, która się nie ruszała, a złota była gdzieniegdzie od światła kagańców.
I rzekł Szaman: Jestże to morze Genezaretańskie ...
entlik