Kim Lawrence
Hiszpan w Londynie
Mamo, proszę, musisz odpocząć — nalegał Raul Carreras, łagodnie popychając matkę z powrotem na poduszki.
Niepokoiła go jej bladość. Zresztą nie było się, czemu dziwić: dopiero, co straciła męża, a zaraz potem starszego syna. Kraul obawiał się, że tego, co stało się dziś w nocy, matka może już nie prze trzymać.
— Nie chcę odpoczywać! — Krzyknęła Aria Carreras z irytacją, podrywając się, żeby wstać. — Nie traktuj mnie jak dziecko. Uprowadzono moje wnuki! Jeden Bóg wie, gdzie teraz mogą być. Może nawet już nie żyją! A ty chcesz, żebym odpoczywała? — Jej głos wzniósł się do najwyższych tonów, w oczach zabłysły łzy.
Twarz Raula stężała. Teraz nie mógł w żaden sposób ulżyć matce w bólu, ale pewnego dnia, przysiągł sobie, ktoś za to zapłaci!
— Po pierwsze, nie wiemy na pewno, czy dzieci zostały porwane...
— Ale uważasz, że tak, prawda? Gdyby tylko twój oj ciec tu był! On wiedziałby, co zrobić. Zresztą gdyby tu był, w ogóle by do tego nie doszło. Nie pozwoliłby na to!
Uniosła wzrok i dojrzała spazm bólu na twarzy syna. Poczuła wyrzuty sumienia. Raul tak rzadko pozwalał sobie na okazanie uczuć. Przez to wszyscy
— nawet ku swojemu wstydowi ona sama - zapominali, że przecież on też nie jest ich pozbawiony.
Wzięła go za rękę.
— Przepraszam, to nie było uczciwe. Zrobiłeś wszystko, co można, by wzmocnić nasz system obrony.
Raul uścisnął jej rękę i uśmiechnął się ponuro. Jak się okazało, te ulepszenia na nic się nie zdały. Ktoś uprowadził dzieci, a alarm milczał.
To tyle, jeśli chodzi o najnowszą technikę!
— Jednak gdyby twój ojciec jeszcze tu z nami był, już krzyczałby na wszystkich, stawiał policję na baczność, aż w końcu doprowadziłby do dyplomatycznego incydentu!
— Co najmniej — zgodził się Raul, a jego czarne oczy rozjaśniły się na moment uśmiechem. — Ale teraz musisz mi zaufać, że zrobię wszystko, co musi być zrobione. Sprowadzę z powrotem Katerinę i Antonia. I ty o tym wiesz.
Gdyby ktoś inny dawał jej taką obietnicę, pomyślałaby, że po prostu chce ją uspokoić. Ale Raul był jednym z tych rzadkich ludzi, którzy nigdy nie obiecywali czegoś, czego nie potrafiliby spełnić.
— Wiem — przyznała i mimo wszystko troszeczkę się uspokoiła.
— Więc weźmiesz ten proszek na sen, który dał ci lekarz?
Aria westchnęła i uśmiechnęła się żałośnie.
— Jeśli naprawdę muszę...
Raul pocałował ją w oba policzki i obiecał, że przyjdzie do niej, gdy tylko czegoś się dowie.
Gdy spokojnym krokiem wrócił do salonu, detektyw, Pritchard przerwał rozmowę z policjantką, z którą został wyznaczony do śledztwa w tej sprawie, i popatrzył na niego ze współczuciem. Ale stryj porwanych dzieci całkowicie nad sobą panował. W odróżnieniu od reszty domowników, nie był ubrany do snu. Miał na sobie ciemny, elegancko skrojony garnitur i koszulę. Jedynym ustępstwem na rzecz późnej pory był rozluźniony węzeł krawata.
— Jak się czuje pani Carreras? — Spytał troskliwie detektyw.
— Lekarz dał jej lekarstwo na sen.
Ich spojrzenia spotkały się i detektyw opuścił rękę, którą już podnosiłby w pocieszającym geście położyć na ramieniu Raula.
Detektyw Pritchard miał już w życiu do czynienia z wieloma przypadkami kidnapingu i umiał sobie radzić z rodzinami odchodzącymi od zmysłów z niepokoju. Wiedział, co w takich przypadkach mówić, ale tym razem było jasne, że wyrazy współ czucia nie tylko będą nie na miejscu, lecz także wybitnie niepożądane.
Oczywiście nie wszyscy reagują jednakowo, ale nigdy jeszcze nie widział kogoś tak opanowanego jak ten mężczyzna. Po jego zachowaniu trudno było poznać, jakie są jego uczucia, a nawet czy w ogóle jakieś ma.
— No, więc, co teraz robimy? — Spytał Raul.
— Istnieją ustalone procedury, proszę pana.
Po raz pierwszy Raul okazał frustrację. Niemożność zrobienia czegokolwiek powodowała, że, czul się tak, jakby zaraz miał wybuchnąć.
Jednak musi się opanować. Nie może sobie w tej chwili pozwolić na uleganie złości czy strachowi. Musi zachować kontrolę nie tylko nad sytuacją, lecz także nad sobą.
— Jest pan zawodowcem i zastosuję się do pana sugestii.., Jak długo, moim zdaniem, będą one służyły sprawie moich bratanków — powiedział z zimnym uśmiechem?
— Czy to pan odkrył, że dzieci nie ma?
— Tak. Zaglądam do nich przed pójściem spać.
— Raul konwulsyjnie przełknął ślinę, jego oczy pociemniały.
Doznał pan szoku — stwierdził detektyw ze współczuciem.
— Tak. Ilu było porywaczy? Co pokazują taśmy z kamer?
Bruzda na czole Raula pogłębiła się, gdy zobaczył, jak twarz detektywa pochmurnieje.
— Jest z tym jakiś kłopot? — Spytał. Taśmy są czyste.
— Nic na nich nie ma?! — Wykrzyknął Raul.
Detektyw skinął głową.
— Por Dios! — Syknął Raul.
- W przypadkach takich jak ten musimy brać pod uwagę, że porywacze mogli mieć wspólnika w domu.
Ale wszyscy oni cieszą się moim absolutnym zaufaniem— oznajmił Raul. — Są całkowicie lojalni wobec naszej rodziny.
Detektyw był zbyt wytrawnym dyplomatą, by powiedzieć, że w obecnych czasach taka wiara świadczy o zwykłej naiwności.
— Pański system ochrony jest skomputeryzowany — zaczął, zmieniając temat — i obawiam się, że ktoś przy nim manipulował.
— Powiedziano mi, że jest odporny na wszelkie ataki — parsknął Raul.
— Z mojego doświadczenia wynika, że nie istnieją systemy odporne na wszystko, proszę pana. I obawiam się, że ci ludzie nie są amatorami. Mamy do czynienia ze sprawcami, którzy dokładnie wie dzieli, co robią.
Nastała chwila ciszy. Policjant czuł na sobie badawczy wzrok Carrerasa.
— A pan wie, co pan robi?
Jeżeli da niewłaściwą odpowiedź na to pogardliwe pytanie, może się pożegnać z nadzieją na współpracę. A w tej chwili ostatnie, czego potrzebo wał, to prywatna armia zatrudniona przez tego rekina finansów.
— A więc, ja...
Carreras uniósł rękę.
— Nie interesuje mnie skromność —wyjaśnił cierpko. — Interesuje mnie wyłącznie kompetentna robota.
— Jestem dobry w swojej pracy.
Raul skinął głową.
— Doskonale. Więc co teraz robimy?
— Czekamy na wiadomość od porywaczy. Oczywiście założyliśmy podsłuch na liniach telefonicznych, ale... — Wzruszył ramionami.
— Sam pan powiedział, że ci ludzie wiedzą, co robią — wszedł mu w słowo Raul.
— Ludzie popełniają błędy. Zakładam, że pan nie będzie miał trudności finansowych, jeżeli zażądają okupu?
— Zrobię, co trzeba, oczywiście w ramach prawa.
Ta ironia zmartwiła detektywa.
— Musiałem to sprawdzić. Panie Carreras, proszę nie tracić nadziei ani nie robić ni pochopnie. — Pritchard, wnikliwy znawca ludzkiej natury, już po kilku minutach rozmowy wiedział, że Raul Carreras w razie potrzeby nie będzie się wahał przed nagięciem prawa do swoich potrzeb. — Naprawdę istnieje wielka szansa, że odzyskamy dzieci.
— A ludzie odpowiedzialni za ich uprowadzenie zostaną ukarani.
Policjant, ku własnemu zdziwieniu, poczuł przez sekundę litość dla porywaczy. Och mój Boże, za atakowali niewłaściwego człowieka. Mimo że na ten temat nie padło ani jedno słowo, wiedział, że Raul Carreras nie spocznie, póki nie wytropi osób, które skrzywdziły jego rodzinę, nawet gdyby miało mu to zająć resztę życia.
Antonio nie sprawiał kłopotu. Zmęczony chłopczyk padł na cieple jeszcze łóżko i natychmiast zasnął Natomiast uspokojenie Kateriny zajęło Nell dobrą godzinę. Dopiero wtedy mogła zatelefonować
Bez wymyśleń rozhisteryzowanej nastolatki i bez jej gróźb, że znów ucieknie.
Jednak Katerina do pewnego stopnia miała rację.
Z jej tyrady jasno wynikało, że Raut Carreras, stryj, który został opiekunem dzieci po śmierci ich ojca w zeszłym miesiącu, traktował swoich podopiecznych z delikatnością buldożera.
Boże, jakim głupcem jest ten człowiek, pomyślała Nell pogardliwie, gdy Katerina relacjonowała pewien incydent z zeszłego tygodnia. Już samo to, że siłą wyciągnął ją ze spotkania z koleżankami i kolegami było złe, ale jeszcze gorsze było to, że w ich obecności kazał jej zmyć makijaż, mówiąc, że wygląda w nim śmiesznie.
Takie władcze i nieczułe zachowanie, zastanawiała się Nell, mogło być celowe. Może Raul chciał doprowadzić do buntu nastolatkę, która do tej pory była traktowana o wiele większą wyrozumiałością?
Jednak z drugiej strony Nell zdawała sobie sprawę, jaki niepokój musiało wzbudzić w domu Carrerasa zniknięcie dzieci.
— Mówiłaś, że macie wszędzie kamery bezpieczeństwa. Na pewno ktoś musiał zauważyć, że wychodzicie?
— Pomajstrowałam przy nich — wyjaśniła Katerina, wzruszając ramionami — To było dziecinnie proste. Ale nie przejmuj się, system nie działał tylko przez tę chwilę, kiedy wychodziliśmy. Teraz srebra rodzinne są znów bezpieczne.
— Jestem pewna, że bardziej troszczą się o was niż o srebra.
— Tak sądzisz — wycedziła Katerina cynicznie.
— Na pewno są chorzy ze zmartwienia.
— Co, mnie to obchodzi!
— Kate, na pewno tak nie myślisz.
— No dobrze, ale oni nie są moją rodziną — parsknęła Katerina, bazgrząc na kartce numer telefonu. Ty jesteś bardziej moją rodziną niż oni. Nigdy nie mieli czasu dla taty, bo ożenił się nie po ich myśli. Ani razu, nawet, gdy mama była chora, nie skontaktowali się z nim.
— Ale, nie powinnaś mieć do nich o to żalu. Twój tato nie miał, prawda?
Katerina uśmiechnęła się przez łzy.
— Tato nigdy nie gniewał się długo.
A już zwłaszcza na córkę, której pobłażał w sposób wołający o pomstę do nieba, pomyślała Nell, podając Katerinie chusteczkę. Dziewczyna mniej wrażliwa mogłaby wyjść z tego rozpuszczona jak dziadowski bicz, pomyślała z czułością, przytulając ją na chwilę.
— I chciałby, żebyś ty też się nie złościła. Zresztą stryj był bardzo młody, gdy twój tato walczył z rodziną, więc mógł w ogóle nie być w to wmieszany — przekonywała Nell, starając się nie myśleć o własnej opinii na ten temat — Może warto byłoby dać mu szansę? To, co teraz się dzieje, jest całkiem nowym doświadczeniem dla was wszystkich.
— Może, ale może on nie powinien uczyć mnie hiszpańskiego.
Słysząc tę dziecinną skargę, Nell się roześmiała.
— To nie wydaje się nierozsądne, Kate. Przecież jesteś pół -Hiszpanką i twój tato zawsze bardzo żałował, że nie jesteś dwujęzyczna.
— No, może i tak. Ale co powiesz o jego pomyśle, żeby wysłać Antonia do jakiejś szpanerskiej szkoły z internatem? Twoim zdaniem to rozsądne?
— Katerina aż zachłysnęła się triumfem, widząc oburzenie Nell — Antonio mnie potrzebuje! — Nagle w jej oczach ukazały się łzy — Gdy do nich zadzwonisz, powiedz, że nie wrócimy — krzyknęła drżącym głosem i uciekła do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi.
Nell czuła się całkowicie bezradna, słuchając jej rozpaczliwego szlochu. Ze smutkiem wybrała numer, który dziewczyna jej podała. Jeżeli jest coś, co może zrobić, by pomóc dzieciom Javiera, zrobi to bez wahania, zdecydowała, prostując szczupłe ramiona.
— Halo, przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze, ale czy mogłabym rozmawiać z panią Carreras — Nell uznała, że może babcia rozpatrzy sprawę Kateriny z większą sympatią niż jej stryj. Bo przecież to nie miało nic wspólnego z faktem, że wolała nie rozmawiać z mężczyzną, który nawiedzał ją w snach, prawda?
— Nie rozmawiaj z nią — krzyknęła Katerina, która właśnie wyszła z łazienki — Ona zrobi wszystko, co on jej każe. Wszyscy się go słuchają.
Ta gorzka uwaga sprawiła, że przed oczami, Nell pojawiła się postać ciemnego upadłego anioła. Widziała go tylko raz, na pogrzebie, ale wywarł na niej niezatarte wrażenie. Bo też Raul Carreras nie był mężczyzną, którego łatwo zapomnieć.
Flotylla lśniących czarnych limuzyn zabrała rodzinę z cmentarza, barwni przyjaciele Javiera ze świata sztuki też już się rozchodzili, ale jedna osoba została. Obraz wysokiego, szerokiego w ramionach, ubranego na czarno mężczyzny stojącego nad grobem samotnie ze smutno opuszczoną głową odcisnął się jak piętno w umyśle Nell, tak samo zresztą jak słowa, które zamienili.
Stała ukryta wśród drzew i miała nadzieję, że nikt jej nie zauważy aż do chwili, gdy Raul uniósł wzrok i spojrzał jej prosto w oczy.
A w jego spojrzeniu było coś, co nie pozwolilo jej odwrócić wzroku. Raul Carreras był po prostu najbardziej seksownym mężczyzną, jakiego w życiu widziała. Po kilku sekundach uniósł pytająco brew.
Świadoma, że stoi z otwartymi ustami, zamknęła je szybko i podeszła, irracjonalnie czując się jak intruz.
— Przepraszam, nie chciałam pana przestraszyć.
Obdarzył ją zimnym, cynicznym spojrzeniem.
— Nie przestraszyłem się.
— Jestem...
— Wiem, kim pani jest — powiedział z niezrozumiałą wrogością.
— Jak się czują dzieci — spytała, wytrącona z równowagi.
Po śmierci Javiera Nell wiele razy próbowała porozmawiać z Kateriną i Antoniem przez telefon, ale służba w domu Carrerasów zawsze udaremniała te próby. Uprzejmie jej wysłuchiwali, gdy wyjaśniała, że jest przyjaciółką dzieci, a potem oznajmiali, że w tej chwili żaden z członków rodziny nie może podejść do telefonu, ale jej kondolencje zostaną przekazane.
Zastanawiała się, czy może pójść do nich do domu i osobiście wyjaśnić sprawę, ale porzuciła ten pomysł. Carrerasowie i tak mieli zbyt wiele spraw na głowie. Odczeka trochę, a potem znów spróbuje się z nimi skontaktować.
Pyta pani, jak się czują? Właśnie stracili ojca.
— Przepraszam. To było głupie pytanie.
- Tak.
Nell zamrugała, słysząc tę brutalną odpowiedź.
— Czy uważałby pan, że się narzucam, gdybym przyszła do nich do domu?
Myśląc, że nie zrozumiał, co powiedziała, po wtórzyła swoje pytanie.
Raul Carreras podszedł o krok bliżej Był o wiele wyższy niż Hiszpanie, których do tej pory poznała — miał ponad metr dziewięćdziesiąt — szczupły, ale o szerokich ramionach i długich nogach. Miał budowę atlety.
— Do domu zapraszamy tylko przyjaciół i rodzinę — wyjaśnił.
A ty nie jesteś ani przyjaciółką, ani krewną. Chociaż te słowa nie padły, Nell doskonale zrozumiała, że to właśnie miał na myśli. Po mistrzowsku osadził ją na miejscu.
Nell z trudem otrząsnęła się z tych wspomnień. Tymczasem jej rozmówca powiedział:
— Niestety pani Carreras w tej chwili me może podejść. Czy chce pani rozmawiać z panem Carrerasem?
Nell westchnęła. Chyba będę musiała — Dziwiła się tylko, że nie spytano jej o nazwisko.
— Raul Carreras.
Pamiętała ten głos: głęboki, z obcym akcentem. Potarła ramię, na którym nagle pojawiła się gęsia skórka.
— Panie Carreras, pan zapewne mnie nie pamięta... Może pan jeszcze tego nie zauważył, ale dzieci, Antonio i Katerina... Nie ma ich w domu. Są u mnie, zdrowe i bezpieczne.
— Czy mógłbym z nimi porozmawiać, żeby samemu się o tym przekonać?
Nell spodziewała się mnóstwa pytań i odczuła ulgę, słysząc tę spokojną odpowiedź. Wyciągnęła słuchawkę do Kateriny, ale dziewczyna była w tak buntowniczym nastroju, że tylko pokręciła głową i skrzyżowała ręce na piersi.
— Przykro mi, panie Carreras, ale to nie jest odpowiednia chwila.
— A kiedy nadejdzie odpowiednia? Nawet mimo dzielącej ich odległości chłód w jego głosie przyprawił Nell o dreszcz. Może Katerina nie przesadzała, mówiąc o srogości stryja? Może jego zachowanie nie było spowodowane brakiem umiejętności wychodzenia naprzeciw potrzebom osieroconych dzieci, lecz po prostu nieczułym, zimnym sercem?
— No cóż, to zależy...
— Nie chcę go widzieć! Nigdy — oświadczyła Katerina dramatycznie.
...
wassermi