Melissa P.- Sto pociągnięć szczotką przed snem.doc

(562 KB) Pobierz
Melissa P

Melissa P.

Sto pociągnięć szczotką przed snem


Melissa P.

Sto pociągnięć szczotką przed snem Prószyński i S-ka

Przełożyła Dorota Ściborowska-Wytrykus


 


Annie


The present work was proposed to the publishing house by the Literary Agency EDITIO DIALOG (www.editio-dialog.com). Tytuł oryginału:

Cento colpi di spazzola prima di andare a dormire. Copyright © 2003 by Fazi Editore Roma.

Projekt okładki: Katarzyna Słońska-Flis

Zdjęcie na okładce: Getty Images

Redakcja: Zuzanna Rogosz

Redakcja techniczna: Małgorzata Kozub

Korekta: Michał Załuska

Łamanie: Aneta Osipiak

ISBN 83-7469-050-X

Wydawca:

Prószyński i S-ka SA

02-651 Warszawa, ul. Garażowa 7

Druk i oprawa:

ABEDIK S.A.

61-311 Poznań, ul. Ługańska 1

 

Scan by ka_ga


6 lipca 2000

15.25

Pamiętniku, piszę w moim pokoju, pogrążonym w półmro­ku, oklejonym reprodukcjami Gustava Klimta i plakatami Marleny Dietrich. Ona patrzy na mnie tym swoim rozmarzonym, wyniosłym wzrokiem, jak gryzmolę na białej kart­ce, na której odbijają się promienie słońca, przenikające z trudem przez szpary w żaluzjach.

Jest upał, upał męczący, suchy. Słyszę telewizor grający w drugim pokoju, dociera też do mnie dziecinny głos sio­stry, która podśpiewuje motyw z jakiejś kreskówki, na ze­wnątrz beztrosko wydziera się świerszcz, ale w domu panu­je cisza i spokój. Wydaje się, że wszystko przykrywa i chroni klosz z cienkiego szkła, a upał spowalnia swym ciężarem wszelkie ruchy; wewnątrz nie jestem jednak spokojna. Czu­ję, jakby jakaś mysz wgryzała się w moją duszę, jednak tak delikatnie, że staje się to niemal przyjemne. Nie czuję się źle, ale i nie czuję się dobrze, niepokojące jest to, że w ogóle „nie czuję się". Potrafię się jednak odnaleźć. Wystarczy bowiem, że podniosę wzrok i skrzyżuję go z odbiciem w lustrze, a ogarnia mnie spokój i błogie szczęście.

Podziwiam się przed lustrem i wpadam w zachwyt nad swym ciałem, które coraz bardziej się zaokrągla, nad coraz zgrabniejszą figurą, nad piersiami, które coraz wyraźniej sterczą pod bluzką i poruszają się lekko przy każdym kro-

ku. Kiedy byłam mała, moja matka przyzwyczajała mnie do widoku kobiecego ciała, bez skrępowania chodziła nago po domu, dlatego też kształty dorosłej kobiety nie są dla mnie czymś nowym. Tylko włosy, niczym leśny gąszcz, skry­wają mój Sekret i zasłaniają go przed wzrokiem. Wielokrot­nie, patrząc na swe odbicie w lustrze, wsuwam tam delikat­nie palec i patrząc sobie w oczy, czuję miłość i podziw dla siebie samej. Rozkosz obserwowania swego ciała jest tak wielka i tak silna, że natychmiast staje się rozkoszą fizycz­ną, nadchodzi wraz z pierwszym muśnięciem, a kończy się żarem i dreszczami, które trwają przez kilka chwil. Potem przychodzi zawstydzenie. W przeciwieństwie do Alessandry, nigdy nie popuszczam wodzów fantazji, gdy się dotykam. Jakiś czas temu zwierzyła mi się, że też się dotyka, i powie­działa, że w takich momentach - niemal zadając sobie ból -lubi wyobrażać sobie, że jakiś mężczyzna ją gwałci. Byłam zszokowana, bo mnie wystarczy patrzeć na siebie, by się podniecić. Spytała, czy ja też się dotykam, ale powiedzia­łam jej, że nie. W żadnym wypadku nie chcę zburzyć tego świata otulonego tajemnicą, jaki sobie stworzyłam. To jest mój świat, którego jedynymi mieszkańcami są moje ciało i lustro, a twierdząca odpowiedź na jej pytanie oznaczałaby zdradę tego świata.

Jedyną rzeczą, która wprawia mnie w dobre samopoczu­cie, jest ten wizerunek, który podziwiam i kocham; cała reszta jest obłudą. Obłudne są moje przyjaźnie, nawiązane przez przypadek i nacechowane miernością, a na dodatek tak płytkie... Obłudne są pocałunki, które nieśmiało poda­rowałam kilku chłopakom z mojej szkoły. Gdy tylko doty­kam ich ust i czuję niewprawnie wślizgujące się języki, ogar­nia mnie wstręt i mam ochotę uciec jak najdalej. Obłudny jest ten dom, tak nie pasujący do mojego aktualnego stanu ducha. Chciałabym, by nagle wszystkie obrazy spadły ze ścian, by przez okna wdarł się lodowaty, porażający chłód, by wycie psów zastąpiło granie świerszczy.

Pragnę miłości, pamiętniku. Chciałabym poczuć, jak moje serce topnieje, chciałabym zobaczyć, jak kruszą się stalaktyty mojego lodu i pogrążyć się w rzece namiętności i piękna.

8 lipca 2000 20.30

Hałasy na ulicy. Śmiechy wypełniające duszne, letnie powie­trze. Wyobrażam sobie spojrzenie moich rówieśników przed wyjściem z domu: rozpalone, żywe, spragnione wieczornych rozrywek. Spędzą noc na plaży, śpiewając piosenki przy dźwiękach gitary, ktoś zaszyje się głębiej, gdzie ciemność spowija wszystko, szepcząc komuś innemu do ucha niekoń­czące się słowa. Ktoś inny będzie jutro pływał w morzu ogrzanym porannym słońcem, tajemniczym, strzegącym nieodgadnionego życia głębin. Oni będą czuli, że żyją, i bę­dą wiedzieli, jak pokierować swym życiem. OK, zgoda, ja też oddycham, biologicznie jestem w porządku... Ale boję się. Boję się, że wyjdę z domu i napotkam obce spojrzenia. Wiem, żyję w ciągłym konflikcie z samą sobą. Są dni, gdy przebywanie wśród innych pomaga mi i czuję naglącą po­trzebę kontaktu. Kiedy indziej, gdy jedyną rzeczą, jaka mo­że mi sprawić radość, jest bycie samą - ani trochę. Wtedy z niechęcią zrzucam kota ze swego łóżka, wyciągam się na wznak i myślę... Czasami włączam nawet jakąś płytę, prawie zawsze z muzyką klasyczną. Jest mi dobrze w towarzystwie muzyki i niczego więcej nie potrzebuję.

Te hałasy jednak mnie dręczą, wiem, że dziś w nocy ktoś przeżyje więcej ode mnie. A ja zostanę w tym pokoju, słu­chając odgłosów życia i będę ich słuchała tak długo, dopó­ki nie ogarnie mnie sen.

 

 

 

10 lipca 2000 10.30

Wiesz, o czym myślę? Myślę, że może to był kiepski pomysł, by zacząć pisać pamiętnik... Wiem, jaka jestem, znam sie­bie. Za kilka dni zgubię gdzieś klucz, a może z własnej woli przestanę pisać, przesadnie zazdrosna o swe myśli. Być mo­że (co wcale nie jest wykluczone), moja wścibska matka spojrzy ukradkiem na te kartki, a wtedy poczuję się jak idiotka i skończę z pisaniem.

Nie wiem, czy powinnam dać upust swym emocjom, ale przynajmniej się rozerwę.

13 lipca rano

Pamiętniku, jest mi dobrze! Wczoraj byłam na imprezie z Alessandrą, która na obcasach wyglądała na bardzo wy­soką i szczupłą, była jak zwykle piękna i -jak zwykle - tro­chę prostacka w sposobie wyrażania się i poruszania. Ale serdeczna i miła. Początkowo nie chciałam iść, trochę dlate­go, że imprezy mnie nudzą, a trochę dlatego, że wczorajszy upał był tak męczący, że nie byłam w stanie nic robić. Po­tem jednak uprosiła mnie, bym dotrzymała jej towarzy­stwa, więc poszłam. Śpiewając na cały głos, pojechałyśmy skuterem w kierunku wzgórz, które z powodu letniej spie­koty zmieniły się z zielonych i kwitnących w suche i wynisz­czone. Całe Nicolosi zebrało się na wielkiej imprezie na placu, a na rozgrzanym pod wieczór asfalcie ustawiła się cała masa stoisk z cukierkami i suszonymi owocami. Dom znajdował się na końcu nieoświetlonej uliczki. Gdy dojechałyśmy pod bramę, Alessandra zaczęła machać rękami, tak jakby chciała kogoś pozdrowić i zawołała głośno: „Da­niele, Daniele!".

Nadszedł wolnym krokiem i przywitał się z nią. Wyglą­dał na raczej przystojnego, choć w ciemnościach niewiele było widać. Alessandra przedstawiła nas, a on delikatnie uścisnął mi rękę. Po cichu wyszeptał swe imię, a ja lekko się uśmiechnęłam, myśląc, że jest nieśmiały. W pewnym mo­mencie zauważyłam w ciemności wyraźny błysk - to były je­go zęby, niesamowicie białe i lśniące. Wtedy, ściskając nieco mocniej jego dłoń, powiedziałam trochę za głośno: „Melissa", i choć prawdopodobnie nie zauważył moich zębów, które nie są tak białe jak jego, to możliwe, że dostrzegł mo­je rozpalone, błyszczące oczy. Gdy już weszliśmy do środka, zauważyłam, że w świetle wyglądał jeszcze lepiej. Stałam za nim i widziałam, jak przy każdym kroku poruszają się mię­śnie jego ramion. Z moim wzrostem metr sześćdziesiąt czu­łam się przy nim bardzo mała. I brzydka.

Kiedy wreszcie usiedliśmy w fotelach w salonie, znalazł się naprzeciwko mnie i powoli sączył piwo, patrząc mi pro­sto w oczy. W tym momencie zrobiło mi się wstyd z powodu moich wyprysków na czole i zbyt jasnej - w porównaniu z nim - cery. Jego prosty i proporcjonalny nos przypominał nosy greckich posągów, a widoczne na rękach żyły sprawia­ły wrażenie, że jest bardzo silny; duże, ciemnoniebieskie oczy patrzyły na mnie wyniośle i dumnie. Zadawał wiele py­tań, choć mimo wszystko okazywał mi obojętność, co za­miast speszyć, jeszcze bardziej mnie zmobilizowało.

On nie lubi tańczyć, ja również. Zostaliśmy więc sami, podczas gdy inni szaleli, pili i żartowali.

Zapadła cisza, której wolałam uniknąć.

- Ładny dom, prawda? - powiedziałam z udawaną pew­nością siebie.

On tylko wzruszył ramionami, a ja nie chciałam być nie­dyskretna, więc siedziałam cicho.

Nadeszła chwila na pytania osobiste. Gdy wszyscy za­jęci byli tańcem, przysunął się bliżej do mojego fotela i za­czął wpatrywać się we mnie z uśmiechem. Byłam zdziwio­na i oczarowana, czekałam na jakiś ruch; siedzieliśmy sami, w ciemności i nareszcie tak blisko siebie. Potem py­tanie:

- Jesteś dziewicą?

Zaczerwieniłam się, poczułam gulę w gardle i tysiące szpilek przeszyło mi głowę.

Nieśmiało przytaknęłam i natychmiast spojrzałam w in­ną stronę, by ukryć ogromne zmieszanie. Przygryzł wargi, by powstrzymać śmiech, i tylko lekko zakasłał, nie wymó­wiwszy ani słowa. Mnie tymczasem ogarnęły silne, gwałtow­ne wyrzuty: Teraz już nawet na ciebie nie spojrzy, idiotko! -ale w gruncie rzeczy cóż mogłam powiedzieć, to prawda, je­stem dziewicą. Nikt mnie nigdy nie dotykał oprócz mnie sa­mej, i jest to dla mnie powód do dumy. Czuję jednak cieka­wość, i to wielką. Przede wszystkim ciekawość poznania nagiego ciała mężczyzny, ponieważ nigdy mi na to nie po­zwolono. Kiedy w telewizji pojawiają się sceny rozbierane, mój ojciec natychmiast łapie pilota i zmienia kanał. A kiedy tego lata zostałam na całą noc z chłopakiem z Florencji, który był tu na wakacjach, nie odważyłam się włożyć ręki tam, gdzie on włożył swoją.

Do tego dochodzi pragnienie, by przeżyć rozkosz wywo­łaną przez kogoś innego, a nie przez siebie samą, by poczuć dotyk jego skóry na mojej. No i w końcu przywilej bycia tą pierwszą spośród znajomych dziewczyn w moim wieku, która miała stosunek. Dlaczego mnie o to spytał? Jeszcze się nie zastanawiałam, jak będzie wyglądał mój pierwszy raz, i bardzo prawdopodobnie nigdy o tym nie pomyślę, po prostu chcę to przeżyć i -jeśli to możliwe - zachować na za­wsze piękne wspomnienie, które będzie mi towarzyszyć w najsmutniejszych momentach mego życia. Myślę, że to mógłby być on, Daniele, wyczułam to z wielu powodów. Wczoraj wymieniliśmy numery telefonów, a tej nocy, gdy spałam, wysłał mi SMS-a, którego odczytałam dziś rano: „Było mi z tobą bardzo fajnie, bardzo mi się podobasz i chcę się z tobą spotkać. Przyjdź do mnie jutro, popływamy w basenie".

19.10

Jestem zaniepokojona i zmieszana. Zderzenie z tym, czego jeszcze kilka godzin temu nie znałam, było raczej gwałtow­ne, choć może wcale nie takie wstrętne.

Jego dom letniskowy jest bardzo piękny, otoczony buj­nym zielonym ogrodem i masą kolorowych kwiatów. W nie­bieskim basenie odbijał się blask słońca, a woda zachęcała, by się w niej zanurzyć; właśnie dziś jednak nie mogłam, bo miałam okres. Spod płaczącej wierzby obserwowałam in­nych, jak nurkowali i bawili się, podczas gdy ja siedziałam przy bambusowym stoliku ze szklanką mrożonej herbaty w ręku. Patrzył na mnie, uśmiechając się od czasu do czasu, a ja z radością odwzajemniałam uśmiechy. Potem zobaczy­łam, jak wspina się po schodkach i idzie w moim kierunku, ze strużkami wody ociekającymi powoli po lśniącym torsie, poprawiając jedną ręką mokre włosy i pryskając dokoła drobnymi kropelkami.

-Przykro mi, że nie możesz się zabawić - powiedział z lekką ironią.

-              Nie ma problemu - odpowiedziałam. - Poopalam się trochę.

Nic nie mówiąc, wziął mnie za rękę, drugą schwycił zim­ną szklankę i odstawił na stół.

-              Dokąd idziemy? - spytałam ze śmiechem, ale i z pew­nym niepokojem.

Nie odpowiedział i zaprowadził mnie do drzwi, do któ­rych prowadziło jakieś dziesięć schodków, wyjął spod wycie­raczki klucze; jeden z nich wsunął do zamka, patrząc na mnie przebiegłymi, błyszczącymi oczyma.

-              Ale dokąd mnie prowadzisz? - spytałam z tym samym, dokładnie skrywanym niepokojem.

I znów żadnej odpowiedzi, tylko lekkie parsknięcie śmie­chem. Otworzył drzwi, wszedł do środka, wciągając mnie za sobą, i zamknął je za moimi plecami. W niesamowicie gorą­cym pokoju, oświetlonym tylko przez promyki światła prze­nikające przez żaluzje, oparł mnie o drzwi i namiętnie cało­wał, pozwalając mi rozkoszować się swymi ustami o smaku truskawek i w kolorze łudząco przypominającym te owoce. Opierał się rękami o drzwi, mięśnie ramion miał napięte i mogłam pod palcami poczuć ich siłę, głaszcząc je i przebie­gając po nich podobnie do dreszczy, które przebiegały po moim ciele. Potem ujął mą twarz w dłonie, zostawił w spo­koju moje usta i spytał cicho:

-              Miałabyś na to ochotę?

Przygryzając wargi, powiedziałam, że nie, ponieważ na­gle ogarnęło mnie tysiące obaw, zupełnie niesprecyzowanych, abstrakcyjnych. Zacisnął mocniej dłonie na moich po­liczkach i z siłą, która może według niego miała być pieszczotą, popychał moją głowę coraz niżej, ukazując mi nagle Nieznane. Teraz miałam go przed oczyma, pachniał mężczyzną i każda jego żyła wyrażała taką siłę, że wydawa­ło mi się, iż muszę się z nią zmierzyć. Wsunął się pewnie po­między me wargi, zabierając ze sobą smak truskawek, któ­rym były jeszcze przesiąknięte.

Potem pojawiła się kolejna niespodzianka i poczułam w ustach dość pokaźną ilość gęstego, ciepłego i kwaśnego płynu. Poderwałam się nagle pod wpływem tego nowego odkrycia, co sprawiło mu lekki ból, ale przytrzymał rękami moją głowę i jeszcze mocniej przycisnął do siebie. Słyszałam jego zadyszany oddech i w pewnym momencie wydało mi się, że gorący powiew tego oddechu dotarł aż do mnie. Po­łknęłam ten płyn, nie wiedząc, co z nim robić. Mój przełyk wydał lekki odgłos i zrobiło mi się wstyd. Gdy jeszcze klę­czałam, zobaczyłam, że opuszcza ręce i pomyślałam, że chce unieść moją twarz. On tymczasem podciągnął kąpie­lówki i usłyszałam dźwięk gumy uderzającej o zlaną potem skórę. Podniosłam się więc sama i popatrzyłam mu w oczy, czekając na jakieś słowo, dzięki któremu poczułabym się pewniejsza i szczęśliwa.

-              Chcesz coś do picia? - spytał.

Ponieważ ciągle czułam kwaśny smak w ustach, powie­działam, że napiłabym się wody. Wyszedł, a po chwili wrócił ze szklanką w dłoni; tymczasem ja, dalej oparta o drzwi, przyglądałam się z ciekawością pokojowi, w któ­rym wcześniej zapalił światło. Patrzyłam na jedwabne za­słony i rzeźby, na książki i gazety leżące na eleganckich kanapach. Ogromne akwarium rzucało na ściany błysz­czące refleksy. Słyszałam hałasy dochodzące z kuchni i nie było we mnie ani zakłopotania, ani wstydu, tylko ja­kieś dziwne zadowolenie. Dopiero później ogarnął mnie wstyd, gdy obojętnym gestem podawał mi szklankę, a ja spytałam:

-              Naprawdę tak się to robi?

-No jasne! - odpo...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin