Sitchin Zecharia - Dwunasta Planeta.doc

(1690 KB) Pobierz
Dwunasta

Paradoksem historii jest fakt, że im bardziej oddalamy się w czasie od zamierzchłych epok, tym więcej o nich wiemy.

Dwieście lat temu, gdy Europa odkrywała Egipt, nikt nie   przypuszczał, że przed tą najstarszą, jak sądzono, cywilizacją  istniała kultura wyższa, wszechstronniejsza: kultura Sumera,  którego instytucje społeczne okazały się duchowo znacznie bliższe Europie niż kultura Egiptu.

Do niedawna sądzono, że Homo sapiens wyszedł z laboratorium ewolucji 40 000 lat temu. Dziś wiemy, że co najmniej  250 000 lat przed nami żyli na Ziemi ludzie wyglądający jak  my. Ich pojawienie się po dziś dzień spowija mgła tajemnicy.  I Wieloletnie studia genialnego amerykańskiego orientalisty  zaowocowały pasjonującą choć kontrowersyjną książką. Ba­dania cywilizacji Sumera i wszechstronna analiza zabytków  piśmiennictwa najstarszych kultur Bliskiego Wschodu skłoniły autora do wysunięcia śmiałej hipotezy, że powstanie i  rozwój człowieka byłyby niemożliwe bez interwencji istot  wyższych. Bogowie starożytności, przez jahwistycznych  i, kompilatorów a później chrześcijańskich redaktorów Biblii  i skazani na. niebyt, nie tylko istnieją: to właśnie oni umożliwili  Ludziom wyjście ze stanu dzikości.

Dwunasta Planeta może drażnić osoby wyznające trady­cyjny pogląd, że we Wszechświecie prócz Stwórcy istnieje  tylko człowiek. Książka ta zgorszy również wyznawców  darwinizmu, teorii pokutującej w szkołach i encyklopediach.

Dwunasta planeta Układu Słonecznego, Marduk, co 3600  lat zbliża się do Ziemi, przelatując między Marsem a Jowi­szem, »badając ukrytą wiedzę [...], widząc wszystkie sfery  I Wszechświata". Bo Marduk:

„Ponad wodami zakreślił orbitę;  Gdzie światło i ciemność się łączą.  Tam są najdalsze jego granice".

Czy więc co 3600 lat możemy oczekiwać wizyt biblijnych Nefilim, „ludzi ognistych rakiet", naszych prawdziwych  ` stwórców i twórców ziemskiej cywilizacji?

 

 

 

UWAGA WERSJA BETA2 bez grafiki – LEPSZEJ JUŻ NIE BĘDZIE (TROCHE MI SIĘ NIE CHCE)
              WERSJA Z GRAFIKAMI WAZY 62Mb J I LEŻY NA MOIM HDD, MOGĄ POJAWIĆ SIĘ BLEDY
ALE NIE MAM SIL NA ICH POPRAWIANIE, TO 197STRON !!!

 

 

 

 

 

 

Zecharia Sitchin

Tłumaczył

Marcin Pisarski

Dwunasta Planeta

księga pierwsza kronik Ziemi

 


Tytel oryginale: The 12th Planet

Projekt okladki: Studio Grafiki Komputerowej Wydawnictwa Prokop

Copyright © for the Poliste edition by Wydawnictwo Prokop, Warszawa 1996

Głównym źródłem biblijnych wersetów cytowanych w Dwunastej Planecie jest oryginalny, hebrajski tekst Starego Testamentu. Należy sobie uświadomić, że wszystkie brane pod uwagę tłumaczenia - naj­ważniejsze z nich wyszczególniam na końcu książki - są tylko tłuma­czeniami lub interpretacjami. W analizie końcowej tym, co się liczy, jest oryginalny przekaz hebrajski.

W ostatecznej wersji, przedstawionej w Dwunastej Planecie, porów­nałem dostępne tłumaczenia i skonfrontowałem je ze źródłem hebraj­skim, a także z odpowiadającymi mu sumeryjskimi i akadyjskimi tekstami-opowieściami. Uważam, że doszedłem w ten sposób do naj­wierniejszego przekładu.

Interpretacja sumeryjskich, asyryjskich, babilońskich i hetyckich tekstów zaangażowała wielu uczonych na okres dłuższy niż stulecie. Po odcyfrowaniu pisma i języka pojawiła się kwestia transkrypcji, transliteracji, a w końcu tłumaczenia. Możliwość wyboru między róż­niącymi się tłumaczeniami lub interpretacjami często warunkowana była sprawdzeniem znacznie wcześniejszych transkrypcji i translitera­cji. W innych przypadkach świeże spojrzenie wpółczesnego uczonego mogło rzucić nowe światło na któryś ze wczesnych przekładów.

Wykaz bliskowschodnich tekstów źródłowych zamieszczony na koń­cu książki obejmuje zatem materiały od najdawniejszych do najnow­szych i poprzedza publikacje naukowe, które wniosły cenny wkład do zrozumienia tych tekstów.

Z. Sitchin

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Copyright © 1976 by Zecharia Sitchin

ISBN 83-86096-21-7 Wydanie I, nakład I, Warszawa 1996

OD AUTORA

 


PROLOG: GENESIS

Stary Testament wypełniał moje życie od dzieciństwa. Kiedy prawie  pięćdziesiąt lat temu ziarno tej książki zostało zasiane, byłem zupełnie  nieświadomy zażartych dyskusji między ewolucjonistami a kreacjonis­tami. Sam jednak, jako młody uczeń studiujący Genesis w oryginale  hebrajskim, wywołałem polemikę. Pewnego dnia czytaliśmy w roz­dziale 6, że kiedy Bóg postanowił zniszczyć ludzkość potopem, „sy­nowie boży", którzy wzięli za żony córki ludzkie, przebywali na ziemi.  Oryginał hebrajski nazywał ich Nefilim; nauczyciel wyjaśnił, że to  znaczyło „olbrzymy", ale ja się sprzeciwiłem: czy to nie znaczy do­słownie „ci, którzy zostali zrzuceni", którzy zstąpili na ziemię. Otrzy­małem reprymendę oraz polecenie, żebym przyjął tradycyjną wykład­nię.

W następnych latach, kiedy przyswoiłem sobie języki, historię i ar­cheologię starożytnego Bliskiego Wschodu, Nefilim stali się moją ob­sesją. Archeologiczne odkrycia oraz odszyfrowanie sumeryjskich, ba­bilońskich, asyryjskich, hetyckich, kanaanejskich i innych starożytnych  tekstów, jak też lektura epickich opowieści, w coraz większym stopniu  potwierdzały ścisłość biblijnych odniesień do królestw, miast, władców,  miejsc, świątyń, szlaków handlowych, wytworów sztuki, narzędzi  i zwyczajów starożytności. Czy zatem nie nadszedł już czas, by przyjąć  słowo tych dawnych zapisów, nieodmiennie traktujących Nefilim jako  przybyszy z nieba.

Stary Testament powtarza raz za razem: „Jahwe, którego tron  w niebie", „Pan spogląda z niebios na ludzi". Nowy Testament mówi  o „naszym Ojcu, który jest w niebie". Jednakże wiarygodność Biblii  została podważona przez rozwinięcie i generalną akceptację teorii  ewolucji. Jeżeli człowiek ewoluował, to z pewnością nie mógł być

stworzony za jednym zamachem przez Bóstwo, które z premedytacją  oznajmiło: „Uczyńmy człowieka na obraz nasz, podobnego do nas".  Wszystkie starożytne ludy wierzyły w bogów, którzy zstąpili na ziemię  z nieba i którzy mogli się wedle własnej woli wznosić w sfery niebieskie.  Lecz tym opowieściom, napiętnowanym przez uczonych od samego  początku jako mity, nigdy nie dawano wiary.

Piśmiennictwo starożytnego Bliskiego Wschodu, obfitujące w trak­taty astronomiczne, wyraźnie zaświadcza o pewnej planecie, z której  ci astronauci czy „bogowie" przybyli. Jednakże sto pięćdziesiąt lat  temu, kiedy uczeni odszyfrowali i przetłumaczyli starożytny wykaz ciał  niebieskich, nasi astronomowie nie uświadamiali sobie jeszcze istnienia  Plutona (który został zaledwie zlokalizowany w roku 1930). Jak zatem  można było od nich oczekiwać, że przyjmą świadectwo o jeszcze jednej  planecie w Układzie Słonecznym? Wiemy już teraz, jak starożytni,  o planetach za Saturnem, dlaczego więc nie uznać tego dawnego  przekazu o istnieniu dwunastej planety?

Skoro sami odważamy się penetrować Kosmos, świeże spojrzenie  i zaakceptowanie starożytnych pism jest jak najbardziej na czasie.  Teraz, gdy kosmonauci wylądowali na Księżycu, a bezzałogowe statki  kosmiczne badają inne ciała niebieskie, nie wydaje się już niepraw­dopodobne, że kiedyś jakaś cywilizacja istniejąca na innej planecie była  zdolna do wysłania na Ziemię swoich astronautów.

Kilku popularnych pisarzy stworzyło teorię, że starożytne wytwory  sztuki, takie jak piramidy i olbrzymie kamienne rzeźby, są dziełem  zaawansowanych technicznie przybyszy z innej planety, gdyż prymity­wni ludzie z pewnością nie mogli opanować własnymi siłami wyma­ganej technologii. Jak to możliwe - by powołać się na inny przykład  - żeby cywilizacja Sumeru ukazała się w pełnym rozkwicie tak nagle,  prawie sześć tysięcy lat temu, nie mając żadnego prekursora? Ponieważ  ci pisarze zwykle jednak nie troszczą się o wykazanie k i e d y, j a k,  a nade wszystko s k ą d przybyli takowi dawni astronauci - ich in­trygujące sugestie pozostają w sferze niejasnych domysłów.

Badania starożytnych źródeł zajęły mi trzydzieści lat, by doprowa­dzić mnie do pełnego ich zaakceptowania i odtworzenia spójnego  i możliwego do przyjęcia scenariusza prehistorycznych wydarzeń. Dwu­nasta Planeta jest zatem próbą zaspokojenia ciekawości czytelnika,  opowieścią udzielającą odpowiedzi na te szczególne pytania: kiedy,  jak, dlaczego i skąd. Materiał dowodowy, jakiego dostarczam, składa  się głównie ze starożytnych tekstów i samych rycin.

W Dwunastej Planecie usiłuję rozszyfrować wyrafinowaną kosmo­gonię, wyjaśniającą, być może nie gorzej od współczesnych teorii

6


naukowych, jak mógł być stworzony Układ Słoneczny, jak inwazyjna planeta mogła zostać schwytana w orbitę Słońca i jak mogły powstać inne części Układu Słonecznego.

Dowody, jakie przedstawiam, zawierają mapy nieba dotyczące lotów kosmicznych na Ziemię z owej dwunastej planety. Potem, stopniowo, następuje dramatyczne osadnictwo Nefilim na Ziemi: ich przywódcy zostali nazwani; ich stosunki, miłości, zazdrości, walki i osiągnięcia opisane; natura ich „niemoralności" wyjaśniona.

Nade wszystko Dwunasta Planeta ma na celu prześledzenie znaczą­cych wydarzeń, prowadzących do stworzenia człowieka oraz specjalis­tycznych metod, jakimi zostało to dokonane.

Poza tym wprowadza w zawikłane stosunki między człowiekiem a jego panami i rzuca nowe światło na znaczenie wypadków w rajskim ogrodzie, na wieżę Babel i potop. Ostatecznie, człowiek - wyposażony przez swoich stworzycieli biologicznie i materialnie - wyrzuca bogów z Ziemi.

Książka ta sugeruje, że nie jesteśmy sami w Układzie Słonecznym. Może jednak raczej zwiększyć, niż zmniejszyć wiarę w uniwersalną wszechmoc. Bo jeśli Nefilim ukształtowali człowieka na Ziemi, to mogli tylko wypełniać ogólniejszy plan Mistrza.

Z. Sitchin, Nowy Jork, luty 1977

1. POCZĄTEK BEZ KOŃCA

Z dowodów, jakie zebraliśmy na poparcie naszych wniosków, ar­gumentem koronnym jest sam człowiek. Pod wieloma względami czło­wiek współczesny - Homo .sapiens - jest kimś obcym na Ziemi.

Od czasu, gdy Karol Darwin wstrząsnął światem nauki i teologii swej epoki, życie na Ziemi zostało prześledzone - począwszy od człowieka i naczelnych, ssaków i kręgowców, poprzez coraz niższe formy ewo­lucyjne - wstecz aż do punktu, w którym, jak się przypuszcza, miliardy lat temu życie powstało.

Lecz gdy uczeni dotarli do progu tych początków i wszczęli rozważania nad prawdopodobieństwem zaistnienia życia gdzieś in­dziej w Układzie Słonecznym i poza nim, poczuli się zbici z tropu w swych badaniach życia na Ziemi: w jakiś sposób ono tu nie pasuje. Jeśli życie powstało w wyniku kombinacji spontanicznych reakcji chemicznych, to dlaczego ma tylko jeden początek, a nie bezlik przypadkowych źródeł? I dlaczego wszelka materia ożywiona na Ziemi zawiera zbyt mało pierwiastków chemicznych występują­cych tu obficie, zbyt wiele zaś tych, które są rzadkie na naszej planecie?

A zatem, czy życie zostało na Ziemię importowane?

Miejsce człowieka w łańcuchu ewolucji pozostaje zagadką. Znaj­dując potrzaskaną czaszkę tu, szczękę tam, uczeni wierzyli z początku, że człowiek narodził się w Azji jakieś 500 000 lat temu. Jednakże w miarę znajdowania coraz starszych skamielin, stawało się jasne, że młyny ewolucji mielą znacznie, znacznie wolniej. Pojawienie się mał­pich przodków człowieka datuje się obecnie szacunkowo na 25 000 000 lat temu. Odkrycia w Afryce wschodniej ujawniły formę przejściową do małp człekokształtnych (hominidy) sprzed około 14 000 000 lat. Jakieś

9


11 000 000 lat później pojawiły się tam pierwsze małpoludy, zasługujące na to, by zaliczyć je do klasy Homo.

Pierwsza istota uważana za autentycznie zbliżoną do człowieka - australopitek rozwinięty - żyła w tym samym rejonie Afryki jakieś 2 000 000 lat temu. Musiał upłynąć jeszcze jeden milion lat, by powstał Homo erectus. Ostatecznie, po następnych 900 000 latach, pojawił się pierwszy, prymitywny człowiek; nazwano go neandertalczykiem od miejsca, gdzie po raz pierwszy znaleziono jego szczątki.

Mimo upływu 2 000 000 lat z okładem między rozwiniętym austra­lopitekiem a neandertalczykiem, narzędzia obu tych grup - ostre kamienie - były właściwie takie same; same zaś grupy (jeśli wyglądały tak, jak się przypuszcza) dawałyby się z trudem odróżnić (il. 1).

 

 

11. 1

Potem, nagle, w niewytłumaczalny sposób, jakieś 35 000 lat temu, nowa rasa ludzi - Homo sapiens (człowiek rozumny) - pojawiła się jak gdyby znikąd i zmiotła człowieka neandertalskiego z powierzchni ziem. Ci nowocześni ludzie - określeni mianem ludzi z Cro-Magnon - byli tak bardzo do nas podobni, że wystarczyłoby im dać współczesne ubrania, by zgubili się w tłumie każdego europejskiego czy amerykańs­kiego miasta. Z powodu olśniewających dzieł sztuki, jakie tworzyli w jaskiniach, nazywano ich z początku „jaskiniowcami". W rzeczywis­tości wędrowali swobodnie, wiedzieli bowiem, jak ze skór zwierzęcych i kamieni zbudować dach nad głową, gdziekolwiek go potrzebowali.

Przez miliony lat narzędziami człowieka były zwykłe kamienie o uży­tecznych kształtach. Człowiek z Cro-Magnon wytwarzał jednak z drew­na i kości wyspecjalizowane narzędzia i bronie. Nie był już „nagą

małpą", bo odziewał się w skóry. Jego społeczność była zorganizowa­na; żył w klanach o patrialchalnej hegemonii. Jego rysunki naskalne odznaczają się artyzmem i wyrażają głębię uczuć, a rzeźby i malowidła świadczą o jakiejś formie religii przejawiającej się w kulcie bogini matki, którą czasem przedstawiał z symbolem półksiężyca. Grzebał swoich zmarłych, musiał zatem kultywować jakąś filozofię dotyczącą życia, śmierci, a być może i życia po śmierci.

Jakby nie dość było tajemniczości osnuwającej nie wyjaśnione po­jawienie się człowieka z Cro-Magnon, zagadka jest jeszcze bardziej skomplikowana. Kiedy inne szczątki człowieka współczesnego zostały odkryte (w takich miejscach jak Swanscombe, Steinheim i Montmau­rin), okazało się, że człowiek z Cro-Magnon pochodzi od jeszcze wcześniejszego Homo sapiens, który żył w Azji zachodniej i Afryce północnej około 250 000 lat przed nim.

Pojawienie się człowieka współczesnego zaledwie 700 000 lat po Homo erectus, a jakieś 200 000 lat przed człowiekiem neandertalskim wydaje się czymś zgoła nieprawdopodobnym. Jasne jest zarazem, że Homo sapiens zrywa z powolnym procesem ewolucji tak gwałtownie, że wiele naszych cech, takich jak zdolność mówienia, nie ma żadnego związku z wcześniejszymi formami naczelnych.

Wybitnego znawcę przedmiotu, profesora Theodosiusa Dobzhans­ky'ego (Mankind Evolving), szczególnie zaintrygował fakt, że ten roz­wój odbywał się w czasie, gdy Ziemia przechodziła okres zlodowacenia, a więc w czasie najmniej sprzyjającym ewolucyjnemu postępowi. Zwra­cając uwagę na to, że Homo sapiens nie nosi pewnych szczególnych cech właściwych wcześniejszym rodzajom, przejawia natomiast takie, jakie nie wystąpiły nigdy przedtem, profesor konkluduje: „Człowiek współczesny ma wielu skamieniałych ubocznych krewnych, ale nie ma przodków, wobec czego pochodzenie Homo sapiens pozostaje zagad­ką”.

Jak więc to możliwe, że antenaci człowieka współczesnego pojawiają się jakieś 300 000 lat temu - zamiast za dwa lub trzy miliony lat w przyszłości, co byłoby zgodne z dalszym rozwojem ewolucji? Czy byliśmy importowani na Ziemię z jakiegoś miejsca, czy, jak utrzymuje Stary Testament i inne starożytne źródła, zostaliśmy stworzeni przez bogów?

Wiemy obecnie, gdzie zaczęła się cywilizacja i jak się rozwijała, skoro się już zaczęła. Odpowiedzi wymaga pytanie: d 1 a c z e g o - dlaczego w ogóle powstała cywilizacja? Ponieważ człowiek, jak przyznaje teraz większość zawiedzionych uczonych, powinien według wszelkich da­nych wciąż bytować bez cywilizacji. Nie ma żadnego oczywistego

10


Wynik tego odkrycia był równie zdumiewający jak samo znalezisko. Kultura człowieka wykazała nie postęp, lecz regresję. Zaczynając od pewnego poziomu, kolejne generacje prowadziły życie nie o wyższym, lecz o niższym standardzie cywilizacyjnym. A od około 27 000 do 11000 prz. Chr. upadająca i kurcząca się populacja przerzedziła się niemalże do stanu całkowitego wyludnienia. Z przyczyn, jak się przy­puszcza, klimatycznych człowiek był prawie nieobecny na całym tym obszarze przez jakieś I6 000 lat.

A potem, około 11 000 roku prz. Chr., „człowiek rozumny" pojawił się ponownie z nową energią i kulturą, której poziom w niewytłuma­czalnym stopniu przewyższał wszystko, co było przedtem.

Było to tak, jakby jakiś niewidzialny trener, obserwujący zamiera­jącą ludzką grę, wysłał w pole świeży i lepiej wyszkolony zespół, by zluzował wyczerpanych.

Przez wiele milionów lat swego nie kończącego się początku człowiek był dzieckiem natury; utrzymywał się ze zbieractwa, polowania na dzikie zwierzęta, chwytania dzikich ptaków i rybołówstwa. Lecz gdy ludzkie osady przerzedzały się coraz bardziej, gdy człowiek porzucał swoje siedziby, kiedy malały jego materialne i artystyczne dokonania - wtedy właśnie, nagle, bez żadnego widocznego powodu i żadnego uprzedniego doświadczenia płynącego z okresu przygotowań - czło­wiek stał się rolnikiem.

Podsumowując prace wielu wybitnych znawców przedmiotu, R. J. Braidwood i B. Howe (Prehistoric Investigations in Iraqi Kurdi­stan) doszli do wniosku, że badania genetyczne potwierdzają wyniki odkryć archeologicznych i rozwiewają jakiekolwiek wątpliwości co do tego, że rolnictwo zaczęło się dokładnie tam, gdzie „człowiek rozum­ny" wyłonił się wcześniej ze swoją pierwszą, surową cywilizacją: na Bliskim Wschodzie. Wiadomo obecnie z całą pewnością, że rolnictwo rozprzestrzeniło się na świecie z bliskowschodniego łuku gór i płasko­wyży.

Stosując wyrafinowane metody genetyki roślin i datowania radio­węglowego, wielu uczonych z różnych dziedzin nauki podziela prze­konanie, że pierwszą rolniczą próbą sił człowieka była uprawa pszenicy i jęczmienia, prawdopodobnie zapoczątkowana udomowieniem jakiejś dzikiej odmiany pszenicy. Założywszy, że człowiek przeszedł w ten czy inny sposób drogę stopniowego procesu uczenia się, jak udomawiać, sadzić i uprawiać dzikie rośliny, uczeni popadli w zakłopotanie z po­

wodu wielkiej liczby zbóż i podstawowych w gospodarce człowieka roślin, jakie rozpowszechniał na świecie Bliski Wschód. Szybko poja­wiły się bowiem: ze zbóż jadalnych proso, ryż i orkisz, len, który dostarczał włókna i oleju jadalnego, oraz rozmaitość krzewów i drzew owocowych.

W każdym przypadku roślina, zanim dotarła do Europy, została udomowiona bez wątpienia na Bliskim Wschodzie tysiące lat wcześniej. Tak jakby Bliski Wschód był pewego rodzaju genetyczno-botanicznym laboratorium, prowadzonym niewidzialną ręką, produkującym tak często dopiero co udomowioną roślinę.

Uczeni, którzy zbadali pochodzenie winorośli, doszli do wniosku, że jej uprawa zaczęła się w górach otaczających północną Mezopota­mię, a także w Syrii i Palestynie. Nic dziwnego. Stary Testament mówi, że Noe „założył winnicę" (i nawet upił się winem) po tym, jak jego arka osiadła na górze Ararat, kiedy opadły wody potopu. W ten sposób Biblia, podobnie jak uczeni, umieszcza początek uprawy winorośli w górach północnej Mezopotamii.

Jabłka, gruszki, oliwki, figi, migdały, orzeszki pistacjowe, orzechy włoskie - wszystko to zrodziło się na Bliskim Wschodzie, a potem rozprzestrzeniło do Europy i innych części świata. Musimy tu przypo­mnieć, że Stary Testament wyprzedził uczonych o kilka tysiącleci w identyfikacji tego areału jako pierwszego sadu świata: „I zasadził Pan Bóg ogród w Edenie, na wschodzie. [...j I sprawił Pan Bóg, że wyrosło z ziemi wszelkie drzewo przyjemne do oglądania i dobre do jedzenia".

Ogólne położenie „Edenu" było z pewnością znane biblijnym po­koleniom. Znajdowal się „na wschodzie" - na wschód od Izraela; w kraju nawadnianym czterema głównymi rzekami, z których dwie to Tygrys i Eufrat. Nie ma wątpliwości, że Księga Genesis umieszczała ten pierwszy sad w górach, skąd te rzeki wypływały, w północno­-wschodniej Mezopotamii. Biblia i nauka zgadzają się w pełni.

Właściwie kiedy czytamy oryginalny, hebrajski tekst Księgi Genesis nie jako tekst teologiczny, lecz naukowy, stwierdzamy, że opisuje on też ściśle proces udomowienia roślin. Nauka mówi nam, że ten proces przebiegał od dzikich traw do dzikich zbóż, potem do zbóż uprawnych, a potem do krzewów i drzew owocowych. Dokładnie ten sam proces wyszczególniony jest w pierwszym rozdziale Księgi Genesis:

„I rzekł Bóg:

Niech wyda ziemia trawę;

zboża, które rodzą z nasion nasiona;

drzewa owocowe, rodzące według rodzaju swego owoc,

14 15


w którym jest jego nasienie na ziemi! I tak się stało.

I wydała ziemia trawę,

zboża wydające nasiona z nasion według swych rodzajów, i drzewa owocowe, rodzące owoc,

w którym jest nasienie według rodzaju jego".

Księga Genesis mówi dalej, że człowiek, wygnany z ogrodu Eden, musiał ciężko pracować, by zdobyć pożywienie. „W pocie oblicza twego będziesz jadł chleb" - powiedział Pan do Adama. Później „Abel był pasterzem trzód, a Kain uprawiał rolę". Człowiek - mówi nam Biblia - stał się pasterzem wkrótce po tym, jak stał się rolnikiem.

Uczeni w pełni się zgadzają z biblijną kolejnością wydarzeń. Anali­zując różne teorie dotyczące udomowienia zwierząt, F. E. Zeuner (Do­mestication of Animals) ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin