ANDRE NORTON,
MERCEDES LACKEY
ZGUBA ELFÓW
Tytuł oryginału: ?e Elvenbane
Przełożyła: Dorota Żywno
Data wydania polskiego: 1993
Data wydania oryginalnego: 1991
Książka dedykowana
byłym, obecnym i przyszłym fanom
3
Rozdział I
— Jestem Serina Daeth. — Senna trwała przy swym imieniu, trzymała się go kurczowo,
gdyż była to jedyna rzecz, której wciąż była pewna, i nawet słońce nie mogło go
z niej wypalić. Słońce, które teraz stało wysoko nad jej głową i uderzało w nią, poddając
ją próbie odparowania.
Gorąco. Nigdy przedtem nie było jej tak gorąco. Trudno było myśleć, trudno pamiętać,
że musi iść dalej. Nie widziała swych stóp zasłoniętych nabrzmiałą banią brzucha,
ale czuła je, a każdy krok był udręką. W gardle i ustach jej zasychało.
— Jestem Serina Daeth. Jestem...
O bogowie, że musiało do tego dojść!
Kilka miesięcy temu była faworytą lorda Dyrana. Kilka dni temu miała nadzieję, że
uda jej się ukryć ciążę aż do narodzin tego przeklętego bachora. Zamierzała pozbyć się
go, a potem wrócić do haremu i dać tej suce, Leydzie Shaybrel, dokładnie to, na co zasłużyła.
Nie mogła powiedzieć lordowi Dyranowi, co zrobiła jej Leyda, ale mogła znaleźć
jakiś sposób, żeby dobrać jej się do skóry. Leyda miała wrogów; wszystkie kobiety
w haremie miały wrogów.
Lecz Dyran wrócił z posiedzenia Rady niespodziewanie, a Leyda czekała...
Przeżyję, wrócę i znajdę sposób, żeby cierpiała...
Ich rywalizacja bawiła lorda Dyrana, który podsycał ją, obiecując Leydzie masę
rzeczy, ale utrzymując Serinę na czołowej pozycji. Kiedy Leydzie nie udało się usunąć
Seriny ze stanowiska faworyty i kiedy zdała sobie sprawę z tego, iż lord Dyran nie
zamierza pozbyć się Seriny, nie dała za wygraną. Bez wątpienia posunęła się do podstępu.
Na pewno, bo jakże inaczej mogłabym zajść w ciążę?
Musiała chyba przez miesiąc podmieniać jedzenie Seriny na pokarm dla elfów. To
było kilka miesięcy temu, tuż zanim lord Dyran udał się na posiedzenie Rady...
Rada trwała osiem miesięcy. Ach, gdybyż potrwała dłużej! Uwolniłabym się od tego
ciężaru i nikt by niczego nie wiedział!
4 Lord Dyran wyjechał, zanim Serina zdała sobie sprawę, że jest w ciąży. Kiedy tylko
dowiedziała się, wpadła w panikę.
Spodziewać się dziecka lorda elfów, dziecka-mieszańca, było równoważne z wyrokiem
śmierci, chyba że pan był bardzo wyrozumiały. Ale nawet gdyby Dyran nie zabił
jej, musiałby jej się pozbyć.
To byłoby równie okropne, jak śmierć. Oddana jakiemuś podwładnemu albo wojownikowi
do rozpłodu, albo, co najgorsze — podarowana Leydzie jako służąca...
Serina upięła ponownie niesforny kosmyk rudawych włosów i przyjrzała się krytycznie
swojemu odbiciu w obramowanym srebrem lustrze. Skinęła lekko głową i zajęła
się makijażem. Konkurowała z najlepszymi, a to wykluczało wszelką niedoskonałość.
Obecnie w haremie lorda Dyrana panowała moda na eteryczny, niewinny i pełen
świeżości typ urody. Narzucona ona została przez styl obecnej faworyty. Serina wiedziała
bardzo dobrze, na czym wzoruje się Rowenia, nawet jeśli inne dziewczęta jeszcze
tego nie rozgryzły. Próbowała upodobnić się do el?i najbardziej jak mogła, naśladując
szlachetnie urodzone panny, które pokazywano lordowi Dyranowi w nadziei na przymierze
wsparte małżeństwem.
Upodobnić się do el?i znaczyło mieć: bladozłote włosy, rozpuszczone lub upięte
sztucznymi kwiatami wykonanymi z klejnotów, gładką, różanobiałą cerę, wielkie dziecinne
błękitne oczy, oraz wiotką i wysmukłą figurę. Serina ani trochę nie przypominała
tego typu. Jej włosy miały płomiennorudy odcień, a oczy kolor tak ciemnego fioletu, że
były niemal czarne i płonęły starannie kontrolowanym żarem. Jej matka nazywała jej figurę
„obfitą”, lecz było to określenie nieadekwatne, nie mieściła się w nim bowiem smukła
talia, utrzymywana przez lata całe dzięki lekcjom tańca, i biodra, które potrafiły rozproszyć
uwagę nawet zahartowanych gladiatorów podczas ćwiczeń, no i wreszcie wysokie,
sterczące dumnie piersi, które rozpraszały do tego stopnia, że ojciec zakazał jej pokazywać
się na placu ćwiczeń od czasu, gdy skończyła trzynaście lat.
Podczas gdy inne dziewczęta szykowane na nałożnice odbarwiały sobie włosy, posypywały
policzki pudrem i głodziły się, by zmieścić się w delikatne spódnice i suknie,
jakie lubiła Rowenia Ordone, Serina obnosiła się ze swą odmiennością i nauczyła
się ją podkreślać. Odkryła płukanki, które nadały jej włosom jeszcze większy połysk
i bardziej intensywny kolor, malowała powieki fioletem i purpurą, by podkreślić kolor
swych oczu, a kości policzkowe pudrowała różem. Nie zrezygnowała z lekcji tańca i ćwiczyła
potajemnie, wzmacniając i pojędrniając kończyny. Wyszukała również nauczycieli,
którzy wtajemniczali ją w sekrety łoża i prosiła ich o dodatkowe lekcje. Wiedziała, że
wcześniej czy później lordowi Dyranowi znudzi się bladość i zwiewność, nieśmiałość
i delikatność, wykwintność i płochliwość. Lord nie słynął ze stałości. A gdy znudzi go
chłodny zefir, Serina miała zdecydowany zamiar omotać go płomieniem.
5
Starannie poprawiła opuszkiem palca smugę głębokiego fioletu nad okiem i wstała,
wygładzając miękkie fałdy aksamitnej sukni w kolorze wina. Niech Rowenia nadal stroi
się w te swoje blade, pastelowe jedwabie, powiewne stroje i koronki, a wszystkie inne
dziewczęta wyglądały w tym jak jasnoróżowe główki sałaty, albo przekwitłe róże stulistne.
Już wkrótce lord zażąda pieprzu zamiast cukru.
Serina ostrożnie odsunęła stopą taboret przed toaletką, żeby nie podrzeć czy pognieść
sukni. Nie było zbyt dużo miejsca w tym małym pokoiku; mieściło się tam zaledwie
jej łóżko, skrytka pod nim na bieliznę, wieszak na suknie, toaletka, zwierciadło
i mały taboret. I tak miała więcej przestrzeni niż w ledwie mieszczącej łóżko klitce, jaką
dzieliła dawniej z matką. A zamierzała wkrótce mieć więcej.
Wyszła ze swego pokoiku wdzięcznym, kołyszącym krokiem, jakby sam lord jej
się przyglądał. A zresztą, któż mógłby zaświadczyć, że tak nie było? Władcy elfów byli
wszechpotężni i mogło się okazać, iż lord właśnie zechciał podglądać swój harem, gdy
nikt się go nie spodziewał. Jej ojciec twierdził, że tak postępował z gladiatorami.
Odsunęła kotarę w swoim pomieszczeniu na znak, że wyszła, i spojrzała na wysoki
zegar wodny z zielonego szkła, stojący na środku wewnętrznego dziedzińca. Przez matowe
szkło kopuły świetlika sączyły się strugi słońca, a sądząc po poziomie wskazówki
w ogonie szklanego delfina, było jeszcze mnóstwo czasu do pory, gdy lord zwykł składać
codzienne wizyty swym nałożnicom. Po prawdzie, większość kotar wciąż zasłaniała
wejście do pokoików łabędziątek, wskazując, że młodsze konkubiny albo jeszcze
spały, albo nie miały ochoty opuszczać swych pomieszczeń. Serina była „łabędziątkiem”,
dziewczyną o stażu krótszym niż sześć miesięcy. Prawdę mówiąc, rozpoczęła swoją
służbę jako nałożnica tydzień temu. Większość dziewcząt nie przetrzymywało początkowych
sześciu miesięcy; większość była ignorowana, a po zaledwie sześciu tygodniach
odsyłano je do rozpłodu, aby były żywymi nagrodami dla tych gladiatorów lorda, którzy
odnosili największe sukcesy.
Matka Seriny była taką właśnie nagrodą, ale miała szczęście. Jared Daeth był najzdolniejszym
z setek wojowników lorda Dyrana, którzy walczyli w pojedynkach. Wygrał
tyle pojedynków dla lorda, że przestał je liczyć, a śledzili je tylko ci, którzy notowali
zakłady. Ambrę dostał w nagrodę, gdy, wciąż niepokonany, wycofał się z aktywnego
uczestnictwa, by zostać trenerem. Polubił ją, a ona jego, a lord łaskawie pozwolił im na
stały związek.
Większość dziewczyn odrzuconych przez zarządcę haremu trafiało do rąk doskonałych
wojowników, którzy wyrażali chęć posiadania kobiety, a niewielu spośród tych
mężczyzn było tak łagodnych i dobrych dla swoich kobiet, jak Jared. Serina widywała
niektóre z nich następnego poranka: posiniaczone, czasami zakrwawione, zapłakane
— a kiedyś, choć nigdy więcej o tym nie wspominano, widziała martwą. Zdarzało się,
że dziewczyny raz do roku kierowano do rozpłodu z najlepszymi samcami, by przyspo6
rzyć nowych wojowników do zastępów lorda. Kiedy minął ich płodny okres — a wcześniejsze
częste porody nie uśmierciły ich — zostawały posługaczkami w domostwie
pana; prały, szorowały garnki, myły i zamiatały podłogi, często nawet w tym samym haremie,
w którym kiedyś cieszyły się krótką chwilą chwały.
Nigdy, przenigdy nie pozwoli sobie nawet na myśl o tym, że mogłaby pójść do rozpłodu
i być posługaczką. To byłoby równoznaczne z klęską.
Sukces zapewni luksus nie tylko jej, lecz także matce i ojcu. Przy odrobinie szczęścia
dostaną pozwolenie, by zostać nadzorcami w jednym z odległych gospodarstw hodowlanych
Dyrana, z dala od pańskich kaprysów i zachcianek.
Szła po wyłożonej dywanem posadzce dziedzińca, dywanie udającym trawę, której
już od dawna nie widywała. Bose stopy stąpające po puszystym kobiercu nie wydawały
żadnego dźwięku. Wszyscy niewolnicy chodzili boso, z wyjątkiem tych, którzy musieli
pracować poza dworem. Kiedy będąc dzieckiem zapytała dlaczego, jej ojciec roześmiał
się i rzekł: — Jak daleko uciekniesz boso? Nigdy nie zrozumiała tego żartu.
Dziedziniec łabędziątek kończył się wyłożonym podobnym dywanem korytarzem
o białych ścianach pełnych drzwi — prawdziwych drewnianych drzwi, nie zasłon
— prowadzących do pokoi pełnoprawnych konkubin. Większość drzwi również tu była
zamknięta. Nałożnice miały swoje własne łazienki i nie musiały korzystać ze wspólnej
łaźni, jaką dzieliły łabędziątka. Serina dbała o to, by wstać, wykąpać się, ubrać i być na
miejscu dużo wcześniej niż wszystkie inne, a to na wypadek, gdyby lord Dyran obserwował.
Poza tym, po pierwsze, lubiła mieć do swojej dyspozycji całą łaźnię. Mogła przebierać
wśród wyłożonych mydeł i olejków i nigdy nie brakło jej ręczników. A po drugie
— dlaczego nie miałaby tego robić? Nie miała przecież nic do roboty.
Pojedyncza, migotliwa zasłona ze światła oddzielała pomieszczenia dla nałożnic od
wielkiej sali, w której wypoczywał lord Dyran; widoczny znak przypominający o magicznej
mocy elfiego władcy. Srebrzysta zasłona była całkowicie nieprzejrzysta, pełzały
i pływały po niej bezustannie zmieniające się tęczowe odcienie. Ani światło, ani dźwięk
nie przenikały tej płynnej, opalizującej ściany, a przechodząc przez nią śmiało, Serina
poczuła mrowienie na skórze i nieznaczny opór. Ojciec powiedział jej, że te zasłony
można nastawić tak, by ogłuszały, lub nawet zabijały, lecz nigdy nie przydarzyło się to
za jego życia. Przypuszczała, że zasłona jest po to, by intruzi nie mogli wejść do haremu
— nie wyobrażała sobie, by ktoś chciał z niego uciec.
Jak zwykle rano o tej porze Serina była sama w korytarzu. Nie przeszkadzało jej to;
między innymi dzięki temu mogła pokręcić się nieco po okolicy i poszukać zmian, jakich
być może pan dokonał przez noc. Miał zwyczaj zmieniać otoczenie za pomocą
swych sił magicznych, i to bez uprzedzenia. Najgwałtowniejsza zmiana nastąpiła, gdy
pewnego razu za jego sprawą w ciągu jednej nocy wyrosła cała dżungla roślin, które
pozornie zakorzeniły się w posadzce. Rowenia była zachwycona i wszystkie kobiety
w haremie bawiły się w pasterki przez cały dzień, bo Dyran łaskawie wyczarował nawet
jedną, czy dwie owieczki. Następnego dnia rośliny znikły.
7
Rozejrzawszy się teraz, Serina mrugnęła ze zdumienia. Dziś rano najbardziej rzucała
się w oczy jedna zmiana: marmurowa mozaika na podłodze nie była już w kolorze delikatnej,
bladej zieleni w pastelowe, kwiatowe wzory. Miała teraz barwę chłodnego, głębokiego
błękitu lapis lazuli, bez żadnych wzorów. Poduszki ułożone w stosy na obrzeżach
pokoju również zmieniły kolor na żywszy, bardziej nasycony. Za to stojąca na podwyższeniu
po drugiej stronie pokoju kanapa lorda nie zmieniła się; miękkie obicia w rodowych
kolorach, złota i winnej czerwieni były te same, lecz poduszka faworyty obecnie
miała również barwę czerwonego wina. Białe, nie ozdobione niczym ściany nie uległy
zmianie, lecz kopuła z matowego szkła u góry miała teraz pośrodku witraż w abstrakcyjne
wzory w kolorach czerwieni, błękitu, fioletu i szmaragdów. Serina widziała ledwo
zauważalne zarysy chmur przesuwających się wśród przejrzystych kolorów i dostrzegła
barwny wzór, jaki rzucało światło padające przez witraż na ciemnoniebieską posadzkę
ze złotymi żyłkami.
Dotknęła wypukłego wzoru na swej złotej obroży i rozejrzała się wokół, zastanawiając
się, co oznacza ta zmiana. Czyżby lordowi znudziło się wreszcie delikatne piękno?
Czy znaczyło, że jest gotów na pożywniejszy kąsek?
Cichy dźwięk powiadomił ją o obecności kogoś jeszcze w pokoju. Odwróciła się
gwałtownie, zaskoczona odgłosem kroków za swymi plecami.
Lord stał na progu przed wejściem na podwyższenie i czekał na jej reakcję. Ubrany
był w jedwabną tunikę w rodowych barwach, układaną w wymyślne fałdy. Jedną dłoń
opierał na biodrze, drugą trzymał na zdobnej w klejnoty rękojeści sztyletu. Jego orla
twarz wydawała się spokojna, lecz Serina widziała w jego oczach, że wzbudza w nim
ciekawość... może ona sama, lub jej reakcja na zmiany, jakich dokonał.
Natychmiast osunęła się na posadzkę w pełnym wdzięku pokłonie, a spódnice ułożyły
się wokół niej tak, jakby klęczała w sadzawce swej własnej krwi serdecznej. W tej
pozycji pozostała nie podnosząc głowy i wpatrując się w aksamitną miękkość swych
spódnic, dopóki dźwięk powolnych kroków pana nie powiedział jej, że jest już blisko.
— Możesz wstać, moja łabędzico — rozległ się pobłażliwy, aksamitny głos.
Moja łabędzico! — uradowała się. To oznacza, że awansował mnie, pomyślała.
Wstała posłusznie, równie wolno i z wdziękiem, jak w czasie ukłonu, przesuwając
wzrokiem po silnych, muskularnych nogach opiętych skórzanymi spodniami i zamszowymi
wysokimi butami w kolorze czerwonego wina; po niedbale rozpiętej tunice ze
złotym ha?em połyskującym na kołnierzu. Kiedy już wyprostowała się, powędrowała
wzrokiem jeszcze wyżej i wreszcie popatrzyła mu wyzywająco w szmaragdowe oczy, zamiast
skromnie spuścić głowę, jak uczyniłaby Rowenia.
— Widzę, że masz ognistą duszę — zaśmiał się lord Dyran, a jego wąskie wargi ułożyły
się w kształt uśmiechu. — To mi się podoba. Czy ubierasz się w moje kolory, by mi
schlebiać, moja łabędzico?
8 — Czyż nie to jest moim zadaniem, panie? — odrzekła natychmiast. — Czyż moje
myśli i moje czyny nie mają na celu jednego, aby dostarczać ci przyjemności?
— Czy rzeczywiście dostarczyłabyś mi przyjemności? — Nie czekał na jej odpowiedź,
lecz chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, przyciskając usta do jej warg.
Serina czekała na ten moment od pierwszej chwili, gdy weszła do haremu. Rowenia
odsunęłaby się z udawaną nieśmiałością; Rowenia opierałaby się trochę, pozorując
skromność. Serina nie uczyniła niczego podobnego. Przylgnęła całym ciałem do niego,
przesuwając rękoma po jego ciele w sposób, jakiego ją nauczono, i odpowiadając na
jego pocałunek równie namiętnie. Nie miała pojęcia, co on czuje, ale ona płonęła z pożądania
i czuła ogień w lędźwiach, gdy oderwał się od niej i odsunął ją na odległość ramienia.
Miał równie zimny i wyrachowany wygląd, jak przedtem. Wypuściwszy ją, przerzucił
przez ramię długie, białozłote włosy ruchem głowy i uśmiechnął się lekko, pocierając
kwadratowy podbródek długą, zgrabną dłonią. Po dłuższej chwili powiedział:
— Lord Ethanor zeszłego wieczoru wyraził podczas kolacji swój podziw dla Roweni.
Oddałem mu ją.
Sens tych słów dotarł do Seriny dopiero po kilku uderzeniach serca. Kiedy wreszcie
już je zrozumiała, wpatrywała się w niego, nie śmiać odezwać się, przepełniona dzikimi
domysłami.
— Taka gorliwość w służeniu mi, jak twoja, powinna zostać wynagrodzona — ciągnął,
kiedy dostrzegł, że go zrozumiała. Potem wyciągnął do niej rękę. — Chodź, moja
łabędzico. Chciałbym, żebyś obejrzała swoje nowe pokoje. A potem... po odpowiedniej
przerwie, ogłosimy twoją nową pozycję reszcie stadka. Co ty na to?
Serina zadrżała z podniecenia i niecierpliwości. I trochę z obawy. Powiadano, że lord
Dyran ma nieco niezwykłe upodobania...
Jednakże przygotowano ją do tego, a w zamian za to, czego żądał, czekało ją życie
pełne luksusu i władzy. On nie zrobi krzywdy komuś tak cennemu, jak nałożnica, która
łagodzi jego nudę;
Czekał na jej odpowiedź.
— Po odpowiedniej przerwie — odrzekła, podając mu dłoń. — Oczywiście, panie.
Mała Serina przycupnęła na krawędzi ławy wysoko nad areną, w cieniu, gdzie siadali
pomniejsi elfowie, gdy pan urządzał widowiska. Sama arena nie była bardzo duża.
Była to ściśle pojedynkowa arena, przeznaczona do rozstrzygania o wynikach wyzwań
i niemal do niczego więcej. Utrzymywanie własnej areny było oznaką zamożności lorda
Dyrana. Była również znakiem tego, jak wielu pojedynków był gospodarzem; albo swoich
własnych, albo organizowanych przez innych. Tak, jak i inne pomieszczenia we
dworze, arenę oświetlał za dnia wielki świetlik z matowego szkła umieszczony w suficie.
9
Siedzenia tuż przy ringu były wyściełane i pokryte skórą, wyżej znajdowały się zwykłe
drewniane ławy. Mimo to ludzie nigdy nie zajmowali tych miejsc, gdy toczyła się prawdziwa
walka.
Dzisiaj jednak na arenie odbywały się tylko ćwiczenia, chociaż walczono przy użyciu
prawdziwej, ostrej broni. I to dobrej broni, prosto z kuźni pana.
Jared zabrał dziś córkę na oględziny kuźni, by unaocznić jej, co znaczy być niewolnikiem
lorda Dyrana. Ogień, żar, dym i ogromni, muskularni mężczyźni i kobiety, którzy
tam pracowali, wywarli na niej odpowiednie wrażenie. Robotnicy z kuźni byli najcenniejszymi
spośród niewolników lorda Dyrana i jako tacy traktowani byli z większą
uwagą i lepiej nagradzani niż nawet odnoszący sukcesy wojownicy.
Żelazo, z którego wytwarzano stalowe ostrza, musiało być czyste. Przetapiano je więc
dziesięciokrotnie, by usunąć wszelkie zanieczyszczenia, zanim poddano je ostatecznej
obróbce. Kiedy już przeszło taką przemianę, brali się za nie kowale i wytwarzali zeń
broń, z której słynął lord Dyran. Niemało elfich władców przychodziło do lorda Dyrana
po oręż, a przynajmniej tak powiedział swej córce Jared.
Dla wojowników z armii elfich panów niewątpliwie wykonywali piękne miecze,
ostrza włóczni i toporów oraz maleńkie, ostre jak brzytwy groty strzał, których
nie można było wyciągnąć z rany, tylko trzeba było je wycinać. Jednak dla tych, którzy
walczyli w pojedynkach, dla gladiatorów i innych wojowników, broń była zupełnie
inna — broń, której przeznaczeniem było raczej kaleczyć, niż zabijać. Korbacze z łańcuchami,
maczugi, krótkie, szerokie noże, bicze z metalowymi haczykami, trójzęby
— wszystko to przeznaczone było do przedłużania walki i wszy...
patii2002