Dawid Zieli�ski Cia�o W mrokach i cieniach w�skich uliczek czai si� strach wszystkich ludzi. St�umiony, niemal u�piony przez �wiat�o dnia, ukazuje swe ciemne, nieznane oblicze, gdy noc rozpo�ciera czarny p�aszcz nad ludzko�ci�, kt�ry przez tysi�clecia trwania na tym �wiecie w swej nieprzenikalno�ci sta� si� perfekcyjny. W�wczas, to ostatnie promienie s�o�ca zwiastuj� nadej�cie ciemno�ci, znikaj�c powoli lecz nieub�aganie za lini� horyzontu, w odwiecznym cyklu wypierane przez nadchodz�cy mrok. Jednak, dopiero w pe�ni rozpo�ciera swe skrzyd�a, gdy niebo przybiera barw� pi�r kruka, a apokaliptyczne chmury przys�aniaj� �wietlist� tarcz� ksi�yca. Mroczne demony, zwane cz�sto l�kiem lub przera�eniem, budz� si� z letargu, by �erowa� na strachu cz�owieka, niczym s�py na �wie�ej padlinie. Potrzebuj� go by �y�, oddycha�, po�ywia� si�. By istnie�. Co noc wracaj� do �ycia jako przygarbione sylwetki, z pa�aj�cymi szale�stwem oczami, jako przemykaj�ce ulicami ledwo widoczne postacie, kt�rych odg�osy krok�w rozbrzmiewaj� parali�uj�cym echem w g�owach swych ofiar. Za ka�dym rogiem, samochodem, czy zwyk�ym kub�em na �mieci wyczekuj� koszmarne stwory o tysi�cach oblicz. To jest ich pot�g�, si�� i broni�. To czyni ludzi uleg�ymi, bezwolnymi, wystawionymi na ich ataki. Od setek milion�w lat w nieprzerwanym cyklu zabijaj� dzie�, by m�c odrodzi� si� na nowo pod os�on� ciemno�ci. To w�a�nie noc jest por�, kiedy Cienie zaczynaj� �y� w�asnym �yciem. Ona r�wnie� ba�a si� Cieni. Widywa�a je niemal zawsze; kiedy pod��a�a ulic� o p�nej porze, kiedy wygl�da�a przez okno, nawet czasami w ci�gu dnia, w najmniej oczekiwanej chwili. Obserwowa�y j�, wyczekiwa�y, by w najdogodniejszym momencie rzuci� si� na ni� ze swymi skrwawionymi szponami. Przemyka�y za jej plecami, wype�za�y ze swych mrocznych siedlisk za ka�dym razem, kiedy wychodzi�a na ulic�. Wyczuwa�y j�, jej strach i syci�y si� nim. By�a niemal pewna, �e kt�rej� nocy wtargn� do jej ma�ego mieszkania i poch�on� j� ca�kowicie, nie pozostawiaj�c najmniejszego �ladu jej istnienia. Teraz r�wnie� strach opl�t� j� swymi mackami. Stoj�c na w�skiej ulicy i obserwuj�c znikaj�ce w oddali �wiat�a samochodu zrozumia�a sw�j b��d. Kiedy emocje opad�y, do g�osu doszed� zdrowy rozs�dek i zda�a sobie spraw�, �e w�a�nie teraz podpisa�a na siebie wyrok �mierci. Dochodzi�a pierwsza pi�tna�cie w nocy, a ona sta�a sama na chodniku, daleko od bezpiecznego domu, niczym w�t�a ofiara wystawiona na polowanie. Gdyby chocia� przez chwil� d�u�ej zastanowi�a si�, na pewno nie pope�ni-�aby tej karygodnej pomy�ki. Siedzia�a by teraz w samochodzie, wioz�cym j� wprost pod drzwi jej domu. Piotr mo�e i by� dublowanym dupkiem, z kt�rym nie warto by�o mie� cokolwiek wsp�lnego, ale mog�a chocia� za��da� odwiezienia. Za to zdenerwowana na niego do tego stopnia, �e z�o�� przys�oni�a jej zdolno�� racjonalnego rozumowania, kaza�a mu zatrzyma� si� i wypu�ci� j�. Nie my�la�a w�wczas o niczym innym, jak tylko o tym, by znale�� si� najdalej o ile to mo�liwe od tego sukinsyna. Stoj�c teraz na ulicy, owiewana co chwil� ch�odnym wiatrem, wiedzia�a ju�, �e najgorsze dopiero przed ni�. �Ty beznadziejna, s�odka idiotko!�, skarci�a sam� siebie w my�lach. �Tego w�a�nie chcia�a�?� Podskoczy�a przera�ona, kiedy niedaleko niej, co� z g�o�nym metalowym hukiem osun�o si� na ziemi�. Zimny dreszcz przebieg� jej po plecach, a w ustach niemal natychmiast zrobi�o si� sucho. Nie mog�a wykrztusi� s�owa przez zaci�ni�te gard�o; z rozszerzonymi strachem oczami wpatrywa�a si� w ciemny k�t, z kt�rego doszed� ha�as. Ba�a si� tego, co tam zobaczy, ba�a si� przera�liwie, �e dostrze�e zakrzywione k�y i p�on�ce �ywym ogniem oczy. Co� poruszy�o si� w mroku; ciemno�� drgn�a, a zamazany niewyra�ny kszta�t ruszy� w jej stron�. Mog�a tylko sta� sparali�owana strachem, czuj�c jak rzeczywisto�� otaczaj�ca j� zaczyna powoli wirowa� wok� jej g�owy. Cie� zbli�y� si� i kiedy ju� my�la�a, �e upadnie, du�y, ale zupe�nie niegro�ny szaro-czarny kot podszed� do niej i z cichym miauczeniem otar� si� o jej ods�oni�t� kostk�. Dotyk mi�kkiego futra na sk�rze podzia�a� na ni� koj�co. �To tylko kot�, zapewni�a sam� siebie, powoli odzyskuj�c sprawno�� swego cia�a. Odetchn�a u�miechaj�c si� lekko, bardziej z rado�ci, �e jej obawy rozwia�y si�, ni� wy�miewaj�c w�asn� wyobra�ni�. Kot pod��y� tymczasem wzd�u� ulicy, a� w ko�cu znikn�� jej z oczu. Strach jednak nie ust�pi�. Niewiele przyt�umiony czeka� tylko, by uderzy� ze zdwojon� si��. Noc pozosta�a noc�, Cienie nadal �y�y i czyha�y na ni�. Wiedzia�a, �e zagro�enie nie min�o. Rozejrza�a si� po ulicy. W�ska, zastawiona samochodami, za�miecona resztkami �ywno�ci i starymi gazetami, zakr�ca�a niewiele dalej od niej, znikaj�c w mroku. Latarnie uliczne ustawione by�y co kilka metr�w, ale zaledwie co druga, a nawet czasem co trzecia �wieci�a przyt�umionym, migotliwym �wiat�em. Wiatr, co kilka chwil potoczy� z brzd�kiem jak�� porzucon� butelk�, a ciemne okna kamienic wpatrywa�y si� w ni� z uporem. Musia�a ruszy� si� z miejsca, aby prze�y�. Stoj�c tak, by�a idealnym celem dla wyg�odnia�ych upior�w. My�l, �e b�dzie zmuszona pod��y� t� ulic� napawa�a j� tak ogromnym przera�eniem, �e chwilami nawet g�o�no modli�a si� o cud, o cokolwiek, co sprawi�oby, �e znalaz�a by si� w jej ciep�ym, at�asowym ��ku. W tej chwili odda�aby za to niemal wszystko. W jej naiwnej, zdominowanej przez l�ki g��wce ko�ata�a si� my�l, �e kiedy otworzy mocno zaci�ni�te oczy wszystko b�dzie w porz�dku; znajdzie si� z daleka od tych wszystkich demon�w, bezpieczna w jasno o�wietlonym mieszkaniu. Jednak kiedy zdoby�a si� na l�kliwe, drobne rozchylenie powiek powita�a j� ta sama ulica, z jej cieniami, mrokami i �mierci�. Sta�a na chodniku sama, z r�koma przyci�ni�tymi do piersi, a otaczaj�ca j� teraz cisza by�a okrutnie przyt�aczaj�ca. Tylko wiatr cicho zawodzi� w szczelinach mi�dzy budynkami. �No dalej, Julia�, ponagla�a sam� siebie. �Musisz to zrobi�. Musisz, je�li chcesz rano obudzi� si� w jednym kawa�ku. Rusz si�, tylko to mo�e ci� uratowa�.� Wzi�a g��boki oddech i z sercem dziko rzucaj�cym si� w jej kobiecej piersi postawi�a kilka niepewnych krok�w przed siebie. Stukot jej obcas�w na bruku rozdar� cisz� i echem odbi� si� od otaczaj�cych j� kamiennych �cian, pod��aj�c dalej w g��b ulicy. Przezwyci�y�a w sobie t� nieodpart� ch�� zatrzymania si�, nierozs�dnie narzucan� przez ogarni�ty l�kiem umys� i pod��y�a dalej. Sz�a. Jej krok stawa� si� coraz szybszy, momentami przechodzi� nawet w bieg. Stara�a si� nie zwraca� uwagi na otaczaj�ce j� ciemne k�ty i zau�ki, patrzy�a wprost przed siebie oczyma dopuszczaj�cymi do jej �wiadomo�ci tylko obraz w�asnego domu, kilka przecznic dalej. Drobna, czerwona torebka obija�a si� bezw�adnie o jej plecy, przewieszona przez szczup�e rami�. Krew pulsowa�a dziewczynie w g�owie, serce niemal wyrywa�o si� z wn�trza klatki piersiowej. Spomi�dzy rozchylonych, wypomadowanych na r�owo ust ulatywa� szybki, urywany oddech. Skr�ci�a za r�g. Prowadzona jedynie instynktem pod��a�a w kierunku w�asnego domu; wszystkie inne zmys�y parali�owa� strach. I w�wczas, kiedy mija�a szerszy odst�p mi�dzy budynkami co�, czy te� mo�e kto� wyr�s� przed ni� nagle jak spod ziemi. Krzykn�a i przewr�ci�a si� na chodnik, kiedy z impetem szybkiego marszu wpad�a na wysok�, mroczn� posta�. - No prosz�, kogo tu widzimy? - dolecia� jej czyj� g�os. - Zb��kana, samotna kobietka. - Mamy dzi� szcz�cie - odezwa� si� kto� inny. - Sama wpad�a nam w r�ce. Niemal odebra�o jej mow�. Przera�ona podnios�a g�ow� i dostrzeg�a cztery st�oczone wok� niej sylwetki, ton�ce w ciemno�ciach ulicy. �wiat�o pobliskiej latarni migota�o, uniemo�liwiaj�c skutecznie jakiekolwiek bli�sze przyjrzenie si� postaciom. Nie by�o to jednak wa�ne; do jej umys�u niczym lodowata fala wdar�a si� parali�uj�ca my�l. Dopadli j�. Demony w ko�cu j� mia�y. Teraz nic nie jest w stanie jej ocali�. Odgryz� jej g�ow�, wypruj� wn�trzno�ci, krwi� zabarwi� bruk ulicy. Ostateczny moment ich ataku w�a�nie nadszed�. Krzykn�a przera�liwie w nik�ej nadziei, �e kto� j� us�yszy. W tym samym momencie czyje� silne r�ce przycisn�y j� do ch�odnego chodnika, skutecznie t�umi�c jej w�ciek�e szarpanie. By�a uwi�ziona. - Niez�y kawa�ek cia�ka - us�ysza�a. - Trzymaj j� mocno! - Dziwka! - wycedzi� kto� ze �miechem. - A ju� my�la�em, �e dzi� b�dzie nudno. Zacz�a wierzga� nogami, szale�czo i op�tanie, niczym zraniona zwierzyna. Jednak ju� po chwili zosta�y one skutecznie unieruchomione, tak, �e niewiele by�a w stanie zrobi�. Si�a czw�rki oprawc�w znacznie przewy�sza�a jej w�asn�. - Prosz� nie! - za�ka�a. - Nie r�bcie mi krzywdy! Poczu�a b�l w lewym ramieniu. Ko�� powoli wysuwa�a si� ze stawu. Chcia�a krzykn��, lecz silny cios w policzek uciszy� j�. Do ust nap�yn�a jej krew. - Zamknij si�! - rozkaza� kto�. - Inaczej poder�niemy ci gard�o! Tego chyba nie chcesz, co? Silna d�o� zacisn�a si� na jej szyi, blokuj�c dop�yw powietrza. Powoli zaczyna�a si� dusi�. - No, dalej! Rozchylcie te jej pieprzone nogi! �Bo�e, prosz� Ci� nie!�, przemkn�o jej przez my�l. Posypa�y si� przekle�stwa. Zaraz potem dolecia� j� cichy, metaliczny odg�os uwalnianego z r�koje�ci no�a. Niewiele widzia�a przez mg�� zasnuwaj�c� jej oczy. W umy�le zamajaczy� obraz gazety z artyku�em o jej �mierci na pierwszej stronie. Przez chwil� widzia�a zdj�cie, na kt�rym le�a�a wypatroszona niczym ryba. N� g�adko rozci�� jej sp�dnic� od do�u, a� do samej g�ry. Serce pompowa�o krew w osza�amiaj�cym tempie, p�uca domaga�y si� znacznie wi�cej powietrza, ni� by�a w stanie nabra� poprzez palce oprawcy, zaciskaj�ce si� na jej ustach. B�l niemal ca�kowicie j� og�usza�. �Ju� nied�ugo�, przedar�o si� przez jej g�ow�. �Umrzesz i b�dzie po wszystkim�. Poczu�a, jak upi�r kl�cz�cy pomi�dzy jej rozchylonymi nogami ze zwierz�c� agresj� zrywa z niej nylonowe figi, ods�aniaj�c jej intymno��. Grube, szorstkie r�ce ugniata�y jej p...
Poszukiwany