Wolanowski Ani diabeł, ani głębina.txt

(409 KB) Pobierz
Lucjan Wolanowski
 
Ani diabe�, ani g��bina 

Dziwni w�drowcy! Jakie� historie 
szlachetne czytamy w waszych oczach, g��bokich jak morza? Otw�rzcie nam pami�ci 
waszej skrzynie �wietne, klejnoty z gwiazd utkane i z niebios przestworza. 
Chcemy p�yn�� zasiad�szy fantazji okr�ty! Wi�c, aby rozweseli� nasze straszne 
nudy, przenie�cie na nasz duch, jak p��tno rozci�gni�ty - waszych wspomnie� 
obrazy z ich wszystkiemi cudy! M�wcie, co�cie widzieli! Charles Baudelaire 
"Kwiaty grzechu" ("Fleurs du mal"). Przek�ad Antoniego Lange, Warszawa 1894 
Odkry� rozkosz cudowna Min_min, czyli ogniska obozowisk ludzi, kt�rzy ju� dawno 
odeszli, s� symbolem tej opowie�ci. Jak wyobra�ano sobie "l�d w dole globusa" i 
jak sposobiono si� do jego poznania. L�d Gonneville.a. Jak ludzie szukali 
cennych przypraw a znale�li... Australi�. Nikt nie m�g� nigdy przybli�y� si� do 
ognistej kuli, kt�ra noc� unosi si� nad pustyni�. Zw� j� min_min. Okre�lenie to 
jest zaczerpni�te ze s�ownictwa tubylc�w australijskich. Opowie�ci o tym 
zjawisku przekazuj� ju� pierwsze relacje podr�nik�w, kt�rzy w�drowali przez 
bezkresne przestrzenie Australii. B��dny ogie� by� postrachem pramieszka�c�w 
ziemi australijskiej. Przybyli zza siedmiu m�rz Europejczycy zastanawiaj� si�, 
czy to aby nie gaz ziemny, kt�ry - po samozapaleniu - wydobywa si� na 
powierzchni� pustyni. W dzie� p�omie� jest niewidoczny. Noc� wida� to zjawisko 
doskonale. S� ludzie, kt�rzy wiele lat po�wi�cili rozwi�zaniu tej zagadki. 
P�on�cy metan - powiadaj� uczeni. Nic tam znowu nadzwyczajnego. Pewnie tak jest, 
jak m�wi�. Jednak�e mnie zafrapowa�o wyja�nienie mniej naukowe. Legenda m�wi, �e 
to p�on� ogniska w obozowiskach w�drowc�w, kt�rzy ju� dawno nie �yj�. �e grzej� 
si� przy nich ci, kt�rzy przegrali bitw� z przestrzeni�, s�o�cem i brakiem wody. 
Przemawia to bardziej do wyobra�ni ni� prozaiczny gaz ziemny, dostrze�ony przez 
m�drca szkie�ko i oko. Min_min b�dzie dla mnie god�em tej opowie�ci. Przez kilka 
lat mia�em przed sob� w wyobra�ni ogniska, rozpalane na brzegach wielkiego l�du 
przez �eglarzy, kt�rzy dawno temu suszyli przy nich swe szaty, piekli 
podp�omyki, czasem ryby. Cieszyli si� ziemi�, kt�ra nie ko�ysze si� pod stop� 
cz�owieka, zm�czeni miesi�cami, a nawet latami ogl�dania rozko�ysanego 
horyzontu. Pe�ni niepokoju nads�uchiwali odg�os�w nocy, zwierz�t, kt�rych nie 
znali, ludzi, kt�rych si� l�kali. Kim byli owi �eglarze? �owcami og�rk�w 
morskich - przybyszami z wysp Indonezji; Chi�czykami, szukaj�cymi tajemnicy 
d�ugowieczno�ci, odkrywcami z Europy. Oto Holendrzy: Willem Jansz, Dirck Hartog 
i Pieter Dirkszoon, Frederik de Houtman i Jan Carstenz, Pieter Nuyts i Fran~cois 
Tjissen czy Fran~cois Pelsaert, Abel Janszoon Tasman. Szukali bogatych ziem, 
marzy� im si� handel tym, co mia�a wtedy do zaofiarowania Europa. Krzy� wie�li z 
sob� ze wschodu Ferdynand Magellan, Alvaro de Mendana, Pedro Fernandes de Quiros 
czy Luis V~aez de Torres. Im� John Brooke rozbi� si� tu na swym statku "Trial". 
James Cook wbi� brytyjsk� flag� na wysepce w przedsionku wielkiego kontynentu, 
bowiem w dalekim Londynie zastanawiano si�, czy do korony da si� wprawi� jeszcze 
jedn� per��. Francuzi jakby si� nieco sp�nili, ale Marion du Fresne i 
Antoine_Raymond_Joseph de Bruny d.Entrecasteaux, Nicolas Baudin tak�e zostawili 
swe �lady na mapie wielkiego l�du. D�uga by�aby lista odkrywc�w. Zawsze 
niepe�na. W mokrym grobie u wybrze�y Australii spoczywaj� statki, kt�re nigdy 
nie wr�ci�y w rodzinne strony. Daremnie czeka�y na swych m��w, syn�w czy braci 
jasnow�ose dziewcz�ta w portach Flandrii i Portugalii. Nie doczekali si� powrotu 
wielu swych statk�w odwa�ni kupcy z miast brytyjskich. By�y te� tajne wyprawy, o 
kt�rych pami�� zagin�a, kiedy przepadli ich uczestnicy. Nie potrafi� wi�c 
opowiedzie� o wszystkich odkrywcach i odkryciach. O niekt�rych bowiem wie si� 
niewiele, prawie nic. O innych pozosta�y relacje tak obszerne i rzeczowe, �e nie 
starczy�oby mi �ycia, aby odda� Czytelnikowi pe�n� opowie��. Trzeba by�o 
wybiera�. My�l�, �e ju� samo s�owo "odkrycie" ��czy si� w naszej umys�owo�ci z 
dostrze�eniem b�d� poznaniem jakich� teren�w, l�d�w, lud�w - przez 
Europejczyk�w. Czy postawa taka jest s�uszna? Czy mamy odrzuci� wyprawy tych 
�eglarzy malajskich i chi�skich, ba, mo�e nawet jeszcze wcze�niejszych, kt�rzy 
byli tam, nim pojawi�y si� �aglowce europejskie? To, �e nie rozg�aszali wszem i 
wobec o swych odkryciach - nie jest mo�e istotne. �wiat nie by� jeszcze wtedy 
spowity sieci� ��czno�ci, kt�ra sprawia, i� w u�amku sekundy wie�ci przekazywane 
s� na ca�y glob. Pierwsi odkrywcy �yli w w�skim �wiatku swych w�asnych trosk i 
rado�ci. Zreszt�, gdy trafiali na bogate �owiska - czy naprawd� zale�a�o im na 
�ci�gni�ciu rywali z dalekich stron? S� wyspy w rejonie Oceanu Spokojnego, gdzie 
s�owo "przybysz" jest jednoznaczne ze s�owem "wr�g". Czy wi�c nie lepiej by�o, 
gdy odkrycie pozostawa�o w�asno�ci� odkrywc�w, zainteresowanych wy��czno�ci� 
eksploatacji dojrzanych ziem? Opisuj�c dzieje odkry� Australii staram si� raczej 
po�wi�ci� wiele uwagi ludziom, odkrywcom. Gdybym mia� szczeg�owo opisa� ich 
wyczyny, ka�d� zatok�, ka�d� rzeczk� czy ka�dy szczyt g�rski, jaki dojrzeli, to 
w�a�ciwie do ka�dej strony opowie�ci musia�aby by� do��czona szczeg�owa mapa, 
aby mo�na by�o sobie uzmys�owi� znaczenie tego czy innego odkrycia. Dlatego te� 
pewne sprawy musz� celowo sp�yca�, nie zag��bia� si� zbytnio w szczeg�y lub te� 
podsumowywa� ich znaczenie. Dla wygody b�d� dane liczbowe niekiedy podawa� od 
razu w systemie metrycznym, aby oszcz�dzi� Czytelnikowi przeliczania ich z 
systemu brytyjskiego. Jest bowiem oczywiste, �e gdy Flinders opowiada o tym, jak 
w otwartej �odzi spenetrowa� sze��set mil wybrze�a, czyli prawie tysi�c 
kilometr�w, to w oryginalnych jego zapiskach s� tylko mile albo stopy. Opowie�� 
ta wiedzie nas nie tylko po ludnych portach �wczesnej Europy epoki wielkich 
odkry�, ale tak�e po ma�ych wysepkach, gdzie na koralowych rafach ko�czy�y si� 
tragicznie wielkie wyprawy. B�dziemy w�drowa� po pracowniach, gdzie kre�lono 
fantastyczne mapy, i zapuszcza� si� w boczne �cie�ki historii. Od niepami�tnych 
czas�w uczeni w pi�mie zastanawiali si�, czy mo�e by� jaki� zamieszkany l�d w 
dole globusa. Lacxtantius, kt�ry urodzi� si� w roku 260 przed nasz� er�, 
powiada� wprost, �e przecie� chyba nikt nie mo�e nawet przyj�� do wiadomo�ci, �e 
s� ludzie, kt�rych stopy znajduj� si� ponad ich g�owami, �e s� miejsca 
zawieszone do g�ry nogami i �e drzewa rosn� z g�ry do do�u, a woda spada w g�r� 
zamiast w d�. �wi�ty Augustyn, wielka posta� wczesnego chrze�cija�stwa, 
potwierdza� tego rodzaju przypuszczenia, skoro pisa�, �e nie ma powodu dawania 
pos�uchu domys�om o ludziach istniej�cych po drugiej stronie ziemi, kt�rych 
stopy s� w pozycji przeciwstawnej do naszych w�asnych i gdzie s�o�ce wschodzi, 
kiedy u nas zachodzi. �wi�ty Augustyn dodawa� r�wnie�, �e Pismo �wi�te, czyli 
prawdziwy przewodnik po tym, w co ludzie powinni wierzy�, nie wspomina nic o 
antypodach, i �e nie ma �adnego historycznego �wiadectwa o takich rejonach, a 
wi�c wiara taka jest czczym wymys�em, ca�kowicie nie do przyj�cia. Mniej znany 
by� mnich Cosmas Indicopleustes. W VI wieku napisa� ksi��k�, w kt�rej obala� 
nauk� o antypodach jako ca�kowit� herezj� tak teologiczn�, jak i geograficzn�. 
Jego argumenty mog� nam si� dzisiaj wydawa� �mieszne, skoro powiada, �e w Pi�mie 
�wi�tym jest mowa o deszczu, kt�ry spada na ziemi�, a wi�c nie mo�na dopu�ci� 
my�li o jakim� odwrotnym po�o�eniu. Wy�miewa� tych, kt�rzy dopuszczaj� istnienie 
ludzi zwisaj�cych niejako g�owami w przestrzeni. Dodawa�, �e s� to przecie� 
tylko ploteczki, kt�re przekazane zosta�y przez poga�skich Grek�w. S� one 
zwyczajnym blu�nierstwem, poniewa� wynika�oby z nich, �e s�owo bo�e jest tylko 
zbiorowiskiem pomy�ek. Virgilius, jeden z irlandzkich misjonarzy, kt�rzy w VIII 
wieku wys�ani zostali, aby nawraca� Europ� �rodkow�, doszed� do przekonania, �e 
antypody, czyli w tym przypadku ziemie po�o�one w dole globusa - jednak�e 
istniej�. Prawdopodobnie przekona�a go o tym lektura starych ksi�g. W roku 748 
mia� on rzekomo o�wiadczy�, �e istnieje jeszcze inny �wiat zamieszkany te� przez 
ludzi. Za t� herezj� zosta� zaatakowany przez �wi�tego Bonifacego i pot�piony 
przez papie�a. Co wi�cej, zmuszono go do odwo�ania swej tezy. Pocieszmy si� 
tylko, �e na d�u�sz� met� pogl�dy te nie zaszkodzi�y mu i zosta� arcybiskupem 
Salzburga, a potem go kanonizowano. Pewnie b�dziecie czyta� t� ksi��k� na l�dzie 
i nie b�dzie ko�ysa� si� wam grunt pod nogami. Wspomnijcie przeto ludzi, kt�rzy 
dokonali tych odkry�, i starajcie si� spojrze� na to niejako ich oczami, oczami 
epoki. Przemawia do nas koloryt tej opowie�ci, chocia�by przez j�zyk zapisk�w, 
kt�re pozosta�y �wiadectwem historii po tych, kt�rzy wr�cili. Po tych, kt�rzy 
nie wr�cili - pozosta�y tylko domys�y, przepadli gdzie� w b��kitnej nico�ci 
Oceanu. Nastr�j epoki przemawia z opowie�ci o ludziach, kt�rzy wyruszyli w 
dalekie strony w poszukiwaniu l�du, gdzie� w dole globusa. Oto jak zaczyna swoje 
wspomnienia jeden z nich: "Dziennik albo opis sporz�dzony przeze mnie, Abla 
Jansza Tasmana, z podr�y dokonanej z miasta Batawia (dzisiejsza D�akarta) we 
wschodnich Indiach w celu odkrycia nieznanego l�du po�udniowego w Roku Pa�skim 
1642, czternastego dnia sierpnia. Oby B�g wszechmocny pob�ogos�awi� tej pracy". 
A ko�czy s�owami: "O �wicie uda�em si� �odzi� do Batawii. Chwa�a Bogu i niech Mu 
b�d� dzi�ki za t� szcz�liw� wypraw�. Amen. Napisane na statku Heemskercq pod 
dat� jak wy�ej. Waszych Dostojno�ci pos�uszny i zawsze zobowi�zany s�uga Abel 
Jansz Tasman". Trzeba si� dobrze wczyta� w notatki Williama Dampiera, gdy 
opisuje wod� wdzieraj�c� si� na jego uszkodzony i samotny statek: "Zach�ca�em 
mych ludzi, kt�rzy pompowali wod� bardzo ochoczo... Oko�o jedenastej godziny w 
no...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin