Jacek Sobota R�ka Diab�a Michael Sontag spada� z wysoko�ci dziesi�ciu tysi�cy st�p i bezwiednie pr�bowa� obliczy�, kiedy wreszcie osi�gnie ziemi�. Mia� pecha - spadochron nie otworzy� si�, r�czka wyzwalacza pozosta�a mu w d�oni. Do r�czki przytroczona by�a karteczka z rysunkiem czarnej, rozczapierzonej d�oni. Firmowy znak terrorystycznych boj�wek R�ki Diab�a, na wp� mistycznej organizacji anarchistycznej, za kt�r� kry� si� podobno mi�dzynarodowy ruch Satanist�w. Tak czy inaczej, Michaelowi Sontagowi - nihili�cie w �rednim wieku - by�o ju� wszystko jedno. Przyj�� wyrok Opatrzno�ci z filozoficznym spokojem. Trzydzie�ci metr�w pod stopami Sontaga opada� na ziemi� jego przyjaciel - ekscentryczny milioner Ian von Paulus. Ten traktowa� zawsze skoki spadochronowe jak rusk� rulet�. Jego spadochron r�wnie� si� nie rozpostar�. Jedyn� rzecz�, jakiej teraz �a�owa� Michael, by�o pozostawienie ochronnych okular�w na pok�adzie starego bombowca unosz�cego si� sto pi��dziesi�t st�p nad jego g�ow�. Samolot nazywa� si� "Rekin Przestworzy" - skoczkowie i piloci cz�sto zastanawiali si� nad "toporowskim" poczuciem humoru autora tej nazwy. Niepowstrzymany p�d powietrza wyciska� z oczu Sontaga s�one �zy i b�yskawicznie je osusza�. A przy okazji zapiera� dech w piersiach. Dopiero po chwili wype�nionej zmaganiami z wiatrem Michael przypomnia� sobie o drugim z przyjaci�, wci�� pozostaj�cym na pok�adzie "Jastrz�bia". By� nim wybitny izraelski pisarz polskiego pochodzenia, Aaron Herzel. Michael usi�owa� przekrzycze� wiatr i ostrzec Herzla. Daremnie. Tymczasem Herzel, kt�ry mia� w�a�nie opu�ci� pok�ad samolotu, w ostatniej chwili spostrzeg� dziwne zachowanie przyjaci�. - Dlaczego nie wyzwalaj� czasz? - mrukn�� pod nosem. Po chwili zrozumia� dlaczego. Dwie�cie st�p ni�ej Michael Sontag pomy�la�, �e uczestniczy w monstrualnie realistycznym �nie. Ubranie by�o sztywne od soli z morskiej wody. Sontag rozejrza� si� z niesmakiem. Wsz�dzie bezmiar w�d Atlantyku zlewaj�cy si� w bezkresn� ca�o�� z o�lepiaj�cym b��kitem pogodnego nieba. Zakl�� bezg�o�nie acz szpetnie - mogli prze�y� bez wody i jedzenia najwy�ej tydzie�. Kawa�ek suchej ska�y pozostawiony w tym w�a�nie miejscu przez jakiego� niepoj�tego boga nie dawa� im szans na nic wi�cej. Ale trzy tysi�ce pasa�er�w transatlantyku "Rekin Oceanu" mia�o jeszcze mniej szcz�cia - wszyscy gry�li morskie dno. Jak migawki z katastroficznego filmu przebieg�y Michaelowi przez pami�� wydarzenia z ostatnich godzin: panika wybuch�a po tym, jak megafony og�osi�y ��danie ekstremist�w R�ki Diab�a. Chrapliwy g�os unosz�cy si� nad pok�adami powtarzaj�cy dwukrotnie, �e je�li w ci�gu dwunastu godzin nie zostan� spe�nione postulaty terroryst�w, statek b�dzie zatopiony w akcie samob�jczym. Nawet nie zd��yli owych postulat�w odczyta�, bo nieoczekiwanie "Rekinem Oceanu" targn�a og�uszaj�ca eksplozja. Wszyscy rozbiegli si� po pok�adzie. Odwa�ni skakali do wody, tch�rze i cynicy t�oczyli si� przy szalupach ratunkowych. Jedynie nielicznym uda�o si� wydosta� z dolnych pok�ad�w, b�yskawicznie zalewanych wod�. Michael Sontag - podr�nik i dziennikarz na zas�u�onym urlopie - zosta� dwukrotnie znokautowany i raz stratowany, nim dopcha� si� do �urawia przepe�nionej szalupy. W�a�nie opuszczano j� na wod�. W pewnym momencie przeci��one sznury pu�ci�y i szalupa run�a do oceanu z wysoko�ci trzeciego pi�tra. Sontag zderzy� si� z pierwszym oficerem, kt�rym by� m�ody, przystojny, b��kitnooki George Johnson. - Czy s� tu inne �odzie? - krzykn�� Sontag. W tym momencie zobaczy�, �e pierwszy oficer zatraci� gdzie� czysty b��kit swojego spojrzenia. Oczy Johnsona zdawa�y si� niezg��bionymi czelu�ciami ci�gn�cymi ku sobie jak przepa�cie bez dna ci�gn� samob�jc�w. W dodatku oficer u�miecha� si� lekko, z nieodpart� ironi� i... - Ale� si� wpakowali�my - mrukn�� pod nosem Ian von Paulus z pruskich von Paulus�w, wyrywaj�c tym samym Michaela Sontaga z p�ytkiego zamy�lenia. Von Paulus wygl�da� �miesznie, by nie rzec, groteskowo. Jego smoking przypomina� zu�yt� do granic mo�liwo�ci i przyzwoito�ci prezerwatyw�. Por�wnanie roz�mieszy�o Sontaga, wi�c za�mia� si� zara�liwym �miechem, nikogo jednak tym razem nie zara�aj�c. Wci�� jeszcze �mia� si�, kiedy przysz�o mu na my�l, �e jest to nerwowe odreagowanie stres�w ostatnich godzin. - I z czeg� pan si� tak idiotycznie cieszy?! - warkn�� trzeci i zarazem ostatni z przymusowych rozbitk�w, zabiedzony �yd Aaron Herzel. - Jeste�my zdani wy��cznie na w�asne towarzystwo na tym skalnym wypustku oceanu sto na pi��dziesi�t metr�w! Nie widz� w tej sytuacji nic zabawnego! W tym samym momencie Michaela nawiedzi�o dziwaczne skojarzenie, �e wysepka, na kt�rej si� znajduj�, jest gigantycznym fallusem wyros�ym z dna morskiego, co wywo�a�o u niego kolejny, dokuczliwy napad �miechu. - A tak swoj� drog�, mia�em dziwaczny sen - von Paulus pie�ci� ka�de s�owo z dziwaczn� estym�, dba� o dobitno�� i akcentowanie odpowiednich sylab. Sontag ze zdziwieniem skonstatowa�, �e zd��y� ju� znienawidzi� von Paulusa za jego wrodzony arystokratyzm. I to r�wnie� go rozbawi�o, bo zachowywa� si� jak dorobkiewicz i parweniusz z dziedzicznie warunkowan� nienawi�ci� do klas wy�szych. - By�em skoczkiem spadochronowym - kontynuowa� von Paulus. - M�j spadochron nie otworzy� si� i spada�em na ziemi� z rosn�c� szybko�ci�. - Ja skoczy�em tu� po tobie! - przerwa� Sontag. - A ja w ostatniej chwili powstrzyma�em si�, bo zobaczy�em, �e wasze spadochrony s� zamkni�te! - krzykn�� Herzel. - Samolot nazywa� si� "Rekin Przetworzy"!!! - A pilot... Jorge Cabanias!!! - Nawigatorem by� niejaki Simons... Chwil� przerzucali si� szczeg�ami. Wreszcie zgodnie wybuchn�li �miechem. Sontag tarza� si� po pla�y, Herzel sta� si� purpurowy, za� von Paulus u�miecha� si� p�g�bkiem, oszcz�dnie i z wrodzon� ironi�. Kiedy troch� och�on�li, pierwszy odezwa� si� Aaron Herzel: - A jednak troch� to dziwne, �e wszyscy trzej mieli�my podobne sny... - Rzeczywi�cie - podchwyci� z gracj� von Paulus - to dziwne, �e JA i pan mieli�my podobne sny... Herzel zerwa� si� na r�wne nogi, jego ascetyczne oblicze raz jeszcze spurpurowia�o, tym razem z w�ciek�o�ci. - Pan jeste� antysemit�! - warkn��. - Nic podobnego - spokojnie, lecz stanowczo zaprotestowa� von Paulus. - Wie pan... ja urodzi�em si� w Polsce, w kraju, w kt�rym na ka�dego �yda przypada przynajmniej stu antysemit�w - m�wi� szybko, na wydechu, z pasj�. - Oni sami tego nie wiedz�, ale s� antysemitami. Dopiero okre�lona sytuacja wyzwala zakodowan� w ich genach nienawi�� rasow�. Wtedy niszcz�, tratuj�, pisz� na murach idiotyczne has�a. - Pan cierpisz na maniakaln� psychoz�. - Nie! Zapewniam pana, �e nie! Kiedy�, dawno temu, jeszcze jako obywatel Polski, kocha�em si� z jedn� gojk�. Kiedy zobaczy�a m�j obrzezany penis, krzykn�a jakby to by� szczur czy paj�k. Wskoczy�a na stolik, wywracaj�c lampk� nocn� i wrzeszcza�a wniebog�osy! - Przepraszam, �e pytam, ale czy nie ma pan przypadkiem czego� wsp�lnego z tym s�ynnym Herzlem? - Nie. I zapewniam pana, �e nie jestem syjonist�! Sontag s�ucha� sporu z lekkim rozbawieniem. Zna� przyczyn� nieporozumienia, ale nie chcia� si� wtr�ca�. Uwaga von Paulusa, kt�ra sprowokowa�a k��tni�, wcale nie odnosi�a si� do narodowo�ci Herzla, lecz do jego statusu spo�ecznego. Ca�kiem po prostu, bufon i arystokrata, von Paulus dziwi� si�, jak kto� podr�uj�cy trzeci� klas� mo�e mie� te same sny co i on. Sp�r przycich� wraz z zapadni�ciem zmroku. - Chyba si� prze�pi� - mrukn�� von Paulus. - Weso�ych sn�w! - rzuci� Sontag. Fale przyp�ywu leniwie obmywa�y piasek pla�y. Biegli pustymi ulicami miasta, pukaj�c do zamkni�tych g�ucho drzwi, wal�c w �elazne okiennice, przeklinaj�c podstawy, na kt�rych opiera� si� ten �wiat. Z czarnego nieba sypa�y si� ogromne, bia�e p�atki �niegu. Za ich plecami dwie�cie, mo�e trzysta metr�w z ty�u, zbiera� si� t�um. By�y to boj�wki nacjonalistycznej organizacji R�ka Diab�a. Ulica rozwidla�a si� w dw�ch kierunkach, von Paulus optowa� nosowym g�osem za kierunkiem prawym (pozostaj�c przez to w zgodzie ze swoim �wiatopogl�dem), Sontag chcia� biec w lewo i w ko�cu tam w�a�nie skr�cili. Byli uczestnikami Mi�dzynarodowego Kongresu Intelektualist�w w Warszawie. Wszyscy trzej stanowili wybitne indywidualno�ci w swoich dziedzinach: Herzel - zesz�oroczny laureat Pokojowej Nagrody Nobla za wspomaganie �yd�w w diasporze; von Paulus - autorytet w dziedzinie fizyki atomowej; no i Sontag - pisarz angielski o lewicowych odchyleniach. Obrady Kongresu przeci�gn�y si� tego dnia ponad miar�. - Luuuudzieee!!! Na pomoooc!!! - krzycza� Herzel dobijaj�c si� do drzwi niewielkiej kamieniczki na Starym Mie�cie. - Tam! - krzykn�� von Paulus bez zwyk�ego opanowania i wskaza� przed siebie wiotkim i d�ugim palcem wskazuj�cym. Wszyscy poszli za jego spojrzeniem. Budka telefoniczna! Podbiegli. Sontag zerwa� z r�k grube we�niane r�kawice i wykr�ci� numer policji. Rozespany m�ski g�os powiedzia� co� po polsku. - Do you speak English? - spyta� Sontag i nie czekaj�c na odpowied� rykn�� do s�uchawki: - Heeeeelp!!! Herzel wyrwa� mu s�uchawk� i powiedzia� po polsku: - Halo? Potrzebujemy pomocy! Jeste�my �cigani przez oszala�y t�um! R�ka Diab�a!!! - Na jakiej ulicy panowie si� znajduj�? - spyta� g�os z leniw� rezygnacj�. - Ulica! - krzykn�� Herzel do pozosta�ych intelektualist�w. - Co: ulica? - spyta� von Paulus przytupuj�c nog�. - No, uliiicaaa!!! Von Paulus i Sontag rozbiegli si�, szukaj�c tabliczki z nazw� ulicy, lecz wszystkie pokryte by�y grub� warstw� �niegu. - Diab�a tam! - warkn�� Sontag. - Opodal Starego Miasta! - wrzasn�� Herzel w s�uchawk�. - Prosz� nie krzycze�. Nazwiska pan�w - g�os nabra� stanowczo�ci. - Oni ju� tu s���!!! - pisn�� Sontag. I rzeczywi�cie t�um z transparentami wychyli� ...
Poszukiwany