!Katherine Scholes - Królowa deszczu.txt

(909 KB) Pobierz
Katherine Scholes

KR�LOWA  DESZCZU

Z angielskiego prze�o�y�a Bo�ena Krzy�anowska
�wiat Ksi��ki
Grupa Wydawnicza Berteismann Media
Dla Ciare, Andrew i Hilary, os�b, kt�re wraz ze mn� w dzieci�stwie prze�yty 
podr� z jednej ojczyzny do drugiej, z Tanzanii na Tasmani�...
Prolog
1974, Dodoma, Tanzania, Afryka Wschodnia
Na cmentarzu przy katedrze anglika�skiej le�a�y dwie trumny, przygotowane do 
poch�wku. Jedna z nich by�a prawie o trzydzie�ci centymetr�w d�u�sza od drugiej, 
ale niczym wi�cej si� nie r�ni�y. Proste, pozbawione ozd�b skrzynie ze �wie�ych 
desek. Nad nimi sta� biskup Wad� - pot�ny m�czyzna w fioletowych szatach, 
haftowanych z�ot� nitk�. Jego zazwyczaj blade policzki zarumieni�y si�, a po 
skroniach sp�ywa�y
krople potu.
Spojrza� na zgromadzony t�um. Ludzie stali na �cie�kach, wype�niali miejsca 
mi�dzy grobami, siedzieli na maskach i dachach zaparkowanych wzd�u� ogrodzenia 
land-rover�w, wisieli nawet na ga��ziach starych mangowc�w, kt�re ocienia�y
cmentarz.
Misjonarze stali z przodu, wraz z innymi bia�ymi i kilkoma dziennikarzami, 
kt�rzy wymachiwali aparatami fotograficznymi i notatnikami. Za nimi t�oczyli si� 
Afryka�czycy z miasta i misji, elegancko ubrani w zachodni� odzie�. Nie 
brakowa�o te� Hindus�w w turbanach i sari. Na obrze�ach cmentarza skupiali si� 
ludzie z wioski, kt�rzy wygl�dali jak czarne morze, upstrzone barwnymi tkaninami 
i pledami.
Biskup podni�s� r�k� i zaczeka�, a� t�um ucichnie. Potem
zacz�� czyta� z ksi�gi trzymanej przez jednego ze swoich czarnosk�rych kap�an�w. 
Mocny g�os zag�usza� cichy szmer rozm�w, pokas�ywania ludzi, szurania nogami, 
p�acz dzieci i odleg�y warkot samochod�w.
"Nic bowiem nie przynie�li�my na ten �wiat, i nic te� nie mo�emy [z niego] 
wynie��..."*
Po przeczytaniu kilku nast�pnych linijek g�os mu si� za�ama�. Biskup wyczu�, �e 
w t�umie co� si� wydarzy�o - co� odci�gn�o uwag� ludzi. Kiedy uni�s� g�ow�, 
skierowa� wzrok w odleg�y r�g cmentarza. Pojawi�a si� tam grupka wojownik�w - 
m�czyzn o d�ugich r�kach i nogach. Wszyscy mieli w�osy posklejane glink� i 
naszyjniki z kolorowych paciork�w. Przepychali si� do przodu, rozsuwaj�c na boki 
ludzi z misji. Nad g�owami Afryka�czyk�w stercza�y czubki d�ugich w��czni, 
b�yszcz�cych w promieniach s�o�ca.
W �rodku grupy sz�a os�aniana przez m�czyzn bia�a kobieta. Wida� j� by�o tylko 
w prze�witach mi�dzy nagimi ramionami wojownik�w. Mia�a pi�kn�, alabastrow� 
sk�r�, spokojne spojrzenie i rozpuszczone rude w�osy. Kiedy przesuwa�a si� przez 
t�um, rozlega� si� cichy pomruk, kt�ry rozprzestrzenia� si� jak kr�gi po wodzie.
Wojownicy zatrzymali si� w pobli�u biskupa. Bia�a kobieta stan�a wraz z nimi i 
w milczeniu przygl�da�a si� trumnom, nie zwracaj�c uwagi na to, �e jej przybycie 
zak��ci�o przebieg ceremonii.
Wygl�da�a do�� dziwnie. By�a wysoka i chuda, mia�a na sobie str�j koloru khaki, 
zaplamiony potem i glin�. W odr�nieniu od innych kobiet ubrana by�a w spodnie, 
podtrzymywane szerokim sk�rzanym pasem na amunicj�. Sta�a nieruchomo, z kamienn� 
twarz�, wpatrzona przed siebie.
Biskup wr�ci� do czytania. Gdy sko�czy�, oznajmi�, �e ch�r za�piewa hymn. Celowo 
stan�� przodem do �piewak�w, gdy� chcia� przyku� uwag� t�umu. K�tem oka widzia� 
jednak, �e milcz�ca kobieta wci�� stoi w tym samym miejscu...
Wszystkie fragmenty Pisma �wi�tego pochodz� z Biblii Tysi�clecia.
 "Prowad� mnie, wielki Jahwe, Pielgrzyma przez ja�owy kraj..."
Wszyscy �piewali unisono.
"Chleb niebieski. Chleb niebieski. Karm mnie, p�ki nie b�d� mia� dosy�..."
Podczas ostatniego wersu hymnu biskup da� r�k� sygna� pomocnikom. Wtedy z t�umu 
wy�oni�a si� prowadzona przez jedn� z �on misjonarzy dziewczynka. Mia�a na sobie 
�wie�o wyprasowan� sukienk�. Gdy sz�a, dolny obr�bek muska� jej kolana. 
Pochyli�a g�ow�, a opadaj�ce w�osy zakrywa�y jej twarz. Trzyma�a w r�kach dwa 
bukiety kwiat�w. By�y to byle jak dobrane dzikie orchidee, s�oneczniki, ro�liny 
ogrodowe i polne chwasty - na pewno sama zrobi�a te wi�zanki.
Kiedy drobniutka posta� zbli�a�a si� do trumien, jaka� stoj�ca z ty�u 
czarnosk�ra kobieta zacz�a g�o�no zawodzi�. Przy��czy�y si� do niej inne 
Murzynki i wkr�tce ich �kanie zag�uszy�o �piew ch�ru. Mo�na by�o odnie�� 
wra�enie, �e dotychczas uroczysto�� przebiega�a pod dyktando biskupa i kap�an�w. 
Jednak widok dziecka zbli�aj�cego si� do trumien rodzic�w wywo�a� powszechny 
b�l, kt�ry nie mie�ci� si� w ramach liturgii. Przez t�um przetoczy� si� 
bezbrze�ny, g��boki smutek.
Kate sta�a mi�dzy dwiema drewnianymi skrzyniami. Jeden bukiet starannie u�o�y�a 
na trumnie ojca, na samym �rodku wieka. Potem odwr�ci�a si� do drugiej skrzyni, 
ze zw�okami matki. Spojrza�a z g�ry na deski, pr�buj�c przebi� je wzrokiem. Czy 
mama ma otwarte oczy? - zastanawia�a si�. Czy te� zamkni�te, jak we �nie?
Nie pozwolono jej obejrze� cia�. Powiedziano, �e jest za ma�a. Nikt nie doda�, 
�e rodzice zostali por�bani maczetami, ale Kate wiedzia�a, �e o to chodzi.
Nawet twarze? - chcia�a spyta�.
Czu�a, �e nikt nie oczekuje od niej �adnych s��w. Chciano, �eby p�aka�a, spa�a, 
jad�a, po�yka�a tabletki. Byle nie zadawa�a pyta�.
- To ogromne szcz�cie, �e ciebie tam nie by�o - m�wili wszyscy. - Dzi�ki Bogu, 
przebywa�a� w szkole z internatem. A� strach pomy�le�, co by mog�o si�...
Z t�umu wyskoczy� dziennikarz i przykucn�� z aparatem fotograficznym, �eby 
uwieczni� moment, kiedy dziecko b�dzie k�ad�o drugi bukiet. Kiedy wychyli� si� 
do przodu, by zapewni� sobie lepsze uj�cie, Kate spojrza�a na niego z kamienn� 
twarz�. Po jej g�owie kr��y�y s�owa, kt�re odsuwa�y na bok wszelkie my�li.
"Musisz by� dzielna. Taka by�a wola boska.
Musisz by� dzielna".
Te s�owa Kate us�ysza�a w j�zyku suahili. Pad�y z ust afryka�skiej gospodyni, 
kt�ra zabra�a dziewczynk� ze szko�y, gdy ju� jej wszystko powiedziano. 
Powiedziano. W�a�nie tak. Usta m�czyzny porusza�y si�, wyp�ywa�y z nich s�owa.
"Sta�o si� co� strasznego..."
"Musisz by� dzielna".
Kate podnios�a g�ow� i spojrza�a na t�um. Napotka�a nieruchome spojrzenie 
wysokiej kobiety o rudych w�osach. Wydawa�a si� dziwnie znajoma, ale dziewczynka 
by�a zbyt ot�pia�a, by sobie przypomnie�, sk�d zna t� twarz. Po chwili Kate 
odwr�ci�a wzrok i popatrzy�a za cmentarz. Wszystkie drzewa ton�y w zieleni. 
Zbli�a�y si� �niwa. Wyobrazi�a sobie kukurydz� na poletkach. Si�ga�aby jej nad 
g�ow�. Kolby ze z�ocistymi ziarenkami w jedwabnych os�onkach. Zosta�o zaledwie 
kilka tygodni, by do nast�pnego sezonu zapomnie� o g�odzie...
Dziewczynka wr�ci�a na swoje miejsce, u boku �ony doktora, i sta�a tam bez 
s�owa, ze wzrokiem wbitym w czubki but�w - l�ni�c�, czarn� sk�r�, pokryt� 
czerwonym py�em.
- Wracajmy do domu, dobrze? - zabrz�cza� przy uchu g�os pani Layton.
Kate spojrza�a na ni� zak�opotana.
- Do mojego domu, rozumiesz? - u�ci�li�a kobieta. - Nie musisz ju� tu d�u�ej 
zostawa�.
Pr�bowa�a si� u�miechn�� do dziecka, ale dr�a�y jej wargi. Pani Layton uj�a 
Kate za �okie� i prowadzi�a przez t�um. Pospieszy� za nimi m�ody m�czyzna z 
aparatem fotograficznym i notesem.
- Przepraszam - zacz��, doganiaj�c Kate.
Mia� sympatyczn� twarz, ale nim zdo�a� powiedzie� co� wi�cej, pani Layton 
odp�dzi�a go machni�ciem r�ki.
- Prosz� porozmawia� z biskupem - powiedzia�a, a potem szybko wyprowadzi�a Kate 
poza teren cmentarza.
Kiedy pogrzeb si� sko�czy� i przebrzmia�y d�wi�ki ostatniego hymnu, ludzie 
zacz�li si� rozchodzi�. Przedstawiciele medi�w pop�dzili, �eby przeprowadzi� 
wywiady, a misjonarze kr�cili si� w niewielkich grupkach, jakby nie chcieli 
przyj�� do wiadomo�ci, �e ceremonia dobieg�a ko�ca.
M�ody dziennikarz podszed� do biskupa, kt�ry wci�� sta� w pobli�u obu grob�w i 
spogl�da� na dwa kopczyki �wie�ej ziemi.
- Wasza Ekscelencjo, mam kilka pyta�... - zagai� m�odzieniec.
- Misja wyda�a o�wiadczenie - przerwa� mu biskup. M�czyzna kiwn�� g�ow�. Dwa 
dni temu czyta� ten dokument. Potwierdzano w nim, �e w wysuni�tej daleko na 
zach�d plac�wce, znajduj�cej si� w pobli�u granicy z Rwand�, zamordowano par� 
misjonarzy - doktora Michaela Carringtona i jego �on�, Sarah. Motywy zab�jstwa 
pozostaj� nieznane. Dodano, �e w tym czasie na terenie plac�wki przebywa�a 
go�cinnie trzecia bia�a osoba, kt�ra nie dozna�a �adnych obra�e�. To wszystko. 
Nie podano jeszcze jednej "informacji", kt�ra jakby na przek�r lotem b�yskawicy 
rozesz�a si� po Dodomie. �e kobieta, kt�ra pad�a ofiar� mordu, przed �mierci� 
by�a naga, i co dziwniejsze, kto� wetkn�� jej do ust jajko.
- Chcia�bym u�ci�li� pewne sprawy - wyja�ni� dziennikarz. Biskup spojrza� na 
m�czyzn� i kiwn�� g�ow� na znak, �e si� zgadza. Teraz, kiedy zrobi�, co do 
niego nale�a�o, to znaczy odprawi� ceremoni� pogrzebow�, wygl�da� na zm�czonego 
i zrozpaczonego. Dziennikarz domy�la� si�, �e nie uda mu si� uzyska� odpowiedzi 
na wszystkie pytania.
- Czy mo�e Wasza Ekscelencja potwierdzi� pog�oski o jajku? - zacz��.
Biskup zrobi� zbola�� min�, ale m�ody cz�owiek nie przestawa� naciska�.
- I �e mia�a je... w ustach... pani Carrington? Biskup przytakn��.
- Wszystko sta�o si� tu� przed Wielkanoc�, przypuszczalnie wi�c mia�a to by� 
aluzja do pisanek, jakimi obdarowuj� si� z tej okazji chrze�cijanie. - M�wi� 
bezbarwnym g�osem, jakby recytowa� wcze�niej przygotowan� odpowied�. - Na ca�ym 
�wiecie, wsz�dzie gdzie dotar�o g�oszone przez Chrystusa przes�anie mi�o�ci, s� 
ludzie, kt�rzy odpowiadaj� na t� nauk� nienawi�ci�.
Zaczerpn�� powietrza. Dziennikarz zerkn�� do notesu i zada� nast�pne pytanie.
- Ile lat ma dziewczynka?
- Dwana�cie.
- Co si� z ni� stanie?
- Wr�ci do Australii. Nie ma bliskich krewnych. Jej prawnym opiekunem b�dzie 
sekretarz misji. Niczego jej nie zabraknie. P�jdzie do najlepszej szko�y.
Dziennikarz robi� notatki.
- Jak ma�a sobie radzi?
- Jest silna - odpar� biskup ponuro. - Mo�emy si� tylko modli�, by wiara doda�a 
jej otuchy.
Za ich plecami pojawi� si� nast�pny reporter - starszy m�czyzna z 
przerzedzonymi siwymi w�osami i rumian� twarz�. ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin