W Varii szybko się wieści rozchodzą, zwłaszcza takie, że ich Boss wyjeżdża gdzieś, nie mówiąc gdzie i zostawia im całą bazę dla nich, nawet będzie można wejść do jego gabinetu i przejrzeć piwnicę z winami, do której nikt inny poza Iksem nie ma wstępu. Przynajmniej teoretycznie. Ale wracamy do osoby Xanxus’a. Zapewne wróci pod koniec tygodnia bardziej skrzywiony na twarzy i skacowany, w końcu on tylko w jedno miejsce chodził. W południe cała obecna czwórka czyli Squalo, Bel, Fran, Levi i Lussuria zebrali się w przestronnie urządzonym salonie, by przedyskutować plany na dzisiejszy wieczór. Oczywiście Kapitan Squalo siedział z dala od Belphegor’a, którego kolana zajmował Fran. Ta sytuacja niezmiernie denerwowała białowłosego, bo jeszcze by brakowało, by się nie zaczęli do siebie kleić, do tego Lussuria coś do niego mówił.
- Nie, nie, Lussuria. Nie będę tu zapraszać żadnych mężczyzn do towarzystwa, z racji, że Ty tego chcesz. Wystarczy, że mamy tę dwójkę. – wskazał ręką na tą parkę w kącie pokoju, oczywiście Książę się zajmował zielonowłosym i to dość skutecznie. Sam szermierz za nic by się nie przyznał, że coś go łączy innego z tu nieobecnym Szefem. – Bel, mógłbyś przestać go teraz obmacywać?
- Pajacu, ja jestem bardzo zajęty, więc się zamknij. To, że Ty nikogo nie masz na stałe, a jesteś tylko zabawką Iksa, to Cię nie upoważnia do przeszkadzania mi w takim ważnym i przyjemnym zajęciu.
-Voooi! Bo jak Cię… - Białowłosy wyglądał, jakby go miał szlag trafić, a przed rzuceniem się na blondyna starał się powstrzymać go Lussuria. Sam Książę patrzył na niego z szczerą nienawiścią. – My i tak wychodzimy, więc Twoja impreza dla normalnych inaczej nas nie interesuje. - Tak więc, Szermierz Varii musiał sam sobie radzić z przygotowaniem tej imprezy, oczywiście, obowiązki rozdzielił po wszystkich tu obecnych, a sam poszedł wybierać wina z piwnicy Szefa. On ich miał tak dużo, a na pewno nie znał wszystkich rodzajów na pamięć. A po paru godzinach było wszystko skończone, więc pozostało czekać tylko na gości.
***
O umówionej godzinie zaczęli się schodzić goście, więc białowłosy musiał ich wszystkich powitać, co było dość męczącym zajęciem. Nawet pojawił się 10th wraz z swoimi strażnikami pierścieni i sam Byakuran ciągnąc za sobą wielce niezadowolonego Shou-chan’a.
– Byaku, przecież wiesz, że nie lubię takich imprez… - marudził mu do ucha rudowłosy, ale zamilkł widząc władcze spojrzenie swojego Szefa. Wraz z większą ilością spożywanego alkoholu każdy gość nabierał więcej animuszu, a po kolejnej butelce Byakuran wyciągnął trzeźwego Irie’ego na środek Sali, chcąc z nim zatańczyć tak zwanego przytulanego z łapkami na pośladkach.
- Byaaaakuuuuuu…! – rudowłosy starał się bronić przed pijanym mężczyzną, ale po kilku próbach musiał się poddać. Jakie to było irytujące, że tańczył z nim facet, w dodatku, taki facet jak Byakuran, zwłaszcza, że trzymał ręce tam gdzie by nie chciał być dotykany. Co dziwniejsze, nikt na nich nie zwracał uwagi, uznając to za normalne.
– Tak…? Chodź do sypialni… - wymruczał do ucha chłopaka, nie będąc w pełni świadomym swoich słów. Co tam się działo, to już inna historia.
Squalo będący w stanie wskazującym na spożycie większej ilości alkoholu, podszedł do Tsuny, poprosić, by z nim poszedł do piwnicy. Dziesiąty, chcąc nie chcąc, musiał się zgodzić, bo nie wypada odmawiać gospodarzowi, który był silny i równie porywczy co pijany.
- Squalo…? – Spojrzał na białowłosego, który zamykał drzwi do piwnicy na zamek, by nikt nie wszedł do środka. Szermierz był zdecydowanie za blisko, zwłaszcza, że już się z nim całował, czując jak jest popychany na zimną ścianę. Zacisnął dłonie na jego koszuli, odwzajemniając zachłannie pocałunki mężczyzny. Cicho westchnął, czując jak białowłosy zsuwa z jego bioder spodnie wraz z bielizną, a potem zobaczył jak mężczyzna pozbywa się swoich spodni i już bardziej niepotrzebnych bokserek. Obejmując go mocno za szyję, krzyknął czując jak członek szermierza wchodzi w niego gwałtownie i zaczyna się poruszać, wraz z ruchem jego bioder. Bezskutecznie starał się stłumić swoje jęki, cisnące się na usta, białowłosy bardziej podniecony jękami Tsuny, poruszał szybciej biodrami, czując, że niedługo osiągnie szczyt. Doszli niemal prawie równocześnie, z głośnymi jękami na ustach. Potem szybko się ubrali i wrócili na salę.
Po skończonej imprezie został niewyobrażalny bałagan w całej siedzibie Varii, a jej mieszkańcy, nie licząc Bel’a i Fran’a, spali rozwaleni na kanapach i czasem na podłodze albo i na sobie, ale to już inna sprawa. Squalo został obudzony przez telefon. Wymacał go z trudem pod stołem i odczytał wiadomość od Bossa. Zerwał się na równe nogi, sprawdzając czy to mu się nie śni. Nie, wiadomość była prawdziwa, a on przełknął ślinę. No tak, Boss wraca za dwie godziny, a tu istny burdel panuje. Chcąc się wyrobić ze sprzątaniem, poszedł ich obudzić i zagonić do roboty.
- Co tu się wyrabia?! – Szef obwieścił swoją obecność, gdy w gabinecie zastał razem śpiących Levi’ego i Lussurię. Po tym ta impreza była jedną z pierwszych i ostatnich imprez, jakie tu miały miejsce w siedzibie Varii. On już o to zadba.
Larpskendya