14926.txt

(825 KB) Pobierz


Richard Morgan

Siły rynku


Siły Rynku dedykuję, z wyrazami miłoci, mojej pierwszej fance,
siostrze Caroline - bo czekała już doć długo.

Dedykuję je także wszystkim tym, których życie zrujnowały
lub pozbawiły kolorów Wielki Neoliberalny Sen
oraz Bezlitosna Globalizacja.


PODZIĘKOWANIA
     
     Siły Rynku przeszły długš i zmiennš drogę od niesprecyzowanego pomysłu przez 
opowiadanie i scenariusz, aż do powieci, którš trzymacie teraz w rękach. Po drodze, wraz z 
autorem, dorobiły się kilku długów. A więc w porzšdku chronologicznym, jeli dobrze 
pamiętam:
     
     Dzięki Simonowi Edkinsowi za pierwsze, prowokujšce do namysłu parsknięcie: Mylš, 
że żyjš w dżungli, co? i Gavinowi Burgessowi, który podzielił się ze mnš wiedzš o bardziej 
drapieżnych aspektach procedur szkolenia biznesowego. Dziękuję Sarah Lane za to, że 
dostrzegła potencjał w przykurzonym, nieopublikowanym opowiadaniu i zachęciła mnie, bym 
stworzył z niego scenariusz, oraz za jej nieograniczony entuzjazm i ciężkš pracę, którš 
wykonała po drodze - tacy włanie sš wielcy producenci filmowi, a przynajmniej tacy być 
powinni. Dziękuję także Alanowi Youngowi za inspirację płynšcš z jego anegdot i za to, że 
przejrzał szkic utworu surowym okiem konsultanta ekonomicznego. Jak zwykle, 
podziękowania należš się mojej agentce Carolyn Whitaker i redaktorowi Simonowi 
Spantonowi, którzy konsekwentnie mnie zmuszali, bym nie zapominał o szczegółach. 
Dziękuję wszystkim z zespołu Gollancza, że zamienili pište piętro w cudowne miejsce. I na 
końcu największe podziękowania składam mojej niedawno polubionej żonie Virginii 
Cottinelli za cierpliwoć, z jakš dzieliła swój czas między mnš a Rozwojowym Programem 
Magisterskim Uniwersytetu Glasgow, ukończenie którego kosztowało jš więcej wysiłku, niż 
powinien znosić jakikolwiek student.
     
     Lista ksišżek, które inspirowały mnie podczas pisania Sił Rynku, została zamieszczona 
na końcu powieci, na wypadek gdyby czytelnik był nimi zainteresowany. Jest ich zbyt wiele, 
by tutaj je wymienić czy omówić, ale sš zbyt ważne, by w ogóle o nich nie wspomnieć. W 
swobodniejszej tonacji, Siły Rynku zawdzięczajš też wiele fantastycznym filmom Mad Max i 
Rollerball, które wywarły na mnie potężny wpływ w wieku, w jakim nie powinienem był ich 
jeszcze oglšdać.
     

Wiem - kanibale noszš garnitury i krawaty
     I wiem - siłujš się na ołtarzu
     I mówię - nie zostawiaj serca na wierzchu
     Midnight Oil, Sometimes
     
     Skoro (zapytam) komercyjne banki, oficjalni wierzyciele, Bank, MFW, TNC, dyrektorzy 
finansowi i globalne elity sš zadowolone, kto dał nam prawo narzekać?
     Susan George - Raport Lugano
     
     Fragment Sometimes wykorzystano za zgodš Midnight Oil. Copyright Š 1986 Midnight 
Oil
     Fragment The Lugano Report wykorzystano za zgodš Susan George. Copyright Š 1999 
Pluto Press and Susan George


PROLOG
     
     Kasa.
     Przez czytnik przesuwa się błyszczšcy czarny plastik.
     Nic.
     Maszyna trzeszczy w swoim owadzim języku, a ekran błyska, jakby oburzony tym, czym 
go nakarmiono. Kasjerka podnosi wzrok na kobietę, która wręczyła jej kartę, i umiecha się 
odrobinę za szeroko. Umiech ma w sobie tyle szczerych emocji, ile prawdziwych owoców 
zawiera karton D-Lish Pięć Owoców.
     - Jest pani pewna, że to właciwa karta?
     Kobieta z torbami pełnymi zakupów sadza dwulatka, którego dotšd trzymała w 
ramionach, na błacie kasy i oglšda się na męża, wypakowujšcego z wózka ostatnie kolorowe 
puszki i torby.
     - Martin?
     - Tak? Co jest? - Głos zdradzajšcy irytację zakończonym włanie zadaniem.
     - Karta się nie...
     - Nie co? - Patrzy jej w oczy i odczytuje w nich niepokój, po czym przenosi spojrzenie na 
kasjerkę. - Proszę jš pucić jeszcze raz. Co musiało nawalić. - W głosie brzmi napięcie.
     Dziewczyna wzrusza ramionami i znów przecišga kartę. Ekran błyska z takš samš 
pogardš.
     TRANSAKCJA ODRZUCONA.
     Dziewczyna wycišga kartę i wręczajš kobiecie. Wokół nich tworzy się mała oaza ciszy, 
która rozprzestrzenia się przez pas podajnika aż do chłopaka przy sšsiedniej kasie i trzech 
klientów czekajšcych za Martinem. Za kilka sekund rozpadnie się w gniewnych szeptach.
     - Proszš spróbować innej karty.
     - To niedorzeczne - wybucha Martin. - Od pierwszego na tym koncie sšpienišdze. 
Włanie mi zapłacono.
     - Mogę przejechać kartš jeszcze raz - z wystudiowanš obojętnociš oferuje dziewczyna.
     - Nie. - Pałce kobiety zbiełały wokół małego kawałka czarnego plastiku. - Martin, 
spróbuj intexa.
     - Helen, na tym koncie sš pieniš...
     - Jaki problem? - pyta mężczyzna za nim, stukajšc znaczšco kartš w stertę zakupów, 
umieszczonych tak blisko separatora Następny klient, że za chwilę zsunš się na rzeczy 
Martina.
     - Me ma problemu.
     Podaje niebieskš kartę Intexu i przyglšda się przesuwajšcej jš przez czytnik kasjerce z 
takš samš uwagš, jak ludzie za nim.
     Maszyna przeżuwa kartę przez kilka chwil...
     I wypluwajš.
     Dziewczyna oddaje kartę i potrzšsa głowš. Jej gładka, plastikowa uprzejmoć zaczyna 
pękać.
     - Karta została zablokowana - mówi niedbałe. - Audyt końcowy.
     - Co?
     - Audyt końcowy. Muszę państwa poprosić, żebycie przenieli zakupy na drugš stronę 
lady i opucili sklep.
     - Proszę jeszcze raz przejechać kartš.
     Dziewczyna wzdycha.
     - Proszę pana, nie muszę tego robić. Mam tu wszystkie potrzebne dane. Pańskie konto 
zostało zablokowane.
     - Martin. - Helena przysuwa się do męża. - Zostaw, wrócimy, kiedy wyjanimy te...
     - Nie, do cholery. - Martin odtršca jš i nachyla się nad ladš, mówišc prosto w twarz 
kasjerki. - Na tym koncie sšpienišdze. Niech pani jeszcze raz przejedzie kartš.
     - Lepiej rób, co mówi - odzywa się arogancki klient za jego plecami.
     Martin odwraca się do niego, najeżony.
     - A tobie co do tego?
     - Czekam.
     - To poczekaj jeszcze trochę. - Strzela palcami tuż przed twarzš mężczyzny, a tamten 
odruchowo odskakuje w tyl. Martin odwraca się z powrotem do kasjerki. - Niech pani...
     Pałka uderza go w bok jak kuksaniec. Drgnienie serca póniej pršd odrzuca go od lady 
w nagle opustoszałš przestrzeń. Upada na podłogš, czujšc smród przypalonej tkaniny.
     Słyszy krzyk Helen. Patrzy zmieszany z poziomu podłogi. Widzi przed sobš buty i słyszy 
głos, brzmišcy jak rozdzierany gdzie wysoko karton.
     - Mylę, że powinien pan opucić sklep, sir.
     Ochroniarz podnosi go z podłogi i opiera o błat. Potężny mężczyzna, osadłony w tałii, 
ale czujny i z twardym spojrzeniem. Robi to od dawna, pewnie zanim tu trafił, zjadł zęby w 
klubach wydzielonych stref. Porażał już ludzi pršdem, a Martin o szesnastej trzydzieci w 
rodowe popołudnie nie ma na sobie biurowego garnituru, tylko wytarte jeansy i stary sweter, 
po którym nie widać, ile kiedy kosztował. Ochroniarz myli, że dobrze go ocenił. Nie wie, nie 
może wiedzieć.
     Martin odpycha się od lady.
     Uderzenie podstawš dłoni miażdży strażnikowi nos. Kolano trafia w krocze. 
Upadajšcego Martin wali jeszcze pięciš w podstawę czaszki.
     Ochroniarz pada na podłogę, martwy.
     - Nie ruszaj się!
     Martin odwraca się i staje przed znacznie mniejszš partnerkš ochroniarza, która 
włanie wyszarpnęła z kabury pistolet. Nadal oszołomiony od porażenia pršdem zatacza się w 
niewłaciwš stronę, ku niej, a ona rozpryskuje jego mózg po jego żonie, synu i lnišcych 
opakowaniach na podajniku kasy.


TECZKA #1
INWESTYCJA POCZĽTKOWA


ROZDZIAŁ PIERWSZY
     
     Pobudka.
     Cały zlany potem.
     Strzępy snu tłumiš oddech w krtani i wciskajš twarz w poduszkę, umysł zatacza się w 
ciemnym pokoju...
     Rzeczywistoć spadła na niego jak wieża pociel. Był w domu.
     Westchnšł ciężko i sięgnšł po stojšcš przy łóżku szklankę wody. We nie spadał na 
kafelki posadzki supermarketu - a potem jeszcze przez nie.
     Z drugiej strony łóżka poruszyła się Carla, wycišgajšc ku niemu rękę.
     - Chris?
     - Już w porzšdku. To tylko sen. - Napił się ze szklanki. - Zły sen, to wszystko.
     - Znów Murcheson?
     Przez chwilę nie odpowiadał, nie majšc ochoty wyprowadzać jej z błędu. Nie nił już o 
wrzeszczšcej mierci Murchesona. Zadygotał lekko. Carla westchnęła i przysunęła się bliżej. 
Ujęła jego dłoń i przycisnęła do swojej pełnej piersi.
     - Mojemu tacie bardzo by się to podobało. Dręczš cię wyrzuty sumienia. Zawsze 
powtarzał, że go nie masz.
     - Racja. - Chris podniósł budzik i skoncentrował wzrok na tarczy. Trzecia dwadziecia. 
Wspaniale. Wiedział, że trochę potrwa, zanim uda mu się zasnšć. Cholernie cudownie. 
Odstawił zegarek i opadł na poduszkę. - Twój tata ma wygodnš amnezję, gdy przychodzi do 
płacenia czynszu.
     - Pienišdz dużo może. Jak mylisz, czemu za ciebie wyszłam?
     Obrócił głowę i stuknšł jš lekko w nos.
     - Chcesz mnie wkurzyć?
     Zamiast odpowiedzieć, sięgnęła do jego penisa i przesunęła po nim palcami.
     - Nie. Podkręcam cię - wyszeptała.
     Kiedy się zbliżyła, poczuł, jak ognista fala pożšdania rozwiewa sen, ale i tak wolno 
twardniał w jej dłoni. Do końca odpucił dopiero w końcowym stadium orgazmu.
     Spadanie.
* * *
     Kiedy zadzwonił budzik, padało. Cichy szelest zza otwartego okna, jak nienastrojony 
telewizor na niskiej głonoci. Klepnšł wyłšcznik i leżał przez chwilę, wsłuchujšc się w 
deszcz, po czym wysunšł się z łóżka, nie budzšc Carli.
     W kuchni nastawił ekspres do kawy, wskoczył pod prysznic i wyszedł na czas, by ubić 
parš mleko na cappuccino dla Carli. Postawił je przy łóżku, obudził żonę pocałunkiem i 
wskazał filiżankę. Prawdopodobnie Carla znów zapadnie w sen i wypije je zimne, gdy się w 
końcu dobudzi. Z szafy...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin