13409.txt

(324 KB) Pobierz
MLADEN SYN
NIEDWIEDZI^

YLADIMIR  COLIN
Wpisano do księgi inwentarza, inwen.
bibliotecznego,iiawea. ruchomego
Wał ..A;    str.
MLADEN SYN NIEDWIEDZIA
I
Msza Ksiegarnia-Wamawa-fflf
Przełożył z języka rumuńskiego RAJMUND FLORANS
Wybór z ksišżki pt. BAS ME
Ilustrował GUSTAW MAJEWSKI
Redaktor Celina Żmihorsha
Redaktor techniczny Jan Olesińshi
DLA STARSZYCH DZIECI
Państwowe Wydawnictwo Literatury Dziecięcej
Nasza Księgarnia" Warszawa 1956.
Wydanie I
Nakład 20 000 + 205 egz. Ark. wyd. 13,0 Ark. druk. 13,25.
Papier druk. mat. kl. V, 70 g, 70 x 100/16.
produkcji Fabryki Celulozy i Papieru  Szczecin-Skolwin
Oddano do składania 5 X 56 r. Podpisano do druku 13 XII 56 r.
Druk ukończono w grudniu 1956 r.
Wojskowe Zakłady Graficzne
w   Warszawie,   ul.   Grzybowska   77
Nr zamówienia 7719
B-7-53841
MLADEN, SYNNIEDŻWIEDZIA
Bań   serbska
Żył
sobie raz bardzo porzšdny niedwied.
Czekajcie, nie chcę, abycie mnie le zrozumieli. Daleki jestem od tego, żeby twierdzić, że dzisiaj nie znalazłby się ani jeden porzšdny niedwied; ale mylę, że się ze mnš zgodzicie, że teraz jest już ich znacznie mniej..* A zresztš, by prawdę wam rzec, nie mylę, żeby znalazł się niedwied podobny do tego, o którym wam opowiem. Posłuchajcie i osšdcie sami!
Pewnego dnia ów porzšdny niedwied poszedł szukać miodu; szukał i szukał- i gdy tak wałęsał się po lesie, słyszy nagle jakie chrzškania podobne do chrzškań żaby. Trzeba wam jednak wiedzieć, że strasznie głone były te chrzškania!
  Cóż u diabła! Co to takiego?
Zbliża się niedwied pomalutku i widzi, że to nie żadna żaba, ale maleńki dzieciaczek, niemowlę. Porzšdny niedwied zamruczał kilka razy, nie wiedzšc, co ma zrobić. Był przewiadczony, że jeli zostawi niemowlę w lesie, drapieżny wilk je rozszarpie. Jeli wemie ze sobš, kto wie, z jakim przyjęciem spotka się ze strony niedwiedzicy, która i tak miała sporo kłopotu z trzema łobuzerskimi niedwiadkami, nie dajšcymi jej spokoju.
  Patrzcie, co za zdarzenie!  zamruczał basem niedwied. Włanie ja musiałem znaleć to dziecię, ja, który mam tak dobre serce!                                 ,                                  ..

Cóż miał niedwied poczšć? Wzišł niemowlę delikatnie w ramiona i strasznie się zdziwił, gdy zauważył, że przestało płakać. Dobrze czuł się człowieczek w łapach niedwiedzia!
"Łscnióal go do SNwe^o \ec,oW\sVa.
  Co tam masz, mężu?  zapytała niedwiedzica.  Czy mi się zdaje, że to jagnię?
  Jagnię?!  zawołały trzy rozbrykane niedwiadki czepiajšc się grubego futra ojca-niedwiedzia.
Ale gdy zobaczyły, że to nie jagnię, tylko niemowlę, każdy z nich wetknšł pazur w mokry pysk, nie posiadajšc się ze zdziwienia.
  Ja tego nie jadam  powiedziała   zagniewana  niedwiedzica.
  Wcale nie przyniosłem tego do jedzenia!  odpowiedział porzšdny niedwied.  Patrz, jak ładnie pi...
Niedwiedzica popatrzyła: rzeczywicie nie można było narzekać  niemowlę spało ładnie.
  Pokaż no mi je!
Dobry niedwied umiechnšł się pod wšsem i podał niemowlę. Niedwiedzicę, skoro tylko poczuła niemCwlę w swoich łapach, ogarnęła wielka miłoć do dzieciaczka, które, budzšc się, chwyciło jej nos i, ciskajšc go w swoich paluszkach, miało się...
I tak niemowlę pozostało w niedwiedzim legowisku.
Ojciec-niedwied i mama-niedwiedzica otoczyli dziecko opiekš i nauczyli je wszystkiego, co powinna wiedzieć i umieć istota żyjšca w lesie. Nauczyli je badać i rozpoznawać każdy lad i trop, polować i walczyć, a nawet nauczyli je niepisanego szyfru lasu. I rósł przybrany syn niedwiedzia wród niedwiedzi, a ponieważ był najmłodszy ze wszystkich, otrzymał imię Mladen*.
  Ojcze  zapytał pewnego dnia Mladen  dlaczego ja jestem taki biały, jakbym był z tych niedwiedzi, co to żyjš wród lodowców północy?
Mruczał porzšdny niedwied, wiercił się i drapał, jakby go gryzły, kto wie, jakie robaki, lecz w końcu był zmuszony wyznać prawdę:
 Mladen  w języku serbskim: młody.
  Ty, synu, nie jeste z naszego rodu. Jeste dzieckiem człowieka.
Słyszšc to Mladen strasznie się zmartwił. Bo, widzicie, przyzwyczaił się już uważać, że niedwied jest najładniejszym, najmšdrzejszym i najodważniejszym mieszkańcem lasu. A teraz nagle dowiaduje się, że nie jest niedwiedziem!
  W takim razie  powiedział zasępiony  pójdę do ludzi.
  Niemożliwe!
  Pójdę.
Zrozumiał niedwied, że niesposób go zatrzymać.
  Widzisz ten buk, który ronie przed naszym legowiskiem? Jeli zdołasz go wyrwać z ziemi, pozwolę ci odejć  zamruczał niedwied.
Buk był wysoki i gruby. Mladen zbliżył się, spróbował go ob-jšć, wytężył się i szarpnšł  buk nawet nie drgnšł.
  Musisz jeszcze poczekać, aż nabierzesz więcej siły  postanowił niedwied.
I Mladen pozostał w dalszym cišgu w legowisku i bawił się dalej z trzema rozbrykanymi braćmi, i wyruszał z nimi na polowania. A niedwiadki mówiły mu:
  Bracie Mladen, kiedy  będziesz opuszczał  nasze legowisko, wiedz, że ojciec zapyta cię, jakie masz życzenie; bo będzie chciał ci co ofiarować. Posłuchaj nas i popro o niemy język. Ojciec będzie się boczył, będzie chciał, aby przyjšł co innego w darze, ale ty nie daj się ubłagać!
Minšł znowu rok. Mladen ponownie poprosił niedwiedzia:
  Pozwól mi, ojcze, ić do ludzi!
  Wyrwij buk!
Podszedł Mladen do grubego buka i gdy objšł go ramionami i szarpnšł, od razu wyrwał z ziemi razem z korzeniami. Ucieszył się porzšdny niedwied, skoro przekonał się, że jego przybrany syn może dokonać takiego nie lada wyczynu, i pokazał mu, jak się oczyszcza pień z gałęzi i ciosa zeń maczugę.
Mladen wzišł pień na ramiona i chciał się pożegnać.
  Teraz, synu, idziesz w wiat i kto wie, czy kiedykolwiek się jeszcze zobaczymy  odezwał się porzšdny niedwied.  Chcę ci
co ofiarować. Powiedz mi, jakie jest twoje życzenie, a przysięgam na szyfr lasu, że je spełnię!
  Chcę niemy język  odpowiedział Mladen. Niedwied się zmieszał.
  To nie dla ciebie, synu! Popro o co innego!
  Nie, ja chcę tylko niemy język!
Nie mógł nic niedwied poradzić, bo przecież obiecał spełnić życzenie.
  Wysuń, synu, język!
Wysunšł Mladen język i to samo uczynił porzšdny mec&wie^. Potem niedwied wyrwał włos ze swego futra i położył go na je-z.y^M calopca,   a calopcu wyrwał włos z   głowy \ pokrayl go   ^ swoim jšzyku.
 ISo, sysm, tera-z. masz ^uż memruy ^šryW.
Mladen podziękował, pożegnał się ze swojš przybranš rodzinš i z bukowš maczugš na ramieniu wyruszył w drogš. Nagle spotyka na drodze dwa zajšce.
  Eh  powiedział pierwszy zajšc  gdyby ten zuch wiedział, co go czeka, wzišłby ze sobš żołšd!
  Rzeczywicie  odpowiedział drugi zajšc  bez żołędzi nie da rady!
Zdziwił się Mladen wielce, ale zerwał żołšd. Zrozumiał, że niemy język otwierał przed nim tajemnice języków wszystkich zwierzšt. Niedwiedzi język znał, lecz skšdże mógłby znać języki pozostałych zwierzšt?
Mladen, syn niedwiedzia, wyszedł z lasu. I gdy tylko wyszedł, spotkał gromadę możnych panów, którzy wyruszyli włanie na polowanie.
Nic nie upolowali, ale byli rozochoceni, bo wypili dwa gšsiory wina.
  Dzień dobry, czcigodni myliwi!
  Dokšd wiedzie droga, zuchu?
  Tam, gdzie znajdę dobrš strawę i pełnš beczkę. Zaczęli możni się miać ze słów Mladena.
- Czekaj, bo zaraz przyjedzie do nas cały konwój z jedzeniem  powiedział jeden z nich.  Zobaczymy, co potrafisz! Jeżeli
8
tylko się chwalisz i nie zjesz wszystkiego, co ci damy, wiedz, że zabierzemy ci maczugę!
  A jeli się nie chwalę?  zapytał Mladen.  Wtedy zabiorę wam całe żelazo!
  Żelazo?! Bierz go, zuchu!
I wielmoże znowu się rozemieli. Jakie żelazo miałby im wzišć? Ach! Jaki głupi chłopak!
Ledwie przestali się miać, a ukazała się fura, a potem jeszcze jedna i jeszcze jedna  cały konwój fur pełnych jadła i napojów dla możnych myliwych.
  No, zobaczymy, jak sobie dasz radę!
Podszedł Mladen do pierwszej fury i zjadł dwa pieczone cielaki; po czym zaczšł wołać:
  Czy to wszystko?!
Podszedł do drugiej fury i zjadł pięćdziesišt gšsek.
  Czy macie co jeszcze?            Ś
Na trzeciej furze znalazł sto kurczšt i przełknšł je w mgnieniu oka.
Wielmoże zaczęli szturchać się łokciami i niepokoić.
  Dosyć! Zrobi ci się niedobrze...   Nam to nie zaszkodzi,  ale tobie!...
Ale gdzie tam! Mladen przełknšł jeszcze w popiechu jakie kaczki, kilka prosišt i dwiecie chlebów. Potem przyłożył się do napojów, osuszył wszystkie beczułki wina, które znalazł  i jeszcze był głodny! Nie mówišc już o pragnieniu!
Myliwi osłupieli i rozdziawili usta, a Mladen zebrał wszystkie częci żelazne znajdujšce się przy ich uzbrojeniu i na furach. Zebrał wszystko do kupy i poszedł prosto do kowala.
  Przetop mi to, kowalu, i zrób buławę co się zowie! Kowal kazał mu przyjć na drugi dzień, a sam wzišł się za
robotę.
Ale oto, co sobie pomylał: Szkoda tej góry żelastwa. Ileż to mógłbym zrobić pługów, łopat i obręczy, i wiele jeszcze innych rzeczy! Mógłbym pracować cały miesišc i zarobić wiele pieniędzy".
Zrobił więc buławę tylko z połowy żelastwa.
  Czy gotowe, kowalu?  zapytał na drugi dzień Mladen.
  Gotowe, zuchu!
9
Wzišł Mladen buławę i rzucił jš aż do słońca. Po czym położył się na brzuchu i czekał, aż spadnie mu na plecy.
Uderzajšc, pękła buława na drobne kawałeczki. Wtedy Mladen zrozumiał, że kowal go okradł. Zły, zebrał wszystkie kawałki buławy, przeszukał u kowala wszystkie kšty, aż znalazł schowane żelazo; potem prztyknšł w mury i rozwalił cały dom.
  Taki będzie los wszystkich złodziei!  powiedział Mladen i odszedł pogwizdujšc, gdy tymczasem kowal z rozpaczy rwał sobie włosy na głowie.
I trafił Mladen do innego kowala, który słyszał o tym, co przydarzyło się jego nieuczciwemu koledze.
Nie pisnšwszy słówka pracował, wystukiwał żelazo na kowadle, napocił się jak tysišc diabłów, aż wreszcie zrobił buławę co się zowie.
Wypróbow...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin