tytu�: "KOSZMARNE PRZEBUDZENIE" Autor : MattRix GDYNIA, stycze� 1991 HTML : ARGAIL HISTORIA TA ZACZYNA SI� W ROKU 2463. 12 LAT TEMU WYDARZY�A SI� TRAGEDIA, KT�RA ZAWA�Y�A NA LOSACH LUDZI, KT�RZY J� PRZE�YLI. RESZTKI �WIATA NIE BY�Y JU� TYM CZYM�, CO KIEDY� CZ�OWIEK NAZYWA� CYWILIZACJ�. BY� TO KOSZMAR, W KT�RYM MOGLI �Y� TYLKO NAJSILNIEJSI. �YCIE TO JEDNAK WYMAGA�O D�UGIEJ NAUKI, MIESI�CY A NAWET LAT OBSERWACJI I WALKI ZE WSZYSTKIMI PRZECIWNO�CIAMI. TYLKO TA SZKO�A POMAGA�A PRZETRWA�. ZDARZY�O SI� JEDNAK, �E W TYM KOSZMARZE POJAWI�A SI� ISTOTA LUDZKA ZE STAREGO �WIATA. BEZ WIEDZY, DO�WIADCZENIA, SI�Y I SPRYTU. TYLKO ZE WSPOMNIENIAMI ... Kiedy Max dotar� do miasta, zbli�a�o si� po�udnie. To musia�o by� chyba po�udnie, bo s�o�ce by�o wysoko i pra�y�o niemi�osiernie. Sp�ni� si� przez pewnego sprytnego z�odzieja, kt�ry korzystaj�c z jego wypoczynku, chcia� ukra�� mu najlepszego wielb��da. Z�odziej by� sprytny, ale nie do�� jak na Max'a. D�ugo popami�ta ich spotkanie, pod warunkiem, �e prze�yje. W mie�cie nic si� nie zmieni�o. Te same slumsy, obszarpani, brudni faceci i te same zaniedbane prostytutki z d�ugimi brudnymi w�osami i niekompletnymi szcz�kami. Gdzie - niegdzie pa��ta�y si� dzieci tak samo brudne i obszarpane jak inni mieszka�cy. Czasami zdarza�o si� w�r�d nich dziecko - potworek, bez nosa, ucha, ze zniekszta�ceniami twarzy lub reszty cia�a. Niekt�re z tych dzieci wygl�da�y naprawd� strasznie. Na szcz�cie nie by�o ich tu wiele. Podobno na p�nocy by�o ich ca�e mn�stwo, a im dalej na po�udnie tym by�o ich mniej. Ale Max nie by� nigdy na p�nocy. Przynajmniej nigdy od tamtego czasu ... Przyje�d�a� do miasta tylko wtedy, kiedy musia�, to znaczy, raz na miesi�c, albo nawet dwa. Najcz�ciej sp�dza� na miejskim targowisku dzie�, a potem wraca� do siebie. Tym razem chcia� kupi� now� bro� i troch� amunicji. Zanim dosta� si� na targ, musia� sta� w d�ugiej kolejce, a potem zap�aci� za wst�p. Zap�aci� �wie�ymi owocami. - Dobra, mo�esz w�azi�. - powiedzia� ogromny facet, kt�ry przyj�� od niego zap�at�. - Tylko bez draki! - doda�. Max skin�� g�ow�. Na targ mo�na by�o wej�� tylko przez podziemny tunel. Ca�y teren targu otoczony by� wysok� palisad�. Na pocz�tku nie wiadomo by�o dok�adnie po co ta palisada. Wkr�tce jednak wszyscy dowiedzieli si�. Pierwszymi byli z�odzieje, kt�rzy po okradzeniu kogo� nie mieli dok�d ucieka�. Pr�bowali przez tunel, ale tam zawsze byli stra�nicy. Nie mieli wi�c szans. Kary za kradzie� by�y rozmaite. W zale�no�ci od tego co zosta�o ukradzione, obcinano z�odziejowi d�o� lub ca�� r�k�, nog�, albo skazywano go na �mier�. Nie by�o jednak �adnej egzekucji. Z�odziejowi stawiano propozycj�: odejdzie wolno, je�eli pokona Ma�ego Johna. Ma�y John mia� ponad dwa metry wzrostu, stalowe mi�nie i cios mordercy. Nie by�o jeszcze nikogo, kto da�by mu rad�. Dlatego wi�c z�odziej, kt�ry dosta� taki wyrok, nigdy nie opuszcza� miasta. Kilka metr�w od niego, gruby jegomo�� krzycza� co� na ca�e gard�o. Kto� inny odpowiedzia� mu r�wnie podniesionym g�osem. Wkr�tce rozgorza�a b�jka, w kt�rej udzia� brali najbli�ej stoj�cy. Ale ju� kilka minut potem do akcji wkroczyli stra�nicy. Bardzo szybko i brutalnie rozprawili si� z grup� walcz�cych. To by�a cz�sta scena. Max zna� j� doskonale. Powtarza�a si� tak cz�sto, �e nie zainteresowani nie zwracali na ni� uwagi. Chodzi� po targu szukaj�c miejsca, gdzie m�g�by kupi� bro� i amunicj�. Nic jednak nie znalaz�. W pewnej chwili podszed� do niego karze�ek. - Chcesz kupi� pif-paf? - zapyta�. Max skin�� g�ow�. - No to chod� ze mn�. Max rozejrza� si�. Nikt nie zwr�ci� na nich uwagi. Szed� za kar�em, a� zobaczy� stary drewniany barak. Gdy karze� wszed� na schodki przy baraku, powiedzia�: - Zaczekaj tu. Max bez s�owa usiad� na schodach. Jakie� dwie minuty potem karze� pozwoli� mu wej�� do �rodka. Za stert� pouk�adanych skrzynek, kt�re s�u�y�y za lad�, sta� ko�cisty m�czyzna. Max nie pierwszy raz kupowa� bro� w mie�cie, ale tego cz�owieka widzia� po raz pierwszy. - Chcia�by� kupi� bro�? - zapyta� sprzedawca. - A jak s�dzisz, po co tu jestem? - zapyta� Max. - Tak tylko zapyta�em. M�czyzna otworzy� ukryty schowek w �cianie. Oczom Max'a ukaza� si� ca�kiem niez�y jak na te czasy arsena�. - Wybieraj. - powiedzia� sprzedawca, odsuwaj�c si� na bok. Max sta� przez chwil� i przypatrywa� si� broni. - Ten. - wskaza� na ma�y karabin. Sprzedawca ostro�nie wyj�� go ze schowka i poda� Maxowi. Ten zacz�� dok�adnie ogl�da� go. - Znasz si� na broni? - Tak. - powiedzia�, nie przerywaj�c swojej czynno�ci. - Kim by�e� przedtem? - znowu zapyta� sprzedawca. - Powinno ci� obchodzi� tylko to, czy mam czym zap�aci�. M�czyzna zrozumia�, �e Max nie jest zbyt rozmowny. - A masz czym zap�aci�? - Mam. Poka� mi jeszcze ten rewolwer. Max obejrza� drug� bro�. - Masz do tego amunicj�? -zapyta�. - Oczywi�cie. - odpar� sprzedawca i wyci�gn�� z jednej z szaf dwa pude�ka naboi. - Bior� wszystko. - powiedzia� Max. - Czym b�dziesz p�aci�? - Z�otem, mo�e by�? Sprzedawcy zab�ys�y oczy. Max zap�aci� za bro� i amunicj� i schowa� je do torby przewieszonej przez rami�. M�g� ju� wraca� do domu, ale postanowi� sp�dzi� w mie�cie jeszcze troch� czasu. Szybko jednak znudzi�o mu si� ogl�danie tych samych widok�w. Wsiad� wi�c na swojego wielb��da i ruszy� na pustyni�. Wola� na niej sp�dzi� noc. W mie�cie bywa�o niebezpiecznie, a Max nie nale�a� do tych, kt�rzy lubili bez powodu ryzykowa� �ycie. Na pustyni czu� si� o wiele bezpieczniej. Je�eli wszystko p�jdzie zgodnie z planem, za trzy dni powinien dojecha� na miejsce. ******************** Drugiego dnia trafi� w sam �rodek burzy piaskowej. Zboczy� wi�c troch� z drogi. Kiedy min�a burza, wsz�dzie mia� pe�no piasku, w ustach, nosie, uszach, we w�osach. Burza piaskowa trafi�a mu si� pierwszy raz od kilku lat. Przedtem z powodzeniem unika� tego tworu natury. Gdy znowu by� gotowy do drogi, wsiad� na wielb��da i ruszy� przed siebie. W pewnej chwili dojrza� na horyzoncie co� b�yszcz�cego, co wystawa�o z piasku. Wyj�� lornetk�. By� to metal, ale nic wi�cej nie m�g� powiedzie�. Wiedzia� jedynie, �e nie by�o tego przedtem w tym miejscu. Postanowi� sprawdzi� to. Po jakim� czasie okaza�o si�, �e musi to by� co� wi�kszego ni� tylko du�y kawa� metalu. By�a to cz�� �ciany. Przez kilka lat zasypana by�a piaskiem i dopiero teraz wiatr ods�oni� j�. Max dostrzeg� zarys drzwi, ale nigdzie nie by�o klamki czy czego� podobnego. Odgarn�� troch� piasku i ods�oni� w ten spos�b ma�� klawiatur�, os�oni�t� szybk�. Zbi� j� i przycisn�� du�y czerwony guzik. Przez kilka sekund nic si� nie dzia�o, ale potem co� zgrzytn�o i drzwi zacz�y si� powoli otwiera�. Gdy by�y ju� szeroko otwarte, Max wszed� do �rodka. Zszed� w d� kilka schodk�w i znalaz� si� w pomieszczeniu, gdzie znajdowa�y si� r�ne urz�dzenia i komputery, kt�re o dziwo dzia�a�y. Nie bardzo wiedzia� do czego s�u�y�y. Te, kt�re pami�ta� by�y innego typu. Zauwa�y� nast�pne drzwi, prowadz�ce do pomieszczenia obok. By�y otwarte, wi�c wszed� tam. Gdy tylko przekroczy� pr�g, zapali�o si� jaskrawe �wiat�o. Pomieszczenie by�o prawie puste, tylko przy jednej ze �cian sta� pulpit, na kt�rym by�o pe�no wska�nik�w. Podszed� do niego. Od razu zauwa�y� rz�d czerwonych guzik�w ponumerowanych od 1 do 13. Przycisn�� pierwszy z nich. �ciana rozsun�a si� przed nim i zobaczy� komputer. Po naci�ni�ciu drugiego klawisza na ekranie komputera ukaza�y si� r�ne dane. - Ci�nienie krwi, temperatura cia�a, praca serca, praca nerek ... - czyta� cicho. - O co tu chodzi? Przycisn�� trzeci klawisz, potem czwarty, pi�ty i w ko�cu trzynasty. I wtedy jedna ze �cian rozsun�a si� i Max zobaczy� ma�e, s�abo o�wietlone pomieszczenie, w kt�rym sta�a jaka� metalowa skrzynia ze szklanym wiekiem. Po kilku minutach wieko otworzy�o si� z sykiem. Odczeka� jeszcze kilka minut, a potem wszed� do pomieszczenia. W metalowej skrzyni le�a�a kobieta. Mia�a ciemne kr�cone w�osy do ramion. By�a raczej �adna. I nagle zrozumia� co zrobi�. W�a�nie odhibernowa� jak�� babk�, kt�ra nie wiadomo co tu robi�a. Wiedzia�, �e zrobi� b��d. Najch�tniej zamrozi�by j� z powrotem, ale nie wiedzia� jak to zrobi�. Zakl�� cicho. ******************** Nie wiedzia� co ma z ni� zrobi�. Up�yn�y dwa dni, a ona wci�� by�a nieprzytomna. Gdyby umar�a, to by�oby jakie� wyj�cie. Ale wci�� �y�a. Kim mog�a by� ? Sk�d wzi�a si� na pustyni ? By�a jedyn� osob�, kt�ra mog�a odpowiedzie� na te pytania. Ale z drugiej strony, je�eli umrze ... Max doszed� do wniosku, �e je�eli nie pozna odpowiedzi, �wiat si� nie zawali. Zbli�a�a si� noc. Jeszcze jedna gor�ca noc w jego oazie na pustyni. Wielb��dy le�a�y nieopodal. By�y spokojne. Max siedzia� przy ognisku oparty o palm�. Obok mia� przygotowane miejsce do spania. Ona le�a�a w sza�asie, kt�ry zbudowa� kiedy�. Zagl�da� do niej co jaki� czas. Teraz te� poszed� tam. �wiat�o ogniska ca�kiem dobrze o�wietla�o wn�trze sza�asu. Przykl�kn�� przy niej. Kiedy zagl�da� tu godzin�, mo�e dwie wcze�niej, le�a�a tak samo nieruchomo. Nie poruszy�a si� nawet o centymetr. Nachyli� si� sprawdzaj�c czy oddycha. Poczu� oddech, wolny i ledwie wyczuwalny. �y�a. Jak d�ugo to jeszcze potrwa? Poprawi� po raz kt�ry� poduszk� i dok�adniej okry� j� kocem. Spojrza� jeszcze raz na jej twarz i wyszed� z sza�asu. Po�o�y� si� na swoim pos�aniu przy ognisku. By� zm�czony. Nie mia� si�y, ani ochoty rozmy�la� o czymkolwiek. Nawet o niej. Wok� by�o cicho, wi�c szybko zasn��. Jednak jego sen nie by� snem zwyczajnym. Przez te d�ugie lata nauczy� si� spa� czujnie. Ma�y ha�as budzi� go natychmia...
marszalek1