2404.txt

(246 KB) Pobierz
KAROL MAY
WY �CIG
Z CZASEM
Tytu� orygina�u: Das Waldr�schen oder die Verfolgung rund
um die Erde XI



Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000



AUDIENCJA
Gdy przyby� do stolicy wynaj�� doro�k� i kaza� si� zawie�� do hotelu magdeburskiego,
gdy� ba� si� ponownego zbiegowiska, dotar�szy do hotelu zawo�a� portiera:
� Czy to jest hotel magdeburski?
� Tak.
� Dostan� tutaj pok�j?
Portier, kt�ry przygl�da� si� przybyszowi ze zdziwieniem rzek�:
� Pan jest obcokrajowcem?
� Tak.
� A ma pan paszport?
� Mam.
� To prosz�.
Poprowadzi� go przez podw�rze na ty� hotelu i tam otwar� jakie� drzwi.
� Prosz� do �rodka.
S�pi Dzi�b wszed� do �rodka i ogl�dn�� wn�trze. By� to ciemny, zadymiony pok�j pe�en
rupieci i starej odzie�y. Kilku m�czyzn siedzia�o przy brudnym stole, na kt�rym sta�y pe�ne
kieliszki.
� Do stu piorun�w! Co to za dziura? � spyta�.
� Pok�j dla s�u�by.
� Zamawia�em pok�j dla s�u�by czy osobny?
� Zamawia� pan tylko pok�j, a my�l�, �e ten jest stosowny, chyba mo�e �yczy pan sobie
co� lepszego?
� Naturalnie.
� A w jakiej cenie?
� To nie ma znaczenia, byle tylko by� wygodny.
Portier zrobi� drwi�c� min� lecz z g��bokim uk�onem rzek�:
� Prosz� p�j�� za mn�.
Poprowadzi� go g��wnymi schodami. Zaraz na pierwszym pi�trze by�y otwarte drzwi do
wygodnie urz�dzonego pokoju, mo�na by�o zobaczy� wielki, elegancko urz�dzony salonik, a
po prawej stronie sypialni�.
� Czy to panu wystarczy? � spyta� portier drwi�cym g�osem, s�dz�c, �e go�� cofnie si�
przera�ony.
Jednak pomyli� si�, gdy� przybysz spojrza� oboj�tnie i powiedzia�:
� No, pa�ac to to nie jest, ale.., mo�e wystarczy.
To zez�o�ci�o portiera, wi�c rozdra�niony powiedzia�:
� W tym pokoju mieszka� sam hrabia Waldsetten i to przez dwa dni.
� Dziwne, ja zatrzymam to mieszkanie tymczasowo. Portier przerazi� si� nie na �arty, a
je�eli ten dziwol�g naprawd� si� tutaj rozlokuje, a potem nie b�dzie mia� czym zap�aci� za
pobyt.
� Ten apartament kosztuje pi�� talar�w za dob� � zawo�a� szybko.
� To jest mi oboj�tne.
� Bez jedzenia.
� Wszystko jedno.
� I bez o�wietlenia.
4



------------------------------------------------------------- page 5

� Dobrze.
W tej chwili zjawi�a si� pokoj�wka. By�a to znajoma Roberta.
� Prosz� o dokumenty � powiedzia� portier.
� Do pioruna, czy to takie pilne? � spyta� S�pi Dzi�b.
� Takie s� przepisy.
� To nie hotel, tylko jaka� knajpa, skoro nawet ksi��ki meldunkowej nie macie dla go�ci.
� Mamy, mo�e j� pan zaraz dosta�.
� No to prosz� j� przynie��, ale najpierw prosz� mi powiedzie�, czy przypadkiem nie zna
pan kapitana huzar�w, Roberta Helmera?
� Nie.
� Czyli, �e jeszcze nie przyjecha�.
� Nic mi o tym nie wiadomo.
W tej chwili do rozmowy wmiesza�a si� pokoj�wka i rzek�a:
� Ja bardzo dobrze znam pana kapitana.
� Tak?
� Ja pochodz� z tych samych co on okolic.
� Mieli�my si� dzisiaj tutaj spotka� � rzek� S�pi Dzi�b.
� To zapewne nied�ugo przyb�dzie. Czy mam dla niego zarezerwowa� pok�j?
� O tym nie wspomina�, ale... � przerwa� a zwracaj�c si� do portiera powiedzia�: � Czego
pan tu jeszcze stoi? Czy przypadkiem nie mia� pan przynie�� ksi��ki meldunkowej?
� Natychmiast, prosz� pana � odpar� kelner ju� innym tonem. � Czy pan jeszcze co�
rozka�e?
� Co� do jedzenia.
� �niadanie? Zaraz przynios� spis potraw.
� To zbyteczne, prosz� mi przynie�� dobre �niadanie. Z czego si� b�dzie sk�ada�o jest mi
oboj�tne.
Kelner oddali� si�. S�pi Dzi�b porozk�ada� swe baga�e, a zwracaj�c si� do pokoj�wki
spyta�:
� Pochodzi wi�c pani z Moguncji?
� Tak.
� To pani te� jest tutaj obca?
� Nie, ju� kilka lat jestem w Berlinie.
� Widzia�a ju� pani kiedy� Bismarcka?
� Widzia�am.
� Prosz� mi go opisa�.
Spojrza�a na niego ze dziwieniem.
� Czy pan si� mo�e do niego wybiera? � spyta�a.
� Tak moja panno.
� O to raczej b�dzie trudne, trzeba si� najpierw zameldowa� w ministerstwie.
� G�upstwo, tyle zachod�w nie b�d� robi�.
Opisa�a mu drog� do ministerstwa, tymczasem zjawi� si� portier z ksi�g� i �niadaniem.
S�pi Dzi�b wpisa� si� do ksi��ki i zabra� do �niadania. S�u�ba si� oddali�a. Kiedy po chwili
portier zjawi� si� ponownie, zasta� go wypakowuj�cego sw�j worek i z przera�eniem spojrza�
na zawarto��. Nie namy�laj�c si� wiele pobieg� do gospodarza donosz�c mu o dziwacznym
go�ciu. Kiedy go opisa�, w�a�ciciel zawo�a�:
� I takiemu cz�owiekowi da�e� nasz najlepszy apartament?
� Ja chcia�em sobie z niego zadrwi� � odpar� portier usprawiedliwiaj�co.
� Jaki ma baga�?
� Strzelb�.
� Do diab�a! Co jeszcze?
5



------------------------------------------------------------- page 6

� Dwa rewolwery, wielki, d�ugi n�.
� Straszne.
� Star� tr�b�.
� Co? Star� tr�b�? W to nie uwierz�. Dok�adnie widzia�e�?
� Hm, przypuszczam, �e to tr�ba.
� Z mosi�dzu?
� To trudno powiedzie�.
� A jakiej jest barwy?
� Podobnej do mosi�dzu, tylko ciemniejszej.
� O Bo�e, to na pewno jaki� diabelski instrument, jakie� dzia�o, albo taran. M�wisz, �e
wygl�da podejrzanie?
� O i to bardzo!
� Kto wie jakie on ma zamiary!
Pokoj�wka, kt�ra dotychczas przys�uchiwa�a si� spokojnie, zawo�a�a nagle:
� O Bo�e, on pyta� si� o Bismarcka!
Gospodarz zblad�.
� Czego chcia� od niego? � zapyta� szybko.
� Nie wiem, dok�adnie opisa�am mu drog� do pa�acu.
� On chce tam i��?
� Tak, chce m�wi� z ministrem.
� Do stu diab��w! On na pewno szykuje jaki� zamach!
� Powiedzia�am, �e nie tak �atwo si� tam dosta�, odpowiedzia�, �e nie b�dzie robi� zbytnich
zachod�w.
� O Bo�e! naprawd� chce go zastrzeli�! � zawo�a� kelner.
� Co tu teraz robi�? � spyta� gospodarz.
� Jak najpr�dzej o wszystkim poinformowa� policj� � doda� portier.
� Oczywi�cie, sam tam pobiegn�! � i gospodarz bez tchu pobieg� na komisariat.
� Zamach! Skrytob�jczy zamach! � zawo�a�.
� Gdzie? � spyta� policjant.
Hotelarz zacz�� opowiada� o szczeg�ach mieszaj�c si�, plot�c pi�te przez dziesi�te.
� Jak si� ten cz�owiek nazywa? � pyta� dalej policjant.
� William Saudores.
� To jaki� Anglik lub Amerykanin. Kiedy przyjecha�.
� Przed p� godzin�.
� Jak jest ubrany.
� Potwornie dziwacznie. W starych sk�rzanych spodniach, we fraku o guzikach wielko�ci
talerza, w trzewikach jak do ta�ca i w ogromnym kapeluszu.
� Hm, to raczej jaki� szczeg�lny okaz, ale nie zbrodniarz. Je�eli kto� planuje jakikolwiek
zamach, to ubiera si� raczej tak, aby innym nie rzuca� si� w oczy.
� Ale jego bro�!
� Co? Posiada bro�?
� Tak. Strzelb�, dwa rewolwery, ogromny n� i jak�� podobn� do tr�by maszyn�, zapewne
na�adowan� dynamitem.
� Widzia� pan to?
� Ja nie, ale m�j portier.
� Mo�na mu wierzy�?
� Naturalnie.
� A sk�d pan wie, �e ten zamach wymierzony jest przeciw Bismarckowi?
� Przecie� pyta� o jego mieszkanie.
� Kogo?
6



------------------------------------------------------------- page 7

� Pokoj�wk�.
� Hm, to rzeczywi�cie podejrzane, ale nie do ko�ca przekonywuj�ce.
� Powiedzia�, �e nie b�dzie sobie robi� zb�dnych ceregieli.
� Czy ta dziewczyna mo�e na to przysi�c?
� Mo�e.
� Powiedzia� mo�e kiedy ma uda� si� do Bismarcka?
� Nie.
� Gdzie jest teraz?
� W swoim pokoju, je �niadanie.
� Dobrze. Mam nadziej�, �e pan si� myli, ale moim obowi�zkiem jest zbada� t� spraw�.
Zamelduj� to prze�o�onemu i za jakie� p� godziny zjawi� si� u pana. Musi pan uwa�a�, �eby
do tego czasu nie wyszed� z hotelu.
� W razie potrzeby mog� zatrzyma� go si��.
� Tylko w szczeg�lnym wypadku, pan sam b�dzie najlepiej wiedzia�, jak ma to zrobi�,
jakich u�y� �rodk�w aby nie dzia�a� gwa�townie.
� Dobrze, ju� ja to zrobi�.
Z tymi s�owami oddali� si�. Tymczasem S�pi Dzi�b zjad� z apetytem �niadaniem nie
przeczuwaj�c nawet jakie chmury zbieraj� si� nad jego g�ow�.
� Mam tu czeka� na kapitana? � spyta� sam siebie. � O nie! S�pi Dzi�b i bez protekcji
potrafi trafi� do Bismarcka. Naturalnie nie b�d� sobie ju� m�g� stroi� �art�w, jak do tej pory,
ale dosta� si� do niego musz�. Ciekawy jestem jakie oczy zrobi na widok takiego dziwaka,
kt�ry koniecznie chce si� dosta� do niego na audiencj�.
Rzeczy schowa� w sypialni, drzwi zamykaj�c na klucz.
� Nikt nie potrzebuje wiedzie� co mam w worku, ju� i tak ten g�upi kelner widzia� za du�o.
Mo �e maj� drugi komplet kluczy do pokoju, ale i na to jest rada.
Wyj�� �rub� s�u��c� do zamykania zamk�w i wkr�ci� j� w dziurk�. Niezauwa�ony przez
nikogo zszed� na d�. Gospodarz by� w�a�nie na policji, a s�u�ba zgromadzi�a si� w kuchni, by
om�wi� ostatnie wydarzenia. Gdy wyszed� na zewn�trz uda� si� we wskazanym kierunku.
Cz�owiek mieszkaj�cy w wielkim mie�cie widzi tyle dziwak�w przer�nie ubranych, �e
raczej nie zwraca uwagi na kolejnego przebiera�ca. Kilku przechodni�w zapyta� o drog� i w
ko�cu stan�� przed rezydencj� kanclerza.
W bramie sta� wartownik. S�pi Dzi�b podszed� do niego, poufale klepn�� po ramieniu i
zapyta�:
� To rezydencja pana Bismarcka, nieprawda�?
� Tak � odpar� s�u�bowo wartownik, przygl�daj�c si� z u�miechem przybyszowi.
� Mieszka na pierwszym pi�trze?
� Tak.
� A czy mister w domu?
� Mister? Kto?
� No, Bismarck.
� Chce pan powiedzie�, jego ekscelencja, hrabia Bismarck.
� Tak, hrabia, ekscelencja i co pan tam jeszcze chcesz.
� Jest w domu.
� Ha, to dobrze trafi�em.
Chcia� przej�� obok stra�nika, ale ten z�apa� go za r�k� i spyta�:
� St�j! Dok�d pan idzie?
� No, do niego.
� Do jego ekscelencji?
� Naturalnie.
� To niemo�liwe.
7



------------------------------------------------------------- page 8

� Tak, a to dlaczego?
� Czy jest pan um�wiony?
� Nie.
� A w jakiej sprawie pan przybywa?
� To mog� powiedzie� tylko jemu.
� W takim razie musi pan najpierw z�o�y� podanie o audiencj�.
� Podanie o audiencj�? Ani mi to w g�owie.
� Ha, no to nic panu nie poradz�.
� Bardzo dobrze, ja i tak nie mog� traci� wi�cej czasu. Do widzenia!
Zamiast odej�� poszed� w stron� schod�w.
� St�j! � zawo�a� str�. � Powiedzia�em przecie�, �e nie wolno wchodzi� do �rodka!
� Nie wolno? Przekonam pana, �e wolno.
Usun�� go na bok i pospieszy� naprz�d.
� Prosz� si� natychmiast st�d oddali�! � wo...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin