16048.txt

(41 KB) Pobierz
Jacek Piekara
Wszystkie twarze Szatana

�Niech wi�c ka�dy strze�e si� pokus i czuwa w modlitwie, aby nie wtargn�� kt�r�dy wr�g i nie usidli� go, nie �pi on bowiem, ale kr��y szukaj�c, kogo by po�re�.
Tomasz ? Kempis

Gdy stan�li przy moim ��ku, nad miastem �wieci�o ju� s�o�ce, By�o ich trzech. Jak zwykle trzech i liczba ta mia�a jak�� tajemnicz� moc zniewalaj�c� umys�y i cia�a, tajemnicz� moc, kt�ra zmusza�a do bezwzgl�dnego pos�usze�stwa.
Nie musia�em wygl�da� przez okno, aby przekona� si�, �e przy bramie czatuje jeszcze dw�ch. Ich twarze by�y odlane z gipsu, z czarnymi szpilkami oczu po obu stronach niedu�ej wypuk�o�ci.
Byli oboj�tni, ca�kowicie zimni i nieczuli. Ukszta�towane we wczesnym dzieci�stwie skomplikowane mechanizmy odruch�w i instynkt�w zachwyca�y doskona�o�ci� i precyzj�. Mechanizm uczu� z wolna zanikn�� w ca�ej osza�amiaj�cej wewn�trznej konstrukcji. Odmierzone, dok�adne ruchy, przepuszczone przez filtry s�owa.
Zna�em ich, zna�em sposoby, jakich u�ywali. Po co przyszli? Dlaczego? To by�o oboj�tne. Wa�ne by�o, �e czyja� r�ka w�a�nie ich skierowa�a w moj� stron�, wprawiaj�c w ruch nowe i nieznane tryby, kt�re zakr�ci�y ca�ym moim �yciem.
Ich d�onie by�y stalowymi chwytnikami mia�d��cymi moje mi�kkie ramiona, pi�ci � kamiennymi g�azami uderzaj�cymi w �lisk� powierzchni� twarzy. Nie by�o w nich nienawi�ci czy z�o�ci. Wszystko, co robili, okazywa�o si� odruchem, reakcj� na nakaz, kt�rego wype�nienie by�o jedynym celem w ich �yciu. Potrafili tylko to, ale w tym w�a�nie fachu nie mo�na by�o odm�wi� im geniuszu. Nie mia�em do nich �alu nawet wtedy, gdy wypluwaj�c krew z rozbitych ust ujrza�em w lustrze swoje przera�liwie um�czone cia�o.
Rozumia�em, i� istnieje Co�, co popchn�o ich na t� zamkni�t� drog�, a raczej tor, kt�rym zmuszeni byli biec przez ca�e �ycie. Wiedzia�em, �e par� s��w, kilka odpowiednich wyraz�w, podzia�a�oby jak magiczne zakl�cie. Otworzy�bym wtedy przed sob� drog�, kt�ra mimo pozornej �atwo�ci naje�ona by�aby przeszkodami. Przeszkodami ustawionymi przez moje w�asne sumienie. Obok coraz wyra�niej rysowa�a si� w�ska le�na �cie�ka prowadz�ca od mojego lustra a� do kra�c�w widnokr�gu.
Z ramionami wyci�gni�tymi w prz�d run��em rozbijaj�c szk�o. Nade mn� szumia� sosnowy las, a w dali mgli�cie rysowa�y si� trzy gipsowe twarze, powoli nikn�c, jakby spychane podmuchami wiatru.
Zna�em ich. Zna�em sposoby, jakich u�ywali, lecz oni nie znali si�y, jaka nagle otoczy�a mnie tworz�c miriady niedost�pnych zau�k�w. W�a�nie tam mog�em schowa� si�, ukry�.
A potem zn�w pchni�ty niewidzialnym ciosem toczy�em si� wzd�u� spl�tanych dr�g wpadaj�c z jednej na drug�, z drugiej na trzeci�, z trzeciej na czwart��
Ujrza�em przed sob� czo�o pochodu sun�cego wolno i oci�ale. Czarne figurki, setki czarnych figurek z l�ni�cymi, bia�ymi maskami twarzy. Wsta�em i podbieg�em do nich, a wtedy korow�d zatrzyma� si�.
Do przodu wyst�pili ci, kt�rzy nie�li trumn�.
� Je�eli przyszed�e� zobaczy� po raz ostatni sw� ofiar�, to pozwalamy ci. Lecz potem odpoczniesz z ni� w jednym grobie � us�ysza�em surowy g�os cz�owieka w czarnym zawoju.
Cofn��em si�. Potem ruszy�em do przodu chc�c rozerwa� otaczaj�cy kr�g.
Wieko trumny unios�o si� skrzypi�c i poczu�em trupi od�r dochodz�cy z wn�trza.
Nieboszczyk wychyli� si�, a jego na wp� zgni�e wargi prze�uwa�y jakie� s�owa, by� mo�e przekle�stwa.
� Pozna� morderc� � dobieg�y mnie szepty. Szepty przechodz�ce w ciche okrzyki, narastaj�ce do g�o�nego wycia.
Zas�oni�em uszy r�koma. Nadal jednak s�ysza�em te piski, j�ki, wrzaski, otaczaj�ce mnie ze wszystkich stron, wchodz�ce w g��b m�zgu, rozrywaj�ce tkank�.

� Panie S�o�ca i Ksi�yca, kr�lu Wschodu i Zachodu, Panie Nieba P�nocnego i�
Emir el�Hebdi przerwa� pos�owi skinieniem r�ki.
� M�w, z czym przychodzisz.
Siwow�osy m�czyzna w czarnym zawoju, charakterystycznym dla kraju, z kt�rego przyby�, pochyli� z uszanowaniem g�ow�.
� Panie, racz sprawi�, aby twe boskie uszy przyj�y s�owa�
Lecz emir el�Hebdi nie s�ucha� dalszych s��w pos�a. Z przera�eniem w oczach obserwowa� trzy gipsowe twarze, nasadzone na trzy czarne garnitury, kt�re z wolna materializowa�y si� przed tronem.
� Kto ich tu wpu�ci�? � krzykn��.

� �ycie twe jest igraszk� w r�ku Losu � m�wi� Starzec � jeste� ��dk� ko�ysz�c� si� na falach oceanu. Znam twoj� przysz�o�� i przesz�o��. Czeka�em na ciebie wiele lat.
� Na mnie? � wyj�ka�em. � Powiedz mi, kim jestem? Czy aresztowanym bitym przez policj�, czy przechodniem, kt�ry napotka� straszliwy pogrzeb, czy Emirem el�Hebdi, czy te� tym, kt�ry stoi przed tob�. Starzec u�miechn�� si�.
� Nie jeste� w pe�ni �adnym z nich i jeste� nimi wszystkimi. Znam drogi, kt�rymi b�dziesz szed�, wiem ile zaznasz goryczy, a ile rozkoszy. B�dziesz gubi� si� w domys�ach i podejrzeniach, lecz nigdy nie zrozumiesz tego, co ci� otacza. To wszystko bowiem mo�e zrozumie� tylko Kreator.
� Kim wi�c ty jeste�? � krzykn��em.

Emir el�Hebdi nie siedzia� na tronie w srebrno�z�oto�diamentowym pa�acu. Le�a� na garstce s�omy w wilgotnym lochu. Na tronie Pana S�o�ca i Ksi�yca siedzia� dow�dca stra�y pa�acowej, m�ody kajmakan, kt�ry samozwa�czo nazwa� si� su�tanem. Dziedzictwo tronu, kt�re dzier�yli przodkowie emira, upad�o. Razem z czekaj�cym na wyrok emirem le�a� pose� w czarnym zawoju.
� W�adza, emirze, to tylko z�udzenie. Pomy�l, i� przed chwil� by�e� panem �wiata, a teraz nie jeste� nawet panem siebie.
Emir el�Hebdi westchn��.
� Tak chcia� Allach � rzek�.
� Mylisz si�, emirze. Allach to los, �lepy los, kt�remu narzucili�cie wierzchni� szat�. Mo�e nie by�a pisana ci w�adza? Mo�e powiniene� by� zwyk�ym cz�owiekiem?
Emir el�Hebdi wzruszy� ramionami i podszed� do niewielkiego zakratowanego okienka. Gdy dotkn�� d�oni� pr�t�w, te spad�y wraz z ram� na drug� stron�.
� Tak chcia� Allach � rzek� emir wyczo�guj�c si� na zewn�trz.
Kiedy siedzieli ju� w�r�d krzew�w pa�acowego ogrodu, pose� u�miechn�� si�.
� Los chcia� panie, aby� prze�y�.
Emir el�Hebdi uwa�nie przypatrywa� si� twarzy swego rozm�wcy. Jednym ruchem zerwa� mu nagle zaw�j okalaj�cy po�ow� twarzy.
� Cz�owiek z pogrzebu! � krzykn��.
Pose� roze�mia� si� cicho.
� Nie jestem ani wys�annikiem z dalekiego kraju, ani cz�owiekiem z pogrzebu. Jestem Spinger, szef tajnej ochrony � doda� twardym g�osem.
Emir el�Hebdi chcia� si�gn�� po kind�a�, ale d�o� trafiwszy na pustk� cofn�a si�.
� W imieniu prawa aresztuj� ci�. Jeste� winien zab�jstwa prezydenta.
Nagle w ogrodzie wszcz�� si� tumult. Przez mury pa�acowe wdziera�y si� oddzia�y �o�nierzy. Po chwili emir el�Hebdi otoczony oddzia�em wiernego szejka Al�Katariego wkracza� w bramy pa�acu Pana S�o�ca i Ksi�yca.

� Kim jestem? Trudno powiedzie�. Jestem Obserwatorem. Nie mam wp�ywu na bieg zdarze�, ale obserwuj� je znaj�c przysz�o�� i przesz�o��. Czeka�em na ciebie, bo w�a�nie ty mo�esz sta� si� Obserwatorem, ale tylko wtedy, je�eli gdziekolwiek na �wiecie znajdziesz�
G�os Starca ucich�, rozwia� si� i zapanowa�a niczym nie zm�cona cisza. By�o tak ciemno, �e nie widzia�em nawet wystawionych przed twarz d�oni. Brn��em wi�c coraz dalej i dalej, gdy nagle po d�ugiej w�dr�wce wyczu�em palcami oparcie fotela. Zm�czony usiad�em i w tym momencie snop �wiat�a uderzy� mnie w oczy. Metalowe klamry unieruchomi�y r�ce, nogi i kark. Przed oczyma ta�czy�a tylko kolorowa plama.
� A wi�c witam � us�ysza�em g�os Spingera � dobrze, �e zn�w pana spotykam. Mam nadziej�, i� tym razem nikt nie przerwie nam Pogaw�dki.
Zgasi� reflektor, ale przed moimi oczyma wybucha�y ci�gle kolorowe petardy. Wreszcie, gdy wzrok przyzwyczai� si� do ciemno�ci, ujrza�em wn�trze pokoju, w kt�rym jedynymi meblami by�y biurko i fotel.
Spinger siedzia� na biurku trzymaj�c nogi na jednej z wysuni�tych szuflad.
� Spinger?
� �
� Spinger? Niech mi pan wyt�umaczy�
� Zabi� pan prezydenta. Chce wiedzie�, do jakiej nale�ysz organizacji. Chc� zna� nazwiska i adresy. I b�d� je zna�!
� Spinger. Ja nic nie wiem. Ja� to dziwne. Ja w og�le nic nie wiem � rzek�em bezradnie.

Emir el�Hebdi, zm�czony straszliwymi prze�yciami, p�le��c na przys�oni�tym baldachimem �o�u ogl�da� taniec najpi�kniejszej z hurys. W momencie gdy mia� da� znak, aby wszyscy opu�cili komnat� i zostawili go z pi�kn� tancerk�, u wezg�owia zjawi� si� nagle drobny, zasuszony cz�owieczek. Emir spojrza� na niego z l�kiem, kt�ry ju� mia� zmieni� si� w gniew, gdy nagle jakby na przek�r sobie da� znak d�oni� � dworzanie wyszli, zostawiaj�c emira z przybyszem i pi�kn� hurys�.
� Wybacz, panie. Przychodz� ofiarowa� ci pomoc. Jestem� zreszt�, niewa�ne. Istotne jest tylko to, �e mog� ci pom�c. Ja jeden znam k�opoty, kt�re ci� n�kaj�.
� Kim jeste�? � spyta� spokojnie emir. � W czym chcesz mi pom�c i czego ��dasz w zamian?
� Nazywa� mnie mo�esz, panie, m�drcem�
Emir skrzywi� wargi.
� A ja b�d� nazywa� ci� emirem, cho� nim nie jeste�. A raczej jeste� nim, lecz jedynie w drobnej cz�stce swej istoty.
W�adca spojrza� uwa�nie na m�drca.
� Pomog� ci pozna�, panie, tajemnice �wiata, w kt�rym �yjesz. Jeste� �cigany przez wrogie si�y. W ka�dej sytuacji, emirze, w jakiej si� znajdziesz, napotkasz Spingera i zawsze b�dziesz musia� go pokonywa�. Dla ciebie bowiem, emirze, przygotowano �ycie pe�ne trud�w, pora�ek i rozczarowa�. Wiem, kim by�e� dawniej. Twoje tera�niejsze cierpienia b�d� pokut� za winy poprzednich wciele�. Ty, emirze, skazany jeste� na poszukiwanie �wiata, w kt�rym znajdziesz nie zm�cone niczym szcz�cie. Nie znam przysz�o�ci, emirze. Zna j� tylko Obserwator, lecz wiem; �e najwi�kszym twym wrogiem jest Spinger. P�ki istnieje, b�dziesz b��dzi�.
� Kim on jest? � spyta� zamy�lony w�adca.
� Podejrzewa ci�, emirze, o zab�jstwo prezydenta w jednym ze �wiat�w. Jest jedyn� osob�, kt�ra zawsze i wsz�dzie rozpozna ci�. Lecz strze� si� � M�drzec urwa�. � Wybacz, emirze. Wzywa mnie kto� stokro� pot�niejszy od nas obu.
�ciany komnaty odbi�y echem s�owa. Przed emirem sta� a ju� tylko p�naga hurys�.
� Strze� si� � raz jeszcze zagrzmia�y �ciany, po czym emir zasun�� firanki baldachimu ukrywaj�c siebie i tancerk� przed ciek...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin