NIE MA LITO�CI (Bie� poszczady) ALEKSANDER ZORICZ ROZDZIA� l �...I MODLITWA ZAMIAST GUTEN MORGEN" Luty 2622 r. Ob�z moralnego o�wiecenia im. Bed�ada Sawane Planeta Glagol, uk�ad nieznany Nigdy bym nie przypuszcza�, �e ob�z dla je�c�w wojennych mo�e podpada� pod okre�lenie �malowniczy". Krajobraz robi� wra�enie. Podobno najpi�kniejsze g�ry na Ziemi s� w Dyrektorii Po�udniowoameryka�skiej. Nigdy tam nie by�em, wi�c nic nie mog� powiedzie�. Za to krymskie p�askog�rza Mangup i Czefut znam jak w�asn� r�k�. I gdyby ka�d� tak� krymsk� g�r� rozci�gn�� na boki, porz�dnie wyd�u�y�, a potem zwielokrotni�, wysz�oby co�, co troch� przypomina�oby t� dziur�, do kt�rej zani�s� mnie pod�y los. Na wschodnim brzegu p�askowy�u biela�a cytadela zbudowana z ociosanych blok�w naturalnego kamienia (�adnego prozaicznego pianobetonu). Wzniesiono j� na planie trapezu. D�u�szym bokiem by�a zwr�cona do w�wozu, oddzielaj�cego plateau od s�siedniej g�ry, kr�tszym - do strefy obozu je�c�w wojskowych. Cztery wie�e na rogach, pi�ta w centrum. W g��wnej wie�y mie�ci� si� w�ze� ��czno�ci, radary kontroli powietrznej i dwie wyrzutnie pocisk�w przeciwlotniczych. U podstawy wie�y mie�ci�y si� koszary stra�nik�w, male�ki szpital polowy, kuchnia, gara�e i dwa kamienne budynki - jeden dla pechlewan�w, drugi dla zaotar�w. W cytadeli mieszkali konkordia�czycy. A my, wzi�ci do niewoli oficerowie Narod�w Zjednoczonych, zajmowali�my bloki ustawione w dw�ch grupach na zach�d od cytadeli. Sz�sta wie�a - okr�g�a, przysadzista, klony nazywa�y j� dachma - sta�a na uboczu. Na szczycie dachmy k�adzie si� nieboszczyk�w, �eby ich cia�a zosta�y rozszarpane przez drapie�ne ptaki, a ko�ci wybiela�y na wietrze. I chocia� w tych g�rach (a pewnie na ca�ej planecie) nie by�o drapie�nych ptak�w, to nie m�g� by� pow�d, dla kt�rego konkordia�czycy odst�piliby od ducha i litery swojej religii. W czasie mojego pobytu w obozie na szczycie dachmy z�o�ono szcz�tki czterech os�b, ale o tym potem. Mogli�my si� porusza� po ca�ym terenie cytadeli, byle�my nie wychodzili za bram�. Za bram� wypuszczano nas w sk�adzie oddzia�u zaopatrzeniowego - trzy razy na dob� oddzia� odbiera� �arcie dla ca�ego obozu. Raz na dwa dni wydawano papierosy, raz na tydzie� zmieniano po�ciel. Do plateau mo�na si� by�o dosta� na trzy sposoby. Po pierwsze, przylecie� helikopterem. Po drugie, przyj�� pieszo. Zachodnie zbocze, w odr�nieniu do wschodniego, by�o do�� �agodne. Po trzecie, przyjecha�. Do cytadeli dochodzi� most, ca�kowicie odgrodzony jej murami od sektora je�c�w wojennych. Most, pi�kny, a�urowy i kruchy, ��czy� nasz� g�r� z s�siedni�. Tam droga przecina�a p�askowy� i spada�a serpentynami w d�, do niewidocznej z naszego obozu doliny. W�a�nie t� drog� w zamkni�tych wojskowych ci�ar�wkach przywo�ono do obozu je�c�w. Kosmodrom znajdowa� si� daleko st�d, za szczerbatym szaro-niebieskim pasmem g�rskim, zajmuj�cym ca�y wschodni sektor horyzontu. Miejscowa infrastruktura wyda�a mi si� nieco dziwna. Po co umieszcza� ob�z na takim zadupiu? Po co budowa� kilometrowy most z jednej g�ry na drug�, skoro ta droga ko�czy�a si� cytadel�? Dlaczego nie uciekli�my z obozu? Czym zajmowali�my si� w niewoli? Czy dr�czono nas psychicznie b�d� fizycznie? Gdy nadszed� czas, na ka�de z tych pyta� odpowiedzia�em co najmniej sto razy. Zaj�cia prowadzi�, jak zwykle, major wychowawca Kirder, niski blondyn, kt�rego wygl�d obala� powszechne przekonanie, �e wszystkie klony jak jeden m�� przypominaj� skandynawskich berserk�w z g�owami Azerbejd�an. Zreszt� Kirder nie by� klonem - w ko�cu jak wszyscy oficerowie wychowawcy w obozie nale�a� do kasty zaotar�w. - A teraz, panowie, powiedzcie mi... - Major zmru�y� oczy. - Jak brzmi� trzy cnoty g��wne? Kirder nie doda� �w nauce Zaratustry" czy �w naszej wierze". Gdy konkordianiec zadaje pytanie z dziedziny religii, etyki b�d� teologii, zawsze ma na my�li swoj� religi�, etyk� i teologi�. Inne religie traktuje jako ciekawe ga��zie nauk humanistycznych, z kt�rych mo�na czerpa� fakty w celu wzbogacenia swojej erudycji. Zna�em odpowied� na to pytanie, wi�c podnios�em r�k�. O u�amek sekundy wyprzedzi� mnie porucznik Kostadin Z�oczew. Po twarzy Kirdera przemkn�� cie� niezadowolenia. - Tak... Z�oczew - raz, Puszkin - dwa, Hodemann - trzy, Swinti�ow - cztery. Troch� ma�o jak na dwudziestopi�cioosobowe audytorium. A przecie� o tej kwestii rozmawiamy ju� drugi tydzie�. Nie uwierz�, �eby oficerowie, kt�rzy otrzymali wykszta�cenie w najlepszych akademiach Wielkiej Rasy, nie mogli zapami�ta� tak podstawowych, a jednocze�nie po�ytecznych rzeczy. Panie Stiepaszyn, czy naprawd� nie zna pan trzech cn�t g��wnych? - Znam, ashwant Kirder - mrukn�� Stiepaszyn, porucznik osnazu, jednostek specjalnych, w naszym baraku zwany Lowa-Osnaz. Ch�opak mia� strasznego pecha. W pierwszych minutach wojny ich koszary na Lucii oberwa�y z g��wnego kalibru konkordia�skich liniowc�w. Z kompanii osnazu zosta�y niedobitki. Nieprzytomny Stiepaszyn, z ranami od od�amk�w, przele�a� w ruinach dwa dni, zanim wyczu�y go psy zwiadowcy konkordia�skiego desantu. To znaczy, tu akurat mia� szcz�cie, bo gdyby go nie znalaz�y, zdech�by w tych ruinach, nie odzyskuj�c przytomno�ci. Jego pech polega� na tym, �e nie mia� okazji powalczy�. Tyle lat przygotowuj� cz�owieka do wojny, a jak przychodzi co do czego, mo�e jedynie pos�ucha� wyk�ad�w w obozie moralnego o�wiecenia. - Dlaczego w takim razie nie podniesie pan r�ki, panie Stiepaszyn? - Nie widz� takiej potrzeby. - Ach tak? A to dlaczego? I czemu pa�scy towarzysze: Z�oczew, Puszkin, Hodemann i Swinti�ow widz�, a pan nie? A zreszt� ma pan prawo nie informowa� mnie o zakresie swojej wiedzy. Ale rozkaz personelu obozu musi pan wykona�... Starszy porucznik Stiepaszyn! -Tak jest! Lowa-Osnaz stan�� na baczno��. Takie s� regu�y gry - skoro masz mundur i dystynkcje, to znaczy, �e w niewoli tak�e jeste� �o�nierzem i musisz wykonywa� rozkazy dow�dztwa. Wprawdzie dow�dztwo si� zmieni�o, ale regulaminu i subordynacji nikt nie odwo�ywa�... - Prosz� poda� trzy cnoty g��wne. - Tak jest, aszwant Kirder! Trzy cnoty g��wne to dobra my�l. dobre s�owo, dobry czyn. - Dobrze... Starszy poruczniku Stiepaszyn! -Tak jest! - Jak mia�a na imi� trzecia �ona Zaratustry? Uuu, z tym ju� gorzej. Kto by tam pami�ta�, jak jej by�o na imi�... Ale Stiepaszyn jednak odpowiedzia�: - Chloja, aszwant Kirder! - Podobnie, ale nie do ko�ca prawid�owo. Chloja to imi� biblijne, a nie awestyjskie. Kto pomo�e porucznikowi Stiepaszynowi? -Kirder obrzuci� uwa�nym spojrzeniem nasz� polank� do zaj��. Kto pomo�e! No prawie jak w szkole! Wzruszy�em si� do �ez. Teraz ju� nie rwali�my si� do odpowiedzi. I tylko Z�oczew z u�mieszkiem wy�szo�ci sygnalizowa� wyci�gni�t� w g�r� praw� r�k�: A ja wiem, ja wiem wszystko! Bo jestem z Globalnej Agencji Bezpiecze�stwa, tralala! I moj� specjalizacj� jest Konkordia! Pod wzgl�dem tej wszechwiedzy Kostadin przypomina� mi mojego serdecznego przyjaciela, Kol� Samochwa�owa. Kola... Przypomnia�em sobie ten dzie�, w kt�rym jego uwa�a�em za zaginionego bez wie�ci, a siebie za uratowanego z niewoli, i te kilka minut, gdy wszystko si� diametralnie zmieni�o... W efekcie ja zagin��em (z punktu widzenia naszego skrzyd�a), a Kola szcz�liwie wr�ci� i jeszcze zgarn�� medal za atak na Ba�cha... Je�li tylko naprawd� wr�ci�. Sk�d mia�em wiedzie�, czy za�oga lotniskowca Trzech �wi�tych odesz�a wtedy przez x-matryc�. czy mo�e tak oberwali, �e tylko promieniowanie reliktowe po nich zosta�o... - Nie, poruczniku Z�oczew, prosi�bym, �eby�cie ju� do ko�ca zaj�� si� nie zg�aszali. Wiem, �e znacie wszystkie odpowiedzi na moje pytania - te, kt�re pad�y, i kt�re jeszcze padn�, to wynika z waszych dokument�w, abrewiatura G�B nie jest mi obca. Chcia�bym us�ysze� odpowied� kt�rego� ze starszych oficer�w, powiedzmy, kapitana drugiej rangi Szczegolewa. Kapitan Szczegolew by� dow�dc� pu�ku torpedowc�w 32. skrzyd�a 3. Armii Powietrznej. Mia� ju� swoje lata. Karier� diabli wzi�li, �ona odesz�a, c�rka uciek�a do jednego z licznych lewackich guru w Los Angeles... To wszystko z�ama�o tego cz�owieka jeszcze przed wybuchem wojny. Klony tylko go dobi�y, w ci�gu trzech dni rozpi-rzaj�c na wysokich orbitach Lucii dwadzie�cia sze�� z dwudziestu o�miu torpedowc�w Szczegolewa, kt�re musia�y dzia�a� same, bez os�ony my�liwc�w. Dwudziesty si�dmy spad� na Lucie z powodu uszkodzenia. Dwudziesty �smy (ze Szczegolewem na pok�adzie) pu�ci� dwie torpedy w lotniskowiec desantowy. Jedn� torped� nieprzyjaciel zestrzeli�, druga trafi�a w cel, ale nie wybuch�a. Jako�� naszych torped typu WT 500 to temat na odr�bn� dyskusj�. W�wczas za�oga torpedowca zgodzi�a si� ze swoim dow�dc�, �e jak ju� gin��, to z muzyk�, i ruszy�a, �eby staranowa� statek wroga. I desant konkordia�ski p�aka�by gorzkimi �zami, gdyby nie jeden jedyny pocisk, kt�ry zniszczy� torpedowcowi dziobowy w�ze� dysz manewrowych. Lotniskowiec zd��y� da� pe�ny ci�g i uchyli� si� przed zderzeniem, a Szczegolewowi zabrak�o kilku stopni, �eby zaczepi� go cho�by skrzyd�em. Nast�pnie niesterowny torpedowiec dogoni�y my�liwce. Rozpoznaj�c po znakach na usterzeniu maszyn� dow�dcy pu�ku, klony najpierw rozwali�y rufowy punkt ogniowy, a potem zaproponowa�y oddanie si� do niewoli. Drugi pilot si� zgodzi�, Szczegolew odm�wi�, ale drugi pilot z�ama� rozkaz dow�dcy i katapultowa� ich obu. Zostali zgarni�ci ju� w otwartym kosmosie. Jak na ironi�, drugi pilot trafi� w r�ce konkordia�czyk�w martwy -jego skafander mia� mikroskopijn� szczelin�. Na skutek tych wszystkich dramat�w Szczegolew by� pogr��ony w g��bokiej apatii. Kirder, z szacunku do wieku i traum kapitana, zazwyczaj nie dr�...
marszalek1