16483.txt

(712 KB) Pobierz
Clive Cussler
SKARB CZYNGIS-CHANA
Przekład MACIEJ PINTARA
ANBER




Tytuł oryginału Treasure of Khan
Copyright Š 2006 by Sandecker, RLLLP.



For the Polish edition
Copyright Š 2006 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Warszawa 2007. Wydanie I

Cesarska nawałnica

10 sierpnia 1281 roku Zatoka Hakata, Japonia
Arik Timur wpatrzył się w ciemnoć, przechylił głowę w stronę burty i nastawił ucha. Odgłos wioseł przybliżał się. Tijnur skrył się w mroku. Tym razem intruzi spotkajš się z goršcym powitaniem.
Plusk wioseł ucichł. Łód dobiła do burty okrętu. Na niebie widniał tylko wšski sierp księżyca, lecz noc była pogodna i żaglowiec owietlały gwiazdy. Timur przyklęknšł i obserwował, jak przez nadburcie przechodzi ciemna postać, a za niš następne. W końcu na pokładzie znalazło się kilkunastu mężczyzn. Intruzi mieli pod skórzanymi zbrojami jaskrawe jedwabne stroje, szeleszczšce przy każdym ruchu. Uzbrojeni byli w katany, ostre jak brzytwa jednosieczne miecze.
Pułapka została zastawiona, a oni połknęli przynętę. Mongolski dowódca odwrócił się do chłopca stojšcego u jego boku i skinšł głowš. Majtek natychmiast zaczšł bić w ciężki dzwon z bršzu, który trzymał w ręku, i nocnš ciszę rozdarł dudnišcy dwięk. Zaskoczeni nagłym alarmem napastnicy zamarli. Z mroku wyskoczyło trzydziestu wojowników uzbrojonych we włócznie z metalowymi grotami. Natarli na wrogów z zabójczš furiš. Połowa przeciwników zginęła natychmiast, gdy groty przebiły ich zbroje. Pozostali spróbowali stawić opór, ale szybko zostali pokonani. Po kilku sekundach wszyscy intruzi leżeli martwi lub konajšcy na pokładzie okrętu. Wszyscy z wyjštkiem jednego.
Mężczyzna w haftowanej czerwonej szacie z jedwabiu i workowatych spodniach wpuszczonych w buty z niedwiedziej skóry zaskoczył obrońców swojš szybkociš. Odwrócił się i runšł na nich. W mgnieniu oka powalił na pokład trzech ludzi. Jednego niemal przecišł na pół ciosem miecza.
Widzšc to, Timur zerwał się na nogi, dobył miecz i rzucił się naprzód. Napastnik odparował pchnięcie włóczniš, obrócił się i zamachnšł się na niego zakrwawionym mieczem. Mongolski dowódca, który zabił już wielu

ludzi i znał się na walce, zrobił zręcznie unik. Koniec ostrza rozcišł mu ubranie na piersi i minšł skórę o milimetry. Kiedy miecz przeciwnika opadł, Timur uniósł swój i ugodził napastnika w bok. Intruz zesztywniał, gdy klinga przebiła mu serce. Pochylił się lekko w stronę Mongoła, przewrócił oczami i padł martwy.
Obrońcy wydali okrzyk zwycięstwa, który rozszedł się echem po zatoce, dajšc znać reszcie floty mongolskiej, że tej nocy japoński atak się nie powiódł.
- Dzielnie walczylicie - pochwalił Timur swoich ludzi, w większoci Chińczyków. - Wrzućcie ciała Japończyków do morza i zmyjcie ich krew z pokładu. Dzisiejszej nocy możemy spać spokojnie.
Przyklęknšł obok martwego samuraja i wyrwał mu z ršk zakrwawiony miecz. W słabym wietle latarń okrętowych obejrzał dokładnie japońskš broń, podziwiajšc jej doskonałe wykonanie i ostrš jak brzytwa klingę. Skinšł z satysfakcjš głowš i wsunšł katanę do pochwy przy swym pasie.
Kiedy zwłoki napastników wyrzucano bezceremonialnie za burtę, do Timura podszedł kapitan okrętu, Koreańczyk imieniem Jon.
-  Doskonale walczylicie - powiedział - ale ile jeszcze ataków na mój okręt będę musiał znieć?
-  Ofensywa lšdowa znów nabierze tempa, kiedy tylko przybędzie południowa flota Jangcy. Przeciwnik zostanie wkrótce pokonany i te nocne napady ustanš. Być może to, co stało się dzisiaj, podziała na wroga odstraszajšco.
Jon chrzšknšł sceptycznie.
-  Mój okręt powinien być już z powrotem w Pusan. Ta inwazja zamienia się w klęskę.
-  Przybycie tutaj dwóch flot powinno być lepiej skoordynowane, ale nie ma wštpliwoci co do ostatecznego wyniku walki. Zwyciężymy - odparł gniewnie Timur.
Kiedy kapitan odszedł, kręcšc głowš, Timur zaklšł pod nosem. Był zdany na koreański okręt i załogę oraz armię chińskich piechurów. Wiedział, że gdyby wylšdowała tu mongolska konnica, ten wyspiarski kraj zostałby pokonany w tydzień.
Timur musiał jednak przyznać rację kapitanowi. Inwazja istotnie utknęła w martwym punkcie. Gdyby był przesšdny, uważałby, że wisi nad nimi jaka klštwa. Kiedy wielki Kubiłaj-chan, cesarz Chin i władca imperium mongolskiego, zażšdał od Japończyków złożenia mu hołdu i spotkał się z odmowš, wysłał flotę inwazyjnš, żeby ich ujarzmić. Ale okrętów, które wyruszyły do Japonii w 1274 roku, było o wiele za mało. Zanim flota mongolska dobiła do brzegu, zdziesištkował jš potężny sztorm.

Teraz, po siedmiu latach, nie można było popełnić tego samego błędu. Kubiłaj-chan zorganizował potężne siły inwazyjne, złożone z koreańskiej floty wschodniej i głównej grupy bojowej z Chin, południowej floty Jangcy. Na japońskiej wyspie Kiusiu miało wylšdować sto pięćdziesišt tysięcy chińskich i mongolskich żołnierzy, by pokonać wojowniczych władców, bronišcych tego kraju. Ale flota inwazyjna nie została jeszcze skonsolidowana. Flota wschodnia, płynšca z Korei, przybyła pierwsza. Żšdni chwały, spróbowali wylšdować na północ od zatoki Hakata, lecz szybko utknęli. W obliczu zażartej obrony Japończyków musieli się wycofać i czekać na przybycie drugiej floty.
Z rosnšcš pewnociš siebie Japończycy zaczęli podejmować walkę z flotš mongolskš. Nocami na zatokę wypuszczały się łodzie i atakowały mongolskie okręty, stojšce na kotwicy. Samuraje okaleczali zwłoki, zabierajšc głowy ofiar jako trofea. Po kilku japońskich atakach okręty floty inwazyjnej zaczęto wišzać razem dla bezpieczeństwa. Zasadzka Timufa polegała na tym, że zacumował okręt samotnie na krańcu zatoki, żeby zwabić japońskich napastników.
Choć nocne wypady samurajów nie miały znaczenia strategicznego, działały dyprymujšco na siły inwazyjne. Po opuszczeniu Pusan żołnierze gniedzili się od niemal trzech miesięcy na koreańskich żaglowcach. Brakowało żywnoci, okręty niszczały, szerzyła się biegunka. Ale Timur wiedział, że przybycie południowej floty Jangcy zmieni sytuację. Dowiadczone i zdyscyplinowane siły chińskie łatwo pokonajš słabo zorganizowanych samurajów, gdy masowo wylšdujš. Oby tylko przybyły.
Następny poranek był pogodny i słoneczny. Od południa wiał silny wiatr. Z rufy swojego okrętu kapitan Jon obserwował zatłoczonš zatokę Hakata. Widok floty koreańskiej robił wrażenie. Na wodzie stało niemal dziewięćset jednostek pływajšcych różnych kształtów i wielkoci. Przeważały szerokie, mocne dżonki. Niektóre miały zaledwie szeć metrów długoci, inne - jak żaglowiec Jona - ponad dwadziecia cztery. Prawie wszystkie skonstruowano specjalnie do tej operacji. Ale flota wschodnia to nic w porównaniu z siłami, które dopiero miały przybyć.
O wpół do czwartej po południu rozległ się okrzyk obserwatora i wkrótce w całej zatoce zabrzmiały podniecone głosy i bębny. Na horyzoncie pojawiły się pierwsze okręty południowych sił inwazyjnych, płynšce ku japońskim wybrzeżom. Z godziny na godzinę było ich coraz więcej, rosły w oczach, aż w końcu całe morze wypełniły ciemne, drewniane kadłuby i krwistoczerwone żagle. Z Cieniny Koreańskiej wyłoniło się ponad trzy tysišce okrętów, transportujšcych sto tysięcy żołnierzy. Tak ogromnej

floty inwazyjnej nie widziano potem przez niemal siedemset lat, do czasu lšdowania aliantów w Normandii.
Czerwone jedwabne żagle okrętów wojennych łopotały na horyzoncie. Przez całš noc i dużš częć następnego dnia do wybrzeża zbliżały się kolejne eskadry chińskich dżonek i zajmowały pozycje w zatoce Hakata i wokół niej, podczas gdy dowódcy wojskowi opracowywali strategię desantu. Flagi sygnałowe powiewały wysoko na okręcie admiralicji.
Ze swoich stanowisk obronnych za kamiennš tamš Japończycy patrzyli ze zgrozš na potężnš flotę. Przeważajšce siły wroga zwiększały determinację niektórych obrońców. Inni, załamani, modlili się z rozpaczš do bogów o pomoc z nieba. Nawet najodważniejsi samuraje zdawali sobie sprawę, że jest mało prawdopodobne, by przeżyli atak.
Ale tysišc mil morskich na południe pojawiła się siła potężniejsza od floty inwazyjnej Kubiłaj-chana. Na ciepłych wodach zachodniego Pacyfiku w pobliżu Filipin pojawił się tajfun. Zapoczštkowała go burza z piorunami, która przerwała front wysokiego cinienia, powodujšc zderzenie ciepłego powietrza z zimnym. Porywajšc ciepłe powietrze z powierzchni morza, wiatr stopniowo przeistoczył się w nawałnicę. Pędził przez ocean, nabierajšc niszczycielskiej siły. Jego prędkoć rosła, aż przekroczyła dwiecie pięćdziesišt kilometrów na godzinę. Supertajfun, jak to się teraz okrela, posuwał się niemal prosto na północ, a potem dziwnym trafem skręcił na północny wschód. Dokładnie na jego drodze znalazły się południowe wyspy japońskie i flota mongolska.
Siły inwazyjne u wybrzeży Kiusiu, obojętne na zbliżajšcš się nawałnicę, szykowały się do wspólnego uderzenia.
-  Mamy rozkaz dołšczyć do zgrupowania na południu - zameldował Timurowi kapitan Jon, gdy w jego eskadrze wymieniono flagami sygnały. - Pierwsze oddziały lšdowe sš już na brzegu i zabezpieczajš port do wyładunku następnych. Mamy wypłynšć z zatoki Hakata w lad za flotš Jangcy i przygotować się do wysadzenia na lšd naszych żołnierzy jako wsparcia.
-  Wreszcie moi ludzie znów stanš na twardym gruncie- odrzekł Timur. Jak wszyscy Mongołowie, przywykł do walki na końskim grzbiecie. Atak z morza był dla Mongołów czym nowym. Zastosowano go dopiero w ostatnich latach w celu podbicia Korei i południowych Chin.
-  Wkrótce będziecie mieli okazję powalczyć na lšdzie - odparł Jon, zajęty nadzorowaniem podnoszenia kamiennej kotwicy okrętu.
Gdy wypływali z zatoki Hakata za głównymi siłami floty i kierowali się wzdłuż wybrzeża na południe, Jon patrzył z niepokojem na pociemniałe niebo. Przesłaniała je rosnšca w oczach chmura. Zerwał się wiatr i morze

się wzburzyło. W dżonkę uderzyły mocno strugi deszczu. Koreańscy kapitanowie rozpoznali oznaki nadcišgajšcego szkwału i oddalili...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin