8716.txt

(419 KB) Pobierz
Hans Helmut Kirst
Noc generałów 

PROLOG I.
Warszawa 1942


Trup leżał na rodku pokoju między stołem a łóżkiem. Widziany od strony drzwi wyglšdał jak pełny worek. Był skurczony, a twarz miał wciniętš w dywan.
  Dobry dywan  rzekł mężczyzna, stojšcy z szeroko rozstawionymi nogami.  Szkoda go, całkiem zawiniony.
Człowiek ten wyglšdał jak zdrowy, zadowolony chłopak. Miał pełne, rumiane policzki, a jego przyjazne spojrzenie zdawało się szukać towarzyszy do wesołych zabaw.
  mierć nastšpiła zaledwie przed dwiema godzinami  odezwał się drugi  mężczyzna,  oparty  o  futrynę drzwi.   Zawiadomilimy pana natychmiast, zgodnie z pańskimi instrukcjami.
Człowiek o twarzy wesołego chłopca nazywał się Engel. Skinšł głowš, po czym uklškł i ujšwszy martwš kobietę za włosy, uniósł jej głowę i spojrzał na twarz. Ujrzał woskowo blade, zastygłe rysy, szeroko otwarte usta i oczy pełne przerażenia. Nie zdołało to jednak zatrzeć dzikiej pięknoci tej kobiety.
  Musiała być fajna w łóżku!  stwierdził Engel.
Drugi mężczyzna, wcišż jeszcze oparty o futrynę drzwi nieruchomo, jak figura z drzewa, zdawał się nie słyszeć tej uwagi. Oczy jego były jak wystygłe wulkany  szare, nieprzeniknione, niepokojšce, twarde jak lawa. Był wyschnięty, pokręcony jak korzeń, podobny do starego karła.
  Lisowski  cišgnšł dalej Engel  ta niewiasta nawet jako trup niele się prezentuje, mam rację?
  Oczywicie, że ma pan rację  odparł Roman Lisowski, komisarz policji warszawskiej.
  Pańska zgodliwoć jest irytujšca  rzekł Engel i podniósł się. stękajšc. Zjadł obfity posiłek, najlepsze resztki z generalskiego stołu. Do tego pił wódkę i cieszył się na przyjemnie wyczerpujšcš noc z agentkš kontrwywiadu, którš wezwał do złożenia raportu. Ale jego deserem stał się ten trup.  Podoba się panu, co?
Komisarz policji, Roman Lisowski, potrzšsnšł wyrozumiale swš żółwiš głowš.  Dotychczas nigdy nie nęciły mnie trupy, panie Engel.
Engel rozemiał się głono i zastukał w to miejsce na lnišcym płaszczu skórzanym, gdzie powinno znajdować się serce.  A więc, mój drogi, po co pan mnie tu wezwał? Chyba nie po to, by pokazać mi pięknego trupa?
  Ta zmarła nazywa się Maria Kupiecka.
  No to co? Jest tylko jeszcze jednym trupem. Już choćby w tym miecie jest tyle trupów, ile piasku na plaży. Nasz wiat jest ich pełen. No cóż, niektóre odłamy ludzkoci nie dojrzały jeszcze na tyle, by dać się wyzwolić. Dlaczego więc zakłóca pan mój dobrze zasłużony, wypoczynek nocny?
  Ta Maria Kupiecka, zwana także hrabinš" Kupieckš, należała do osób, którym na życzenie mamy okazywać opiekę i pomoc. Figuruje na licie pańskiej placówki. Pracowała więc dla niemieckiego kontrwywiadu.
  Aha, teraz wiem, co w trawie piszczy!  Engel promieniał uszczęliwiony jak chłopak, któremu podarowano piłkę nożnš.  Stšd pochodzi pańska osobista satysfakcja, którš wyczułem od pierwszej chwili. Wiem co pan myli. Znowu o jednš zdrajczynię mniej! Wprawdzie każdy morderca jest panu miły, ale patriotyczny morderca cieszy pana szczególnie.
  Niech się pan dobrze przyjrzy zmarłej  odparł Lisowski nie poruszony.  Ta rze nie ma nic wspólnego z patriotyzmem.
  Dlaczego nie? Czy pan wie, do czego sš zdolni zapalczywi i na wszystko gotowi obrońcy ojczyzny?
  W tym wypadku nie chodzi nawet o zwyczajne morderstwo. Tu nie tylko pozbawiono kogo życia, ale zmasakrowano brutalnie nawet trupa.
Engel powoli odwrócił wzrok od Lisowskiego i przeniósł go na to, co leżało przed nim na podłodze i co kiedy było człowiekiem.
  Lisowski  rzekł cicho, jak gdyby obawiał się, że kto usłyszy  niech pan zrozumie: jeli pan chce tu co wykombinować, to może się zdarzyć, że pan będzie następnym trupem.
Roman Lisowski uniósł obie ręce gestem poddania się. Ale był to gest słaby, nieprzekonujšcy. Przy tym spojrzenie jego było zasmucone.
  Chyba się nie rozumiemy. Mówię tylko o morderstwie bestialskim, na razie wobec pana nie wycišgnšłem jeszcze żadnych wniosków.
Engel milczał chwilę, zbity z tropu. Umiechnšł się niepewnie, usiłujšc nadrabiać tonem.
  Prowad pan dalej ledztwo. Będę pana doglšdał. Poza tym zawiadomię
mego zwierzchnika, majora Graua. Mogę się jedynie spodziewać, że do jego przybycia wyniki pańskich poszukiwań nie będš zbyt niedorzeczne. Dotychczas niele się nam razem pracowało. Niech mnie pan nie zmusza  o ile to możliwe  do szukania następny dla pana.
  Chętnie zrobię, co będzie w mojej mocy  odparł Lisowski tonem urzędnika w biurze maklera giełdowego.  Ale przy obecnym stanie rzeczy nie mogę obiecać, że wyniki mego ledztwa sprawiš panu nie zmšconš radoć. Może będzie lepiej, lepiej dla pana, jeli pan zajmie się tš sprawš?
  Dlaczego ta kobieta musiała umrzeć?  spytał Engel rozdrażnionym tonem chłopca, któremu pękł balon.  Tak, jak jš widzę, z niewiastš tš można by było spędzić niejednš przyjemnš chwilę. Ale to już tak zawsze: z takimi babami ma się w końcu tylko kłopoty.
Powietrze w pokoju było duszne i ciężkie. Pachniało zwietrzałymi perfumami, słodkawš zgniliznš, jakš wytwarza krew na odzieży i cierpko aromatycznš woniš cygara brazylijskiego. Engel siedział na krzele palšc. Czekał na majora Graua.
Major Grau, kierownik kontrwywiadu w okręgu Warszawy, zjawił się w niespełna godzinę póniej. Jego płaszcz narzucony niedbale na ramiona szelecił dyskretnie.
  Tylko nie przepraszajcie mnie, a przynajmniej nie z góry. Jestem do dyspozycji nocš i dniem, gdy zachodzi potrzeba. Czy dzieje się tak i w tym wypadku?
Zanim Engel zdołał odpowiedzieć, miał okazję do stwierdzenia, jak dalece major Grau zachowywał formy. Podał polskiemu komisarzowi policji rękę, cišgnšwszy z niej uprzednio rękawiczkę ze wińskiej skóry i wymawiajšc jednoczenie parę przyjanie brzmišcych słów powitania. Lisowski skłonił się z lekka.
  Najpierw naradzimy się  rzekł major Grau.  Na jego twarzy malowała się łagodna, ledwo dostrzegalna ironia.  Proszę odesłać swych ludzi, panie komisarzu. Uważam za celowe, bymy na razie pozostali sami. Niech mi pan odstšpi fotel, drogi panie Engel, wydaje się taki wygodny. Zresztš wszystko w tym pokoju ma wyglšd zadbany. Znam go już zresztš, to nie pierwsza wizyta, którš tu składam. Ale przypuszczalnie, podług stanu rzeczy, ostatnia.
Major Grau gawędził, jak gdyby został tu zaproszony na herbatkę. Wyjšł papierosa ze złotej papieronicy, poczęstowawszy uprzednio Romana Lisowskiego, który wsunšł papierosa do bocznej kieszeni.
Zgodnie z poleceniem współpracownicy komisarza opucili pokój. Major Grau rzekł tonem biznesmena, czekajšcego na ofertę: słucham.
Roman Lisowski raportował z należytš rzeczowociš: o godzinie 23.50 krzyki, na które poczštkowo nikt w domu nie reagował. Wkrótce potem telefon do policji. Inspekcja urzędnika komisariatu. Około północy przybycie komisji w celu stwierdzenia zabójstwa. Po utożsamieniu trupa powiadomienie władz niemieckich. Przybycie podoficera Engla. Omówienie poszukiwań. Powiadomienie pana majora Graua.
  Co za ohydny smród w tym domu!
  To zapach wojny, panie majorze.  Roman Lisowski mówił to wyjaniajšco, jak robotnik kanalizacji, mówišcy o swych specyficznych dowiadczeniach.  Kiepskie jedzenie, mało mydła,  okna szczelnie zamknięte z powodu zaciemnienia, odzież przepocona od miesięcy, do tego krew. To tworzy zapach charakterystyczny dla naszych czasów, przynajmniej w tym domu.
Major Grau umiechnšł się z lekka, jak gdyby potwierdzajšco i machnšł rękawiczkami ze wińskiej skóry.
  W tej chwili interesujš mnie wyłšcznie fakty. Pan opisał mi stan rzeczy. Teraz chciałbym wiedzieć, jakie sš pańskie wnioski?
Major Grau wcišż jeszcze jak gdyby nie zwracał uwagi na trupa leżšcego na dywanie. Patrzał na portret wiszšcy między oknami. Przedstawiał on polskš arystokratkę, jakš może znał niegdy młody Chopin, tajemniczš, zagadkowš, o przezroczystej bladej cerze i jaskrawo czerwonych, wyzywajšcych ustach, wrażliwš i namiętnš jednoczenie.
  Morderstwo z jak najbardziej jednoznacznych motywów  Engel nawet w obecnoci Graua nie tracił chłopięcej przedsiębiorczoci.  Widocznie działał tu zbyt porywczy kochanek. Potraktował jš jak worek z piaskiem. Ale może go sprowokowała?
  Ona była zupełnie nieopanowana  stwierdził Grau.  Znałem tę damę i miałbym ochotę spytać: kto jej nie znał?
  Ja jej nie znałem  rzekł Engel niemal ze smutkiem.
  Powinien pan nieco więcej interesować się naszymi rozmaitymi współpracownikami  zalecił major Grau nadzwyczaj uprzejmym tonem.  Czy panowie kazali przeszukać pokój?
  Nic nie zauważono  odparł Roman Lisowski  nic, co byłoby w jakikolwiek sposób podejrzane. Żadnej podstawy dla tak zwanej zbrodni patriotycznej. Nic, tylko morderstwo, ale najohydniejsze, jakie kiedykolwiek widziałem. A widziałem wiele.
  To pięknie  rzekł major Grau tonem ogrodnika patrzšcego na swoje w pełni rozkwitłe drzewa owocowe.  Maria Kupiecka była dla nas cennš współpracowniczkš. Ale przyczyny jej mierci należy chyba szukać w jej prowadzeniu się.
  Jeli pan tak sšdzi, panie majorze, to chyba tak jest.
  Czy ma pan jakie wštpliwoci?  spytał Grau ciszonym głosem,
umiechajšc się przy tym wyczekujšco, jak gdyby pragnšł sprowokować wštpliwoć.
Ze wszystkich Niemców, z którymi Lisowski zmuszony był współpracować, ten major kontrwywiadu był najdziwniejszy. Nie odpowiadał żadnemu z panujšcych szablonów. Nie był gorliwym służbistš ani bezmylnym wykonawcš powierzonych mu zadań.
Roman Lisowski miał wszelkie powody, by uważać się za znawcę ludzi. Ale Grau był dla niego zagadkš. I to budziło w nim niepokój.
  Czy wolno powtórzyć pytanie, panie Lisowski? Pragnę wiedzieć, czy pan podaje w wštpliwoć moje rozważania.
Skarlała postać Lisowskiego zdawała się kurczyć jeszcze bardziej. Spojrzenie jego było jak ledwo migocšcy płomyk wiecy, majšcy wkrótce zgasnšć.
  Czy to znaczy  spytał  że pan zamierza przejšć ten wypadek? Ch...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin