9379.txt

(16 KB) Pobierz
Sylvia Plath
Ocean 1212- W



Esej, 1962

  Krajobrazem mojego dzieci�stwa by� nie l�d, lecz skraj l�du - zimne i s�one, ruchome wzg�rza Atlantyku. Zdaje mi si� czasem, �e obraz morza stanowi moj� niezaprzeczaln� w�asno��. Obracam j� w palcach, ja - wygnaniec, jak niegdy� kolekcjonowane purpurowe "kamyczki szcz�cia" otoczone bia�� obw�dk�, albo jak muszelk� b��kitnego ma��a o wn�trzu mieni�cym si� niby anielski paznokie�; w przyp�ywie wspomnie� barwy nabieraj� g��bi i blasku, odleg�y w czasie �wiat wstrzymuje oddech.
  Oddech, przede wszystkim oddech. Co� oddycha. Ja? Matka? Nie, to co� znacznie wi�kszego, bardziej oddalonego, gro�niejszego, bardziej znu�onego. Spod przymkni�tych powiek widz� si� unoszon� na wodzie; oto jestem kapitanem na ma�ym morzu, sprawdzaj�cym stan pogody, wal�cym bosakiem w tam�; deszcz kartaczy spada na dzielne geranium matki, albo s�ysz� usypiaj�ce sz-sz wype�nionej po brzegi lustrzanej sadzawki; woda obraca ziarnka kwarcu na swoim obrze�u tak leniwie i delikatnie, jak dama bawi�ca si� bi�uteri�. To m�g�by by� odg�os deszczu sp�ywaj�cego po szybie okiennej, to m�g�by by� wiatr, kt�ry wzdychaj�c pr�buje na r�ne sposoby wcisn�� si� do domu przez szpary. Ja jednak nie dawa�am si� oszuka�. Macierzy�ski puls morza drwi� sobie z takich fa�szerstw. Niby tajemnicza kobieta wiele ukrywa�; posiada� wiele twarzy, wiele cienkich, straszliwych zas�on. M�wi� o cudach i przestrzeniach; skoro m�g� si� zaleca�, m�g� te� zabija�. Kiedy zaczyna�am raczkowa�, matka po�o�y�a mnie na piasku, chc�c zobaczy�, czy mi si� to spodoba. Poczo�ga�am si� prosto ku nadbiegaj�cej fali i w chwili, gdy przechodzi�am przez mur zieleni, matka chwyci�a mnie za stopy.
  Cz�sto zastanawia�am si�, co by si� sta�o, gdyby uda�o mi si� przebi� przez to lustro. Czy niemowl�ce skrzela przej�yby obowi�zki, co by�oby z sol� we krwi? Przez pewien czas wierzy�am nie w Boga ani �wi�tego Miko�aja, lecz w rusa�ki. Ich istnienie wydawa�o mi si� tak logiczne i mo�liwe, jak istnienie przypominaj�cego �amliw� ga��zk� konika morskiego w akwarium w ZOO, jak istnienie ryb, kt�re widywa�am szarpi�ce si� na w�dkach wykrzykuj�cych wulgarne wyrazy niedzielnych rybak�w - ryb o kszta�cie starych poszewek i o pe�nych, nie�mia�ych kobiecych wargach.
  I przypominam sobie, jak matka, tak�e c�rka morza, czyta�a mnie i bratu - kt�ry zjawi� si� p�niej - z Zapomnianego trytona Mathew Arnolda:

    Groty ch�odne, g��bokie, piaskiem wymoszczone,
    Tam wszystkie wiatry trwaj� bez ruchu, u�pione.
    Dogasaj�ce blaski skrz� si� i migoc�,
    A s�one wodorosty w wodzie si� chyboc�. 
    Tam potwory podwodne, le��ce pokotem, 
    Jak na pastwisku tucz� si� szlamem i b�otem
    Tam morskie w�e w wielk� spiral� skr�cone
    Susz� �usk� lub p�awi� w solance ogony.
    Tam zakl�ty wieloryb swym jedynym	okiem
    Przep�ywaj�c, zagl�da w pieczary g��bokie,
    Nim dalej po�egluje przez �wiat i przez wieki.

  Spostrzeg�am, �e dosta�am g�siej sk�rki. Nie mia�am poj�cia, co j� wywo�a�o. Nie by�o mi zimno. Czy przelecia� jaki� duch? Nie, to by� ten wiersz. Iskierka Arnolda trafi�a we mnie i wywo�a�a dreszcze. Czu�am si� dziwnie; chcia�o mi si� p�aka�. Odkry�am nowy rodzaj szcz�cia.
  Od czasu do czasu, kiedy budzi si� we mnie nostalgia za moim oceanowym dzieci�stwem - zawodzeniem mew i zapachem soli, znajduje si� kto� troskliwy, kto pakuje mnie do samochodu i wiezie ku najbli�szemu nadmorskiemu horyzontowi. Zreszt� w Anglii nie ma takiego miejsca, kt�re by�oby oddalone od morza wi�cej ni� - ile? - siedemdziesi�t mil. "Prosz� bardzo", m�wi� do mnie, zupe�nie jak gdyby morze by�o ogromn� ostryg� podawan� na talerzu, smakuj�c� tak samo we wszystkich restauracjach �wiata. Wysiadam z samochodu, rozprostowuj� nogi, wci�gam powietrze. Ale to nie jest to, zupe�nie nie to.
  Po pierwsze, nie zgadza si� geografia. Bo gdzie si� podzia� szary kciuk wie�y ci�nie� po lewej stronie i �awica piasku w kszta�cie sopla (w�a�ciwie podwodna ska�a) poni�ej, a gdzie wi�zienie na Wyspie Jeleni - na samym jej ko�cu po prawej stronie? Droga, kt�r� zna�am, schodzi�a krzywo ku falom, maj�c z jednej strony ocean, z drugiej - zatok�, a dom mojej babki znajduj�cy si� w po�owie tej drogi patrzy� na wsch�d i by� pe�en s�o�ca i morskich �wiate�.
  Do dzi� pami�tam numer telefonu mojej babki: OCEAN 1212-W. Ile� to razy m�wi�am go telefonistce, dzwoni�c z naszego domu po zacisznej stronie zatoki, wymawia�am go jak jakie� zakl�cie, pi�kny rym, oczekuj�c nie�mia�o, �e razem z babki "Hallo!" us�ysz� w czarnej s�uchawce, jak w muszli, hucz�cy szum morza.
  Tak wi�c by� to oddech morza. A nast�pnie jego �wiat�a. Czy by�o ono jakim� olbrzymim, promieniuj�cym zwierz�ciem? Nawet przy zamkni�tych oczach czu�am na powiekach promyki odbijane przez jego b�yszcz�ce lusterka. Le�� w wodnej ko�ysce, a morskie refleksy, znalaz�szy szpary w ciemnozielonych �aluzjach, bawi� si� i ta�cz�, albo odpoczywaj�c - delikatnie podryguj�. Kiedy�, le��c w ��ku po obiedzie, stuka�am sobie paznokciem po pustej w �rodku mosi�nej por�czy, chc�c wydoby� z niej jak�� muzyk�. Wtem nieoczekiwanie m�j wzrok pad� na miejsce, w kt�rym po��czono ze sob� kawa�ki nowej tapety w r�yczki. Podniecona odkryciem, tym samym ciekawskim paznokciem obna�y�am du�� �ys� powierzchni� �ciany. Dosta�am za to bur� i klapsa, a jak�e, wreszcie dziadek wyrwa� mnie z domowej burzy, zabieraj�c na d�ug� przechadzk� wzd�u� zalewanego przez morze brzegu, po pag�rkach rozsuwaj�cych si� pod stopami ze szcz�kiem kamieni.
  Moja matka urodzi�a si� i wychowa�a w tym samym lizanym przez morze domu; wspomina�a czasy, gdy po rozbiciu statku miejscowi mogli na targu kupi� rzeczy wyrzucone przez fale - jakie� czajniki, bele wymok�ych tkanin, pojedynczy sm�tny but. Ale nigdy, jak si�ga�a pami�ci�, fale nie wyrzuci�y utopionego marynarza. Tych od razu porywa� diabe� morski. Czy morze mog�o jeszcze co� przekaza� potomno�ci? Czeka�am cierpliwie. Br�zowe i zielone bry�ki szk�a znajdowa�am codziennie, niebieskie i czerwone zdarza�y si� rzadziej. Latarnie roztrzaskanych okr�t�w, czy ogryzione przez morze serca butelek po piwie i whisky? Trudno zgadn��.
  My�l�, �e morze poch�on�o wiele tuzin�w fili�anek do herbaty - wyrzucanych w otch�a� z transatlantyk�w lub darowanych falom przez zdradzone narzeczone. Znajdowa�am kawa�ki porcelany zdobione szlaczkami nasturcji, ptaszk�w, bukiecik�w stokrotek. Wzorki nigdy si� nie powtarza�y.
  Potem pewnego dnia struktury pla�y sp�on�y w soczewce mojego oka raz na zawsze. By� gor�cy kwiecie�. Siedz�c na po�yskuj�cych od miki schodkach przed domem babci, grza�am sobie pup� i gapi�am si� na zdobion� sztukateri� �cian�, pokryt� chaotycznym wzorem uzyskanym za pomoc� jajowatych kamieni, wachlarzowatych muszli i kolorowych szkie�ek. Mama by�a w szpitalu. Przebywa�a ju� tam trzy tygodnie. D�sa�am si�. Nie chcia�am nic robi�. Jej dezercja wypali�a dziur� na moim niebie. Jak�e ona - taka kochaj�ca i troskliwa - mog�a tak �atwo mnie porzuci�? Babcia, nuc�c, ugniata�a ciasto na chleb specjalnie dla niej. Hamowa�a podniecenie. Wenecka, wiktoria�ska - zaciska�a wargi i nie chcia�a mi nic powiedzie�. W ko�cu troch� zmi�k�a. Ot� wraz z powrotem matki zjawi si� niespodzianka. Co� przyjemnego. B�dzie to... dzidziu�.
  Dzidziu�.
  Nienawidzi�am dzidziusi�w. Ja, kt�ra przez dwa i p� roku stanowi�am centrum kochaj�cego mnie �wiata, poczu�am, �e jego osie wykrzywiaj� si�, a polarny ch��d unieruchamia mi ko�ci. Stan� si� odt�d widzem, muzealnym okazem. Dzidziu�!
   Nawet dziadek siedz�cy na werandzie nie potrafi� rozproszy� mojego smutku. Odrzuci�am propozycj� zakopania jego fajki w gumowej doniczce, �eby wyros�o z niej drzewo fajkowe. Odszed� mi�kkim krokiem, te� obra�ony, ale pogwizduj�c. Czeka�am, a� jego posta� zwie�czy Wzg�rze Wie�y Ci�nie� i zacznie oddala� si� w kierunku nadmorskiej promenady, gdzie mimo niepewnej przedsezonowej pagody ustawiono ju� stoiska z lodami i hot-dagami. Jego liryczny gwizd namawia� mnie do zapomnienia i przygody. Ale ja nie chcia�am zapomnie�. Pieszcz�c w sobie uraz�, wstr�tn� i k�uj�c�, skierowa�am ci�kie kroki - smutny, nadmorski w��cz�ga - w wybran� przez siebie przeciwn� stron�, ku pos�pnemu wi�zieniu. Jak gdybym patrzy�a z gwiazdy, ujrza�am o d d z i e l n o � � wszystkiego. Moja sk�ra stanowi�a �cian� - ja to ja. Kamie� to kamie�. Wspania�e zespolenie z rzeczami �wiata sko�czy�o si�.
  Fala si� cofn�a, po�kn�a sama siebie. Oto by�am ja, wyrzucana razem z czarnymi wodorostami, kt�rych twarde kuleczki lubi�am rozgniata�, razem z wydr��onymi po��wkami pomara�czy i grapefruit�w i �mietnikiem muszelek. Obj�am je wszystkie spojrzeniem - stare i samotne - ostre mi�czaki, bajkowe ��deczki, ma��e poro�ni�te wodorostami, nakrapiane szare koronki ostryg (ale nigdy nie by�o per�y) oraz maciupe�kie "r�ki do lod�w". Zawsze by�o wiadomo, gdzie szuka� najlepszych muszelek - na zaznaczonej smolist� kresk� kraw�dzi ostatniej fali. Oboj�tnie podnios�am sztywn� r�ow� rozgwiazd�. Le�a�a na �rodku mojej d�oni, �mieszna imitacja mojej w�asnej r�ki. Zdarza�a si�, �e piel�gnowa�am �yw� rozgwiazd� w s�oiku z morsk� wod�, obserwuj�c jak odrastaj� jej utracone odn�a. Tego dnia, tego fatalnego dnia narodzin inno�ci, mojej rywalki, kogo� innego, cisn�am rozgwiazd� o kamie�. Niech zginie. Nie dbam o to.
   Palcem u nogi tr�ci�am kr�g�e, �lepe kamienie. Nie zwr�ci�y na to uwagi. By�y oboj�tne. Pomy�la�am, �e s� szcz�liwe. Morze, walcuj�c, odchodzi�o do nico�ci, do nieba - linia rozdzia�u by�a prawie niewidzialna tego spokojnego dnia. Ze szko�y wiedzia�am, �e morze otula�o brzuch �wiata niczym niebieski p�aszcz, ale moja wiedza jako� nigdy nie by�a sp�jna z tym, co w i d z i a l a m - woda cz�ciowo wci�gni�ta w powietrze, p�aska, szklista zas�ana; �limacze �lady parowc�w wzd�u� nabrze�a. Z tego, co wiedzia�am, zawsze kre�li�y t� lini�. Ale co mog�o by� za ni�? �Hiszpania", twierdzi� Harry Bean, m�j przyjaciel o sowich oczach. Mapa mojego ma�omiasteczkowego umys�u nie mog�a tego pomie�ci�. Hiszpania. Mantyle, z�ot...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin