8097.txt

(52 KB) Pobierz
J. G. Ballard

Klatka z piasku

O zachodzie, kiedy cynobrowy �ar odbity od ci�gn�cych si� wzd�u� horyzontu wydm 
kapry�nie o�wietla� bia�e 
elewacje opuszczonych hoteli, Bridgman wyszed�
na balkon i popatrzy� na d�ugie pasmo stygn�cego piasku, w kt�re ws�cza�a si� 
pow�d� purpurowego cienia. Z 
wolna wysuwaj�c Swoje smuk�e palce pomi�dzy
p�ytkimi siod�ami i zag��bieniami, cienie schodzi�y podobne do olbrzymich 
grzebieni. Pomi�dzy ich z�bami 
b�ysn�o na chwil� kilka fosforyzuj�cych ostr�g
obsydianu, kt�re potem po��czy�y si� i jedn� fal� zala�y na wp� zasypane 
hotele. Za milcz�cymi fasadami, na 
spadzistych, zawianych piaskiem ulicach, niegdy�
migotliwych od koktajlbar�w i restauracji, by�a ju� noc. Otoczki ksi�ycowego 
�wiat�a pokrywa�y latarnie 
srebrzyst� ros� i ubiera�y pozas�aniane okna i
�liskie gzymsy jak zamr�z we wzory.
Gdy Bridgman patrzy�, oparty szczup�ymi br�zowymi ramionami o rdzewiej�c� 
por�cz, ostatnie promienie 
�wiat�a ton�y w wi�niowej lejowatej �unie, zapadaj�c
si� pod horyzont, a przez martwy marsja�ski piasek przelecia� pierwszy powiew 
wiatru. Tu i tam doko�a 
piaszczystej ostrogi wirowa�y male�kie cyklony wzniecaj�c
pi�ropusze oblanego blaskiem ksi�ycowym py�u, za� aureola bia�ego kurzu omiot�a 
wydmy i osiad�a w 
zag��bieniach i dziurach. Zaspy stopniowo narasta�y
przesuwaj�c si� w kierunku dawnej linii wybrze�a morskiego poni�ej hoteli. 
Pierwsze cztery pi�tra by�y ju� 
zasypane i piasek si�ga� teraz dwie stopy poni�ej
balkonu Bridgmana. Po nast�pnej burzy piaskowej znowu b�dzie musia� 
przeprowadzi� si� na wy�sze pi�tro.
- Bridgman!
G�os przebi� ciemno�� jak w��cznia. Pi��dziesi�t jard�w w prawo, na kraw�dzi 
wal�cej si� zapory 
przeciwpiaskowej, kt�r� kiedy� pr�bowa� zbudowa� pod
hotelem, jaka� kanciasta, kr�pa posta� w wytartych bawe�nianych szortach macha�a 
do niego r�k�. Po�wiato 
ksi�ycowa podkre�la�a szerok�, umi�nion� klatk�
piersiow� i mocne, krzywe nogi zanurzone prawie po �ydki w mi�kkim marsja�skim 
piasku. M�czyzna mia� 
oko�o czterdziestu pi�ciu lat i kr�tko przystrzy�one
rzedn�ce w�osy, tak �e robi� wra�enie prawie �ysego. W prawej r�ce trzyma� 
olbrzymi� p��cienn� torb�.
Bridgman u�miechn�� si� do siebie. Stoj�c cierpliwie w �wietle ksi�yca pod 
opuszczonym hotelem Travis 
przypomina� mu bardzo sp�nionego turyst� przybywaj�cego
do widmowej miejscowo�ci wypoczynkowej wiele lat po jej wymarciu.
- Bridgman, idziesz? - A poniewa� Bridgman dalej sta� oparty o por�cz, Travis 
doda�: - Nast�pna koniunkcja 
jutro.
Bridgman potrz�sn�� g�ow� i skrzywi� usta w grymasie irytacji. Nie cierpia� tych 
koniunkcji wyst�puj�cych co 
dwa miesi�ce, gdy wszystkie siedem wrak�w
kabin satelit�w ci�gle jeszcze okr��aj�cych Ziemi� jednocze�nie przecina�o 
niebo. Niezmiennie w te noce 
przesiadywa� w swoim pokoju, przegrywaj�c stare
ta�my, kt�re ocali� z zasypanych domk�w letniskowych i moteli w dalszej cz�ci 
pla�y (histeryczne: "Tu mama 
Goldberg, Bulwar Kakaowy 62955, ja naprawd�
protestuj� przeciwko tej idiotycznej ewakuacji..." Albo zrezygnowane: "Tu Sam 
Snade, Pontiac kabriolet w 
tylnym gara�u nale�y do tego, kto go wykopie").
Travis i Luise Woodward przychodzili do tego hotelu zawsze w noc koniunkcji - 
by� to najwy�szy budynek w tej 
miejscowo�ci, z nieograniczonym widokiem na
ca�y horyzont - i �ledzili siedem zbli�aj�cych si� gwiazd, jak gna�y swoim; nie 
sko�czonymi torami doko�a kuli 
ziemskiej. Niepomni na nic poza tym o czym
doskonale wiedzieli stra�nicy - zostawiali sobie drobiazgowe przetrz�sanie morza 
piasku na te co 
dwumiesi�czne okazje. I niezmiennie Bridgman wyst�powa�
jako czujka dla tamtych dwojga.
- Wychodzi�em wczoraj wieczorem krzykn�� w d� do Travisa. - Trzymajcie si� z 
daleka od p�nocno-
wschodniej cz�ci ogrodzenia ko�o przyl�dka. B�d� reperowali
drog�.
Bridgman nocami dzieli� czas mi�dzy odkopywanie zasypanych moteli w poszukiwaniu 
zapas�w (poprzedni 
mieszka�cy tej miejscowo�ci zak�adali, �e rz�d wkr�tce
uchyli rozkaz ewakuacji) a roz��czanie sekcji metalowej nawierzchni u�o�onej 
przez pustyni� dla d�ip�w stra�y. 
Ka�dy kwadrat drucianej siatki mia� oko�o
pi�ciu jard�w szeroko�ci i wa�y� ponad trzysta funt�w: Po wyrwaniu wi�c rz�d�w 
nit�w, odci�gni�ciu 
element�w siatki na bok i zagrzebaniu ich w�r�d wydm
by� kompletnie wyczerpany i wi�ksz� cz�� nast�pnego dnia sp�dza� piel�gnuj�c 
nadwer�one r�ce i barki. 
Niekt�re sekcje drogi by�y zamocowane na sta�e
ci�kimi stalowymi pr�tami i wiedzia�, �e pr�dzej czy p�niej sko�czy si� 
powstrzymywanie stra�nik�w przez 
uszkadzanie nawierzchni.
Travis zawaha� si� i z niezobowi�zuj�cym wzruszeniem ramion znikn�� w�r�d wydm; 
ci�ka torba pe�na 
narz�dzi ko�ysa�a mu si� na silnym ramieniu. Mimo
sk�pej diety nie straci� na energii i rozmachu - Bridgman widzia�, jak w ci�gu 
jednej nocy zdemontowa� 
dwadzie�cia sekcji drogi, a potem z��czy� jako�
przyleg�e cz�ony na skrzy�owaniu, posy�aj�c ca�y konw�j sze�ciu pojazd�w daleko 
w bezdro�a na po�udnie.
Bridgman odwr�ci� si�, �eby zej�� z balkonu, a nast�pnie przystan��, gdy s�aby 
zapach soli morskiej przenikn�� 
ch�odne powietrze. O dziesi�� mil dalej,
ukryte za lini� wydm, znajdowa�o si� morze - d�ugie, zielone ba�wany �rodkowego 
Atlantyku za�amywa�y si� na 
czerwonym marsja�skim brzegu. Kiedy przed pi�ciu
laty przyby� na t� pla�� po raz pierwszy, poprzez wielomilowe polocie piasku nie 
czu� by�o najl�ejszego 
zapachu soli. Jednak�e z wolna Atlantyk spycha�
brzeg na dawne miejsce. Niezmordowany Golfstrom �omota� w mi�kki py� marsja�ski 
i usypywa� wydmy na 
kszta�t groteskowych rokokowych raf, kt�re wiatr przenosi�
w morze piasku. Ocean wraca�, odzyskuj�c stopniowo sw�j wielki, g�adki basen, 
przesiewaj�c czarny kwarc i 
obsydian marsja�ski, kt�rych nie porywa� wiatr,
i wch�aniaj�c je w swoje g��bie. Coraz cz�ciej od�r soli morskiej przesyca� 
wieczorne powietrze, 
przypominaj�c Bridgmanowi, po co pierwszy raz przyby�
na t� pla�� i niwecz�c wszelk� ch�� wyjazdu.
Przed trzema laty pr�bowa� zmierzy�, z jak� pr�dko�ci� zbli�a si� Atlantyk, 
wbijaj�c w piasek przy samym 
brzegu szereg pr�t�w, lecz ruchome wydmy zabra�y
kolorowe pale. P�niej, wykorzystuj�c wzniesienie u Przyl�dka Canaveral, gdzie 
stare wie�e wyrzutni i 
platformy do l�dowania celowa�y w niebo jak kawa�y
rozbitej gigantycznej rze�by, obliczy� metod� triangulacji, �e post�p przekracza 
nieznacznie trzydzie�ci jard�w 
rocznie. Posuwaj�c si� z t� pr�dko�ci�
- wykalkulowa� niechc�cy, zupe�nie automatycznie Atlantyk osi�gnie sw�j dawny 
brzeg na Pla�y Kakaowej - za 
pi��set z g�r� lat. Chocia� tak powolny, proces
ten odbywa� si� jednak stale i Bridgman czu� si� szcz�liwy, �e te kilka lat, 
kt�re mu jeszcze zosta�y, mo�e 
sp�dzi� w swoim hotelu dziesi�� mil za wydmami.
P�niej, wkr�tce po przybyciu Louise Woodward, my�la� o zdemontowaniu jednego z 
domk�w 
campingowych i wybudowaniu sobie ma�ej chatki nad brzegiem, lecz
ostatecznie uzna�, �e jest on zbyt przygn�biaj�cy i pos�pny. Wielkie czerwone 
wydmy przesuwa�y si� milami, 
zas�aniaj�c do po�owy widok nieba i rozp�ywaj�c
si� powoli pod naporem ciemnozielonej wody. Nie by�o �cis�ej granicy p�ywu, 
tylko strome dno upstrzone 
kryszta�ami kwarcu i rdzewiej�cymi cz�ciami rakiet
marsja�skich, przywiezionymi z balastem. Sp�dzi� par� dni w pieczarze pod rafa 
piaskowa, przygl�daj�c si� 
d�ugim galeriom ze zbitego czerwonego py�u, kt�re
kruszy�y si� i rozpuszcza�y, omywane zimnymi pr�dami atlantyckimi, by zapa�� si� 
w ko�cu jak ozdobne 
kolumnady barokowej katedry. Latem gor�cy piasek promieniowa�
�arem jak szlaka roztopionego s�o�ca, przepalaj�c gumowe zel�wki jego but�w, a 
rozrzucone bry�ki wymytego 
kwarcu migota�y jak diamenty. Bridgman wr�ci�
do hotelu ciesz�c si�, �e jego pok�j wychodzi na ciche wydmy.
Teraz podszed� do biurka, ci�gle jeszcze ze s�odkawym zapachem solanki w 
nozdrzach. Sto�ek os�oni�tego 
�wiat�a pada� na magnetofon i p�k� z ta�mami.
Warkot nie wyciszonego silnika pojazdu stra�nik�w ostrzega� go przy najmniej na 
pi�� minut przed ich 
przybyciem, tak �e m�g� �mia�o zainstalowa� w pokoju
jeszcze jedn� lamp�; mi�dzy hotelem a morzem nie by�o jezdni, a ka�de �wiat�o 
odbite na balkonie by�o z daleka 
nie do odr�nienia od fosforyzuj�cej po�wiaty,
kt�ra wisia�a nad piaskiem jak miliardy �wietlik�w. Bridgman jednak wola� 
siedzie� w mrocznym pokoju, 
otoczony pe�nymi ksi��ek p�kami w�asnej roboty,
w�r�d igraj�cych nad nim przez ca�� noc, gdy. bawi� si� ta�mami, strz�pami 
przebrzmia�ej przesz�o�ci, kt�rej si� 
nie �a�uje. W dzie� zaci�ga� zas�ony,
pogr��aj�c si� w �wiecie wiecznego p�mroku.
Przystosowa� si� �atwo do samotno�ci; szybko wypracowa� system codziennych 
zaj��, kt�ry umo�liwia� mu 
po�wi�cenie maksymalnej ilo�ci czasu na rozmy�lania
osobiste. Doko�a niego przypi�te do �cian wisia�y ogromne odbitki i rysunki 
architektoniczne przedstawiaj�ce 
r�ne elewacje fantastycznego miasta na Marsie,
kt�re kiedy� projektowa� - jego szklane iglice i �ciany ekranuj�ce wyrasta�y jak 
heliotropowe klejnoty na 
cynobrowej pustyni. Rzeczywi�cie, miasto by�o
jednym ogromnym klejnotem; elewacje przedstawia�y si� wspaniale, lecz by�y tak 
symetryczne, �e wydawa�y si� 
czym� r�wnie pozbawionym �ycia jak korona.
Bridgman stale przerabia� `rysunki, wprowadzaj�c coraz wi�cej detali, tak �e 
przypomina�y fotografi� czego� 
rzeczywistego.
Wi�kszo�� hoteli w mie�cie - jednej z tuzina zasypanych przez piasek 
miejscowo�ci wypoczynkowych, 
tworz�cych niegdy� trzydzie�ci mil na po�udnie od Przyl�dka
, Canaveral nieprzerwany pas moteli, domk�w letniskowych i pi�ciogwiazdkowych 
hoteli - by�a dobrze 
zaopatrzona w zapasy konserw pozosta�e po ewakuacji
i odgrodzeniu tego terenu. Znajdowa�y si� tam wielkie zbiorniki i cysterny 
nape�nione wod�, nie licz�c tysi�ca 
zachowanych idealnie koktajlbar�w sze��
st�p poni�ej poziomu piasku. Travis odkopa� ich tuzin, poszukuj�c swe...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin