Mccaffrey Anne - Statek 03 - Statek Który Poszukiwał.pdf

(844 KB) Pobierz
SCAN-dal.prv.pl
ANNE McCAFFREY
MERCEDES LACKEY
STATEK KTÓRY
POSZUKIWAŁ
( Przełożył: Andrzej Łukaszewicz )
POWRÓT MIĘŚNIOWCA - ŁADOWNIA - ROZBAWIENIE
Powodowany czymś, co było mieszaniną natchnienia i szaleństwa, włączył silniki
hamujące. Ślizgowiec zatrzymał się w połowie obrotu; siła odśrodkowa cisnęła Alexem w bok, na
pasy bezpieczeństwa oraz wyrzuciła szakala na sam koniec pojazdu i w ogóle z sań. Zwierzę
poleciało w kierunku sfory, robiąc przy tym co najmniej tuzin koziołków.
Pojazd pomknął w stronę Tii; w tym czasie ona otworzyła wnękę ładunkową i włączyła
pole siłowe. Miała nadzieję, że Alex zdoła na czas wyhamować, by nie uderzyć w tylną ścianę.
Wiedziała, że nierówno lecący ślizgowiec bardzo łatwo mógł otrzeć się o coś, wchodząc z taką
szybkością w pole siłowe.
Nawet nie zwolnił, gdy zahaczył o drzwi ładowni. Tia zamknęła je tuż za nim. Nie
zwracając na to uwagi, Alex zmniejszył moc silników; pojazd wytracał prędkość, sunąc brzuchem
po podłożu, co wywołało deszcz iskier. Zboczył z kierunku lądowania i uderzył w tył ładowni.
Przytomny manewr Alexa, wspierany działaniem pola siłowego, osłabił jednak impet uderzenia do
tego stopnia, że ślizgowiec lekko tylko wgniótł ścianę wychwytującą. Jeszcze raz Alex zawisł na
pasach bezpieczeństwa. Na bokach i z tyłu ślizgu widoczne były ślady zębów próbujących go
zatrzymać szakali.
Alex siedział przez chwilę nieruchomo, ciężko dysząc. Sensory Tii nie sygnalizowały
jakichś obrażeń, więc postanowiła poczekać, aż złapie oddech.
Kiedy wreszcie podniósł głowę, Tia z uwagą przyjrzała się jego twarzy. Pokrywał ją
rozpalony rumieniec, ale nie było na niej widać oznak szoku lub bólu.
- Cóż - powiedziała spokojnym i zrównoważonym głosem. - Zdaje się, że wiesz, jak zrobić
na kimś wrażenie.
Zamrugał oczami - zaraz potem opadł swobodnie na fotel i szczerze się roześmiał.
CZĘŚĆ PIERWSZA
Rubinowe światło comu pulsowało, gdy Hypatia Cade oderwała się od lekcji. Przed oczami
siedmiolatki wciąż tańczyły równania kwadratowe, zwróciła jednak uwagę, że pulsacja comu nie
była taka jak zwykle. Urządzenie zatem nie nagrywało wiadomości ani nie sygnalizowało próby
połączenia się z nią rodziców. Błyski były parzyste i powtarzały się w regularnych odstępach
czasu. Znaczyło to, że ktoś był na orbicie i czekał, aż Hypatia odpowie na wezwanie.
Pojawienie się kogoś na górze oznaczało niespodziewane przybycie jakiegoś statku - Tia na
pamięć znała rozkład przylotów. Wszystkie wizyty wahadłowców były bowiem dokładnie
zaplanowane, a AI rozpoczynał swój codzienny raport przy śniadaniu właśnie od przypomnienia
ewentualnych odwiedzin. Tia poczuła dreszcz emocji i postanowiła jak najszybciej odpowiedzieć.
Zdecydowała, że nie będzie traciła czasu na powiadomienie rodziców. Zresztą, to nie mógł być
jakiś nagły wypadek, gdyż wtedy AI na pewno przerwałby jej lekcję.
Przetarła oczy, by wymazać obraz tańczących zmiennych, i podsunęła swój stołeczek pod
tablicę kontrolną comu. Mogła teraz z łatwością dosięgnąć wszystkich przycisków sterujących. Z
godną podziwu sprawnością dostroiła com, rozgrzała przekaźniki i włączyła linię.
- Grupa poszukiwawcza C - 121 - powiedziała, zwracając uwagę na dykcję, ponieważ
mikrofon był stary i często gubił słowa wypowiadane niewyraźnie. - Grupa poszukiwawcza C -
121, powtarzam. Linia wolna. Odbiór.
Odliczyła nerwowo cztery sekundy, które musiały upłynąć, by dotarła do niej odpowiedź.
Jedna przeciwprostokątna, dwie przeciwprostokątne, trzy przeciwprostokątne, cztery
przeciwprostokątne. Kto to może być? Nie zapowiedziane wizyty nieczęsto tu się zdarzały. Tia
zdawała sobie sprawę, że mogło to być coś niebezpiecznego. W swoim młodym życiu słyszała
wiele opowieści o napaściach na bezbronne stacje archeologiczne. Nie mogła zatem odrzucić takiej
możliwości. Chociaż na terenie wykopalisk na Salomon - Kildaire rzadko można było znaleźć
przedmioty cenione przez kolekcjonerów zabytków, to czy złodzieje musieli o tym wiedzieć?
Gdyby ktoś taki się pojawił, miała natychmiast zanurkować do ukrytego tunelu ewakuacyjnego,
który wyprowadziłby ją z kopuły do schronu poza wykopaliskami. Była to pierwsza rzecz, o której
dowiedziała się od matki i ojca, gdy tylko kopuła została wzniesiona...
- Tutaj kurier TM - 370. Tio, moja droga, czy to ty? Nie bój się, kochana, odbywamy
właśnie niezbyt pilną misję, a że było nam po drodze, więc przywieźliśmy wcześniej waszą pocztę.
Odbiór.
Mocny, kontraltowy głos był trochę zniekształcony przez nie najnowsze już głośniki, mimo
to sprawił Tii wielką radość. Zaczęła lekko podskakiwać na swoim stołeczku, nie mogąc ukryć
podniecenia.
- Moira! Tak, tak, to ja! Ale... - Jej radość trochę przygasła. Kiedy ostatnio Moira tu
zawitała, jej kod wywoławczy brzmiał CM, nie TM. - Moiro, co się stało z Charliem? - Jej głos stał
się jakby poważniejszy. - Czyżbyś przestraszyła kolejnego mięśniowca? Wstydź się! Nie pamiętasz
już, co ci mówiono, gdy wyrzuciłaś Ariego?! Uh - odbiór.
Cztery sekundy; wieczność.
- Moja droga, ja go wcale nie przestraszyłam - odpowiedziała Moira, jednak Tia wyczuła w
jej głosie nutkę poczucia winy. - Zdecydował się ożenić, wychować potomstwo, osiąść naboje jak
szczur lądowy. Nie martw się, ten będzie już ostatni jestem tego pewna. Tomas i ja pasujemy do
siebie doskonale. Odbiór.
- To samo mówiłaś o Charliem - przypomniała ponuro Tia. - I o Arim, i Lilianie, Julesie, i...
Moira przerwała jej tę nie kończącą się wyliczankę.
- Zapal, proszę, światła lądowania. Dokończymy naszą dyskusję, gdy wyląduję. - Jej głos
stał się bardziej stanowczy. - Poza tym przywiozłam ci prezent urodzinowy. Dlatego nie mogłam tu
nie wstąpić. Odbiór.
Tak jakby prezent urodzinowy zdołał powstrzymać ją przed wymienianiem kolejnych
chybionych prób Moiry z mięśniowcami! Cóż - może troszeczkę.
Zapaliła światła lądowiska, po czym, czując lekką dumę, wykonała pozostałe czynności
niezbędne do lądowania. Ustawiła reflektory, włączyła monitory pomocnicze, następnie poleciła
AI, by nawiązał łączność z systemem nawigacyjnym Moiry. Gdyby Moira przybyła tu parę
miesięcy temu, musiałaby wylądować bez niczyjej pomocy. Dzisiaj jednak Tia doskonale
wiedziała, co ma robić.
Dziewczynka przysunęła się bliżej mikrofonu.
- Wszystko sprawdzone i gotowe do rozpoczęcia ostatniej fazy lądowania, Moiro. Ciekawe,
co też mi przywiozłaś? Odbiór.
- Och, ty mała spryciaro! - wykrzyknęła Moira głosem pełnym zachwytu. - Uruchomiłaś
cały system. Sporo się nauczyłaś od naszego ostatniego spotkania! Dziękuję ci, moja droga, a o
tym, co ci przywiozłam, dowiesz się, gdy już będę na dole. Bez odbioru.
No cóż, próbowała. Zeskoczyła ze swojego stołka, pozwalając, aby AI i zewnętrzne
systemy nawigacyjne przejęli kontrolę nad wprowadzeniem statku mózgowego do bazy. Moira nie
oddawała nikomu sterów, jeżeli to nie było konieczne. Stanowiło to jedną z przyczyn jej
odwiecznych problemów z mięśniowcami. Nie ufała im, gdy mieli prowadzić i do tego zupełnie się
z tym nie kryła. Szczególnie Ariemu było to nie w smak. Za wszelką cenę chciał udowodnić, że
równie dobrze czuje się za sterami AM - 370. Doszło nawet do tego, że próbował uniemożliwić jej
kontrolę nad statkiem.
Teraz trzeba było podjąć następną decyzję: czy powinna się ubrać i pójść zawiadomić
rodziców? Złapanie ich przez com nie było takie proste; prawdopodobnie nie mieli przy sobie
osobistych nadajników. A jeżeli nawet je mieli, to nie oczekiwali żadnego wezwania. Nie był to
nagły wypadek i z pewnością nie byliby zadowoleni, gdyby przerwała im jakąś istotną pracę, na
przykład dokumentację znalezisk czy żmudne oznaczanie ich wieku. Nie pomógłby nawet fakt, że
statkiem, który przyleciał, była Moira.
Poza tym Moira nie wspomniała o niczym, co byłoby dla nich istotne. Z pewnością nie
poruszałaby tak błahych tematów, jak zmiana mięśniowców czy prezent urodzinowy, gdyby miała
do przekazania coś naprawdę ważnego. Tia zerknęła na zegar; do przerwy na lunch nie zostało
więcej niż pół godziny. Wiedziała, że dla jej rodziców, Poty Andropolous - Cade (doktora nauk
biosądowniczych, ksenologii, archeologii) i jej męża Braddona Maartensa - Cade'a (doktora nauk
geologicznych, fizyki astralnej i licencjonowanego astrologatora), punktualność była sprawą
podstawową. Dokładnie o godzinie siódmej każdego ranka, niezależnie od miejsca pobytu, rodzina
Cade'ów spożywała śniadanie. Punktualnie o dwunastej rodzice wracali do kopuły, by wspólnie z
Tią zjeść lunch. AI miał dopilnować, żeby o szesnastej Tia zjadła coś na przekąskę. Natomiast o
dziewiętnastej powracali na wspólną kolację.
Zatem za trzydzieści minut Pota i Braddon przybędą do kopuły. Moira nie mogła
wylądować później niż za dwadzieścia minut. Gość ze statku powinien zatem zjawić się tu jeszcze
przed nimi.
Tia krzątała się po pokoju gościnnym kopuły, zbierając swoje książki i łamigłówki,
wyrównując poduszki na sofie, zapalając lampy i holoskop, który wyświetlał falujące niebieskie
drzewa na tle zielonej laguny na Myconie, gdzie poznali się jej rodzice. Poleciła AI, by zaparzył
kawę. Pominęła przy tym program przygotowania lunchu, włączając system V - l, który Braddon
zainstalował, by mogła przyjmować gości. Sama wybrała muzykę; żywszą część Suity Arkenstone,
która według niej najbardziej pasowała do sytuacji.
Ponieważ skończyła przygotowania, a nikt się jeszcze nie pojawił, czekała. Czekanie było
czymś, czego nauczyła się bardzo wcześnie. Sądziła, że umie to robić bezbłędnie, gdyż sporo miała
takich “pustych" chwil w swoim młodym życiu. Czas dziecka archeologów przepełniony był
czekaniem, zazwyczaj samotnym, co czyniło je o wiele bardziej samodzielnym.
Tia nie znała innych dzieci, nie miała kolegów w swoim wieku. Rodzice zazwyczaj
prowadzili prace wykopaliskowe tylko we dwoje, gdyż specjalizowali się w stanowiskach
pierwszej klasy; gdy takich nie było, prowadzili wykopaliska drugiej klasy. Nigdy natomiast nie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin