Mary Balogh - Niebezpieczny krok.pdf

(820 KB) Pobierz
403815318 UNPDF
Mary Balogh
Niebezpieczny
krok
Przekład
Anna Palmowska
1
Christine, masz niezdrowo zarumienione policzki. - Matka opuściła robótkę na
kolana, żeby lepiej przyjrzeć się córce. - I oczy bardzo ci błyszczą. Mam nadzieję, że nie
masz gorączki. Christine się roześmiała.
-Byłam na plebanii i bawiłam się z dziećmi - wyjaśniła. - Alexander chciał grać w
krykieta, ale już po kilku minutach stało się jasne, że Marianne nie potrafi złapać piłki,
a Robin w nią trafić. Bawiliśmy się więc w chowanego, choć Alexander uważał, że
teraz, gdy ma już dziewięć lat, to zabawa nieco poniżej jego godności. Zapytałam go,
co w takim razie ma powiedzieć jego biedna ciotka, która skończyła dwadzieścia
dziewięć lat. Oczywiście to ja cały czas musiałam szukać. Świetnie się bawiliśmy,
dopóki Charles nie wystawił głowy przez okno i nie zapytał, chyba retorycznie, jak ma
skończyć swoje kazanie w tym potwornym hałasie. Hazel dała nam zatem po szklance
lemoniady i wysłała dzieci do bawialni, żeby tam sobie, biedactwa, w ciszy poczytały.
A ja wróciłam do domu.
-Jestem pewna, że podczas zabawy z dziećmi nie miałaś kapelusza - odezwała się
Eleanor, jej najstarsza siostra. Uniosła głowę znad książki i spojrzała na Christine
sponad okularów. - To nie tylko rumieniec. To opalenizna.
-A jak można zajrzeć do małych kryjówek w wielkim kapeluszu na głowie? - spytała
Christine rezolutnie i zaczęła układać w wazonie kwiaty zebrane w ogrodzie.
-Twoje uczesanie wygląda jak ptasie gniazdo - dodała Eleanor.
-To da się łatwo naprawić. - Christine przegarnęła palcami krótkie loki i roześmiała
się. - Czy tak lepiej?
Eleanor pokręciła głową i z powrotem zajęła się książką. Przedtem jednak się
uśmiechnęła.
W pokoju zaległa kojąca cisza, słychać było tylko świergot ptaków i brzęczenie
owadów, dochodzące przez otwarte okno. Po kilku minutach spokój przerwał jednak stukot
końskich kopyt i turkot kół pojazdu, który zbliżał się ulicą do Hyacinth Cottage. Odgłosy
wskazywały na to, że jest duży i ciągnie go cały zaprzęg. Musiał to być powóz z Schofield
Park, odległej o trzy kilometry wiejskiej rezydencji barona Renable'a.
Żadna z dam nie zwróciła uwagi na zbliżający się powóz. Lady Renable często z niego
korzystała, gdy wybierała się gdzieś z wizytą, choć na ogół wystarczyłaby dwukółka albo po
prostu jej własne nogi. Eleanor mówiła, że lady Renable jest pusta i pretensjonalna, co nie
było dalekie od prawdy. A mimo to Christine się z nią przyjaźniła.
Wkrótce stało się oczywiste, że powóz zwalnia. Koła zaskrzypiały głośno. Wszystkie
trzy damy zdziwione uniosły głowy.
-Zdaje się, że lady Renable przybywa do nas z wizytą. - Eleanor wyjrzała przez okno.
- Ciekawa jestem, czemu zawdzięczamy ten honor. Christine, spodziewałaś się jej?
-Wiedziałam, że powinnam była zmienić czepek zaraz po drugim śniadaniu -
powiedziała matka. - Christine, bądź tak miła i poślij panią Skinner na górę, żeby
przyniosła mi nowy.
-Mamo, ten, który masz, jest całkiem przyzwoity - zapewniła ją Christine, kończąc
układać kwiaty. Podeszła do matki i pocałowała ją w czoło. - To tylko Melanie.
-Oczywiście, że to tylko lady Renable. W tym cała rzecz - odparła matka z irytacją.
Ale nie powtórzyła prośby.
Nie trzeba było wielkiego geniuszu, żeby odgadnąć, po co przybyła Melanie.
- Chyba przyjechała, żeby spytać, dlaczego nie przyjęłaś jej zaproszenia - rzuciła
Eleanor, jakby czytając w myślach siostry. - A skoro już zjawiła się tu osobiście, pewnie nie
pogodzi się tak łatwo z twoją odmową. Biedna Christine. Chcesz pobiec na górę do swojego
pokoju? Powiem jej, że nagle dopadł cię atak lekkiej ospy.
Christine roześmiała się, natomiast matka uniosła ręce ze zgrozy.
Melanie istotnie słynęła z tego, że niełatwo przyjmowała do wiadomości odmowną
odpowiedź.
Christine miała sporo zajęć. Kilka razy w tygodniu uczyła dzieci w wiejskiej szkole,
odwiedzała chorych i zniedołężniałych, matki w połogu i przyjaciół. Często bywała na
plebanii, by pobawić się z siostrzeńcami, gdyż jej zdaniem Charles i ich siostra Hazel
zaniedbywali je; twierdzili, że dzieci nie potrzebują dorosłych do zabawy, skoro mają siebie.
Jednak bez względu na to, co Christine robiła, Melanie zawsze uważała, iż jej przyjaciółka po
prostu się nudzi i czeka z nadzieją, aż ktoś dostarczy jej ciekawej rozrywki.
Christine lubiła spędzać czas z Melanie i z jej dziećmi. Ale wszystko miało swoje
granice. Melanie na pewno przybyła, by ponowić zaproszenie, które wczoraj przyniósł
służący. Christine w liście grzecznie, ale stanowczo odmówiła. Równie zdecydowanie
odmówiła miesiąc temu, gdy Melanie poprosiła po raz pierwszy.
Powóz z hałasem zatrzymał się przed furtką ogrodu. Niewątpliwie wszyscy
mieszkańcy wsi mogli usłyszeć, że oto baronowa łaskawie składa wizytę pani Thompson i jej
córkom w Hyacinth Cottage. Rozległ się trzask otwieranych i zamykanych drzwiczek. Potem
ktoś, zapewne stangret, bo bez wątpienia nie Melanie, zapukał do drzwi.
Christine westchnęła i usiadła przy stole. Matka odłożyła tam-borek i poprawiła
czepek. Eleanor z krzywym uśmieszkiem pochyliła się nad książką.
Kilka chwil później pani Skinner otworzyła drzwi, by zapowiedzieć lady Renable.
Melanie wpadła do pokoju, jak zwykle ubrana z przesadną elegancją. Jakby nie była na wsi,
tylko wybierała się na spacer do londyńskiego Hyde Parku. Kapturek z dużym rondem
ozdabiały kolorowe pióra, dodając Melanie wzrostu. W dłoni w rękawiczce ściskała lorgnon.
Wydawało się, że wraz z jej wejściem pokój zrobił się ciasny.
Christine uśmiechnęła się serdecznie.
-A, tutaj jesteś, Christine - odezwała się Melanie, skinąwszy głową na powitanie
wszystkim damom.
-Właśnie tu - przyznała Christine. - Jak się masz, Melanie? Proszę, usiądź na krześle
naprzeciw mamy.
Lady Renable skwitowała propozycję machnięciem lorgnon.
- Nie mam chwili do stracenia - odparła. - Czuję, że pod koniec dnia dopadnie mnie
okropna migrena. Christine, przykro mi, że musiałam się do ciebie fatygować. Moje pisemne
zaproszenie powinno ci wystarczyć. Nie mogę zrozumieć, dlaczego odpisałaś odmownie.
Bertie uważa, że się ze mną droczysz i nie powinnam przyjeżdżać, by zapraszać cię osobiście.
Miałabyś się wtedy z pyszna. Ale on często mówi niemądre rzeczy. Wiem, dlaczego
odmówiłaś. Przyjechałam ci powiedzieć, że ty też czasami zachowujesz się niemądrze. To
dlatego, że przyjeżdża Basil z Hermione, a ty z jakiegoś powodu pokłóciłaś się z nimi po
śmierci Oscara. To było jednak tak dawno. Masz takie samo prawo jak oni wziąć udział w
przyjęciu. W końcu Oscar był bratem Basila, a choć już nie żyje, ty poprzez małżeństwo
jesteś i zawsze będziesz skoligacona z naszą rodziną. Christine, nie powinnaś się upierać. Ani
wstydzić. Nie zapominaj, że jesteś wdową po bracie wicehrabiego.
Christine nie mogła o tym zapomnieć, choć czasami bardzo tego pragnęła. Przez
siedem lat była żoną Oscara Derricka, brata Basila, wicehrabiego Elricka i kuzyna lady
Renable. Poznali się w Schofield Park na pierwszym przyjęciu wydanym przez Melanie po jej
ślubie z Bertiem, baronem Renable'em. Oscar był wspaniałą partią dla Christine, córki
dżentelmena o tak skromnych dochodach, że musiał je podreperować, obejmując posadę
wiejskiego nauczyciela.
A teraz Melanie chciała, by przyjaciółka spędziła dwa tygodnie w jej domu.
-To bardzo miłe z twojej strony, że mnie zapraszasz - powiedziała Christine. - Jednak
naprawdę wolałabym nie brać udziału w tym spotkaniu.
-Nonsens! - Melanie uniosła lorgnon do oczu i rozejrzała się po pokoju. Ten jej
egzaltowany gest nieodmiennie rozśmieszał Christine i Eleanor. Ta ostatnia uniosła
książkę, by ukryć uśmiech. - Oczywiście, że chcesz wziąć udział. Kto by nie chciał?
Będzie mama i Audrey z sir Lewisem Wisemanem. Urządzam te wszystkie rozrywki z
okazji ich zaręczyn, choć oczywiście zostały już ogłoszone. Udało mi się nawet
namówić Hectora, a wiesz, że nigdy nie uczestniczy w większych zgromadzeniach,
chyba że się go do tego zmusi.
-Justin też będzie? - spytała Christine.
Audrey była młodszą siostrą Melanie. Hector i Justin jej braćmi. Justin przyjaźnił się z
Christine od chwili, gdy wiele lat temu poznali się na owym pierwszym przyjęciu u Melanie.
Przez ostatnie kilka lat małżeństwa Christine był właściwie jedynym jej przyjacielem.
-Oczywiście, że Justin też będzie - odparła Melanie. - Czyż nie jest zawsze obecny i
nie spędza więcej czasu u mnie niż gdziekolwiek indziej? Zawsze byłaś w
znakomitych stosunkach z moją rodziną. A oprócz niej spodziewamy się dużego grona
dostojnych i miłych gości. Zaplanowałam rozliczne ciekawe rozrywki. Musisz
przyjechać. Stanowczo nalegam.
-Och, Melanie, naprawdę wolałabym...
-Christine, powinnaś pojechać i trochę się zabawić - wtrąciła matka. - Ciągle jesteś
zajęta sprawami innych ludzi.
-Lepiej od razu powiedz „tak" - dodała Eleanor, spoglądając sponad okularów. Nie
zdjęła ich po przybyciu gościa, gdyż najwyraźniej nie zamierzała przerywać lektury. -
Wiesz, że lady Renable nie ruszy się stąd, dopóki cię nie przekona.
Christine zirytowana zerknęła na siostrę. Ta odwzajemniła się jej wesołym
spojrzeniem. Dlaczego nikt nie zapraszał Eleanor na takie towarzyskie spotkania? Ale
przecież Christine znała odpowiedź. W wieku trzydziestu czterech lat jej najstarsza siostra bez
żalu pogodziła się z nieuniknionym już staropanieństwem i przyjęła na siebie rolę prawej ręki
matki. Z rozmysłem wybrała taki los, gdy jej ukochany wiele lat temu zginął na wojnie w
Hiszpanii. Od tamtej pory żaden mężczyzna nie zdołał jej skłonić do zmiany zdania, choć
kilku próbowało.
- Ma pani rację, panno Thompson - powiedziała Melanie, a pióra nad jej kapturkiem
zafalowały. - Otóż zdarzyła się wysoce niepokojąca rzecz. Hector jak zwykle postąpił
impulsywnie.
Hector Magnus, wicehrabia Mowbury, był molem książkowym i odludkiem. Christine
nie potrafiła sobie wyobrazić, że mógłby coś zrobić pod wpływem impulsu.
Melanie bębniła palcami po stole.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin