Anonim - Ekstaza 04 - Odwieczny urok grzechu(+18).doc

(5425 KB) Pobierz

 

 

Anonim

 

Ekstaza 04

 

 

Odwieczny urok grzechu

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Motto:

Kto nic nie wie, nic nie kocha. Kto nic nie może zrobić, nic nie rozumie. Kto nic nie rozumie, nic nie jest wart. Ale ten kto rozumie, kocha, patrzy i widzi...

Paracelsus

 

To, że ktoś za kimś szaleje, jest nie tyle miarą miłci, co świadectwem wewnętrz­nej pustki i osamotnienia.

Jeśli nie wierzysz, zapytaj sam siebie, ile znasz osób zdolnych do prawdziwej miłci.

Miłość erotyczna, jeśli jest miłcią, wyni­ka z samej istoty życia i oznacza najgłębszą więź z drugą osobą.

Erich Fromm

 

Żaden mężczyzna nie potrafi ż wyłącz­nie dla miłci, tak jak kobieta, ani uczynić z miłci celu życia i wypełnić nią swoich dni.

Anais Nin

 

Wielkim błędem moralności, jaką wpaja się nam od dziecka, jest ostrzeganie męż­czyzny przed kobietą i kobiety przed męż­czyzną.

Gregorio Marańón


Erotyczne in memoriam

Jorge był moim najlepszym przyjacielem. Był towarzyszem wielu przygód, jakie przytrafiły mi się w życiu, poczynając od czasów szkolnych. Los sprawił, że przez osiemnaście lat byliśmy nierozłą­czni, bowiem tak się składało, że pomimo częstych przeprowadzek, z miasta do miasta, mieszkaliśmy zawsze po sąsiedzku.

Miałem prawo sądzić, że wiem o nim wszystko, aż do najdrobniejszych szczegółów, ale niedawno przekonałem się ku memu zaskoczeniu że to nieprawda.

Stało się to dopiero wtedy, gdy zapoznałem się z zawartością paczki, któ w wielkim sekrecie powierzył mi, ciężko chory, na krótko przed swoją śmiercią.

Weź to powiedział, wręczając mi jakiś pakiet. Znajdziesz tu rękopis mojej książki. Ale proszę, żebyś nie zaglądał do środka przed upływem dziesięciu lat. Wiem, że mogę ci zaufać. Byłbym wdzięczny, gdybyś potem znalazł dobrego wydaw­. Nie miej żadnych skrupułów z opublikowaniem

 


tych intymnych wyznań. Stanowią chronologiczny zapis najszczęśliwszych chwil mego życia, jakich zaznałem u boku słodkich istot.

W oszołomieniu przekładałem z ręki do ręki cięż, zalakowaną paczkę. Przypatrywałem się przyjacielowi, stwierdzając z przykrością, jak bar­dzo zmienił się pod wpływem choroby, która wy­glądała na dużo groźniejszą i poważniejszą niż wydawało się nam na początku.

W miesiąc później szedłem za jego trumną, jako jeden z nielicznych uczestników pogrzebu.

Paczkę oddałem do sejfu bankowego, żeby nie ulec pokusie i nie otworzyć jej przed czasem. W miarę upływu lat coraz rzadziej myślałem o pro­śbie przyjaciela, ale nie zapomniałem spełnić iego woli.

ciwie nie byłem zbyt zaskoczony tym, co znalazłem w zalakowanej paczce. Jorge nigdy'nie ukrywał przede mną swoich erotycznych przygód i upodobań. Nie przypuszczałem jednak, że potrafi opisać je w sposób świadczący o dużym darze obserwacji, ironicznym podejściu do pewnych spraw i świetnym wyczuciu śmieszności niektórych sytuacji.

Zamierzam zatem opublikować książ nicze­go nie zmieniając i nie ukrywając, z wyjątkiem tożsamości mojego przyjaciela, który zastrzegł to sobie przed śmiercią. Oczywiście Jorge nie jest jego prawdziwym imieniem, ale skoro jakieś trzeba wymyślić, może być i to. Wybrałem je głównie dlatego, że stanowi skrót od prawdziwego imienia i nazwiska razem wziętych.

 

I

Oto część seksualnej historii mego życia. Nie wiem dobrze, po co ją spisuję. Może dlatego, że kiedyś przeczytałem nie pamiętam już gdzie pewne zdanie, które mnie zafrapowało stwier dzeniem, że kobieta zachowuje w pamięci wszyst­kich mężczyzn swego życia, podczas gdy mężczyzna z łatwością zapomina o minionych uczuciach. Mogę powiedzieć, że nie odnosi się to do mnie, bowiem ja pamiętam nie tylko imiona, ale również miejsca, rysy twarzy, słowa, gesty i wszelkie inne szczegóły wspólnie przeżytych chwil.

Mam czterdzieści lat, lecz najdawniejsze wspo­mnienia odżywają we mnie z taką jasnością i precy­zją, jakby czas zatrzymał się w miejscu.

Musi jednak upłynąć jeszcze sporo lat, zanim ujrzy światło dzienne ta galeria portretów, kobiet i nielicz­nych mężczyzn, które włnie próbuję nakreślić.

Wolałbym zataić prawdę przed moją matką. Po co przysparzać zmartwień staruszce u kresu życia? Jest mi natomiast zupełnie obojętne, jak zareagują inni członkowie rodziny.

 


Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem dość osob­liwym produktem metod wychowawczych przenie­sionych żywcem z dziewiętnastego wieku do na­szych czasów i wyrażających się w postaci tych wszystkich nowenn, mszy majowych, pierwszych piątków i modlitw różcowych po przebudzeniu i przed póciem spać. Różaniec zawsze musiał być pod rę, o każdej porze dnia. Rekolekcje, hymny na cześć Trójcy Przenajświętszej, wizyty czcigod­nych księży zapraszanych przez babcię na ciepłą czekoladę i kruche ciasteczka, które znikały błys­kawicznie w ustach przeora Zakonu Karmelitów albo jakiegoś biskupa.

Ileż wspomnień budzi we mnie myśl o rodzinnym domu, gdzie królowała pobożność i wierność Koś­ciołowi rzymskokatolickiemu.

Widzę oczami duszy dar papieża Piusa IX, który udzielał komunii mojej babce i jej siostrze, bawią­cym wówczas w Rzymie; jednej podarował róża­niec, a drugiej papieski pantofel. Odtąd ten pantofel stał w naszym domu na honorowym miejscu. W dzieciństwie nieraz ściągałem go ukrad­kiem, żeby plizgać się po świeżo wypastowanej podłodze, dopóki babcia nie zaczynała krzyczeć i czynić znaki krzyża na widok takiego bezeceństwa, a moja dobra matka wraz z całą domową nadbiegała zobaczyć, co się stało.

Wychowywałem się w wielkim domu, pełnym salonó...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin