Syrop klonowy.pdf

(228 KB) Pobierz
59392729 UNPDF
Brakuje mi w Szwecji kanadyjskiego syropu klonowego. Niewielki zapas zużywam bardzo oszczędnie, jak
najlepszy koniak. W Szwecji kanadyjski syrop klonowy kosztuje dosłownie majątek. Gdy Waldek
Kontewicz przysłał mi do Zwojów swój tekst o klonowym karmelu, który zamieszczam poniżej,
postanowiłem napisać również coś "technicznego" o maple syrup . Korzystałem przy tym z broszurki rządu
kanadyjskiej prowincji Québec, którą z francuskiego przetłumaczyła dla mnie Anna Kristensson z Lund.
Bardzo Ani za to tutaj dziękuję. Przypomniałem sobie również moją wizytę w klonowni (érabliere)
niedaleko Lac St. Jean, Québec w marcu roku 1989. (AMK)
KLONOWY SYROP
ANDRZEJ KOBOS
Waldemar Kontewicz: KARMEL
Chemia
W porze wegetacyjnej, klon gromadzi zapasy krochmalu, który nadaje sokowi tego drzewa
słodki smak. Podczas odwilży, wskutek działania pewnego enzymu, krochmal ten jest
naturalnie przekształcany w cukier. Obok cukru, w soku ( sap ) drzewa w niewielkich ilościach
występują pewne minerały i kwasy organiczne. Nie mniej, sok drzewa klonu zawiera przede
wszystkim wodę (96%-99%). Sok klonowy, z którego otrzymuje się syrop oraz cukier
klonowy, pochodzi przede wszystkim z klonu cukrowego (l'érable; a sucre) i z klonu
czerwonego (l'érable rouge).
Historia
Na długo przed przybyciem Europejczyków na ziemie dzisiejszej Kanady, Indianie Mohawks
północno-wschodniej Ameryki umieli odciągać sok z drzew klonu i odparowywać go dla
uzyskania cukru. Wczesną wiosną tomahawkami nacinali korę pni drzew klonowych w kształt
dużej litery V. W wierzchołek nacięcia przymocywali drewnianą rynienkę, którą sok spływał
do naczynia. Uzyskany w ten sposób sok gotowali w glinianych naczyniach aby otrzymać
słodki syrop.
59392729.004.png
 
Dopiero w początkach XVIII wieku Europejczycy na terenie Lower Canada (wschodniej
Kanady) i amerykańskiej New England, zainteresowali się syropem klonowym, który nazwali
„indiańskim cukrem”. W nacięcia w pniach wbijali "skrapiarkę" z cedru, którą spływał sok.
Zasada tego procederu nie zmieniła się do dzisiaj. W owym czasie, europejscy osadnicy
produkowali syrop i cukier klonowy wyłącznie na swoje potrzeby. Z soku klonowego
wytwarzali bardzo twardy cukier, który można było przechowywać na wolnym powietrzu
przez cały rok. Dopiero pod koniec XVIII wieku, cukier klonowy stał się przedmiotem
handlu. Dzisiaj, w samym Québec dochód z syropu klonowego przekracza 100 mln dolarów,
podobnie jest w stanach New England.
Współczesna procedura zbierania soku
W początkach wiosny, a właściwie późną zimą, klonownicy wiercą w pniach klonów (w
naturalnym klonowym lesie albo w od dawna istniejących zasadzonych klonowniach), otwory
o średnicy 1 cm i głębokości 5 cm, w których umieszczają metalowe rurki. Na rurkach tych
zawieszają wiaderka, albo łaczą je plastikowymi wężami w zamknięty system kanałów. W
zależności od grubości pnia, można nawiercić od jednego do czterech takich otworów.
Zbieranie klonowego soku w jednej z klonowni w Québec.
(fot. Andrzej Kobos)
Jeżeli temperatura otoczenia jest właściwa, tj. po lekkomroźnych nocach następują
"gorące", słoneczne dni, podnoszący się w pniu sok zaczyna z niego wypływać
natychmiast po zrobieniu nacięcia. Wiaderka, lub „centralne” zbiorniki systemu
plastikowych węży, opróżnia się do beczek, ciągnionych na saniach przez konia lub
śnieżne skutery.
Odparowywanie soku i cukru
59392729.005.png
Sok jest przerabiany w "cukrowym domku" klonowni. Znajduje się w nim piec opalany
drewnem klonowym, na którym w wielkim kotle gotuje się klonowy sok, aby, odparowując
wodę, skoncentrować klonowy syrop i/lub cukier.
Piec z kotłem do gotowania i odparowywania
klonowego soku.
(fot. Andrzej Kobos)
W miarę gotowania, charakterystyczny dla produktów klonowych aromat nabiera
wyrazistości i głębi. Przy coraz wyższej temperaturze, otrzymuje się kolejne frakcje:
syrop klonowy koloru bursztynu, jaśniejszy lub ciemniejszy, tj. Canada Grade 1 (104 o C) i
Canada Grade 2 (107 o C), im ciemniejszy, tym o wyraźniejszym smaku. Dalej, choć w
praktyce rzadziej, karmel/masło klonowe (112 o C), cukier miękki (115 o C), twardy (118
o
C) i ziarnisty (124 o C). Średnio, dla uzyskania 1 litra syropu klonowego Grade 1 potrzeba
40 litrów soku z drzewa klonu.
W lutym i marcu każdego roku, w Québec i Ontario klonownie urządzają degustacje, a nawet
swego rodzaju klonowe przyjęcia. Próbki wrzącego syropu, nabieranego wprost z kotła,
wylewane przez personel na śnieg, lekko zamrożony w drewnianych korytkach, zastygają, zaś
goście próbują je z ogromnym smakiem.
Cukrowy domek.
(fot. Andrzej Kobos)
59392729.006.png 59392729.001.png
Rozlewanie klonowego syropu do degustacji.
(fot Andrzej Kobos)
Obok, oczywiście, czynny jest sklepik ze świeżym syropem i innymi wyrobami klonowymi.
Ceny są wysokie. Nawet w Kanadzie, syrop klonowy jest droższy od alkoholu. Lecz
lepszy!
* * *
KARMEL
WALDEMAR KONTEWICZ
59392729.002.png 59392729.003.png
Napisać historię o karmelowym królestwie na rogu Zwycięzców i Kościuszki w Braniewie,
prozą gęstą jak konfitury wekowane przez mojego dziadka, sztuką jest nielada. Precyzja
w dobieraniu kształtów i rozmiaru korniszonów, mocy czosnku zaplatanego w dziewiczy
warkocz, krzepy chrzanu kopanego na rogu cmentarza, jędrności śliwek pokrytych
szafirową sadzią wymyka się z reguł codziennego rytuału sięgania po cynowe puszki na
sklepowych półkach. Tylko rzędy zdań klasycznych powieści mogą oddać maestrię
braniewskiego rynsztunku szklanych słoików ustawianych na półkach w "chołodnej
biedce" zamykanej na czarodziejski klucz.
Karmelowe imperium, w latach sześćdziesiątych XX stulecia, mieściło się w samym centrum
Braniewa na Langengasse, w salonce, która wykoleiła się jeszcze podczas I Wojny Światowej.
Podczas moich szkolnych wakacji, Dziadek Wacław prowadzał mnie do szkockiej fabryki
cukierków w niedziele, tuż po Sanctissimum w św. Trójcy. Mogłem wtedy wydać,w dowolny
sposób moje przydziałowe trzy złote za kopanie chrzanu i zbieranie suchego łomu w lesie.
Pomoc w rozwiązywaniu słodkich puzzli oferował zawsze pan Makowski, którego szkockie
nazwisko MacCousk przetopiło się na język polski niczym karmel na amberowe "konfiety".
Szklane gabloty cukiermistrza, który mówił z tęgim cudzoziemskim akcentem, zawierały cały
wszechświat smaków i aromatów. Imbirowe lizaki po 50 gr, przeźroczyste i zielone,
pachniały jak wiosenna łąka przy pruskiej wieży ciśnień. Toffi mordoklejki smakowały jak
spadziowy miód zbierany z najwyższych sosen rosnących tuż za granicą w rosyjskim
Mamonowie. Karmelki w czekoladzie rozpływały się w ustach jak fale morskie we
Fromborku. Dropsy w tulejkach pachniały wilniucką miętą.
Moje niedzielne popołudnia spędzałem z Bodziem, głuchoniemym synem cukiernika, z
którym nikt na Zwycięzców nie miał ochoty się bawić. Chodziłem do jego domu, gdzie
dowiedziałem się niejednej rzeczy o karmelowych cudach wyrabianych z klonu, którego liście
były podobne do jesionu rosnącego tuż przed oknem państwa Makowskich.
Według wieczornych opowieści Szkota z Edynburga, zgęszczony sok z klonu spławiano rzeką
świętego Wawrzyńca do portu Québec City, gdzie w dębowych beczkach ładowano go na
statki. Destylacją syropu na karmel zajmowali się handlarze we Francji i w Anglii. Gęsta i
słodka papka płynęła później morzem Północnym i Bałtykiem przez Zalew Wiślany aż do
Braniewa. A na patyki nadziewał karmel pan Makowski w małej drewutni przyległej do
salonki pomalowanej na ciemnozielony kolor.
Słodkie opowieści popchnęły mnie dwadzieścia lat później do największego na świecie
zagłębia klonowego jakim jest Kanada. Poszedłem śladami braniewskiego cukiernika i
odwiedziłem Québec City Ruch francuskich żaglowców po Swiętym Wawrzyńcu, wożących
karmel do Europy, oglądać można w tutejszym muzeum – zamku Chateau Frontenac, gdzie
kiedyś rezydowali Franklin D. Roosevelt, Winston Churchill i Ronald Reagan, jak też
prezydent Francji Charles de Gaulle, który wykrzyczał tam swoje słynne: " Vivre le Québec
libre! ", co było dyplomatycznym blamażem. Do dziś francuska prowincja chce (i nie chce
zarazem) odłączyć się od Kanady. Zimową porą, w samym centrum stolicy prowincji Québec,
można zjeść lizaka zrobionego z gorącego klonowego karmelu polewanego na puszysty śnieg.
Zakrzepnięty na patyku bursztynowy cukierek zjada się podczas jazdy XIX wiecznymi
saneczkami w lodowej rynnie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin